• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak po wojnie leczono konie z UNRRY w Gdańsku

Jarosław Wasielewski
26 lutego 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 
Wstępna kontrola weterynaryjna koni dostarczonych przez UNRRĘ do portu w Gdańsku. Wstępna kontrola weterynaryjna koni dostarczonych przez UNRRĘ do portu w Gdańsku.

Jesień 1945 roku. Przy Nabrzeżu Szczecińskimzobacz na mapie Gdańska w gdańskim porcie cumują statki UNRRA z pomocą materialną dla zniszczonego wojną kraju. Na pokładzie są konie, przysłane do Polski m.in. z Ameryki i Skandynawii. Część z nich, zanim zostanie przekazana nowym właścicielom, potrzebuje pilnej pomocy weterynaryjnej.



Utworzona przez kraje koalicji antyniemieckiej i antyjapońskiej oraz kraje neutralne UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration), czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy, od dwóch lat niesie pomoc państwom i regionom w Europie i Azji dotkniętym zniszczeniami spowodowanymi przez II wojnę światową. Pierwszy statek "cioci UNRRY" do gdańskiego portu wpływa 18 września 1945 roku.

Dużo koni chorych, za mało weterynarzy



Siedem miesięcy później rozładunkowi takiego statku przyglądać się będzie wicepremier Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, minister rolnictwa Stanisław Mikołajczyk. W jego "Diariuszu" znajdzie się zapis:

"Konie amerykańskie dzikie, uciekają. Wspaniałe wielkie konie z Danii i Szwecji. Szybko się je załadowuje. Bardzo porządnie wygląda załadowanie do wagonów. Dostają konwojenta i paszę. Pasza przychodzi z Ameryki. Dużo koni chorych. Za mało weterynarzy".
Koń opuszczający drewnianą klatkę, którą przetransportowano go z pokładu statku na nabrzeże w gdańskim porcie. Koń opuszczający drewnianą klatkę, którą przetransportowano go z pokładu statku na nabrzeże w gdańskim porcie.
Powody, dla których koni chorych jest dużo, są dwa. Po pierwsze, amerykańskie firmy realizujące zamówienia dla UNRRY skupują zwierzęta po możliwie najniższej cenie, dostarczając "towar" zazwyczaj w bardzo złej kondycji. Do Polski przybywają więc konie zabiedzone, zarażone zakaźnymi chorobami, czasem wręcz w agonii (te, które padają w trasie, wrzuca się do morza).

Po drugie, na statkach jest ciasno, gorąco, brakuje wentylacji; statkami często miota na morzu. Po miesięcznej niekiedy podróży konie, które załadowano na statek w dobrej kondycji, schodzą z niego osłabione, poturbowane, część ze złamaniami, ranami dartymi oraz schorzeniami dróg oddechowych.

Drugie życie obozowych baraków



W porcie dokonuje się więc klasyfikacji zwierząt: pojedyncze amerykańskie mustangi i szlachetnej półkrwi konie duńskie zabierają przedstawiciele Państwowych Zakładów Hodowli Koni, zdrowe sztuki kierowane są do transportu w głąb kraju (niekiedy z postojem na sopockim hipodromie), chore zaś - pędzone (lub wiezione ciężarówkami) do Państwowej Lecznicy dla Zwierząt z dostaw UNRRA Wrzeszcz - Zaspy. Placówkę tę zaimprowizowano w barakach dawnych obozów pracy Arbeitslager Ferdinand III, utworzonych w latach wojny, między dzisiejszą ul. Bolesława Chrobrego a al. gen. Józefa Hallera (wówczas Aleją Roosevelta), w miejscu, w którym obecnie działa zajezdnia autobusowa GAiT.

  • Rozładunek koni dostarczonych przez UNRRĘ do portu w Gdańsku.
  • Rozładunek koni dostarczonych przez UNRRĘ do portu w Gdańsku.
  • Rozładunek koni dostarczonych przez UNRRĘ do portu w Gdańsku.
Lecznica zajmuje się prawie wyłącznie końmi (po sąsiedzku z nią działa także "pensjonat" dla kurcząt dostarczanych przez UNRRĘ). Ulokowanie blisko portu a jednocześnie w spokojnej okolicy, dostępność infrastruktury poobozowej i bliskość pastwiska stanowią dogodne warunki dla tego typu działalności.

Jednakże lecznica boryka się z całą masą problemów: zbyt małą liczbą lekarzy i brakiem odpowiedniego personelu pomocniczego, prowizorycznością stajni, w których mieści się tylko ok. 360 koni (reszta stoi na świeżym powietrzu) oraz brakiem leków.

Praca ciężka, żmudna, niekończąca się



Konie w lecznicy są segregowane według chorób i leczone w osobnych oddziałach. W samym tylko maju 1946 roku przybywa do Polski 14 tys. sztuk, z czego 1651 trafia do lecznicy na pograniczu Wrzeszcza i Zaspy (pada 139). Łącznie w latach 1945-46 przez lecznicę przewinie się 16 496 koni chorych (padnie 2448). Niektóre konie padają zaraz po przywiezieniu do lecznicy, inne - już w głębi kraju, po aklimatyzacji. Okazuje się bowiem, że dopiero osłabione pracą rozwijają przywiezione ze sobą infekcje.

Jak podsumowuje dyrektor Lecznicy, dr A. Pępkowski:

"Z powodu warunków prowizorycznych praca stale jest ciężka, żmudna, nigdy nie kończąc się, w kurzu bądź w spiekocie słonecznej, na deszczu albo w bagnie, na śniegu lub na mrozie dochodzącym do 20 stopni."
Ogłoszenia publikowane w "Dzienniku Bałtyckim" w latach 1946-47. Ogłoszenia publikowane w "Dzienniku Bałtyckim" w latach 1946-47.

Niezastąpiona metoda gospodarska



Pracownicy jednak nie poddają się, prowadząc we własnym zakresie nie tylko prace weterynaryjne: naprawiają i urządzają baraki, urządzają okólniki, stawiają ogrodzenie, podłączają instalacje wodociągowe dla pojenia zwierząt oraz elektryczność.

W okresie największego nasilenia dostaw z UNRRY w trzech trójmiejskich lecznicach (bo druga, mniejsza, funkcjonuje w Gdyni, a trzecia, najmniejsza - w Sopocie) pracuje 11 lekarzy, jeden aptekarz, ośmiu studentów praktykantów, 15 felczerów i sanitariuszy, jeden laborant apteczny, 10 pracowników biurowych, dwóch kierowców, jeden kowal i 250 robotników.

Konie, które nie mieszczą się w lecznicy, a które potrzebują już tylko rekonwalescencji, przekazywane są okolicznym majątkom należącym do Państwowych Zarządów Nieruchomości Ziemskich. Konie zupełnie wyleczone są zaś transportowane w głąb kraju.

W miejsce koni - zajezdnia autobusowa



Od wiosny 1947 roku, w związku z końcem dostaw z UNRRY, stopniowo zmniejszać się będzie personel (trwać będą jeszcze dostawy komercyjne ze Szwecji; ostatni transport przypłynie w listopadzie). Lecznica przemianowana zostaje na Państwowy Szpital dla Zwierząt w Gdańsku.

Dr Pępkowski podsumuje:

"Ze względu na krótkotrwałość Lecznicy, nie rozbudowywano specjalnych sal chirurgicznych, ani pomieszczeń dla badań itp., gdyż położenie i teren pod żadnym względem nie nadają się na stałą Lecznicę."
Z czasem szpital zostanie zlikwidowany, po czym w kolejnych dekadach poobozowe baraki będą stopniowo znikać. W latach 70. w miejscu, gdzie działała lecznica powstanie zajezdnia autobusowa. Do czasów nam współczesnych po lecznicy nie pozostanie najmniejszy nawet ślad.

Zajezdnia autobusowa przy al. Hallera w Gdańsku. To tu mieściła się lecznica weterynaryjna dla koni dostarczanych do polski w ramach pomocy po zakończeniu II wojny światowej. Zajezdnia autobusowa przy al. Hallera w Gdańsku. To tu mieściła się lecznica weterynaryjna dla koni dostarczanych do polski w ramach pomocy po zakończeniu II wojny światowej.

Postscriptum



Polska otrzymała z UNRRY łącznie około 2 milionów ton różnych towarów za równowartość 481 milionów ówczesnych dolarów - m.in. odzież, tekstylia, chemię, leki, narzędzia, ciągniki, samochody ciężarowe, maszyny rolnicze, tabor kolejowy, paliwa, a także 140 tysięcy sztuk koni, 17 tysięcy sztuk bydła rogatego, 240 tysięcy sztuk drobiu oraz kilka milionów 5-kilogramowych paczek żywnościowych, pochodzących z niewykorzystanych zapasów wojskowych.

Dziś poza historykami i pasjonatami praktycznie nikt już o tym nie pamięta. Gdańsk nijak nie upamiętnił pomocy humanitarnej udzielonej przez społeczność międzynarodową. Tablicy pamiątkowej nie doczekał się nawet budynek dawnego Przedstawicielstwa do spraw UNRRA w Gdańsku, stojący w Nowym Porcie przy ul. Na Zaspę 53 (kamienica z zasobów gminnych, obecnie częściowo remontowana na działania społeczne).

Kamienica w Nowym Porcie przy ul. Na Zaspę 53. To tu zaraz po wojnie mieściły się biura UNRRY, czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy po II wojnie światowej. Kamienica w Nowym Porcie przy ul. Na Zaspę 53. To tu zaraz po wojnie mieściły się biura UNRRY, czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy po II wojnie światowej.
Jedynie końcowy odcinek Nabrzeża Szczecińskiego nazywany jest niekiedy Nabrzeżem Końskim.

Kochasz konie? Jazda konna w Trójmieście i okolicach

O autorze

autor

Jarosław Wasielewski

badacz i popularyzator historii Gdańska, autor bloga poświęconego w całości przeszłości i teraźniejszości Wrzeszcza.

Opinie (44) 6 zablokowanych

  • Tamte czasy.........Tak bylo. I nie tylko z konmi (2)

    Rodzice ze mna w 45-m przywedrowali z Polesia. Prawie wszysko w Gdansku bylo zajete i by miec dach nad glowa zmuszeni byli w Lipcach odkuoic od "Patryioty z Kieleckiego" ktory pozajmowal
    kilka poniemieckich gospodarstw za 10.000 tamtejszych zlotych barak z polhektarowa dzialka.
    Oni byli szczesliwi z dachu nad glowa a " patryiota " z biznesu. I bylo takich mnustwo.
    Niestety, tak bylo!!!!!!!!!!!
    K.M.

    • 23 0

    • Ciekawe (1)

      Słyszałem też inne opinie: że było mnóstwo pustostanów, ale po Niemcach, i nikt w nich nie chciał mieszkać. Również z obawy, że "przyjdą i zabiorą". Ciekawe, jak było naprawdę.

      • 3 0

      • tak było ...

        Ludzie bali się ... brać co poniemieckie ... bo jeszcze byli nauczeni -cudzego nie ruszać ... dopiero komuna nauczyła BRAĆ co nieswoje ... w PRL na to powszechne Złodziejstwo - mówiło się "Tata z Pracy załatwił" ... :))))

        • 1 1

  • tylko koni, tylko koni żal

    W dobie wzrostu popularności samochodów, traktorów i ciężarówek w USA, okazuje się ,że koni mieli nadprodukcję i chętnie pozbyli się nadwyżek. A u nas były potrzebne. Poza tym darowanemu koniowi... Poza tym pytanie ile dostarczyli gdzie indziej w ramach Planu Marshalla? Zastanawia mnie czy po tej akcji pejoratywne określenie "koniki" nie miało genezy w tej akcji?

    • 0 3

  • Dobre konie

    Moj Ojciec dostal taka klacz .Miala chyba na lewym posladku wypalone unrra .bardzo dobra klacz .Do konca ja trzymal,bo bardzo dobrze sluzyla.

    • 3 0

  • Wiekszosc koni zarwkwirowali ruski

    • 3 4

  • 20 milionów ton pomocy

    I 200 milionów ton amunicji i bomb. Takie tam wojenne proporcje.

    • 4 4

  • Już wtedy ludzie kombinowali. Mój śp. Dziadek opowiadał, że swojego pierwszego konia po wojnie kupił za bardzo duże pieniądze na czarnym rynku od gościa, który otrzymał go właśnie z UNRRA - pomimo tego, że obowiązywał kilkuletni okres karencji na handel "darowanymi" końmi. Wynika z tego, że były osoby, które na tych dostawach robiły niezły biznes :)

    • 31 0

  • Amerykanin płakał, jak sprzedawał. (1)

    Przez wiele lat dzwonił posłuchać, jak rży.

    • 22 15

    • panie, a ten Mustang to nie bity czasem?

      a skąd ... amerykanin emeryt to nim tylko do kościoła i z powrotem :)

      • 11 2

  • - Każmirz, Wicia wierzchem jedzie! - Nie może być. Na kocie?

    a kot z miasta łodzi pochodzi :)))

    • 26 3

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku powstała pierwsza wyższa uczelnia techniczna w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane