• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kradł z pobudek patriotycznych

Paweł Pizuński
30 października 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 
Zdjęcie przedstawia typowy zaprzęg niemieckiej artylerii konnej, charakterystyczny dla okresu I wojny światowej. Fotografia pochodzi ze strony lovettartillery.com. Zdjęcie przedstawia typowy zaprzęg niemieckiej artylerii konnej, charakterystyczny dla okresu I wojny światowej. Fotografia pochodzi ze strony lovettartillery.com.

Tłumaczenie łamania prawa miłością do własnej ojczyzny ma długą tradycję, ale nawet ojczyste sądy zwykle są na nie odporne.



Żołnierze jednostki niemieckiej artylerii konnej. Zdjęcie pochodzi ze strony lovettartillery.com. Żołnierze jednostki niemieckiej artylerii konnej. Zdjęcie pochodzi ze strony lovettartillery.com.
Konny patrol 17. regimentu artylerii ciężkiej z Nowego Portu zatrzymał się przed gmachem Prezydium Policji w Gdańsku rankiem 14 maja 1919 r., ale do budynku wszedł tylko jego dowódca.

Krótko po tym inspektor Richert wezwał do siebie Lesky'ego.

- Konno jeździć umiecie? - zapytał.
- Podczas wojny byłem w kawalerii.
- Gdzie, jeśli można wiedzieć? - usłyszał Lesky za plecami. Odwrócił się.

Na fotelu w zacienionym kącie pokoju siedział wysoki człowiek w mundurze podporucznika artylerii. Najbardziej rzucały się w oczy jego wielkie, rude wąsy.

- Najpierw w Prusach Wschodnich, później w Polsce - odparł Lesky.
- Byłem w Kaliszu. Ładne miasto... - uśmiechnął się tamten.
- Niedługo będzie nasze.... - zaśmiał się Richert, a za nim właściciel rudych wąsów.

Wstali, jak na komendę, a Richert obszedł biurko dookoła i podszedł do Leskyego.

- Dołączycie komisarzu do patrolu panów artylerzystów. Trzeba przetrząsnąć okolicę.
- Mogę wiedzieć, co się stało?
- Przedwczorajszej nocy trzy konie nam skradziono - odpowiedział ten z wąsem. - Ktoś włamał się do stajni regimentu. Próbowaliśmy szukać na własną rękę, ale bez skutku...
- Wartownicy nic nie zauważyli?
- Twierdzą, że nic nie widzieli, ale kto ich wie...
- Złodziej na pewno zdążył już pozbyć się koni. Trzeba będzie szukać u handlarzy. Znam kilku...
- Świetnie, Lesky - Richert klasnął w dłonie. - Cieszę się, że wiecie, jak zabrać się sprawy. Rumak dla was czeka na dole - ponownie obszedł biurko i usiadł na krześle. - Czy macie jeszcze jakieś pytania?
- Żadnych.
- A zatem w drogę. - zakomenderował Richert.

Chwilę później Lesky z rudowąsym artylerzystą byli na dole. Jeden z żołnierzy podał im konie. Gniadosz Lesky'ego nie wyglądał na rumaka czystej krwi, ale i tak prezentował się dość dobrze.

* * *

Lesky pamiętał Grundmanna z czasów wojny. Wtedy służył w kawalerii, teraz handlował końmi.

Mieszkał z rodziną przy drodze na Brusy. Niewielka chatka kryta strzechą, kurnik, obora, spora stajnia i przylegające do niej pole były wszystkim, co posiadał. Lesky z patrolem 17. regimentu pojawił się u niego pod wieczór po kilku godzinach daremnych poszukiwań w różnych okolicach. Gdy przejeżdżali obok należącej do niego łąki, rudowąsy trącił Leskyego w ramię.

- Ten koń wygląda na naszego - wskazał palcem gniadosza z gęstą grzywą i płową plamą pośrodku łba.

Zatrzymali się.

- Jest pan pewien? - zapytał Lesky.
- A pan byłby pewien? - podporucznik spojrzał na niego pytająco.
- Słusznie. Sprawdźmy zatem... - Lesky zsiadł z konia, to samo uczynił rudowąsy.

Postanowili zajrzeć do stajni. Na polecenie podporucznika jeden z żołnierzy stanął na grzbiecie swojego wierzchowca i zajrzał przez okno do wnętrza. Gdy powiedział, że dostrzegł tam konia, który wyglądał na własność regimentu, zapukali do drzwi chaty Grundmanna. Na progu stanęła jego żona.

- Jest mąż? - zapytał Lesky.
- Nie ma. - kobieta obrzuciła go wrogim spojrzeniem.
- A gdzie jest?
- Do miasta pojechał.
- Czy możemy się rozejrzeć?
- A co wy za jedni?
- Patrol 17. regimentu artylerii - odparł podporucznik. - Szukamy koni, które nam skradziono.
- To nie macie tu czego szukać - Grundmannowa spojrzała na niego groźnie. - My koni nie kradniemy.
- Doprawdy? Gniadosz tam na łące wygląda na naszą własność, a w stajni jest jeszcze jeden. Musimy je obejrzeć.
- Nic z tego. Mąż zakazał wpuszczać...
- Dlaczego?
- A mało to koniokradów w okolicy?
- Nie jesteśmy koniokradami.
- Nie wpuszczę i już! - odparła Grundmannowa opryskliwie. - Idźcie sobie precz.

Odwróciła się na pięcie, weszła z powrotem do chaty i trzasnęła drzwiami. Lesky z rudowąsym porucznikiem popatrzyli na siebie zdumieni, po czym wrócili do stojących nieopodal żołnierzy. Bynajmniej nie zamierzali odjeżdżać. Postanowili zaczekać na Grundmanna.

* * *


Przyjechał po godzinie i bez protestów wpuścił żołnierzy do stajni. Do 17. regimentu należał jeden ze znajdujących się w środku koni, dwa dalsze pasły się na polu.

- Te konie kupiłem legalnie - Grundmann był bardzo zdenerwowany. - zapłaciłem za nie 8000 marek.
- Więc dałeś się nabrać - Lesky pokiwał głową ze współczuciem. - Dziwię się jednak, że zdarzyło się to tobie, dawnemu kawalerzyście. Kupiłeś cechowane konie bez sprawdzania ich pochodzenia?
- Obiecano dostarczyć mi odpowiednie dokumenty.
- Kto ci te konie sprzedał?
- Zalewski. Powiedział, że kupił je od jakiegoś porucznika w hotelu "Continental".
- I uwierzyłeś mu?
- Nie miałem powodu mu nie wierzyć. Do tej pory nigdy mnie nie oszukał.
- Więc teraz będziesz miał nauczkę.
- Nauczka komu innemu się należy - Grundmann pokraśniał ze złości. - Przypuszczam, że wiem, kto w okolicy podkrada konie.
- Kto?
- Ten stary głupiec Hoga.
- Skąd wiesz?
- Słyszałem co nieco... Jeśliby go trochę nastraszyć, powie wszystko.

Patrzył bezradnie na czterech rosłych artylerzystów, którzy właśnie zbierali się do odjazdu. Wykonali zadanie. Wracali do koszar z odzyskanymi końmi regimentu.

* * *


Stary Leo Hoga był niepoprawnym koniokradem. Trudnił się tym fachem od lat, ale teraz powodziło mu się gorzej, niż w czasie wojny. Wtedy konie były w cenie i łatwo było je sprzedać, teraz cena spadła, bo na końskich targach w towarze można było przebierać. Wiele koni pochodziło z demobilu.

Hoga zatrzymany został zaraz po powrocie Lesky'ego z patrolu. Z początku zaprzeczał, by kradł konie, ale przyznał się, gdy pokazano mu znalezioną w jego stajni uprząż. Przypadkiem była to ta sama, którą zabrano 17. regimentowi artylerii ciężkiej.

- Zgoda, panie władzo. Zabrałem te konie, ale oni sami mi pozwolili...
- Kto wam, Hoga, pozwolił?
- Jak to kto? Ci z regimentu. Nawet wartownicy się nie czepiali. Bez pytania szlaban otworzyli...
- Pewno ich przekupiliście, Hoga...
- Skądże. Czy ja wyglądam na kogoś, kto mógłby kogoś przekupić?

Lesky spojrzał na niego. Niski, starszy człowieczek odziany w porwaną kurtę i wypłowiałe spodnie. Nie wyglądał na człowieka interesu.

- Poza tym kradłem, bo patriotą jestem...
- Doprawdy Hoga? - Lesky popatrzył na niego rozbawiony.
- A tak, panie władzo. Miałem pozwolić, by im Polacy te konie zabrali?
- Co wy tu, Hoga, pleciecie?
- To święta prawda jest. Przecież mówią, że wkrótce do Gdańska Polacy wejdą, a skoro tak, to konie od razu byliby im zabrali. U mnie w stajni byłyby bezpieczne...
- Widzę, Hoga, że z was chłopski filozof jest - zaśmiał się Lesky. - Ale w sądzie to wy lepiej tych bzdur nie opowiadajcie.
- Dlaczego nie mam mówić? Przecie to prawda.
- Nikt w to nie uwierzy, kiedy się wyda, że stajnie w dobrach Wittstocka i Schäfereia też okradliście. Na pewno nie zrobiliście tego z poczucia patriotyzmu.
- Skąd pan władza wie, że to ja tam konie skradłem?
- Łatwo was Hoga, rozgryźć. Sami się zdradzacie. Nic nie mówiłem, że kradliście tam konie... - Lesky patrzył na niego z pobłażaniem. - A tak przy okazji to wiem, kto wam pomógł w tych ostatnich kradzieżach. Wasz brat i niejaki Lewanczyk będą mieli kłopoty...

* * *

Leon Hoga stanął przed gdańską Izbą Karną we wrześniu 1919 r., a wraz z nim na ławie oskarżonych zasiadł też jego brat Bernhard oraz Paul Grundmann, Walentyn Lewanczyk, Franciszek Zalewski i robotnik Herman Tingler, który miał nieszczęście kupić od Hogi skradzionego konia. Za paserstwo dostał on 9 miesięcy więzienia, ale już Grundmanna uniewinniono. Sędziowie uznali, że mógł nie wiedzieć, iż kupuje kradzione konie. Wyrok skazujący usłyszał także Zalewski. Za paserstwo skazano go na rok więzienia.

Leo Hoga nie posłuchał Leskyego. Swoje kradzieże tłumaczył poczuciem patriotyzmu, a mimo to sąd skazał go na cztery lata więzienia. Bernarda Hogę i Walentyna Lewanczyka potraktowano łagodniej. Za pomoc w kradzieży i kradzież w jednym przypadku pierwszy dostał półtora roku, a drugi dziewięć miesięcy więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (7) 1 zablokowana

  • konkretnie

    to się nic nie zmieniło rok w zawiasach za kradzież pojazdu :)

    • 24 1

  • miło się czyta na dzień dobry

    • 6 2

  • No cóż, można wywnioskować, że cała nasza prywatyzacja była robiona z tzw. pobudek patriotycznych (1)

    • 14 1

    • DODAM "oni sami mi pozwolili..Bez pytania szlaban otworzyli.."

      • 0 0

  • no bez ktu

    tyle lat minęło a kary na tym samym poziomie

    • 3 0

  • Myślałem, że to art. o dziadku z werhmachtu jednego Pana, takiego co to często robi fiku-miku w tv,

    • 7 6

  • kto to jest ten Lesky?to jest postac fikcyjna?

    • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak się nazywała pierwsza gazeta wydawana w Sopocie?

 

Najczęściej czytane