- 1 Gdańsk bez rządowego dofinansowania (373 opinie)
- 2 Zdjęcia niedostępnych wnętrz Błyskawicy (55 opinii)
- 3 Batora ochrzczona wśród lodów (3 opinie)
- 4 Niemieccy żołnierze w mogile w Gdyni (205 opinii)
- 5 Okręt przejedzie przez skwer Kościuszki (152 opinie)
- 6 Skąd się wzięło Gotenhafen? Nowe fakty (311 opinii)
Historia jednego zdjęcia. Z transatlantykiem w tle
To nietypowa pocztówka, bo prezentująca wioślarzy uchwyconych na tle kolosa budowanego w Stoczni Schichaua. Gdy ją wysyłano, statek był już ukończony i czekał na przejęcie przez armatora, do czego doszło dwa dni później. Z kolei po dwóch tygodniach jednostka wyruszyła w swój pierwszy rejs.
Pocztówka została napisana 8 maja 1909 r., a dzień później nadana na poczcie. W tym czasie prezentowany na awersie statek - parowiec "Cincinnati" - czekał już na wejście do służby u armatora. Nastąpiło to oficjalnie dwa dni później, tj. 11 maja 1909 r. Szesnaście dni później transatlantyk wypłynął w swój dziewiczy rejs z Hamburga przez Southampton i Cherbourg do Nowego Jorku.
Statek do obsługi połączeń transatlantyckich
Jednostka została zbudowana w latach 1907-1909. Razem z siostrzaną jednostką - "Cleveland" - były od początku przeznaczone do transatlantyckiej trasy między Hamburgiem a Nowym Jorkiem. Oba statki należały do HAPAG-u, czyli przedsiębiorstwa wyspecjalizowanego właśnie w obsłudze tych połączeń (HAPAG to skrót od The Hamburg-Amerikanische-Packetfahrt-Aktien-Gesellschaft, czyli w dosłownym tłumaczeniu Hambursko-Amerykańskiej Spółki Akcyjnej Transportu Przesyłek).
O ile "Cleveland" powstał na pochylniach hamburskiej stoczni Blohm & Voss, o tyle "Cincinnati" w gdańskim zakładzie Stoczni Schichaua.

Największy statek handlowy zbudowany w Gdańsku przed I wojną światową
Informacja o tym znalazła się zresztą na awersie prezentowanej pocztówki, podobnie zresztą jak szereg danych technicznych. Te robiły wrażenie na współczesnych. Transatlantyk miał niemal 184 m długości (na pocztówce nieco zawyżoną ten wymiar) i niecałe 20 m szerokości. Tonaż? Ponad 16,3 tysiąca BRT.
Statek wyposażony był w dwa silniki dające łączną moc 9,3 tys. KM (tą danę też na widokówce nieco przeszacowano), co przekładało się na prędkość około 15,5 węzłów (29 km/h). Na pokład "Cincinnati" mógł zabrać 294 pasażerów I klasy, 332 pasażerów II klasy i 448 III klasy. Na międzypokładzie (w razie potrzeby) mógł przyjąć aż 1800 osób. Załoga liczyła niecałe 400 ludzi.
Do 1922 r., a więc oddania do użytku parowca "Columbus", była to największa z jednostek cywilnych, jaka zwodowana została w Gdańsku.

Przejęcie przez Amerykanów i zatonięcie
"Cincinnati" był dość komfortowym transatlantykiem. Kursował między Ameryką Północną a Europą w latach 1910-1913. Zimą kursował z Morza Śródziemnego (z Genui przez Neapol) do Nowego Jorku. W 1911 r. został okazjonalnie skierowany do rejsu na Spitsbergen. Dwa lata później po raz pierwszy zawitał nie do Nowego Jorku, ale do Bostonu. I to właśnie podczas kolejnej wizyty w tym porcie jednostkę zastał wybuch I wojny światowej latem 1914 r. Wstrzymano rejsy "Cincinnati" do odwołania; z planowanej na 1915 r. podróży dookoła świata oczywiście nic nie wyszło.
Po przystąpieniu USA do wojny (w 1917 r.) jednostka została zarekwirowana przez stronę amerykańską. Odtąd pełniła rolę transportowca oddziałów pod zmienioną nazwą "Covington".
I właśnie podczas misji jako jednostka amerykańska były transatlantyk został storpedowany przez niemiecki okręt podwodny wieczorem, 2 lipca 1918 r., 150 mil morskich na południowy zachód od francuskiego portu w Breście. Podczas ataku zginęło sześć osób z załogi, z wody inne jednostki będące w konwoju podjęły 770 rozbitków.
Tak skończyła się historia istniejącego 10 lat parowca "Cincinnati" (vel "Covington") - tego samego, który został uwieczniony na prezentowanej pocztówce.
Skąd się to wzięli gdańscy wioślarze?
Tym, co zapewne w pierwszej kolejności jednak zwraca uwagę odbiorcy, jest widoczna załoga wioślarska na pierwszym planie. Czwórka ze sternikiem.
Proporzec na rufie łodzi jednoznacznie pozwala zidentyfikować załogę jako członków Gdańskiego Towarzystwa Wioślarskiego (Danziger Ruderverein), założonego przez secesjonistów ze starszego (istniejącego od 1880 r.) Klubu Wioślarskiego "Wiktoria" (Ruderclub "Victoria").
Stanica Gdańskiego Towarzystwa Wioślarskiego w tym czasie (tj. w 1909 r.) mieściła się na północnym krańcu Ołowianki, obok przepompowni. Dziś po drewnianej konstrukcji stanicy (zbudowanej w latach 1898-1899) nie ma już najmniejszego śladu.

Nazwa łodzi - Delbrück
Zwraca uwagę też nazwa łodzi wioślarskiej - "Delbrück". Honorowała Clemensa von Delbrücka (1856-1921), niezwykle zasłużonego dla Gdańska polityka. Ten z wykształcenia prawnik pełnił w latach 1896-1902 funkcję wpierw pierwszego burmistrza (dziś byśmy powiedzieli: zastępcy prezydenta miasta), a następnie nadburmistrza, czyli osoby stojącej na czele gdańskiego magistratu. Następnie został prezydentem Prowincji Prusy Zachodnie (funkcja łącząca w sobie dzisiejszą pozycję marszałka województwa i wojewody), a od 1905 r. trafił do rządu Królestwa Prus jako minister handlu i przemysłu, a od 1916 r. - spraw wewnętrznych.
Charakterystyczny, pływający żuraw
Na koniec spójrzmy na dalszy plan. Bystre oko zauważy m. in. wieżę ciśnień na Przeróbce (istnieje do dziś), a także charakterystyczny, o zakrzywionej konstrukcji, pływający żuraw Stoczni Schichaua. Zbudowany został cztery lata wcześniej, w 1905 r. Ważył około 900 ton i był wysoki na 50 m. Do jego obsługi potrzeba było 14 osób. W okresie międzywojennym potocznie nazywano go "Długim Henrykiem", w odniesieniu do Heinricha Sahma (1877-1939), ówczesnego nadburmistrza Gdańska, a następnie wieloletniego Prezydenta Wolnego Miasta Gdańska, którego cechą był nieprzeciętnie wysoki wzrost.
Żuraw przetrwał szczęśliwie II wojną światową, choć zniknął z krajobrazu miasta. Odholowany został do Rostocku, gdzie był używany jeszcze do 1978 r. Obecnie jest jednym z najcenniejszych eksponatów tamtejszego Muzeum Okrętownictwa i Żeglugi.

O autorze

Jan Daniluk
- doktor historii, adiunkt na Wydziale Historycznym UG, badacz historii Gdańska w XIX i XX w., oraz ziem polskich wcielonych do Rzeszy i Prus Wschodnich w latach 1933-1945
Opinie wybrane
-
2023-04-10 19:48
Dotychczas twierdzono, ze najwieksz stoczniowy dzwig rozebrano i wywieziono do ZSRR. (3)
Miedzy innymi tak wspominal to Brunon Zwarra. Ktoras z wersji musi byc miejska legenda. Rostock nie wydaje mi sie zbyt wiarygodny, bo byl latwiejszym celem dla alianckich bomb ze wzgledu na zasieg samolotow a po wojnie najwiekszymi grabiezcami byli wlasnie Rosjanie.
- 5 7
-
2023-04-11 09:49
Na zdjęciach z Wikipedii
Dźwig o nazwie Schwimmkrane Langer Heinrich Rostock jest identyczny i w jego opisie napisano że został zbudowany dla stoczni w Gdańsku
- 3 0
-
2023-04-11 10:06
Jest o tym artykuł na Wikipedii
"Długi Henryk umożliwiał znaczne przyśpieszenie budowy okrętów, bo można było montować elementy kadłuba czy jego wyposażenia również od strony akwenu, a nie tylko stoczniowego nabrzeża. Żurawia użyto między innymi podczas akcji podnoszenia z dna polskiego torpedowca ORP Kaszub, który zatonął w Gdańsku w lipcu 1925 oraz podczas odbudowy mostów
"Długi Henryk umożliwiał znaczne przyśpieszenie budowy okrętów, bo można było montować elementy kadłuba czy jego wyposażenia również od strony akwenu, a nie tylko stoczniowego nabrzeża. Żurawia użyto między innymi podczas akcji podnoszenia z dna polskiego torpedowca ORP Kaszub, który zatonął w Gdańsku w lipcu 1925 oraz podczas odbudowy mostów kolejowego i drogowego w Tczewie, wysadzonych w czasie kampanii wrześniowej w 1939, będącej pierwszym etapem II wojny światowej.
Długi Henryk po zdobyciu Gdańska w marcu 1945 przez Sowietów został przez nich odholowany do Rostocku w radzieckiej strefie okupacyjnej w Niemczech (od 1949 NRD). Tamtejsza stocznia Neptun Werft miała produkować wyposażenie dla radzieckiej floty aby jak najszybciej wznowić produkcję przetransportowano tam w pełni sprawnego Długiego Henryka.
W 1950 żuraw uległ poważnej awarii podczas podnoszenia z dna zatopionego statku ramię doznało poważnego pęknięcia, ale szybko je naprawiono. W 1978 Długi Henryk został wycofany z eksploatacji i trafił do Muzeum Okrętownictwa i Żeglugi w Rostocku. W latach 20102012 dokonano jego remontu."
A więc owszem, zabrali go Sowieci ale do wywieziono go do radzieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech (dopiero do 1949 NDR).- 3 0
-
2023-04-11 12:11
Zwarra pitolił głupoty.
- 4 0
-
2023-04-10 16:14
Wiecej takich historii (1)
Super historia. Szkoda ze nie ma nazwisk tych wioślarzy
- 35 0
-
2023-04-11 10:49
Müller, Rau, Wasserman, Schefernacker, Kalkstein
- 1 0
-
2023-04-10 17:14
Statek tonął bardzo wolno, stąd mikroskopijna liczba 0fiar. Wskazuje to na trafienie tylko jedną torpedą (2)
Może U-boot nie miał więcej, albo wys trz elił dwie, ale jedna nie trafiła czy uległa awarii. Gdyby statek zainkasował dwa trafienia, chyba tak dużo ludzi by nie uratowano. Ale to tylko moje przypuszczenia.
- 8 2
-
2023-04-10 21:32
I jeszcze dodam, że ten statek szedł w nieźle eskortowanym konwoju z Francji do USA. Stąd jedynie 700 przewożonych osób
Bo statek w konwojach do Francji przewoził minimum ok. 3,5 tysiąca żołnierzy. Kim były osoby przewożone na Covingtonie w ostatnim jego rejsie, źródła amerykańskie nie piszą. Może jacyś rekonwalescenci nie zakwalifikowani (na swoje szczęście) do ponownego skierowania do oddziałów frontowych? "Covington" w sześciu rejsach do Francji przewiózł ponad
Bo statek w konwojach do Francji przewoził minimum ok. 3,5 tysiąca żołnierzy. Kim były osoby przewożone na Covingtonie w ostatnim jego rejsie, źródła amerykańskie nie piszą. Może jacyś rekonwalescenci nie zakwalifikowani (na swoje szczęście) do ponownego skierowania do oddziałów frontowych? "Covington" w sześciu rejsach do Francji przewiózł ponad 21 tysięcy personelu. Był uzbrojony całkiem nieźle, np. w 6 dział kalibru 152 mm! Na statku zdołano opuścić 21 z 27 posiadanych szalup. Tylko 2 osoby z załogi zginęły w wyniku ekspl-zji torpedy, trzecia od obrażeń przy tym odniesionych, a trzech marynarzy spadło do wody przy opuszczaniu szalup i utonęło. Lepiej nie myśleć, co by tam się działo, gdyby na tych 27 łodzi było 5 razy więcej ludzi; 3500, a nie zaledwie 700.
- 2 0
-
2023-04-11 12:40
Dodam też, że kilka dni przed zatopieniem Covingtona ten U-boot (dowódca kpt. Patzig) zatopił kanadyjski statek szpitalny
koło Irlandii. Być może miała miejsce zła identyfikacja celu ataku. Albo "napalenie się", aby szybko polepszyć bilans zatopień. Ale Patzig podjął decyzję: nie będzie świadków, to nie będzie zeznań nt jego zbr(dni. Wynurzył się i taranowali łodzie ratunkowe, a ich pasażerów ... z karabinu maszynowego. Tylko jakoś przeoczyli jedną szalupę, a może
koło Irlandii. Być może miała miejsce zła identyfikacja celu ataku. Albo "napalenie się", aby szybko polepszyć bilans zatopień. Ale Patzig podjął decyzję: nie będzie świadków, to nie będzie zeznań nt jego zbr(dni. Wynurzył się i taranowali łodzie ratunkowe, a ich pasażerów ... z karabinu maszynowego. Tylko jakoś przeoczyli jedną szalupę, a może uratowało ją pojawienie się jakiegoś okrętu wojennego? Do tego ocalał jeden marynarz z szalupy zatopionej, wciągniętej przez tonący statek (nie mogli odczepić lin, a wiosła pogubili). Świadkowie złożyli zeznania, alianci szukali w Niemczech Patziga, ale ten - uciekł do Wolnego Miasta Gd. !!
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.