• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Agent specjalnej troski

Paweł Pizuński
3 stycznia 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
Dworzec kolejowy w Pelplinie. To tu po raz pierwszy zainteresowano się tajemniczym podróżnym, posługującym się językiem niemieckim, ale ze wschodnim akcentem. Dworzec kolejowy w Pelplinie. To tu po raz pierwszy zainteresowano się tajemniczym podróżnym, posługującym się językiem niemieckim, ale ze wschodnim akcentem.
Przesłuchującym go urzędnikom niemieckim powiedział, że zlecono mu udział w zamachu na Otto von Bismarcka, ówczesnego kanclerza II Rzeszy. Przesłuchującym go urzędnikom niemieckim powiedział, że zlecono mu udział w zamachu na Otto von Bismarcka, ówczesnego kanclerza II Rzeszy.
Potem okazało się, że Rosjan przekonywał, że Niemcy zlecili mu zamach na generała Romejko-Hurko, gubernatora Warszawy. Potem okazało się, że Rosjan przekonywał, że Niemcy zlecili mu zamach na generała Romejko-Hurko, gubernatora Warszawy.

W Gdańsku jego pojawienie się nie wzbudziło większej sensacji. Tutaj ludzie przywykli do obcych. Co innego w Pelplinie, gdzie jego obecność na dworcu w październiku 1883 r., od razu wzbudziła zainteresowanie mieszkańców.



Najpierw zaszokował ich jego przyodziewek. Zszarzała rubaszka, bufiaste spodnie kroju rosyjskiego i długi, sięgający kolan płaszcz. Czegoś takiego od lat tutaj nie widziano, ale jeszcze większą uwagę przykuwał akcent przybysza. Na wschodnią modłę trochę zaciągał. Jeszcze dziwniejsze było jednak to, co mówił. Gdy jego słuchacze z przydworcowego szynku usłyszeli słowo "zamach", "Bismarck" i "pożyczka", od razu uznali, że najlepiej będzie wezwać zawiadowcę stacji.

Zawiadowca, pan Grossman, długo się nie zastanawiał. Od razu stwierdził, że przybysz jest podejrzany i wezwał żandarmów. Ci przyjechali dość szybko, bo rowerem, lecz to, co usłyszeli, wydało im się na tyle szokujące, że telegrafem Wolfa natychmiast powiadomili zwierzchników w Tczewie. Kilka godzin później do Pelplina przyjechali pociągiem dwaj urzędnicy, by przesłuchiwać nowego, ale on sam zaczął mówić.

- Proszę panów - rzekł. - Sprawa jest poważna. Chodzi o zamach na księcia Bismarcka. Skąd wiem o spisku? Otóż jestem jednym z tych, których wyznaczono do tego zadania.

Bardzo ważnych urzędników policji z miasta Tczewa zamurowało. Spojrzeli na siebie zdziwieni.

- Zacznijmy może jednak od początku - odrzekł jeden z nich. - Jak się pan nazywa?
- Jestem Düseldorfer... von Düseldorfer - oznajmił przybysz. - Jestem oficerem armii rosyjskiej.
- W jakim celu pan tutaj przybył?
- Mówiłem już. Powierzono mi misję, z której się jednak wycofałem.
- O jaką misję chodzi?
- Miałem dokonać zamachu na kanclerza Bismarcka.
- Gdzie i kiedy?
- Dogodny do przeprowadzenia zamachu moment sami mieliśmy wybrać.
- Kto miał wybrać?
- Ci, których wyznaczono do zadania.
- Ilu was wyznaczono?
- Nie wiem dokładnie. Poznałem trzech. Poza mną był Rosjanin Ostawiew i Polak Wyszyński.
- Kto stoi za zamachem?
- Nie wiem. Znam tylko pewnego pułkownika z Niżnego Nowgorodu. To on wybrał mnie i tych dwóch, co ich wymieniłem. Każdy z nas złożyć musiał przysięgę przed popem, że nikomu nie wyjawi szczegółów misji.
- Zna pan nazwisko tego pułkownika?
- Nie znam.
- Dlaczego wycofał się pan z zamachu?
- To chyba zrozumiałe. Jestem Niemcem. Nie mogłem zabić człowieka, który tak wiele zrobił dla moich rodaków. Polak też się wycofał. Stwierdził, że skrytobójcze zabójstwo kłóci się z jego honorem oficerskim.
- A ten drugi?
- Ostawiew? To człowiek nieobliczalny. Zresztą możliwe jest, że do dokonania zamachu wyznaczono innych jeszcze oficerów.
- Kiedy wycofał się pan z misji?
- Jeszcze w Odessie. W tajemnicy przed wszystkimi wsiadłem na statek i odpływał do Gdańska
- Dlaczego nie zgłosiliście się tam na policję?
- Nie mogłem. Czas nagli. Muszę niezwłocznie udać się do Berlina, by ostrzec księcia. Niestety. Zabrakło mi pieniędzy. Dla dobra Niemiec musicie mi panowie pomóc.
- Czego od nas oczekujecie? - zapytał młodszy z urzędników.
- Chodzi o pożyczkę. Ręczę oficerskim słowem honoru, że cała suma zostanie panom zwrócona. W grę wchodzi niewiele pieniędzy. Tyle tylko, bym mógł dojechać do Berlina.

* * *

Urzędnicy z Tczewa okazali się wyczuleni na temat swojego budżetu. Gdy przybysz wspomniał o pożyczce, ci od razu zmienili ton rozmowy. Najpierw wezwali lekarza, by zbadał, czy obcy jest normalny, a gdy doktor Straus żadnych uchybień u niego nie stwierdził, zarządzili przegląd rzeczy, które miał on przy sobie.

Wynik rewizji wprawił w konsternację cały posterunek. W cholewie lewego buta przybysz miał paszport na nazwisko Gross, inspektora rolnego spod Szubina, w kieszeni przyrząd do wstrzykiwania morfiny, wiersze o treści nihilistycznej oraz karteczkę z nazwiskiem jednego z polskich działaczy z okolic Starogardu Gdańskiego.

Posiadanie paszportu w bucie von Düseldorfer jakoś wyjaśnił. Stwierdził, że kupił go w Gdańsku. Gorzej było z uzasadnieniem posiadania przyrządu do wstrzykiwania morfiny. W odpowiedzi na pytanie do czego jest mu on potrzebny, zaczął kręcić i uparł się, by zawieziono go do Berlina.

Póki co Düseldorfera przetransportowano tylko do Tczewa, gdzie jednak zmienił nagle swoje zeznanie. Powiedział, że tak naprawdę nazywa się Jan Piątkowski i że jest aktorem. Do Prus przybył, bo ma misję do spełnienia, ale jej szczegółów nikomu wyjawić nie chciał.

Teraz to już nawet urzędnicy z miasta Tczewa nie wiedzieli co z dziwnym osobnikiem począć, powiadomili więc swych zwierzchników w Gdańsku. Ci w odpowiedzi nakazali osobnika obfotografować i przesłać im zdjęcia.

Do czego potrzebne były zdjęcia? Po to, by pokazać je pracownikom konsulatu rosyjskiego. Rosjanie von Düseldorfera od razu poznali. Szczególnie dobrze zapamiętał go starszy urzędnik z gęstą, siwą brodą.

- Ten człowiek był u nas kilkakrotnie. To jakiś włóczęga - powiedział.
- Dziwnie dobrze wykształcony jak na włóczęgę. Po niemiecku mówi nie gorzej od nas.
- Pewno od tych nauk w głowie mu się przewróciło.
- Może i tak... Powiadomił nas jednak, że w Rosji szykowano zamach na Bismarka...
- To ciekawe. U nas mówił, że szykowany jest zamach na generała Hurkę [Josif Władimirowicz Romejko-Hurko, gubernator Warszawy, generał, następnie feldmarszałek rosyjski] w Warszawie. Twierdził, że jest tajnym agentem i że z polecenia naszego rządu ma do wysłania raporty.
- Macie te pisma?
- Zdaje się, że tak.
- Możemy je zobaczyć?
- Oczywiście.

Pisma adresowane były do generała Hurki w Warszawie i nie były podpisane nazwiskiem Piątkowskiego, czy też von Düseldorfera lecz Ludwika Gonszkowskiego. Listy zawierały doniesienia o spisku, który nadawca odkrył. Miał on być wymierzony w życie generał-gubernatora Warszawy, podano nawet nazwiska kilku osób zaangażowanych w planowany zamach. Autor deklarował swą pomoc. Twierdził, że w każdej chwili gotów jest stawić się w Warszawie, prosił tylko, by za pośrednictwem konsulatu rosyjskiego przesłano mu do Berlina paszport oraz pieniądze na podróż.

* * *

Po lekturze listów urzędnicy z Gdańska stracili ochotę do dalszego drążenia sprawy Piątkowskiego. Nie zainteresowali się jakim sposobem zdobył on wykształcenie, które pozwalało mu władać czterema językami, nikt też nie zastanawiał się, w jakim celu kontaktował się on ze znanym działaczem polskiego ruchu narodowego z okolic Starogardu. Zamiast bawić się w śledztwo, wszystkie akta niedoszłego zamachowcy przesłano do sądu, zaś jego samego odesłano do więzienia.

Von Düseldorfer alias Ludwik Gonszkowski alias Jan Piątkowski stanął przed gdańską izbą karną 27 grudnia 1883 r. Zarzucano mu oszustwo, żebractwo, posługiwanie się fałszywym nazwiskiem i włóczęgostwo.

Pomimo upomnień trybunału Piątkowski wciąż upierał się przy swoich wcześniejszych zeznaniach. Mówił o swojej misji, o planach zamachu na Bismarcka i o konieczności dotarcia do Berlina. Po krótkim przedstawieniu całej sprawy zapadł wyrok. Za oszustwo, włóczęgostwo i posługiwanie się fałszywym nazwiskiem "Jan Piątkowski" skazany został na osiem miesięcy więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (14) 3 zablokowane

  • ... (2)

    Artykuł ciekawy, ale składnia pozostawia dużo do życzenia....

    • 8 12

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • Najbardziej drażni zastosowanie miekkiego "e" w 121 linijce :)

      • 3 0

  • bajka na dzien dobry

    • 4 8

  • Cwaniaczek

    cwaniaczek i tyle...fajna historia, super artykuł...jak zawsze ;-)

    • 12 0

  • Ten kto przeczyta cały artykuł

    dostanie medal

    • 5 25

  • opowieść o głupim Polaku, (1)

    któremu nie udało sie oszukać świetnie kooperujących ze sobą zaborców jego kraju.

    Po co w ogóle ci Polacy są na tym świecie? Oszukiwać nie potrafią.

    • 1 15

    • Von

      Nie potrafią ? a pinokio , adrian i inne ***** *** ?

      • 0 0

  • Agent specjalnej troski?

    Oczywiście Tomek.

    • 2 5

  • ...no i w końcu wyszedł z więźnia ?

    jak zakończyła się ta historia ?
    czyżby okazało się po latach, że jeszcze siedzi zapomniany na przeróbce ?

    • 5 1

  • Nijaki prezes rady ministrów tez nam opowiadał o cudach i o zamachu na niego przez PiS (2)

    Ale nikt go nie aresztował.

    • 1 1

    • (1)

      Bo on wykonał zamach na opozycje i cały naród

      • 0 1

      • Zamach w Smoleńsku

        • 0 0

  • dziękuje

    bardzo lekki, ciekawy i interesujący kawałek historii . Miła odskocznia od codzienności!

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jakiego budynku brakuje w kadrze?

 

Najczęściej czytane