• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Bomby w supersamie "Zodiak" w 1994 r.

Jarosław Wasielewski
4 listopada 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 
Ponad 26 lat temu 43 strażaków walczyło z pożarem supersamu "Zodiak" we Wrzeszczu. Ponad 26 lat temu 43 strażaków walczyło z pożarem supersamu "Zodiak" we Wrzeszczu.

Noc ze środy na czwartek, z 25 na 26 maja 1994 roku, około północy. Ciszę nocną w Dolnym Wrzeszczu przerywa potężna eksplozja. Minutę po północy ktoś zauważa ogień w supersamie "Zodiak" stojącym przy skrzyżowaniu al. gen. Józefa Hallera z ul. Tadeusza KościuszkiMapka.



Trzy minuty później straż pożarna przyjmuje zgłoszenie. Po kolejnych sześciu minutach na miejscu pojawiają się pierwsze wozy strażackie. Okazuje się, że nie jest to jednak "typowy" nocny pożar. Ogień pojawia się w kilku miejscach jednocześnie i błyskawicznie rozprzestrzenia się po budynku. Strażacy słyszą kilka następujących po sobie wybuchów.

W supermarkecie ktoś podłożył bomby.

140 tys. litrów wody i 15 mld starych złotych



Ogień w ciągu kilku godzin doszczętnie trawi wybudowany 20 lat wcześniej parterowy pawilon o powierzchni użytkowej 1302 m kw. i kubaturze 6,3 tys. m sześc. Pożar gasi 12 samochodów i 43 ludzi. Na ogień wylanych zostaje łącznie 140 m sześc. wody oraz ponad 2,5 tony środków pianotwórczych. Teren zabezpiecza 40 policjantów. Jest też pogotowie ratunkowe, gazownicze i elektryczne.

Poza jednym ze strażaków, niegroźnie rannym w nogę, w pożarze na szczęście nikt nie ucierpiał.

Straty szacuje się na ponad 1,5 mln nowych zł, z czego same towary spożywcze i chemiczne warte są 1,3 mln zł. Sklep jest ubezpieczony, ale strażacy i tak zdołali uratować mienie wartości 1 mln zł.

Bomby w proszku "ixi"



Lata 90. to bardzo niespokojne czasy. Kwitnie przestępczość - zarówno pospolita, jak i zorganizowana. Media regularnie donoszą o alarmach bombowych, wymuszeniach, strzelaninach z udziałem gangsterów. Zreformowane po transformacji ustrojowej służby mundurowe nie dają sobie rady z falą przestępczości nagle zalewającą kraj. Nic dziwnego, że ludzie się boją - i niechętnie pomagają policji.

Kilkanaście godzin po pożarze pracownice sklepu oglądały straty wyrządzone przez żywioł. Kilkanaście godzin po pożarze pracownice sklepu oglądały straty wyrządzone przez żywioł.
Kilkanaście dni przed pożarem pod "Zodiakiem" eksplodował granat, który zranił dwie osoby. Ale kierownictwo sklepu zgodnie twierdzi, że nie było prób wymuszenia okupu czy zastraszenia obsługi marketu. Kilka osób widziało osoby podkładające ładunki, ale nie chcą zeznawać - ich prywatne opowieści nie mogą być zaprotokołowane. Boją się konsekwencji - jednej z nich nawet grożono.

W połowie czerwca rusza rozbiórka tego, co pozostało po supersamie. Prace posuwają się powoli - policja podejrzewa, że w zgliszczach mogą być ładunki wybuchowe, które nie eksplodowały w trakcie pożaru. I rzeczywiście, jeden taki znajdują. Bomby ukryte zostały w pudełkach z proszkiem "ixi".

Bombowy "Gumiś"?



We wrześniu policja jako sprawcę typuje krakowskiego terrorystę Sylwestra Augustynka, pseudonim "Gumiś". Augustynek podkładał ładunki wybuchowe m.in. na tamtejszym dworcu PKS oraz w kościele Mariackim, żądając okupu. Media donoszą o trwających przesłuchaniach i poszukiwaniu jego wspólników. Wkrótce jednak hipoteza o sprawstwie "Gumisia" zostaje odrzucona. Policja zostaje z niczym.

W październiku 1995 roku miasto ogłasza licytację na wieczyste użytkowanie działki po wypalonym i rozebranym "Zodiaku". Teren o powierzchni 2508 m kw. można wydzierżawić na 99 lat z przeznaczeniem na budowę nowego pawilonu handlowo-usługowego. Nikt się jednak nie zgłasza. Plac przez kolejne kilkanaście lat pozostanie więc pusty - korzystać z niego będą okoliczni skejci.

O wybuchu i pożarze supersamu Zodiak na pierwszej stronie informował "Dziennik Bałtycki" z 27 maja 1994 r. O wybuchu i pożarze supersamu Zodiak na pierwszej stronie informował "Dziennik Bałtycki" z 27 maja 1994 r.
W końcu w śledztwie pojawia się przełom. Zabezpieczone na resztkach ładunku wybuchowego znalezionego w "Zodiaku" linie papilarne zostają porównane z danymi zgromadzonymi w ogólnopolskim rejestrze informacji o wybuchach, prowadzonym przez Komendę Główną Policji w Warszawie. Jest zgodność z odciskami jednej z osób zatrzymanych przez nowosądecką policję w tzw. sprawie czorsztyńskiej.

"Sprawa czorsztyńska"



Ta historia nadaje się na scenariusz osobnego filmu sensacyjnego. W nocy z 30 września na 1 października 1993 roku w miejscowości Czorsztyn, blisko granicy ze Słowacją (dziś woj. małopolskie), doszło do jednej z największych w Polsce kradzieży dynamitu. Złodzieje z Podhala włamali się do magazynu z dynamitem skalnym, wykorzystywanym do wysadzania skał przy budowie zapory w pobliskiej Niedzicy. Ukradli 168 kilogramów tego materiału wybuchowego. Skradziony dynamit był następnie wykorzystywany w różnych częściach kraju. W prowadzonym dochodzeniu krzyżują się wątki z całej Polski, występuje szereg osób podejrzanych i wiele zarzucanych im czynów.

Wśród podejrzewanych jest Mariusz S. z Zakopanego. To jego odciski znaleziono na fragmencie ładunku z "Zodiaka".

Wybuchowy zakopiańczyk



Aresztowany w lutym 1996 roku 36-letni Mariusz S. okazuje się pracownikiem szkoły podstawowej. Swą część łupu ukrył m.in. w domowych apteczkach. Dynamit wykorzystywał do produkcji bomb, jego ładunki były zaopatrzone w elektroniczne detonatory z zegarem. Potencjalnym klientom prezentował skuteczność swoich "wyrobów" w niezamieszkanych okolicach pod Zakopanem.

W trakcie śledztwa prokuratura zarzuca Mariuszowi Sz., że - poza gdańskim "Zodiakiem" - był twórcą ładunków wybuchowych, podłożonych m.in. w samochodzie zaparkowanym pod komisariatem policji w Muszynie i w domu w Łazach k. Zawiercia (obydwie konstrukcje unieszkodliwiono, zanim eksplodowały).

Zeznają przeciwko niemu ludzie, którzy pośredniczyli w pozyskiwaniu zleceniodawców na wybuchowe usługi. Mariusz Sz. jednak nie przyznaje się do niczego. Obecność odcisków swoich palców na resztkach taśmy wykorzystanej przy produkcji bomb z "Zodiaka" tłumaczy "zbiegiem okoliczności" - kilka lat wcześniej miał handlować w naszym mieście taśmami i przylepcami, które nieraz miał odcinać ręcznie.

Słodko-gorzki epilog



W listopadzie 1996 roku Sąd Wojewódzki w Nowym Sączu skazuje Mariusza Sz. na osiem lat pozbawienia wolności i 5 tys. zł grzywny, uznając go winnym m.in. przechowywania dynamitu i produkcji bomb. Śledztwo nie ujawniło jednak zleceniodawców zakopiańczyka.

Za swoją działalność Mariusz Sz. zapłacił podwójnie. Jego żona, która przekazała wiele istotnych informacji w śledztwie, powiesiła się przed wszczęciem procesu, osierocając troje małych dzieci.

10-piętrowy budynek mieszkalno-usługowy "Fregata" wzniesiono na miejscu spalonego supermarketu w latach 2008-2010. 10-piętrowy budynek mieszkalno-usługowy "Fregata" wzniesiono na miejscu spalonego supermarketu w latach 2008-2010.
Niezagospodarowaną działkę po wypalonym supermarkecie kupił ostatecznie trójmiejski deweloper Doraco. W latach 2008-2010 postawił na niej 10-piętrowy budynek mieszkalny o nazwie "Fregata", z 57 mieszkaniami, punktami usługowymi na dwóch dolnych kondygnacjach i parkingiem podziemnym.

O autorze

autor

Jarosław Wasielewski

badacz i popularyzator historii Gdańska, autor bloga poświęconego w całości przeszłości i teraźniejszości Wrzeszcza.

Opinie (112) ponad 10 zablokowanych

  • Gdzie doraco w tej fregacie ma usługi w parterze???

    Skandal w takim miejscu by nie było sklepów na poziomie parteru! Ktoś kto wydał pozwolenie na budowę powinien odpowiadać karnie za to !

    • 2 2

  • Kurka obchodziłem w tamte dni 70 urodziny

    Ale czas zasuwa idę pobiegać

    • 3 0

  • Pamiętam

    Pamiętam ten sam i wybuch. A raczej dzień po wybuchu. Wtedy już nie mieszkałam we Wrzeszczu. Po wybuchu były wszędzie rozrzucone artykuły ze sklepu, m.in. dużo pampersów. Do damy chodziłam z rodzicdmi. Budynek, który wybudowano na miejsce samu...zwróćcie uwagę na balkony. Wszystkie są z mlecznego szkła a jedne przezroczysty. Podobno mieszkał tam syn Tuska i to on zarzyczył sobie taki balkon. A deweloper musiał tak zwrócić, chociaż wygląda to dziwnie.

    • 4 2

  • Robiłem tam zakupy jako dzieciak.

    Całkiem lubiłem ten sklep. A potem pamiętam zgliszcza.
    Dopiero z tego artykułu dowiedziałem się co się stało, dotychczas myślałem, że to zwykły pożar.

    Jakoś w tym samym czasie spłonął też sklep z okuciami meblowymi, który był na terenie dawnego składu opałowego na Kościuszki. Ciekawym, co tam się stało?

    • 2 0

  • Szczerze, nie rozumiem tej powszechnej nostalgii za latami 90.

    Bandyckie i bardzo niepewne czasy. Tęsknią chyba ówczesne dzieci, które żyły pod skrzydłami rodziców i nie kumały świata wokół siebie. Ja byłem wtedy nastolatkiem. Chodziło się po mieście jak po polu minowym, bo można było wyłapać łomot za każdym rogiem...

    • 9 3

  • Z Klonowicza

    W tym czasie obok powstał unitorg. to był dziwny zbieg okoliczności, przypadek czy rzeczywiście maczali w tym palce. Pamiętam to doskonale

    • 2 0

  • Smutne

    Pracowałam w tym czasie w Zodiaku.To był szok, gdy rano przyjecho sie do pracy i zastało ten widok

    • 2 0

  • Pamiętam to zdziwienie.

    Jechałem wcześnie rano do pracy a tu....

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co to za ulica w Gdyni?

 

Najczęściej czytane