• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szkockie śledzie w walce o komunistyczną przyszłość

Paweł Pizuński
2 września 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
aktualizacja: godz. 13:17 (3 września 2011)
Beczułki ze śledziami napełniane wodą przed załadowaniem na statek. Zdjęcie pochodzi ze strony poświęconej historii śledziowego rybołówstwa: "History of the herring fishery: The German Drift Net Herring Fishery, 1890s – 1970s" Beczułki ze śledziami napełniane wodą przed załadowaniem na statek. Zdjęcie pochodzi ze strony poświęconej historii śledziowego rybołówstwa: "History of the herring fishery: The German Drift Net Herring Fishery, 1890s – 1970s"
Dworzec towarowy przy Leege Tor (Brama Niznna). To tu miały trafić wagony odczepione od pociągu w Nowym Porcie. Dworzec towarowy przy Leege Tor (Brama Niznna). To tu miały trafić wagony odczepione od pociągu w Nowym Porcie.
Relacja w "Danziger Neueste Nachrichten" z procesu grupy ślusarza Deutschlanda. Relacja w "Danziger Neueste Nachrichten" z procesu grupy ślusarza Deutschlanda.

Skoro po torach kolejowych Wolnego Miasta Gdańska jeżdżą wagony pełne towarów należących do kapitalistów, to sprawiedliwym będzie, jeśli część tych towarów poddana zostanie wtórnej dystrybucji - uznał jesienią 1919 roku ślusarz Deutschland.



Dziwne kursy dwóch wagonów z transportem szkockich śledzi w beczkach od razu rzuciły się w oczy strażnikowi miejskiemu L. Odczepione od głównego składu opuściły Nowy Port, później odesłane zostały na bocznicę, by w końcu podążyć w stronę Gdańska. Strażnik L. nie wiedział kto był ich nadawcą, nie wiedział też, kto w Gdańsku miał je odebrać, ale podejrzane wydawało mu się zarówno umieszczenie wagonów na bocznicy, jak i fakt, iż kilku kolejarzy nadzwyczaj gorliwie wokół nich się kręciło. Nocą, przy przestawianiu wagonów, przesyłali sobie jakieś sygnały latarką, a gdy wagony stały już na bocznicy, naradzali się między sobą potajemnie.

Strażnik L. obserwował to z boku z pewnym niepokojem, po czym zanotował spostrzeżenia, a gdy u dyżurnego ruchu dowiedział się, co było w wagonach, kto był ich nadawcą i kto nadzorował spedycję, od razu udał się na policję. Wiedział, że sprawa jest zbyt poważna, by prowadzić śledztwo na własną rękę.

- Panowie, to jakaś grubsza afera może być - powiedział policjantowi, który przyjął zgłoszenie. - Dlaczego odłączyli wagony od składu? Dlaczego skierowali je na bocznicę? Mogli je od razu pchnąć do Gdańska. Gdyby co cennego w tych wagonach było...
- Jednym słowem podejrzewacie próbę przemytu?
- Żeby tylko... - strażnik L. przygładził włosy. - Tutaj wszystko jest możliwe. Przemyt, kradzież, potajemny handel bronią... Wszystko to jest możliwe - westchnął, podpisując kartę zgłoszenia.

Tak rozpoczęła się sprawa, w którą zamieszany był jeden komunista, paru kolejarzy, kilku kupców, wielu robotników i jeden wozak.

* * *

Spisek zawiązał się w gronie kilku kolejarzy. Pewnego dnia doszli oni do odkrywczego skądinąd stwierdzenia, że niedopuszczalną rzeczą jest, by po zakończeniu wojny światowej jedni żyli w biedzie, a inni opływali w dostatki. Konieczne były zmiany, czyli reformy, a ponieważ kolejarze należeli do ludzi czynu, gotowi byli pewne reformy przeprowadzić.

Póki co nie chodziło im oczywiście o żadną rewolucję, czy też o zmiany na skalę światową, bo do tego ludzie jeszcze nie dojrzeli. Bardziej zależało im na zmianach w skali mikro, czyli na reformach, które przy swych skromnych możliwościach mogli zrealizować samodzielnie. Wiedzieli nawet kogo zmiany te będą dotyczyć. Skoro oni sami byli biednymi ludźmi pracy, wykorzystywanymi przez kapitalistów, to należała się im jakaś rekompensata za lata niedoli.

Ojcem duchowym spisku był przywódca miejscowych komunistów, ślusarz Deutschland. To on zaopatrzył sprzysiężenie w nadbudowę i bazę, i to on też jako pierwszy zauważył, że skoro po torach kolejowych Wolnego Miasta Gdańska jeżdżą wagony pełne towarów należących do kapitalistów, to sprawiedliwym będzie, jeśli przejmą przynajmniej część tych towarów i dokonają wtórnej ich dystrybucji. Fakt, że niezupełnie bezinteresownie, ale na pewno sprawiedliwie.

To, że celem przejęcia stały się dwa wagony szkockich śledzi było dziełem przypadku. Równie dobrze stać się mogły nim sardynki, przyprawy korzenne lub też konfekcja damska, pod warunkiem oczywiście, że byłaby ona równie chodliwa jak szkockie śledzie. Tak, czy inaczej spiskowcy właśnie śledzie sobie upatrzyli i w celu ich przejęcia sfałszowali list przewozowy. Pierwotny, wystawiony był przez firmę Ick i nakazywał wysyłkę wagonów do Iłowa. Nowy, podrobiony, informował, że niejaki Max Hirsch wysyła Moritzowi Liebenthalowi szkockie śledzie w beczkach do Gdańska. Wagony trzeba było odczepić od składu w Nowym Porcie, następnie odesłać je do Gdańska na dworzec towarowy przy Leege Tor (Brama Niznna) i tam rozładować. Pech chciał, że nietypowa procedura wysyłki wagonów wzbudziła zainteresowanie strażnika miejskiego L.

* * *

Zgłoszone przez niego zastrzeżenia policja gdańska potraktowała bardzo poważnie. Wszczęto śledztwo, którym osobiście kierował komisarz kryminalny Sypniewski. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Już po tygodniu okazało się, że jeszcze na trasie w jednym z wagonów zerwano plombę, by częściowo go opróżnić. Resztę towaru wyładowano w Gdańsku i miejscowy przewoźnik, Drosdowski, zajął się jego wywózką. To on dostarczył towar wszystkim tym, którzy gotowi byli zapłacić za niego odpowiednią cenę, sam też coś wziął dla siebie. Należał do spisku, mógł więc nabyć towar na preferencyjnych warunkach...
Lwią część śledzi nabył kupiec Pallasch i zrobiłby pewno na tym dobry interes, gdyby nie perturbacje, które później nastąpiły. Pallasch wykupił całą zawartość jednego z wagonów, płacąc 330 marek za tonę śledzi. Jeśli wziąć pod uwagę, że w wagonie znajdowało się 80 ton tego towaru [Nasi czytelnicy zwrócili nam uwagę, że ówczesne wagony nie mogły mieć tak dużej nośności. Wierzymy, ale to oznacza, że błąd popełnił dziennikarz Danziger Neueste Nachrichten, który taką wartość odnotował w swojej relacji z procesu - przyp. red.] i że nominalna wartość jednej tony wynosiła ok. 650 marek to łatwo da się obliczyć jego wykalkulowany zysk. Przy dobrych układach Pallasch mógł zarobić na czysto nawet 25 tys. marek. Niestety, został aresztowany, podobnie jak inni, którzy sprzedali lub też nabyli trefny towar.

Proces sprzysiężenia nabywców i dystrybutorów szkockich śledzi rozegrał się 15 lutego 1920 r. w sali gdańskiej izby karnej. Chociaż nie cieszył się on tak dużym odzewem jak inne procesy kryminalne, to jednak prasa poświęciła mu uwagę, na jaką niewątpliwie zasługiwał. Głównym bohaterem rozprawy był oczywiście ślusarz Deutschland. Jako postać była dość w Gdańsku znana, skupił na sobie uwagę żądnej sensacji prasy i on też otrzymał najsurowszy wymiar kary. Za kradzież w recydywie i za sfałszowanie dokumentu, czyli listu przewozowego, skazany został na rok i trzy miesiące więzienia.

Równie surowo ukarani zostali główni organizatorzy całego przedsięwzięcia, a mianowicie pomocnik kolejowy Kowitz i kolejarz Kuckelkorn. Pierwszy skazany został na półtora roku, zaś drugi na rok więzienia, chociaż obaj wypierali się udziału w kradzieży. Inną taktykę obrony wybrali oskarżeni o paserstwo kupcy Pallasch, Sechs, Röhr, MajewskiWendel. Zgodnie twierdzili, że nie wiedzieli, iż oferowany im towar pochodzi z kradzieży i sąd nabrał wątpliwości. W rezultacie skazany został tylko Pallascha. Za paserstwo dostał 6 miesięcy więzienia.

Surowiej potraktowano innego nabywcę trefnych śledzi, a mianowicie oberżystę Grosskrenza. Skazany on został na 9 miesięcy więzienia, ale nie dlatego, że za tonę śledzi zapłacił mniej od Pallascha. Na wyższy wymiar kary wpłynęły zarzuty kolejarza Kuckelkorna. Oskarżył on Grosskrentza o to, że wręczył mu pewnego dnia granat ręczny.

- Do czego ten granat był wam potrzebny? - zdziwił się prokurator.
- Ja go nie potrzebowałem. To Grosskrenz chciał, żebym z jego pomocą usunął pewnego opornego dozorcę... - odrzekł Kuckelkorn
- To jest nieprawda! - Grosskrenz zerwał się na równe nogi.
- Nie gadaj! Kazałeś mi to zrobić!
- Łżesz jak pies...! - Grosskrenzowi aż twarz podbiegła krwią.
- Niech oskarżony przestanie krzyczeć! - uspokoił go przewodniczący sądu, po czym zwrócił się do Kuckelkorna. - Dlaczego oskarżony Grosskrenz chciał, byście usunęli owego dozorce?
- Bo nie chciał się on zgodzić na odłączenie wagonów...
- Mimo to udało się wam te wagony odłączyć. Jak to było możliwe?
- Mieliśmy szczęście... - odrzekł Kuckelkorn, ale nie chciał określić na czym to szczęście polegało.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (16) 3 zablokowane

  • mój pradziadek został wysłany z rodziną na Syberię, za kradzież worka ziemniaków (5)

    nie był komunistą, wręcz przeciwnie - dostał w nagrodę gospodarstwo na Kresach, od Piłsudskiego, za udział w Cudzie nad Wisłą. Po wkroczeniu Rosjan 17 września, dalej pracował na kolei, no i pewnego razu połakomił się na ziemniaki...

    • 24 2

    • i jak taką tragedię osądzać? wojna... głód...

      • 0 2

    • To byŁa komuna

      • 1 1

    • a moj pradziadek... (2)

      a moj pradziadek - rodowity mieszkaniec Kresow-tez nie byl komunista lecz mimoto zmuszony byl ciezko harowac u twego pradziadka ktory dostal od Pilsudzkiegow nagrode wlasnie odebrane memu pradziadkowi gospodarstwo.Pewnego razu tez polakomil sie frajer na kosz swiezowykopanch kartofli za co zloil go ekonom i nagrodzil dodatkowm dwodniowym szarwarkiem do odrobienia.Ah- polesia czar, te dzikie Knieje, Moczary....Polesia czar...

      • 4 9

      • a mój pradziadek był prawdziwym hardkorowcem

        ale nie mogę zdradzać szczegółów.

        • 4 0

      • fabuła nowej powieści sci-fi

        • 0 0

  • film

    należałoby nagrać i napewno byłby ciekawszy od niejednej amerykańskiej szmiry!

    • 16 2

  • W wagonie nie mogło znajdować się 80 ton śledzi. W tamtych czasach nie było wagonów z taką nośnością. (2)

    Mogło by to 80 ton w całym transporcie lub 8 ton w wagonie.

    • 18 2

    • Proszę zajrzeć do relacji z procesu...

      Zapisano tam dokładnie, że (cytuję): "Pallasch kupił wagon z 80 tonami śledzi za 26400 marek, czyli 330 marek za tonę". Nie jestem specjalistą od kolejnictwa. Jak każdy historyk opieram się na źródłach, czyli w tym wypadku na relacjach z procesu. Może więc błąd popełnili dziennikarze, którzy w 1920 r. relacjonowali proces paskarzy?

      • 2 0

    • "eine Tonne" po niemiecku oznacza też beczkę.

      Może w tamtych czasach "beczka" to była też jednostka miary, coś jak dzisiaj "baryłka"?

      • 0 0

  • Komunista, socjalista, centrolewak - wszystko jeden złodziej :( (2)

    • 17 4

    • lub też

      tzw. "liberał" - oczywiście nie dosłownie, w pierwotnym znaczeniu, ale w rozumieniu np. tefałenu (np. PełO)nieznających prawdziwej definicji liberała (lub też znających tylko spaczoną wersję z telewizji) zapraszam do słownika

      • 8 1

    • przyjrzałbym się religiom, to dopiero lewactwo

      i widać do czego doprowadzają na całym świecie

      • 1 5

  • Forma

    Myślę, że warto sprawdzać tekst przed umieszczeniem go na stronie, a tak czytelnicy czytają go z błędami...ostatnio jest to nagminne!

    • 4 3

  • Jakie czasy takie kradzieże

    Dzisiaj kradną tysiące ton towaru i są bezkarni.

    • 5 0

  • widac ,

    ze straz miejska miala sens tylko przed wojna

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Która gdyńska ulica była w czasie II wojny światowej ulicą Gotów?

 

Najczęściej czytane