• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zdemaskowany Judasz, czyli zakała rodziny

Paweł Pizuński
6 lipca 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Niecałe sto lat temu za wtargnięcie do czyjegoś domu i zuchwałą kradzież z użyciem broni można było pójść do więzienia na trzy lata. Czy dziś jakiś sąd wydałby podobny wyrok?



To, co zdarzyło się w domu państwa Wittkowskich wieczorem 2 marca 1919 r. poruszyło wszystkich w okolicy. Było już po godzinie dziewiątej, gdy do ich domu wtargnęło trzech osobników w ubłoconych i poplamionych uniformach wojskowych. Twarze mieli zasłonięte maskami, a w rękach trzymali pistolety. Witkowscy leżeli już w łóżku. On czytał gazetę, ona próbowała zasnąć. Gdy zobaczyli bandytów, on usiłował podnieść się z miejsca, ona zaś zaczęła krzyczeć przeraźliwie. Jeden z intruzów z trudem zatkał jej usta ręką.

- Tylko się rusz, a zastrzelę! - powiedział najwyższy z napastników i przyłożył jej pistolet do piersi.
- Czego od nas chcecie?! - zapytał Wittkowski przestraszony.
- Jak to czego? Pieniędzy! - zaśmiał się tamten.
- Nie mamy pieniędzy. My biedni ludzie.
- Lepiej, stary, nie kłam!
- Nie kłamię. Naprawdę nie mamy pieniędzy. W tych ciężkich czasach nikt ich nie ma.
- Ale ty je masz!
- Ciekaw jestem, gdzie? - odparł Wittkowski i rozłożył ręce. - Przeszukaj izbę. Żadnych pieniędzy nie znajdziesz.
- Przeszukaj komody! - najwyższy z bandy skinął głową na kompana. - I pamiętaj, że telefon trzeba rozłączyć - dodał i tamten od razu podszedł do stojącego w rogu izby kredensu.

Jednym szarpnięciem wyrwał przewód z gniazdka i zabrał się za przetrząsanie szuflad stojącej obok komody. Gdy nic nie znalazł, do poszukiwań włączył się trzeci z bandytów, niski, krępy blondyn o grubym karku. Przetrząsnęli kredens i drugą komodę, ale znaleźli tylko portfel z 50 markami w środku. Zdenerwowali się. Zaczęli przeklinać, po czym zabrali parę rzeczy, które ich zdaniem miały jakąś wartość - pozłacany zegar, harmonijkę ręczną i pęk kluczy. W tym czasie przestraszeni Wittkowscy leżeli w łóżku, pilnowani przez najwyższego z drabów.

* * *

Intruzów wypłoszył z chaty syn Wittkowskich, Henryk. Wracał właśnie od sąsiadów i zaniepokoił się, gdy dostrzegł otwarte niemal na oścież drzwi wejściowe. Zajrzał do środka i zobaczył trzech zamaskowanych osobników myszkujących po szafach. Wtargnął do chaty i choć tamci zaczęli strzelać, to jednak żaden nie trafił. Przestraszeni hałasem uciekli czym prędzej, zaś Wittkowscy natychmiast wezwali policję.

Lesky akurat miał dyżur. Z miejsca pojechał na Brösener Chaussee (dziś to ulica Chrobrego) i mnie więcej godzinę później był na miejscu. Wittkowska była z synem w kuchni i, płacząc, piła jakieś zioła, zaś stary Wittkowski siedział w izbie na fotelu i, trzęsąc się, palił papierosa.

- Proszę mi opisać tych ludzi. - zapytał go Lesky.
- Niewiele mogę powiedzieć. Twarze mieli zasłonięte maskami, więc tylko po wzroście mogę ich odróżnić. Zdaje się, że ten najwyższy był przywódcą.
- Coś jeszcze rzuciło się panu w oczy?
- Hm. Raczej nie... - zastanawiał się przez chwilę stary Wittkowski - Chyba tylko to, że nadzwyczaj dobrze orientowali się w tym, co mam w domu. Wiedzieli, że mamy telefon.
- Może więc był to któryś z sąsiadów?
- Wątpię. Poznałbym.

Wittkowski chciał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle zegar na ścianie wybił północ i ktoś zapukał do drzwi. Do chaty wszedł wysoki blondyn o szerokich barach i wąskich biodrach. Miał jakieś trzydzieści lat, chociaż regularne rysy twarzy sprawiały, że wyglądał dużo młodziej.

- Przyszedłem, jak tylko się dowiedziałem - powiedział od progu do Wittkowskiego - Nic wam się, wujcio, nie stało?
- Skądże. Jesteśmy cali i zdrowi. Henio ich przegonił - odpowiedział Wittkowski, wskazując na syna.
- Kim pan jest? - zapytał Lesky.
- To mój bratanek - odrzekł Wittkowski - Mieszka opodal.
- Grubba - przybysz podszedł do Leskyego z wyciągniętą ręką. - Hans Grubba się nazywam. Pan, zdaje się, z policji? Oby się panu udało złapać tych bandytów.

Uścisnęli ręce.

- Może i się uda - odparł Lesky.
- Świetnie! Ma pan już jakiś trop?
- Nie wiem. Ściągnąć muszę paru chłopców. Może jakieś odciski palców znajdą.
- Obawiam się, że to nic nie da - odrzekł Wittkowski. - Wszyscy trzej mieli rękawice.
- Mimo wszystko ściągnąć ich muszę. Jest tu jakiś telefon? - zapytał Lesky.

Wittkowski podniósł się z fotela, ale Grubba powstrzymał go.
- Ja to wujcio załatwię - powiedział i wyszedł pośpiesznie z chaty.
- Miły młodzieniec... - powiedział Wittkowski.
- Dobrze go pan zna? - zapytał Lesky.
- A jakżeby nie. Prawie codziennie u nas bywa. To syn mojej siostry. Sama biedna go wychowuje. Jej mąż nie wrócił z wojny. Zmarł gdzieś we Francji.
- Obawiam się, że będę go musiał zatrzymać.... - odrzekł Lesky w zadumie.
- Kogo? - Wittkowski spojrzał na niego zaskoczony.
- Pańskiego siostrzeńca oczywiście.
- A to z jakiego powodu? - zapytał Wittkowski wzburzony.
- Obawiam się, że ten młodzieniec wie o napadzie więcej, niż obaj możemy podejrzewać - odparł Lesky.

* * *

Ku swojemu wielkiemu zdumieniu Hans Grubba zatrzymany został, gdy tylko po kilkunastominutowej nieobecności wrócił do domu Wittkowskich.

- Czy pan sobie żarty stroi? - zapytał, gdy Lesky wyprowadzał go na zewnątrz.
- Bynajmniej.
- Można wiedzieć, co mi pan zarzuca?
- Przypuszczam, że ma pan coś wspólnego z tym napadem...
- Czy pan oszalał? - zaśmiał się - Gdybym był wśród tych bandytów, wujcio zaraz by mnie rozpoznał.
- Nie twierdzę, że był pan w domu wuja podczas napadu. Przypuszczam jednak, że to za pana sprawą do napadu doszło.
- Pan naprawdę nie wie, co mówi - Grubba roześmiał się, ale Lesky nawet na niego nie spojrzał.
- Wie pan, co pana zdradziło? Poza tym oczywiście, że zjawił się pan u Wittkowskich w najgorszą możliwą godzinę.
- No właśnie. Co takiego? - Grubba spojrzał na Leskyego z rozdrażnieniem.
- Telefon. Chociaż wiedział pan, że Wittkowscy mają aparat w domu, nawet nie spojrzał pan w jego kierunku. Od razu wyszedł pan z izby.
- I co z tego?
- A to, szanowny panie, że wiedział pan, iż sprawcy zdążyli uszkodzić telefon.

* * *

Grubba nie przyznawał się do winy, ale śledztwo nadspodziewanie szybko doprowadziło do ustalenia nazwisk bezpośrednich sprawców napadu. Wystarczyło prześledzić krąg znajomych Grubby. Było wśród nich kilku typów spod ciemnej gwiazdy, a między nimi elektryk Siegfried Schaarschmidt, tokarz Willy May i robotnik Bruno Czöbb. Gdy Lesky wspomniał o nich, Grubba od razu zaczął mówić.

- Powiedziałem im wszystko, co wiem o wujciu, opisałem też jego dom.
- Od ciebie dowiedzieli się o telefonie?

Przytaknął. - Zdradziłem nawet miejsce, gdzie ciotka zwykle trzymała pieniądze - sięgnął po herbatę, którą za zezwoleniem Leskyego przyniósł mu strażnik. - Tuż przed napadem spotkaliśmy się blisko koszar telegrafistów i od razu udaliśmy się w stronę domu Wittkowskich. Dopiero później rozdzieliliśmy się.
- Widziałeś, jak weszli do domu Wittkowskich?
- Nie. Widziałem tylko, jak z niego uciekali...
- Rozmawiałeś z nimi?
- Przez chwilę. Później uciekli.
- Czemu to zrobiłeś?
- Zmusili mnie. Powiedzieli, że zabiją mnie, jeśli im nie powiem...
- Dlaczego wybrali twojego wuja? Przecież on jest tylko stróżem na cmentarzu. Nie ma pieniędzy.
- Schaarschmidtowi wydawało się, że wujcio jest bogaty. Wujcio zawsze oszczędzał. Każdy grosz oglądał dwa razy zanim na cokolwiek wydał...

* * *

Sprawców napadu na dom Wittkowskich osądził sąd przysięgłych 23 czerwca 1920 r. Kara trzech lat więzienia dla Schaarschmidta, Czöbba i Maya nie była dla Leskyego niespodzianką. Spodziewał się takiego wyroku. Niespodzianką było uniewinnienie Grubby. Widocznie przysięgłych ujęła jego łagodna, niemal chłopięca twarz.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (17) 1 zablokowana

  • znakomite (3)

    żeby tak raz w tygodniu taki artykuł... świetnie się czyta!

    • 23 2

    • Sensacyjne opowieści dla kucharek :-) Mocno prymitywny język i styl narracji. (2)

      Jak cię to bawi, proponuję lekturę pitawali wszelakich oraz z rzeczy nowszych Detektywów z lat 80-tych. Można też sięgnąć do literatury pięknej - "Szumowiny" Singera, "doktor Murek" Dołęgi-Mostowicza czy "Dzieje grzechu" Żeromskiego.

      • 0 0

      • a co czytać Pamuka, czy jeszcze głębiej?

        • 0 0

      • No, no! Widzę żeś koneser

        Prawdziwy znawca Kultury przez duze "Ku" i Twórczości przez duże "Tfu".

        • 0 1

  • miło odpoczać od polityki i badziewia (2)

    • 25 1

    • nic z tego-Judaszem i sprzedawczykiem jest Tusk i PO (1)

      • 3 9

      • to wejdź na ich stronę i tam się poć i buchaj jadem

        • 1 0

  • Dzięki za pana artykuł panie Pizuński, który tym razem nie szkaluje Polaków :] (1)

    Ten jak i inne przeczytałem w 100% - a ten jest wyjątkowo ciekawy. :) Dziękuję za mini nowelę detektywistyczną. Pozdrawiam!

    • 12 1

    • Racja.

      Ostatnio istnieje moda na szkalowanie Polaków i wszystkiego co polskie. To takie podlizywanie się.

      • 1 1

  • Mała nieścisłość...

    Grubba raz jest bratankiem, raz siostrzeńcem, ale i tak fajnie się czyta.

    • 4 2

  • ulubione zajęcie niemców
    napadanie na sąsiadów z bronią w ręku

    • 7 5

  • (1)

    to się czyta "jednym tchem" - jest Pan Wielki Panie Pizuński!!

    • 37 6

    • jakim jednym tchem?

      to są jakieś wypociny

      • 0 9

  • Z tymi liniami papilarnymi, to się chyba szanowny autor trochę rozpędził. (2)

    To prawda, że pod koniec XIX wieku wiedziano, że linie papilarne są niepowtarzalne, niezmienne i nieusuwalne, ale pierwszy rejestr od 1901 roku miał Scotland Yard, a FBI do 1946 roku stworzyła bank linii papilarnych. Nie przypuszczam żeby w opisywanym przez autora okresie, w Gdańsku, stosowano tę metodę.

    • 8 17

    • Rejestru nie było (1)

      ale mogli porównać np. z osobami zatrzymanymi bezpośrednio po napadzie.

      • 5 3

      • Sęk w tym, że napastnicy byli w rękawiczkach.

        Ja odniosłem się ogólnie do historii linii papilarnych w kryminalistyce.
        Pzdr.

        • 4 3

  • Super artykul

    Czekam na wiecej ;)

    • 22 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jan Heweliusz był autorem książki i twórcą dziedziny zwanej:

 

Najczęściej czytane