- 1 Przymorze kiedyś i dziś. Porównujemy zdjęcia (145 opinii)
- 2 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 3 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. Część 2 (12 opinii)
- 4 "Banany jedzą tylko dzieci bardzo bogate" (36 opinii)
- 5 Nietypowa willa prezesa banku nad miastem (55 opinii)
- 6 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. (11 opinii)
Wiatrakowiec nad morzem, panienki na morzu
Sierpień 1936 r. przyniósł wiele atrakcji ówczesnym miłośnikom wszelkiego typu komunikacji - powietrznej, wodnej, szynowej i kołowej.
W pierwszej połowie lat 30. na terenie Rumi-Zagórze powstało lotnisko cywilne, zapewniając dynamicznie rozwijającej się Gdyni połączenia lotnicze z całą Europą: obsługiwało ono około trzech tysięcy pasażerów rocznie, tym samym z powodzeniem konkurując z lotniskiem we Wrzeszczu (wówczas Danzig - Langfuhr).
Czytaj także: Pierwsze gdyńskie lotnisko
Rumski port lotniczy zajmował się nie tylko obsługą ruchu pasażerskiego - na jego płycie często odbywały się różne imprezy plenerowe. O jednej z nich informowała "Gazeta Gdańska" z 8-9 sierpnia 1936 r., zapowiadając "ciekawe pokazy lotnicze" zaplanowane na niedzielę.
Główną atrakcją programu miała być demonstracja jedynego w Polsce wiatrakowca, zwanego także autożyrem (lub autogiro). Pierwszy, w pełni funkcjonalny wiatrakowiec, zbudował w roku 1923 hiszpański inżynier, konstruktor lotniczy i pilot, Juan de la Cierva (1895-1936), wychodząc z założenia, że samolot z ruchomymi skrzydłami (wirnikiem) jest znacznie bezpieczniejszy niż tradycyjne konstrukcje, bowiem wykorzystanie zjawiska autorotacji zapewnia odpowiednią siłę nośną, gwarantując przy tym większe bezpieczeństwo lotu w przypadku utraty mocy silnika (lub silników).
Jak na ironię, Juan de la Cierva zginął właśnie w katastrofie "zwykłego" samolotu pasażerskiego Douglas DC-2 holenderskich linii lotniczych KLM 9 grudnia 1936 r. (chociaż przyczyną katastrofy nie była awaria silników, lecz gęsta mgła panująca tego dnia na lotnisku).
Cierva C.30-A, jedyne dostępne w Polsce autożyro, zakupiono w Anglii w 1934 r. "celem prób". To na jego pokładzie podpułkownik Bolesław Stachoń "dokonał (...) sensacyjnego lotu z Londynu na lotnisko warszawskie bez lądowania" - i to w trudnych, zimowych warunkach. Poza prezentacją "aparatu bez skrzydeł" planowano również urządzić pokaz balonów.
Sierpniowa pogoda sprzyjała nie tylko miłośnikom lotnictwa, równie dużym zainteresowaniem cieszył się wypoczynek nad wodą. W cytowanym już numerze "Gazety Gdańskiej", pośród wiadomości z Gdyni, opublikowano wyjaśnienie "sprawy rzekomego zaginięcia dwóch panienek", które udały się "na przejażdżkę żaglówką na zatokę" i - według relacji "pewnego pisma" - "miały ponieść śmierć we wzburzonych falach".
Tymczasem sprawa wyglądała nieco inaczej, a to za przyczyną niejakiego Wacława Pazucha, który zabrał w rejs żaglówką wspomniane "panienki". W pewnym momencie z żaglówki wypadło wiosło i Pazuch skoczył do wody, próbując je wyłowić. Niestety, bez powodzenia, a potem już - z powodu silnych prądów - nie był w stanie wrócić na pokład. Dopłynął więc do brzegu i... "nikomu słówka o wypadku nie szepnął"! Jakiś czas potem dryfujące w stronę Helu "panienki" uratował gdański statek "Paul Bennecke".
Gdyby prądy morskie ułożyły się inaczej, "panienki" trafiłyby - być może - do Sopotu, gdzie organizowano psie wyścigi. Większość miłośników psów dojeżdżała jednak do Sopotu tradycyjnymi środkami komunikacji, dlatego z myślą o nich przygotowano pociągi podmiejskie, które - na czas wyścigów - miały zaplanowany specjalny "postój na placu wyścigowym".
Będąc już w "Sopotach" można było skorzystać z zaproszenia na dwa koncerty symfoniczne i - odbywającą się w "ogrodzie zakładowym" "rewję mody jesiennej".
W Gdańsku natomiast sierpień upływał pod znakiem drogowej rewolucji: oto bowiem "prezydent policji gdańskiej wydał w ostatnich dniach przepisy o ruchu ulicznym".
Ulice "gdańskiego rejonu policyjnego" podzielono na: "główne, o ruchu jednokierunkowym, zupełnie zamknięte" oraz takie, "na których szybkość pojazdów jest ściśle określona". Rozporządzenie dość szczegółowo wymieniało ulice i obowiązujące na nich zasady poruszania się pojazdów i pieszych.
Bardzo interesująco, z dzisiejszego punktu widzenia, wyglądają przepisy dotyczące zwłaszcza tych ostatnich: "ruch i mijanie się przechodniów możliwe jest tylko w prawo", a "chodzenie parami, trójkami, itd., możliwe jest jedynie, jeśli nie tamuje ruchów innych przechodniów". Po chodnikach i ścieżkach zabroniono poruszania się tragarzom z ciężarami oraz osobom w... ubraniach farbujących! Zakazany był również "marsz w oddziałach" po chodnikach i ścieżkach.
Co ciekawe, przepisy regulują również ruch, obecnie niespotykanych, "pojazdów psich". I tak np. "w okresie od października do marca, dla każdego psa znajdującego się w zaprzęgu" jego kierowca zobowiązany był "mieć siennik i koc, na których pies mógłby odpocząć podczas postojów".
Wprawdzie ten typ komunikacji odszedł już w przeszłość, ale - mimo wszystko - nadal warto pamiętać chociażby o "naczyniu do pojenia psa"...
Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 180 z 8-9 VIII 1936 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.
Opinie (9) 1 zablokowana
-
2016-08-18 09:23
das ist majn wjatrakowjec.majn tatusz go pilnował za ciecia we wojnw.
- 5 7
-
2016-08-18 09:39
piekne czasy... (1)
I wyścigi psów w SOPOTACH
- 10 2
-
2016-08-18 13:33
Piękne czasy!?
Rodzący się faszyzm i klimat wojny!?
- 0 3
-
2016-08-18 09:40
Czuję się oszukany.
Auto-gyro piękne, ale gdzie są te panienki.
Będe brutalnie szczery, wiatrakowce znam dobrze podobnie jak inne statki latające, kliknąłem ze względu na panienki na morzu. A tu taka siara.
Toż to zwykły clickbait.- 13 2
-
2016-08-18 10:05
Panienki na morzu to coś słabo kumate (1)
Wystarczyło dać żagiel w łopot, zatrzymać żaglówkę i nie uciekać. Żadna filozofia tylko chwila pomyślunku.
- 6 1
-
2016-08-18 10:33
waclaw spitolił bo to pasztety były
co tu się rozpisywać
- 2 0
-
2016-08-18 10:32
no i gdzie te panienki
nie ma żadnych fotek? to po co ja w to klikam .. oszustwo.
- 6 1
-
2016-08-18 16:34
Przy okazji przypomniec nalezy ze
85 lat temu zginal nasz pierwszy i wybitnie utalentowany konstruktor lotniczy Zygmunt Pulawski. Z jego smiercia nasze lotnictwo zupelnie siadlo. A moglismy miec samoloty nawet lepsze niz Niemcy mieli w 1939 roku. Wielki pech Zygmunta Pulawskiego, naszaego przemyslu lotniczego i samej Polski.
- 5 0
-
2018-04-04 20:14
Gdanskie przepisy o wyposazeniu pojazdow o psim napedzie baaarrrdzo szlachetne i madre .Lecz jak do przepisow o poruszaniu sie pieszych dostosowano poruszanie sie narodowo-socjalistycznych towarzyszy partyjnych w grupach ;) ?
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.