• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Łotry spod znaku Grenzschutzu

Paweł Pizuński
24 lipca 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Pierwsze tygodnie po zakończeniu I wojny światowej w całej Europie były czasem chaosu. Cierpieli na tym także Polscy, mieszkający wtedy na terenie Gdańska.



Manifestację w dniu 17 grudnia 1918 r. na Targu Drzewnym Lesky obserwował tylko przez chwilę, gdy wracał dorożką do biura. Parę tysięcy Niemców demonstrowało przeciwko włączeniu Prus Królewskich do Polski.

Wtedy było jeszcze w miarę spokojnie. Były przemówienia, oklaski i jakieś okrzyki skandowane przez tłum. Gorąco zrobiło się około godziny 14, gdy podburzeni przemówieniami kilku mówców ludzie wdarli się do biur polskiego Banku Związku Spółek Zarobkowych i zdemolował jedno z pomieszczeń na parterze.

Kierownik banku poprosił o pomoc miejscową Radę robotników i żołnierzy, a ta przysłała 12 uzbrojonych ludzi. Tłum uspokoił się nieco, po czym zamalował polski napis nad wejściem do banku i ruszył w stronę Podwala Przedmiejskiego. Tutaj znowu doszło do rozruchów. Ludzie wdarli się do biura Gazety Gdańskiej i do drukarni Fellera, po czym pobili kilku pracowników i splądrowali parę pomieszczeń.

Dwa dni później naczelnik Richert wezwał Leskyego do siebie.

- Trzeba Lesky zająć się tą sprawą - rzekł zza stosu akt.
- Jaką sprawą?
- Zamieszkami na Targu Drzewnym i Podwalu Przedmiejskim - Richert wyprostował się w krześle. - Zaatakowane przedsiębiorstwa skarżą się, Polacy w poznańskiem burzą, a w Warszawie gazety piszą o "Pogromie gdańskim". Wyobrażacie sobie Lesky? - podniósł głos. - O "pogromie" piszą, a to tylko jakieś gorące głowy narozrabiały.
- O ile wiem, to kilku ludzi ucierpiało...
- Właśnie. Kilku ludzi ucierpiało, ale nikt przecież poważniej ranny nie został - podniósł się z krzesła i zaczął chodzić po pokoju. - Polacy robią z igły widły, a póki co świat ich słucha. Zwłaszcza Ameryka... Źle to na nasze interesy wpływa. Rozumiecie, Lesky?
- Mówiąc szczerze nie bardzo...
- Nie szkodzi. Wy macie wiedzieć tylko to, że o dużą stawkę chodzi i że trzeba przeprowadzić śledztwo, by aresztować sprawców - przystanął na chwilę, pochylił się nad nim i spojrzał na niego z góry. - Wy, Lesky, tym właśnie się zajmiecie. Przeprowadzicie śledztwo i aresztujecie sprawców.
- O ile wiem w zajściach brało udział wiele osób... - Lesky zauważył nieśmiało.
- Nie chodzi o wszystkich sprawców. Wodzirejów macie zaaresztować.
- To może być trudne.
- Jeśli to dla was Lesky zbyt trudna sprawa, to może warto zastanowić się nad dalszą pracą w policji?
- Chciałem tylko powiedzieć, że trudno jest wyłowić z tłumu prowodyrów. Ludzie w takich warunkach postępują irracjonalnie...
- Wiem co chcieliście Lesky powiedzieć, ale darujcie sobie te mowy... - Richert spojrzał na niego z góry - Powtarzam raz jeszcze. Ma być śledztwo, aresztowanie sprawców i proces.

Lesky podniósł się z krzesła i ruszył ku wyjściu.
- Jutro chcę mieć pełny raport - usłyszał za plecami.

* * *

Jeszcze tego samego dnia Lesky udał się do siedziby Banku Związku Spółek Zarobkowych na Targu Drzewnym. Kierownik Jasiński przyjął go w swym biurze na piętrze budynku. Usiedli w fotelach przy małym, mahoniowym stoliku, na którym po chwili sekretarka postawiła filiżanki z mocną i czarną jak smoła kawą.

- Czy byłby pan w stanie wskazać sprawców napadu? - zapytał Lesky.

Jasiński zrobił duże oczy.

- Panie komisarzu! Tam było wielu ludzi...
- Ale musieli być tacy, którzy wyróżniali się agresywnością?
- Najbardziej agresywni byli ci z Grenzschutzu.

Lesky nieomal poderwał się z miejsca.

- Skąd tam się wziął Grenzschutz?
- Dobre pytanie, panie komisarzu, ale dalibóg nie wiem... - Jasiński sięgnął po kawę. - Jedno wiem z całą pewnością. Obserwowałem demonstrację z tego okna - wskazał na okno wychodzące na Targ Drzewny. - Ci, którzy organizowali manifestację, nie protestowali, gdy tłum zaczął nam wygrażać, nikt z nich też nie kiwnął palcem, by powstrzymać agresywny motłoch.

Lesky dopił kawę. Dobrze wiedział, co to jest Grenzschutz i miał na jego temat swoje zdanie. Dla niego była to zbieranina najgorszych szumowin z różnych stron Niemiec. Ludzi tych kierowano do obrony wschodnich granic Niemiec, ale tak naprawdę większość z nich bardziej od granic interesowała się rabunkiem. Lesky myślał o tym podczas rozmowy z Jasińskim, myślał o tym też w drodze do siedziby "Gazety Gdańskiej".

Przywrócono tam już jako taki porządek, ale gazeta wciąż jeszcze się nie ukazywała. Wieczorkiewicz, który przedstawił się jako redaktor prowadzący gazety, powiedział mniej więcej to, co mówił kierownik Jasiński. Twierdził, że wśród napastników dostrzegł cywili oraz kilku członków Grenzschutzu.

- Nie wiem, skąd wzięła się u nich taka zajadłość. Naszą drukarnię tak zdemolowali, że wciąż jeszcze gazety nie możemy drukować. Najgorsze jest jednak to, że kilku naszych pracowników pobili.
- Podczas napadu mówili coś do siebie lub do was? Może padły jakieś nazwiska?
- Nazwiska? - powtórzył tamten - Nic takiego nie słyszałem. Były tylko wyzwiska...
- Może zapamiętał pan kogoś, kto im przewodził?
- Owszem. Chaos i destrukcja. Tak nazywali się ich przywódcy.

* * *

Nazajutrz, zgodnie z życzeniem Richerta, Lesky stawił się w jego gabinecie i na brzegu biurka położył gotowy raport.

- Sądzę, że kilkunastu sprawców uda się wskazać - zaczął. - Niestety, póki co nazwisk przywódców nie mam.
- O czym wy Lesky mówicie? - przerwał mu Richert.
- O zamieszkach na Targu Drzewnym...
- Spóźniliście się Lesky. Mamy już winnych.
- Doprawdy?
- Tak jest. Pański kolega T. wykrył sprawców.
- Tak szybko? To niemożliwe. Przecież z tego, co wiem, nikt poza mną nie przesłuchał najistotniejszych dla sprawy świadków...
- Czyżby? - uśmiechnął się ironicznie. - Przesłuchiwaliście panów Valeriusa Kunze?
- A kto to jest?
- Jak to kto?! - niemal krzyknął. - To członkowie Komitetu Wykonawczego. Byli na manifestacji i wszystko widzieli. Oni są naszymi najważniejszymi świadkami.
- A ja myślałem, że poszkodowani...
- Mylicie się Lesky. Zeznania osób poszkodowanych często bywają stronnicze - Richert patrzył na niego z politowaniem. - Myślę, że od kolegi T. wielu rzeczy możecie się nauczyć.
- Jednego na pewno. Dyspozycyjności... - mruknął Lesky pod nosem.

Już miał wyjść, ale zatrzymał się w pół kroku.

- Ciekaw jestem, kto zdaniem kolegi T. wywołał zamieszki.
- Przypuszczam, że nigdy byście na to nie wpadli. To dwaj żołnierze Grenzschutzu...
- Istotnie. Nigdy bym na to nie wpadł...
- I wiecie, Lesky, co w tej sprawie jest najbardziej zaskakujące?
- Nie mam pojęcia.
- Sprawcy są z pochodzenia Polakami... - zaśmiał się hałaśliwie - Jeden nazywa się Barczewycz, drugi zaś Kroschewsky.

* * *

Barczewicz i Kroszewski stanęli przed sądem przysięgłych w dniu 4 lutego 1919 r. Obaj zaprzeczali, by brali udział w demolowaniu pomieszczeń Banku Związku Spółek Zarobkowych i "Gazety Gdańskiej", ale Lesky wiedział, że kłamią. Był przekonany, że brali udział w zamieszkach, ale na przywódców motłochu z pewnością się nie nadawali. Byli zbyt młodzi, zbyt naiwni i nie dość wyrachowani, by porywać za sobą tłumy. Za to panowie Valerius i Kunze na przywódców niemieckiej chuliganerii nadawali się idealnie. Obaj byli aż nazbyt cyniczni, pokrętnie demagogiczni i makiawelicznie obłudni, by pociągnąć za sobą motłoch. Z uśmiechem na ustach pogrążali swymi zeznaniami dwóch młodzieńców, którzy nie wiedzieć czego szukali w Grenzschutzu. Ratunku przed biedą? Ucieczki od braku perspektyw i od nijakości życia w świecie pełnym absurdów?

- Barczewicz szczególnie dobrze utkwił mi w pamięci - zeznawał Kunze. - Pewno dlatego, że miał na sobie czerwony krawat i taką samą rozetkę. To on wybił szybę w tylnych drzwiach siedziby Banku Ludowego, czym otworzył motłochowi drogę do pomieszczeń biura.
- A drugi z oskarżonych? Czy jego też świadek zapamiętał?
- Oczywiście! - uśmiechnął się Valerius. - Może trochę mniej niż Barczewicza, ale Kroszewskiego też zapamiętałem. Sprawiał wrażenie osoby pijanej lub podpitej.

Z satysfakcją przebiegł wzrokiem po twarzach przysięgłych. Krótko potem udali się oni na naradę, ale ta była tylko formalnością. Swój wyrok każdy z przysięgłych miał już w głowie. Każdy z nich odpowiedział twierdząco na postawione pytanie co do winy oskarżonych i w efekcie Barczewicz dostał półtora roku, zaś Kroszewski rok więzienia.

Grenzschutz Ost to powstała w latach 1918-1919 paramilitarna formacja ochotnicza działająca na wschodnich rubieżach Niemiec, która zbrojnie przeciwstawiała się odłączeniu terenów wschodnich od Republiki. Działała na na terenie Łotwy, Litwy, gdzie walczyła z Armią Czerwoną, oraz w Wielkopolski, na Pomorza i Górnym Ślaska, gdzie walczyła z jednostkami polskimi oraz polską ludnością cywilną.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (23) 8 zablokowanych

  • dziękujemy

    Panie Pawle powinien Pan przejąć niektóre działy na Trojmiasto.pl, wtedy na pewno kopiuj/wklej by nie było.

    • 55 4

  • ci z Grenzschutzu to byli pewnie naziści a nie Niemcy ;)

    • 18 12

  • Ciekawie napisane

    • 27 3

  • Naczelnik Richert prawdziwy zakłamany Niemiec.A swoją drogą ciekawe czy na zdjęciach ktoś rozpozna swoich krewnych.Chwalcie się.

    • 20 9

  • ! (1)

    -zostawcie ich w spokoju !!! - to porządne chłopaki !!! mało kto wie i chce wiedzieć !!! iż przed wojna w WMG (dla przykładu) kaszubi i Kociewiacy w urzędach nie mieli nic do powiedzenia -nie dopuszczano ich celowo w zamian był lad i porządek . Nie zaś jak dzisiaj pełna anarchia , bałagan,brak porządku i organizacji pracy !!

    • 10 28

    • wszystko rozmyślnie

      max - masz na myśli potomków werwolfu - to oni sabotują mój kraj -anarchia, bałagan, brak porządku i organizacji pracy - wszystko rozmyślnie

      • 1 6

  • ot dzielni gdanszcza...........

    • 7 8

  • Panie Pizunski.. (2)

    ..cienkie to pisanie i jezyk marny.. Czas powaznie potraktowac czytelnika..

    • 4 37

    • to nie szkoła nie masz obowiązku czytania tego.

      • 14 1

    • Pochwal się swoim artykułem. Niech czytelnik oceni, Panie Baltazarze Gąbka.

      • 8 0

  • taki los....

    Grenshutz tak jak i Freikoprsy. Przytułek dla wykolejonych wielką wojną młodych ludzi.
    To nie była jakaś asymetryczna operacyjka afgańska ale prawdziwa maszyna do mielenie tysięcy ludzi. Jak się było przez 4 lata "kanonenfutter" to ciężko było wrócić do normalnego życia.
    Żal tych mi tych ludzi ..

    • 6 9

  • przodkowie Tuska

    • 25 18

  • dlaczego nie ma tam tablicy

    gdzie byla siedziba banku ludowego

    • 13 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Tzw. Wielki Przywilej Gdańsk otrzymał w roku:

 

Najczęściej czytane