• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Nie pracujcie w święto rewolucji"

Paweł Pizuński
30 września 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 
Wewnątrzzakładowe obchody rewolucji październikowej w gdańskim porcie w 1951 roku. Wewnątrzzakładowe obchody rewolucji październikowej w gdańskim porcie w 1951 roku.

Wbrew pozorom rocznice wybuchu Rewolucji Październikowej upamiętniano w Gdańsku nie tylko w PRL-u, ale i przed wojną, a niejedne takie obchody swój finał znajdowały w sądzie. Powód? Gdy jedni chcieli czcić zwycięstwo bolszewików, inni mieli zupełnie inne przemyślenia na ich temat.



W Sopocie komisarz Lesky bywał często. Nie tylko z racji wywczasów. Czasami zaglądał tam również służbowo, gdy w ramach pomocy sąsiedzkiej zastępował któregoś z tamtejszych komisarzy. W listopadzie 1919 r. zdarzyło się to dwukrotnie. Najpierw komisarz Pokrzywnicki miał ślub w rodzinie, a później trafił mu się pogrzeb.

Spedytor Richter zjawił się na posterunku policji państwowej w Sopocie w czasie, gdy Pokrzywnicki bawił pod Gdańskiem na weselu. Na zewnątrz było wietrznie i deszczowo, ale na posterunku ciepło i całkiem przytulnie. Jakieś dwie godziny przed południem Richter wpadł jak burza do pomieszczenia służbowego.

- Ze skargą, proszę szanownego pana, przychodzę - powiedział bez zbędnego wstępu. Z taką werwą opadł na krzesło, że zatrzeszczało. - Terminy mnie gonią, ludzie na towar czekają, a tamci robotę wstrzymują.
- Kto wstrzymuje panu robotę?
- Robotnicy na dworcu. Rewolucję rosyjską upamiętniać im się zachciało.
- Jaki to ma związek z pańską robotą?
- Jak to jaki? Powiedzieli, że z powodu rocznicy pracować nie będą, a mnie terminy gonią. Ludzie na towar czekają...
- Pod zły adres pan trafił. Czasy niewolnictwa się skończyły. Ani pan, ani też policja nie może nikogo zmuszać do pracy.
- Ja nikogo do pracy zmusić nie zamierzam. Chcę, żeby mnie i moim ludziom pozwolono pracować.
- Nikt nie może przecież zabronić panu pracy.
- Nie mogą, ale próbują. Kiedy rano o szóstej zaczęliśmy rozładunek wagonu, podszedł do nas jakiś osobnik i powiedział, że dzisiaj się nie pracuje, bo rocznicę rewolucji w Rosji trzeba uczcić. Zapytałem go, kto tak zarządził, a on na to, że wczoraj na zebraniu Komitet Wykonawczy uchwalił.
- I przerwaliście pracę?
- Skądże - Richter wzruszył ramionami. - Dalej pracowaliśmy, a wtedy tamten zaczął grozić. "Jak nie przestaniecie, to pożałujecie", powiedział, więc pokazałem mu inne wagony. "Tam pracują i nikt się ich nie czepia", mówię mu, a ten, że tamci pewno mają pozwolenie. Czyje? - się pytam, a tamten, że od szefa Komitetu Wykonawczego. Jak mi pokazał, gdzie go szukać, poszedłem od razu. Do samego biura, się znaczy, a tam stół na środku, krzesła dookoła i jacyś ludzie z cygaretami w zębach. Dymu tyle, że ledwo ich było widać - Richter skrzywił się tak, jakby sok z cytryny wypił. - Zapytałem o szefa, a tu patrzę, mój znajomy Walter Kanter siedzi... Powiedziałem mu w czym rzecz, a ten do mnie, że w taki dzień pracować nie można i że mam się zastosować do zakazu. To ja mu wtedy mówię, że inne wagony są normalnie rozładowywane, a ten zdenerwował się... Wysłał kilku z tych, co tam siedzieli, żeby innym też wstrzymali pracę..
- I tamci zaprzestali pracy?
- Pewno nie mieli innego wyjścia. Grożono im.
- W jaki sposób?
- A różnie, proszę szanownego pana. Do pracowników znajomego spedytora podszedł taki jeden i powiedział, że jak chcą, to mogą pracować, ale niech się nie zdziwią, jak za bramą nadzieją się na jakiś nóż.
- Ten Kanter to znajomy pana jakiś?
- W wojsku razem byliśmy. Taki drobny cwaniaczek spod Oruni.
- Niech pan spróbuje ściągnąć go tu do nas.
- W jaki sposób? On teraz ważniaka struga. Szefem tego głupiego komitetu go zrobili.
- Niech pan mu powie, że za zmuszanie kogoś do zaprzestania pracy więzienie grozi. Zobaczy pan, że przyjdzie.

* * *

Kanter faktycznie przyszedł. Około południa zjawił się na posterunku razem z Richterem i złożył zeznanie. Wypierał się, by komukolwiek groził lub zmuszał do porzucenia pracy, ale kiedy wracał z posterunku napominał Richtera, a może nawet i groził.

- Powiedział mi najpierw, że pięknie zeznawałem na policji, a później oświadczył, że dobrze by było, żebym też i przed sądem dobrze zeznawał, bo inaczej ktoś może mi kości porachować - oświadczył Richter Leskyemu kilka dni później, tym razem już w Prezydium Policji. - A to przecież jawna groźba była.
- Jak się wtedy zachowywał?
- Normalnie, a chwilami nawet przyjacielsko...
- A ten, który wcześniej wzywał was do zaprzestania pracy. Poznalibyście go?
- Oczywiście. Niski gość z bujną czupryną. Innych też trochę zapamiętałem. Przyda się to na coś?
- Dlaczego nie. Gdy tylko staną przed sądem...
- Naprawdę?
- Naprawdę. Nie można nikogo zmuszać do zaprzestania pracy. Zwłaszcza z powodu rewolucji, która nikomu na dobre nie wyjdzie.
- Sądzi pan?
- Tak właśnie sądzę - odrzekł Lesky.

Wyjął z szuflady biurka gazetę i położył ją przed Richterem. Na pierwszej stronie "Danziger Zeitung" był krótki artykuł na temat sytuacji w Rosji. Pisano, że brygady robotnicze jeżdżą po wsiach i zabierają chłopom zboże.

- Nigdy nie będzie dobrze w kraju, w którym rządzi motłoch.... - powiedział Lesky cicho.

* * *

Ci, którzy zmuszali spedytorów do zaprzestania pracy, rzeczywiście stanęli przed sądem. Rozprawa przed gdańską Izbą Karną rozpoczęła się 7 kwietnia 1920 r. krótko po godzinie ósmej rano i zapowiadała się imponująco. Wezwano ogółem 34 świadków, a na ławie oskarżonych zasiadło aż sześć osób. Poza ekspedientem Kanterem sądzono robotników Hermanna Sengstocka, Alberta Kaczykowskiego, Franza Linka, Georga MeierleinaHermanna Reikowskiego.

Kaczykowskiego i Reikowskiego niemal od razu uniewinniono. Okazało się, że choć obaj byli w biurze Kantera, to jednak nikt nie mógł im dowieść, że kogoś zmuszali do porzucenia pracy.

Zupełnie inaczej było z Meierleinem, niskim człowieczkiem obdarzonym bujną czupryną kruczoczarnych włosów. Richter poznał go już podczas konfrontacji u sędziego śledczego, a w czasie rozprawy jeszcze raz powtórzył swój zarzut. Twierdził, że to ten człowiek podszedł do niego 7 listopada i zażądał przerwania pracy. Richtera poparli inni spedytorzy. Zeznali, że Meierlein, Sengstock i Link grozili im w różny sposób, żądając zaprzestania pracy, więc każdy z nich skazany został na sześć miesięcy więzienia.

Kanter, jako niezależny członek Komitetu Wykonawczego, był w lepszej sytuacji. Nikt nie mógł mu zarzucić, że zmuszał ludzi do porzucenia pracy, bo bezpośrednio tego nie robił. Owszem, wzywał do zaniechania pracy, ale osobiście do gróźb się nie uciekał. Z jednym wszakże wyjątkiem. Za przymus i groźbę można było uznać to, co powiedział Richterowi, gdy wracali z posterunku policji na dworzec.

- To nie była groźba. Chciałem tylko, by pan Richter powiedział przed sądem prawdę - odrzekł Kanter na zarzuty prokuratora.
- Nie można się z tym zgodzić. Jeśli powiedział pan - prokurator sięgnął po akta - "dobrze by było, żebyś też i przed sądem dobrze zeznawał, bo inaczej ktoś ci kości może porachować", to jest to groźba. Groźba mająca na celu wymuszenie korzystnych dla oskarżonego zeznań.
- Pan Richter źle mnie zrozumiał. Ja tylko chciałem, by nie składał fałszywych zeznań...
- Pańskie chęci są tutaj najmniej istotne - przerwał Kanterowi przewodniczący. - Fakt jest taki, że oskarżony uciekł się do przymusu, a jest to przecież czyn karalny. Dlatego skazuję pana na dwa miesiące więzienia. Wyrok prawomocny.

Czytaj także: Szkockie śledzie w walce o komunistyczną przyszłość

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (24)

  • zaśpiewajmy razem:

    "Hej dziewczyno! Hej niebogo!
    Jakieś wojsko idzie drogą!
    Schowaj pieniądze, schowaj zegarek!
    Kryj się, kryj!

    A ja myślałem, że to oni,
    Że to banda bandę goni,
    A to Czerwoni! Czerwoni!
    Kryj się, kryj!

    A ten gruby, co na przedzie
    Na kradzionym koniu jedzie,
    To Rokosowski, marszałek polski!
    Kryj się, kryj!

    A ja myślałem, że to trzewik,
    Że to kryty słomą chlewik,
    A to Bolszewik! Bolszewik!
    Kryj się, kryj!

    Przyjdą nocą {eja!}, zgwałcą srodze,
    Na kradzionej gdzieś podłodze,
    Zostawią z dzieckiem! Dzieckiem radzieckiem!
    Kryj się, kryj!

    A ja myślałem, że to śmieci,
    Że to guano z nieba leci!
    A to Sowieci! Sowieci!
    Kryj się, kryj!

    A ja myślałem że skrzek wroni
    Że to alfons kur_ę goni
    A to czerwoni, czerwoni
    Kryj się, kryj !

    A ja sądziłem, że to szczapy,
    Że to szczyny chudej szkapy,
    A to kacapy, kacapy,
    Kryj się kryj !

    A ja sądziłem, że to lale,
    Umazane w ludzkim kale,
    A to moskale, moskale,
    Kryj się kryj !

    A ja myślałem że to rozruchy
    że to guano ściąga muchy
    A to komuchy! komuchy!
    Kryj się, kryj!"

    • 3 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Grodzisko wczesnośredniowieczne w Sopocie, popularnie zwane "Górą Zamkową" jest:

 

Najczęściej czytane