• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Okręty podwodne w polskiej flocie: co mamy i na co liczymy

Michał Lipka
30 października 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
ORP Orzeł jest najnowocześniejszym polskim okrętem podwodnym, choć ma już 28 lat. ORP Orzeł jest najnowocześniejszym polskim okrętem podwodnym, choć ma już 28 lat.

We flotach całego świata krąży powiedzenie, że są dwie grupy okrętów: okręty podwodne i okręty-cele.



Przez kilkanaście dni szwedzka marynarka wojenna poszukiwała tajemniczego podwodnego intruza, który wtargnął na jej wody terytorialne. Ogrom sił - ok. 200 jednostek - jaki został do tego zaangażowany, może niektórych zdziwić, ale odnalezienie nowoczesnego okrętu podwodnego jest naprawde trudne.

Czytaj także: Whiskey on the Rocks, czyli okręt podwodny na skałach

Poznajmy historię, stan obecny i plany na przyszłość polskiej floty podwodnej

Historia polskich okrętów podwodnych rozpoczyna się 1 grudnia 1926 roku, kiedy to Polska podpisała z Francją umowę na budowę trzech okrętów podwodnych - późniejszych OORP Wilk, Ryś i Żbik. Gdy wszystkie te jednostki przybyły do kraju, utworzono z nich Dywizjon Okrętów Podwodnych.

W ówczesnych czasach środki na nowe okręty znajdowano łatwiej niż dziś, bo już 29 stycznia 1936 roku podpisano nową umowę, tym razem z Holandią, na mocy której do Polski niebawem dotarły OORP Orzeł i Sęp. Po zakończeniu II wojny światowej do kraju powróciły tylko (aż?) cztery polskie okręty podwodne.

Historie tych jednostek opisywaliśmy już m.in. w artykułach pt. ORP Orzeł - od tchórzostwa do bohaterstwa, ORP Sokół - straszliwy bliźniak, ORP Sęp - taki duży, a taki pechowy, ORP Wilk - wątpliwy sukces pechowego okrętu oraz Szwedzka epopeja polskich podwodniaków.

Nowy układ geopolityczny spowodował, że większość uzbrojenia polskiego wojska pochodziła z zasobów "wielkiego brata". W latach 1954-55 ZSRR przekazał polskiej flocie sześć niewielkich okrętów typu M-15. Wtedy też rozwiązano istniejący od czasów międzywojennych Dywizjon Okrętów Podwodnych, a w jego miejsce utworzono na wzór radziecki 1 Brygadę Okrętów Podwodnych. Środków na modernizację i zakupy nowych jednostek nie żałowano - na początku lat 60. do linii weszły okręty projektu 613, które pływały praktycznie do drugiej połowy lat 80.

Trzeba jednak zaznaczyć, że okręty podwodne, dostawaliśmy niejako w spadku po flocie radzieckiej. Decyzją dowódcy Marynarki Wojennej powrócono do wcześniejszej nazwy - Dywizjon Okrętów Podwodnych, który z resztą funkcjonuje aż po dzień dzisiejszy.

W latach 80. sukcesywnie zaczęto wycofywać przestarzałe okręty z całej floty - nie ominęło to również podwodniaków. Wtedy też wycofano z linii cztery okręty podwodne, a na ich miejsce wcielono trzy nowe: ORP Orzeł projektu 877E oraz OORP Dzik i Wilk projektu 641.

Taki stan rzeczy utrzymywał się praktycznie aż do roku 2003, kiedy to wysłużone Foxtroty zostały wycofane ze służby i zastąpione przez norweskie okręty typu Kobben (dziś mają już ok. 50 lat i  nawet najbardziej kompleksowe modernizacje nie sprawią, że będzie to nowoczesna jednostka).

Obecnie w skład Dywizjonu Okrętów Podwodnych wchodzi pięć okrętów. Historię polskich Kobbenów już nie raz opisywaliśmy w trojmiasto.pl, więc przyjrzyjmy się naszej największej, najnowocześniejszej i - nie ma co ukrywać - najmłodszej jednostce podwodnej, czyli ORP Orzeł (III).

Na przełomie lat 70. i 80. w Związku Radzieckim rozpoczęto prace projektowe nad nowym typem klasycznego okrętu podwodnego, który miał wejść na wyposażenie wszystkich flot państw Układu Warszawskiego. Nowe okręty miały różnić się nieco wariantami wyposażenia, stąd też nieco odmienne ich oznaczenia (nasz Orzeł jest projektu 877 E od eksportnyj).

Projekt wywarł tak duże wrażenie na polskim dowództwie, że od razu postanowiono zamówić cztery okręty. Co szczególnie ważne, po raz pierwszy od czasów przedwojennych miały to być jednostki całkowicie nowe (poprzednie bowiem pływały wcześniej pod banderą ZSRR). Niestety, jak to w Polsce bywa, z powodu kryzysu zamówienie zostało skorygowane do jednej sztuki.

W kwietniu 1986 r. na okręcie podniesiono polską banderę. Jednostka ma przeszło 72 metry długości i wyporność nawodną 2460 ton (podwodna to 3180 ton). Dwa silniki wysokoprężne pozwalają na osiągnięcie maksymalnej prędkości nawodnej 12 węzłów, a silnik elektryczny w zanurzeniu pozwala osiągnąć przędność17 węzłów. Jednostka wyposażona jest sześć dziobowych wyrzutni torpedowych, a łączny zapas torped wynosi 18 sztuk. Załoga liczy 60 oficerów i marynarzy.

28 lat po tych wydarzeniach "Orzeł" wciąż jest najmłodszym okrętem podwodnych w naszej flocie. Podobnie jak w przypadku Kobbenów, jego modernizacje niebawem przestaną przynosić jakikolwiek skutek. Dlatego przewidywany czas wycofania okrętu ze służby to rok 2022 (Kobbeny mają najprawdopodobniej zostać wycofane w roku 2016).

I tu rodzi się pytanie - co dalej? Czy Polsce są w ogóle potrzebne okręty podwodne? A jeśli tak, to jakie?

Z krajów leżących w obrębie morza Bałtyckiego tylko dwa nie posiadają okrętów podwodnych: Finlandia i Dania. Reszta państw posiada takie jednostki i to przeważnie na wskroś nowoczesne.

Dlaczego? Ponieważ okręt podwodny może pełnić wiele funkcji, takich jak: dalekie, dyskretne rozpoznanie, blokada szlaków komunikacyjnych, patrolowanie, przerzut wojsk specjalnych czy też stawianie zagród minowych.

Przy tym wszystkim okręt podwodny pozostaje praktycznie niewykrywalny, co widać choćby na przykładzie sytuacji ze Szwecji.

Podczas polskich ćwiczeń po jednej stronie postawiono ORP "Orzeł", który mając pozostać niewykrytym miał "zatopić" fregatę ORP "Kościuszko", z kolei fregata miała wykryć i zatopić "Orła". Przeprowadzono cztery takie symulacje. Mimo wsparcia powietrza ćwiczenia zakończyły się wynikiem 3:1 dla "Orła".

Ten typ jednostek śmiało możemy zakwalifikować do typowej broni ofensywnej mającej charakter odstraszania strategicznego. Taki okręt, wyposażony w pociski manewrujące może precyzyjnie uderzyć w tzw. "czuły punkt" przeciwnika. Założenia sojusznicze nakładają na Polskę potrzebę nie tylko czuwania nad szlakami żeglugowymi (tak w czasie pokoju, jak i ewentualnego konfliktu) oraz udział we wszelkiego rodzaju operacjach antyterrorystycznych. Do takich działań najlepiej nadają się właśnie okręty podwodne. Dodatkowo w przypadku ewentualnego konfliktu mogą one pełnić funkcję dalekiego ubezpieczenia naszego wybrzeża.

Oczywiście zapewne odezwą się teraz głosy, że przecież dysponujemy nowoczesnym Nabrzeżnym Dywizjonem Rakietowym (NDR), który chroni nasze brzegi. To prawda, ale nie wolno nam zapomnieć, że NDR jest bronią typowo defensywną, podczas gdy okręty podwodne obok tej funkcji, stanowiąc wysuniętą linię obrony i rozpoznania, mogą również wypełniać działania typowo ofensywne.

Plan modernizacji i rozwoju Wojska Polskiego przewiduje zakup nowych jednostek dla polskiej floty, w tym trzech okrętów podwodnych, które miałyby wejść do służby w latach 2022 - 2023. Znając polskie realia ten termin zapewne zostanie przesunięty w czasie.

Powstaje więc pytanie: co stanie się z załogami okrętów podwodnych? Profesjonalne wyszkolenie załogi trwa miesiące, o ile nie lata. Najlepszym rozwiązaniem jest, gdy załoga z wycofywanego okrętu od razu obejmuje nowy, dzięki czemu nie traci nic ze swojego doświadczenia morskiego. Sęk w tym, że gdy pojawią się nowe okręty, po Kobbenach nie będzie już śladu, a "Orzeł" będzie miał prawie 40 lat...

MON planował odkupić od Niemców wycofywane przez nich okręty typu 206A, które z racji swych zbliżonych do Kobbenów parametrów spokojnie mogłyby zapewnić ciągłość praktyki morskiej polskim podwodniakom. Potem jednak okazało się, że bardziej interesuje nas okręt typu 212A - jednak ta propozycja wzbudziła wiele kontrowersji.

Więcej na ten temat: Zmiany w zamówieniach na okręty podwodne

Tuz po oficjalnym ogłoszeniu potrzeb zakupowych pojawiły się różnego rodzaju opinie, w co mają być wyposażone nasze nowe jednostki. O ile panuje powszechna zgoda, że obok systemu AIP (Air Independet Propulsion - system umożliwiający przebywanie klasycznego okrętu podwodnego w zanurzeniu nawet przez kilka tygodni) w skład wyposażenia muszą wchodzić pociski manewrujące, to już opinia, że muszą to być tylko i wyłącznie Tomahawki jest już nieco bajkowa. Wątpliwym bowiem jest by używający ich na co dzień Amerykanie i Brytyjczycy zgodzili się nam je sprzedać, nie mówiąc już o tym, czy byłoby nas na nie stać. Z nieoficjalnych informacji wynika że w przetargu chcą wystartować Francuzi (Scorpene), Niemcy (U214), Hiszpanie oraz Szwedzi.

Więcej na ten temat: Europejskie koncerny walczą o kontrakt na nowe okręty podwodne dla Polski

Pozostaje mieć nadzieję, że plany tym razem zostaną zrealizowane w przewidzianym czasie (i że nie powtórzy się problem Gawrona/Ślązaka), dzięki czemu już niebawem Dywizjon Okrętów Podwodnych wzmocniony zostanie nowymi jednostkami.

Opinie (80) ponad 20 zablokowanych

  • Finlandia i Dania nie mają okrętów podwodnych?

    - Finlandia, która samotnie zmiażdżyła atakującą ją Armię Czerwoną (ta jak na ironię trochę później zmiażdżyła armię walczącą za konkurencyjny rodzaj socjalizmu), stwierdziła że następnym razem podda się i będzie błagać o litość? Po wojnie nie stała się nawet państwem satelickim, szacun! A teraz...

    - Dania, która kilka wieków temu trzymała za pysk wszystkie inne kraje skandynawskie i aktualna posiadaczka wielkich posiadłości na Biegunie Północnym (pełnym ropy innych rzeczy, które tygryski ruskie lubią najbardziej) nie ma pieniędzy, bo wszystko wydała na infrastrukturę rowerową.

    Finlandia i Dania wyleczą was z kompleksów.

    • 3 3

  • wazne

    Prawda jest bruralva wiekszoac mundurowych chce miec jak najlepszy etat i ma w du... Jakies bezpieczenstwo wew a to co czytacie i ogladacie to sciema wiekszosc to otyli zero umiejetnosci,szkikenia fikcja zawsze zdasz

    • 3 0

  • Okręty podwodne

    Okręty podwodne w czasie II wojny na Bałtyku nie odegrały żadnej roli.
    Bałtyk dla okrętów podwodnych to sadzawka.
    Postawiłbym raczej na lotnictwo i obronę przeciwlotniczą.
    A flota , to niewielkie szybkie i skuteczne jednostki, wyposażone w system wczesnego ostrzegania i rakiety do zwalczania celów nawodnych i powietrznych.

    • 0 0

  • Następne drogie okręty , które uciekną na zachód !

    O jakim 3:1 pisze autor ? Przecież w 1939 nasze Orły , Sępy i Sokoly uciekły do Anglii nie oddając ani jednego strzału... Gdzie były , gdy niemiecki pancernik strzelał do polskich żołnierzy na Westerplatte jak do kaczek ???
    Moim znaniem to te okręty to pralnia pieniędzy podatników na dobre życie zainteresowanych :)

    • 0 0

  • Niech Macierewicza tym przywiozą, albo niech premier jeździ 50 letnim autem, no dobra niech latają samolotem typy Antek.

    • 0 0

  • Orzeł

    Autor pisze, że w minionym okresie otrzymywaliśmy OP niejako w spadku po flocie radzieckiej. Nic się więc nie zmieniło, bo teraz również dostajemy je w spadku po innych flotach. Tylko wtedy były to chociaż okręty na tyle nowoczesne, że do dzisiaj stanowią silę zdolną pokonać darowane fregaty NATO. Strach pomyśleć jak nasze fregaty wytrzymają konfrontację z nowymi okrętami rosyjskimi.

    • 0 0

  • Orzeł

    Moim zdaniem na Bałtyk nie potrzebujemy podwodniaków.
    Natomiast powinniśmy mieć dwa może trzy oceaniczne okręty podwodne z głowicami , i tam przynajmniej jeden powinien stale przebywać .
    Na pewno działali byśmy odstraszająco .

    • 0 0

  • okręty podwodne

    dlaczego polska nie może mieć okrętów podwodnych atomowych ,rakiet manewrujących ,,rakiet dalekiego i średniego zasięgu, pocisków balistycznych broni jądrowej i innych broni tylko każdy nami rządzi straszą nas boimy się o co w tym wszystkim chodzi gdzie nasz rząd, mon kim my jesteśmy nie umiemy nic sami zrobić

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (2 opinie)

(2 opinie)
20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaki król przebywał w pobliżu Sopotu w majątku w Karlikowie?

 

Najczęściej czytane