- 1 Nietypowa willa prezesa banku nad miastem (55 opinii)
- 2 "Banany jedzą tylko dzieci bardzo bogate" (36 opinii)
- 3 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 4 Przymorze kiedyś i dziś. Porównujemy zdjęcia (145 opinii)
O zbrodni i karze w XVII-wiecznym Gdańsku
Temida, bogini prawa i wszelkiego porządku, miała w XVII-wiecznym Gdańsku całkiem sporo do roboty.
Gwałtowny rozwój miasta, bogacenie się wielu jego mieszkańców, nowe kamienice, wspaniałe powozy, zagraniczne ubiory, diamentowe błyskotki - to wszystko u niektórych gorzej sytuowanych, powodowało zawiść, prowadzącą czasem do czynów prawnie zabronionych: napaści, kradzieży, rozbojów a w skrajnych wypadkach - morderstw.
Niepotrzebny był mrok wieczorny, bo gorący, gdański temperament dawał o sobie znać i za dnia. W zwykłych pyskówkach, czy to na ulicy, czy to w karczmie, po równo mężczyźni i kobiety, zwracali się do siebie w mało parlamentarnych słowach, przypisywanych zwykle furmanom.
I tak, żeby nie być gołosłownym, dnia 26 listopada 1610 roku Jerzy Hase oskarżył żonę Jana Holberdts "iż mu ona nie jednej soboty na Targu Mięsnym ubliżała, nazywając go szelmą, złodziejem, a matką jego złodziejską k...".
XVII-wieczny Gdańsk właściwie nie znał za to problemu prostytucji. Była ona legalna i tolerowana przez władzę, od lat wszyscy znali właściwe ulice i domy, gdzie można było z tego typu usług skorzystać. Jak podają przekazy, już od XV wieku córy Koryntu miały swoje przybytki na ulicach Zbytki i Różanej , stąd zresztą ich nazwy.
Od czasu do czasu i one jednak znajdowały się przed obliczem sprawiedliwości, karane były na przykład za zbyt bogate i wyzywające stroje albo odmowę gaszenia pożaru, co było ich obowiązkiem. W księgach zachowały się pseudonimy nierządnic. Najsławniejsze - choć nie wiadomo pod jakim względem - były Rakarska Beczka, Dziewka Kowalska oraz Biedne Dziecko.
Sprawy naprawdę kryminalne, w których szło o morderstwo rozpatrywał burgrabia, korzystając z pomocy ławników. I w tym przypadku trzeba powiedzieć, że Temida bywała niezwykle surowa. Trzydzieści lat w celi Wieży Więziennej o suchym chlebie i brudnej wodzie, z serwowaną co kilka dni chłostą, mogło załamać skazańca, i choć wielu ten wyrok otrzymało, podobno nikt go nie przeżył.
Marzeniem przestępców było dostanie się do domu poprawczego, gdzie mogli się przyuczyć do nowego zawodu, a i chłosta praktykowana była rzadziej.
Chłosta była karą bardzo popularną i stosowaną szeroko, a pręgierz wystawiony pod ratuszem przyciągał licznych widzów. Jeszcze bardziej pożądana przez publikę była egzekucja.
Podzielone były głosy, który rodzaj pozbawienia życia jest najatrakcyjniejszy. Zwolennicy wieszania spierali się z miłośnikami kata czyniącego swoją powinność jednym pewnym cięciem. Byli też tacy, którzy nie opuścili ani jednego łamania kołem, a jeszcze inni zacierali ręce na widok układanego stosu.
Nawet najnikczemniejszy łotr mógł liczyć na efektowny pochód urzędników sądowych, kata duchownego, oraz zgromadzonej ciżby. 9 kwietnia 1636 roku odbyła się w Gdańsku egzekucja, której świadkiem był francuski dyplomata Charles Ogier.
"Żałosne nadarzyło mi się widowisko. Widziałem jak człeka na śmierć skazanego prowadzono przed sędziów, aby wysłuchał wyroku na siebie; kapłan mu towarzyszył, a za skazanym, z rękoma w tył skrępowanymi kroczącym, szedł kat" - pisał w swoim "Dzienniku podróży" . "Ani chciałem, ani mogłem z racji niezdrowia być na tym sądzie; słyszałem, iż taki jest obyczaj, że sędzia takiego jeszcze raz publicznie przesłuchuje i że on zwyczajnie do wszystkiego się przyznaje; wtedy dopiero sędzia ogłasza wyrok, który jego koledzy już wydali, po czym wysyła się do burgrabiego dwu sędziów, którzy mu przedstawiają sprawę i wyrok. Burgrabia ma moc zmieniania rodzaju śmierci, jeśli mu się tak wyda, albo też zatwierdzenia z miejsca wyroku, co jeśli uczyni, wyrok na winnym się wykonuje. Zabójców ścinają, złodziei wieszają, rozbójników grasujących na drogach łamią kołem."
Z kolei 7 marca 1650 roku na śmierć skazano trzech młodzieńców. Na miejscu kaźni mogli wysłuchać pocieszenia z ust kapłana. Protestanci na trzy dni przed egzekucją mogli odbyć rozmowę z pastorem, a katolicy wyspowiadać się przed księdzem, pod warunkiem, że ten nie był jezuitą. Gdańszczanie nie darzyli ich sympatią...
Zaraz po wysłuchaniu pocieszenia z ust kapłana, kat ścinał skazańców klęczących z dłońmi złożonymi jak do modlitwy. Zwykle udawało mu się pozbawić ofiarę głowy już za pierwszym uderzeniem miecza.
Środowiskiem, w którym przestępczość była szczególnie wysoka byli żebracy. Gdańsk był dla parających się tym procederem prawdziwą Mekką. Ciągnęli tu z całego świata, licząc na poprawę dziadowskiego losu.
Owszem zdarzali się wśród nich zajmujący się tylko "proszeniem", ale część z żebrzących była zwykłymi złodziejami albo też informatorami na usługach innych złodziei.
Z czasem władze miasta wpadły na pomysł, żeby owej klasie próżniaczej dać jakieś zajęcie. Odkąd w 1630 roku zaczęto budowę Domu Pracy Przymusowej (Zuchthausu), żebracy byli wyłapywani podczas obław i dostarczani do owego domu, który w zasadzie niewiele różnił się od więzienia. Te radykalne środki tylko na jakiś czas zmniejszyły ilość żebraków na ulicach, całkowicie problem nie został rozwiązany.
Gdańskie księgi ławnicze z XVII wieku zawierają opisy dość licznych procesów o czary. Ostatnia czarownica spalona została na terenie miasta (później tego typu egzekucje przeniesiono poza mury Gdańska) na Targu Drzewnym w roku 1659. Była nią niejaka Anna Krüger, lat 80, której w wyniku przesłuchania i tortur udowodniono szkodzenie bydłu, nasyłanie duchów na sąsiadów, a także kontakty z diabłem o imieniu Klaus.
Jeszcze głośniejszy był proces z roku 1664, kiedy w Oliwie wykryto aż trzy czarownice - Annę, Urszulę, Krystynę, z których najmłodsza, Anna, miała dwadzieścia sześć lat. Litościwie wszystkie zostały ścięte, a ich zwłoki dla pewności spalono. Tym razem diabeł miał na imię Szymon.
Sam opis tortur z tamtych czasów przyprawia o dreszcze. Nie były to spontaniczne pomysły przypadkowych sadystów, każdy etap był szczegółowo ustalony a jego naruszenie groziło karą.
Wśród metod "dochodzenia do prawdy" były: zgniatanie palców, sznurowanie ciała za pomocą różańca lub liny z węzłami i ściąganie skóry oraz ciała aż do ukazania się kości, rozciąganie na łożu sprawiedliwości lub drabinie, zgniatanie nóg za pomocą "buta hiszpańskiego" lub jednocześnie nóg i rąk za pomocą "raka", przypalanie ogniem i rozżarzonymi cęgami.
Osobie oskarżonej o czary, zawiązywano oczy i odwracano tyłem do składu sędziowskiego (bano się rzucenia uroku). Na wszelki wypadek stoły i ławy smarowano świętymi olejami. Zdarzały się przypadki, że już sam widok narzędzi tortur powodował przyznanie się do winy, nawet niewinnego.
O autorze
Piotr Rowicki
- z wykształcenia historyk, z pasji prozaik i dramatopisarz. Jego ostatnia książka - Fatum, to zbiór opowiadań kryminalnych, których akcja dzieje się w XVII wiecznym Gdańsku. Dla trojmiasto.pl opisuje życie w Gdańsku w jego złotym wieku.
Opinie (27)
-
2011-12-07 08:51
DZISIAJ JEST WRĘCZ ODWROTNIE
Środowiskiem, w którym przestępczość była szczególnie wysoka byli żebracy. Gdańsk był dla parających się tym procederem prawdziwą Mekką. Ciągnęli tu z całego świata, licząc na poprawę dziadowskiego losu.
Dzisiaj jest wręcz odwrotnie. Włodarze miasta robią z jej mieszkańców żebraków, a ci muszą za swą Mekkę uznać Zachód.- 2 1
-
2011-12-07 09:09
Super artykul
Jaki Gdansk kiedys byl piekny:)A teraz?
- 1 0
-
2011-12-07 10:02
Palenie na stosie, łamanie kołem, obcinanie głowy... (2)
A to wszystko w imię boga.
- 2 1
-
2011-12-07 10:06
Dzisiaj (1)
"tylko" oddawanie klechom gdańskich terenów za symboliczną złotówkę
- 1 0
-
2011-12-07 10:58
dzis wiezienia sa pełne
w imie boga
- 0 0
-
2011-12-07 10:31
Jedną z chrześcijańskich cnót jest przebaczenie (2)
Szkoda, że rodzimi katolicy tak rzadko o tym pamiętają.
- 1 1
-
2011-12-07 10:51
(1)
napisz o tym coś bliżej :P
- 0 0
-
2011-12-07 11:49
o tym coś bliżej
- 0 0
-
2011-12-16 11:26
Diabły
Kiedys w Berlinie poznałam pewnego Klausa, a w Gdańsku Szymona, i mogę potwierdzić: to są istne szatany! :]
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.