- 1 Pozostałości baterii mającej bronić portu (69 opinii)
- 2 O morderstwie na jachcie i upartej nudystce (31 opinii)
- 3 Tak organizowano Rajd Monte Carlo w Gdańsku (25 opinii)
- 4 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 5 24-letnia Aneta Kręglicka w 1989 roku (97 opinii)
- 6 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. (11 opinii)
Od kradzieży do zelżenia. Trudno wygrać z grenadierem
Na początku XX wieku pozycja społeczna wojskowych była znacznie wyższa niż dziś. Przekonał się o tym gdański kupiec, który wszedł w zatarg ze stacjonującymi w gdańsku grenadierami.
Kiedy stanął w drzwiach zatkało ją, a gdy do niej zagadnął, kompletnie zbaraniała... Wlepiła w niego wzrok i języka w gębie zapomniała, choć jemu tylko o papierosy chodziło.
- Jakie papierosy panienka ma? - zapytał z uśmiechem.
A ona ani be, ani me. Stała wpatrzona w niego, jak w obraz święty, no bo i było na kogo popatrzeć. Wysoki, postawny, brunet wystrojony w galowy mundur podoficera grenadierów, a do tego twarz jak malowanie. Nos orli, ale nie za duży, oczy niebieskie, jak niebo w środku lata, czoło szerokie, cera śniada, no i ten wąs... Czarny jak smoła, starannie nożyczkami przycięty i przy końcu do góry podkręcony. Za kimś takim po nocach śniła i teraz oto stał przed nią w całej krasie. Uśmiechał się zalotnie, a ona milczała, jakby ją kto zaczarował.
- Służbę mam, to i palić będzie się chciało... - powiedział, jakby z nałogu wytłumaczyć się chciał.
Pokazała mu więc wszystko, co w szufladzie miała: Borgi, Salemy, Pall Malle i Bensony wyłożyła na ladę, a on modlitewnik, który pod pachą trzymał, do kieszeni włożył, spojrzał na nią uwodzicielsko, mundur poprawił i wąsa podkręcił.
- A cygara? Cygara też panienka ma?
Miała, a jakże. W kredensie w szufladzie pan Packwitz, właściciel bufetu, trzymał kilka pudełek "dla lepszego towarzystwa". A przecież podoficer grenadierów z taką prezencją to nie byle kto. Też do lepszego towarzystwa się zalicza.
- Czekoladę jeszcze bym wziął.... - mrugnął okiem i do kieszeni po portfel sięgnął.
Czekolada też jest. Na półce za bufetem czekolady, ile dusza zapragnie, tyle że tyłem do niego stanąć musiała i jeszcze na stołeczek wspiąć się trzeba było. Fatygi z tym trochę, ale co tam! Gdyby poprosił, dużo więcej by dla niego zrobiła...
Weszła na stołek i zdjęła z półki kilka tabliczek. Kiedy zeszła i się odwróciła, grenadiera już nie było. Zniknął jak sen złoty, a wraz z nim parę paczek papierosów i kilka cygar rozpłynęło się w powietrzu. A pomyśleć, że tak dobrze mu z oczu patrzyło...
Szef bufetu, pan Packwitz, braku paru paczek papierosów pewno byłby nawet nie zauważył, ale cygar nikomu by nie darował. Sam dobre cygara palił tylko od święta i teraz miałby jakiemuś chłystkowi kilka sztuk puścić płazem? Nigdy! Skrzyczał dziewczynę tak, że się popłakała, po czym płaszcz założył, kapelusz na głowę wcisnął i wzburzony wyszedł z lokalu.
Złodziej myślał pewno, że nikt go szukać nie będzie. Czort sądził, że w Gdańsku uda mu się zniknąć bez śladu. O, naiwny! Był tak bezczelny i tak pewny siebie, że niechcący sam się zdradził. Powiedział, że na służbę idzie! W niedzielę?! Wystrojony jak na paradę i to jeszcze z modlitewnikiem w kieszeni?! Jeśli na służbę, to tylko do kościoła garnizonowego szedł, ot co!
Poznaj historię kościoła św. Elżbiety: Szpitalny kościół z czasów średniowiecza
Zły jak diabli pobiegł do kościoła św. Elżbiety , ale kiedy z powrotem do bufetu wrócił, zły był dwa razy bardziej. Klął jak szewc, miotał się po lokalu jak kot psem poszczuty, a później uspokoił się nagle i do koszar grenadierów na skargę poszedł.
- Ja denuncjację złożyć przyszedłem... - powiedział, gdy go dopuszczono do dowódcy. - Wpierw jeden taki papierosy i cygara z lokalu podstępem mi wykradł, a później od kłamców, łotrów i innych mnie zwymyślał. Okradziony i zniesławiony zostałem!
- Gdzie to się stało?
- Na Breitgasse (dziś to ul. Szeroka) mam lokal, to i tam mnie gałgan okradł.
- A do zniesławienia gdzie doszło?
- Przed kościołem garnizonowym.... - pan Packwitz aż się zapowietrzył. Ręce trząść mu się zaczęły, a twarz poczerwieniała gwałtownie.
- Proszę się uspokoić - odparł dowódca - i od początku całą sprawę wyłożyć.
- No więc po mszy do lokalu przyszedłem, a tu dziewczyna, co za ladą pracuje mówi mi, że papierosy i cygara jakiś podoficer jej wykradł...
- Jak wyglądał? - zapytał dowódca, więc Packwitz mu łotra opisał.
Pułkownik nosem pokręcił.
- To każdy z moich mógł być - powiedział - U nas pięknych brunetów z czarnym wąsem pod dostatkiem... - zaśmiał się. - Proszę mówić dalej.
- No więc poszedłem do tego kościoła i pytam żołnierza, który stał przed wejściem, czy można wejść. - Packwitz poczerwieniał. - Bykiem na mnie spojrzał, zmierzył mnie, jak jakiego przybłędę, i pyta, czego chcę. Grzecznie mu sprawę wyłożyłem. Bardzo uprzejmie powiedziałem, co się stało, a ten na mnie jak nie skoczy!
- Zwymyślał szanownego pana?
- I to jak! - od emocji głos mu zadrżał. - Kanalią, świnią, lowelasem i bydlęciem mnie nazwał...
- Jak wyglądał?
- Normalnie - machnął ręką. - Ale wiem, jak się nazywa. Dunkwitz... Georg Dunkwitz..
- Dunkwitz? - zdziwił się pułkownik
- Tak. Obok przechodził jakiś oficer artylerii, to go zapytałem...
- Hm... Dunkwitz to porządny żołnierz.
- Widocznie nie dość porządny, bo dwukrotnie mnie zwymyślał, Najpierw przed kościołem, a później dogonił mnie z jeszcze jednym, jak do siebie wracałem. Ten drugi nic nie mówił. Stał spokojnie, ale ten Dunkwitz... Na całą Breitgasse awanturę mi zrobił, łajdak - podniósł głos.
- Hm... - mruknął pułkownik, potarł podbródek i energicznie podniósł się z miejsca - Chodźmy. Odszukamy Dunkwitza.
Znaleźli go bez trudu. Siedział w kantynie i grał w karty. Wzięty na spytki nie dość, że do niczego się nie przyznał, to jeszcze złożył zeznania, które diametralnie różniły się od słów Packwitza.
Ostatecznie sprawa trafiła przed sąd garnizonowy.
- Przed kościołem to pan Packwitz zachowywał się wyzywająco - powiedział na rozprawie przed sądem wojskowym dywizji 28 maja 1902 r. - Krzyczał coś do mnie i denerwował się, więc przywołałem go do spokoju.
- Zelżyliście pana Packwitza! - zarzucił mu przedstawiciel prokuratury.
- Nie... - odparł tamten spokojnie. - Żadna obelga nie padła.
- Dlaczego zatem podążyliście za panem Packwitzem aż na Breitgasse?
- Nie poszedłem za panem Packwitzem... - odparł ze stoickim spokojem. - Na Breitgasse udałem się z zupełnie innego powodu. Pech chciał, że spotkałem pana Packwitza.
- Zniesławiliście go...
- Nieprawda, na Breitgasse to pan Packwitz krzyczał.
- Pan N., który wtedy akurat stał przed swym domem na Breitgasse zeznał co innego - znowu przerwał mu przedstawiciel prokuratury. - Twierdzi, że widział na ulicy dwóch podoficerów i że słyszał, jak jeden z nich wykrzykiwał obelgi, które przytoczył pan Packwitz...
- O ile mi wiadomo, świadek nie rozpoznał ani podoficera Dunckwitza, ani też jego towarzysza - przerwał obrońca.
- To prawda, ale czasowo wszystko się zgadza. Pan Packwitz znieważony został przez oskarżonego na Breitgasse dokładnie w tym samym czasie, kiedy pan N. słyszał wykrzykiwane na ulicy obelgi. To nie może być przypadek - stwierdził przedstawiciel prokuratury.
Był pewny, że Dunkwitz był winien, jednak sędzia był innego zdania.
- Nie jestem przekonany o winie podoficera Dunkwitza, muszę więc go uniewinnić - stwierdził. - Być może zmienię zdanie, jeśli prokuratura znajdzie bardziej przekonujące dowody.
Chwilę później zamknął rozprawę.
O autorze
Paweł Pizuński
- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.
Opinie (18) 3 zablokowane
-
2016-01-16 12:06
więcej, więcej! (2)
Te artykuły ratują poziom portalu!
- 59 5
-
2016-01-16 22:32
Ten grenadier chyba z koszar na Białej
- 0 1
-
2016-01-17 03:02
W końcu coś na tym truj mieście sensownego i z klasą napisane.
Brawo!
- 2 0
-
2016-01-16 12:13
xxx
Zacna historia jak zawsze daje solidną 9.
- 35 5
-
2016-01-16 15:43
(2)
Tak właśnie wygląda nadużywanie władzy.
Poczytajcie jeszcze o kapitanie z Köpenick. Wojsko było w Prusach ponad wszelkim prawem.- 27 2
-
2016-01-16 19:26
Tak właśnie wygląda nadużywanie władzy. (1)
A wiesz (...), że jak wezmę się za prawo, to polegniesz?
Funkcjonariusz publiczny. Mówi to ci coś? głąbie- 1 12
-
2016-01-17 11:25
z publicznych to tylko dom mi się kojarzy
- 2 0
-
2016-01-16 19:21
Takie metody "obrony" występują dzisiaj masowo.
Od szkoły.....proszę panią to nie ja ..to on się zaczął. Po polityków którzy swoje winy przylepiają swoim oponentom, przykład ....awantura o TK.
- 18 3
-
2016-01-16 19:52
Grenadier
do wyróżnienia
Jak i cały artykuł. Przede wszystkim.- 16 4
-
2016-01-16 21:16
ciekawić to powinno Niemców to ich historia (1)
- 9 17
-
2016-01-17 11:23
i miasta w którym mieszkasz słoiku, nawet historii własnej rodziny nie znasz
- 0 1
-
2016-01-16 21:19
Zainteresowany
Windą bliżej !!!
- 0 4
-
2016-01-16 22:45
zdjęcie żołnierza
Opowiastka jak opowiastka.Cesarskie Niemcy były zmilitaryzowane i panował kult wojskowych,wystarczy jako przykład sprawa kapitana z Kopenick.Wracając do pokazanego zdjęcia żołnierza, to w żadnym przypadku nie jest mundur z końca XIX wieku.Jest to umundurowanie i uzbrojenie z okresu I wojny- pickellhauba filcowa, karabin Mauser wz.98 ,bagnet zastępczy produkowany dopiero w czasie wojny.
- 13 1
-
2016-01-17 01:12
Błąd w podpisie pod fotografią. (4)
"Żołnierz niemieckiej piechoty w umundurowaniu z końca XIX wieku".
Niestety, coś się nie zgadza.
Może i umundurowanie z końca XIX wieku (nie znam się na tym elemencie), ale bagnet na karabinie jest typu "ersatz"; wprowadzono je do uzbrojenia w końcówce I Wojny Światowej.- 9 0
-
2016-01-17 17:26
bagnety zastępcze "Ersatz" (1)
Bagnety tego typu zaczęto produkować już w 1915 roku.
- 3 1
-
2016-01-17 21:14
A maszyną czasu przesyłano je nawet do roku 1899.
- 1 3
-
2016-01-17 22:10
(1)
Nie do konca. SG 71/84 z pierwszymi Messerbajonett weszly do produkcji w 1885 r.
- 1 1
-
2016-01-18 10:02
Mowa jest o bagnetach zastępczych,po niemiecku ersatz albo aushilfseitengewehr
Dlatego nie mieszaj tu wzoru 71/84 bo to zupełnie inny bagnet niż ten na zdjęciu.
- 3 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.