• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Krwawa randka w ciemno

Tomasz Kot
28 sierpnia 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Zaspa w 1985 roku. W głębi bloki stojące przy ul. Meissnera. Na pierwszym planie plac budowy kościoła pw. Opatrzności Bożej. Zaspa w 1985 roku. W głębi bloki stojące przy ul. Meissnera. Na pierwszym planie plac budowy kościoła pw. Opatrzności Bożej.

Pogotowie przyjechało po kilkunastu minutach. Podobnie jak milicja. Kobieta w szlafroku leżała twarzą w dół, na chodniku, po którym rozlewała się czerwona plama krwi. Była gorąca sierpniowa noc 1985 r.



We wszystkich blokach na Zaspie okna były szeroko pootwierane. Mogło się wydawać, że kobieta wypadła przez okno przypadkiem lub chciała popełnić samobójstwo. Jednak kiedy lekarz pogotowia odwrócił leżącą na plecy, dostrzegł rozcięte gardło. Ciężko ranną zabrano do szpitala klinicznego przy ul. Kieturakisa zobacz na mapie Gdańska(dziś już nie istnieje). Mimo wysiłków lekarzy, po kilku godzinach kobieta zmarła.

Ofiarą okazała się 30-letnia Małgorzata Ogórecznik, mieszkanka siódmego piętra jednego z dwunastokondygnacyjnych bloków na Zaspie. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był cios zadany ostrym narzędziem. Cios był tak silny, że przeciął wszystkie arterie i tętnice, rozdarł przełyk oraz uszkodził krtań. Ponadto krew z rany przedostała się do płuc.

Co ciekawe, upadek z siódmego piętra, na którym mieszkała Ogórecznik, poza ogólnymi stłuczeniami i zadrapaniami nie pociągnął za sobą poważnych obrażeń na ciele i narządów wewnętrznych ofiary. Siłę upadku złagodziły bowiem sterczące nieomal na każdym balkonie prowizoryczne suszarki i rozmaite dziwne konstrukcje umieszczone tam przez mieszkańców bloku.

Gdyby więc kobieta nie zginęła przed wypadnięciem z balkonu, przeżyłaby upadek.

Podczas oględzin mieszkania denatki śledczy znaleźli narzędzie zbrodni. Nóż był ukryty na łóżku pod przesiąkniętą krwią poduszką. Od łóżka do okna przez cały pokój biegły ślady krwi.

Pracująca w jednym z trójmiejskich biur Małgorzata Ogórecznik była, jak to się dziś mówi, "singielką" z wyboru. Byłego męża, jak to określili sąsiedzi składający zeznania, pewnego pięknego dnia "przepędziła na cztery wiatry". Odtąd żyła sama, co nie znaczy, że samotnie. Cały czas aktywnie poszukiwała odpowiedniego partnera. Małgorzata lubiła mocne doznania erotyczne i spełniających wysokie wymagania kochanków. Ci, którzy nie byli w stanie spełnić jej oczekiwań, szybko lądowali za drzwiami ze statusem "byłego narzeczonego".

Nieoceniona sąsiadka Agnieszka

Milicja niemal od razu dysponowała portretem pamięciowym podejrzanego o zabójstwo kobiety.

Stało się tak dzięki Agnieszce Wytryszek, sąsiadce denatki z tego samego piętra. Pani Agnieszka, mimo zaawansowanego wieku emerytalnego, lubiła wiedzieć, "co w trawie piszczy", czyli co dzieje się w bloku i na jej piętrze. Szczególnym zainteresowaniem obdarzała kolejnych męskich gości młodej sąsiadki. Ułatwiał jej to zamontowany we własnych drzwiach nowy panoramiczny wizjer, dzięki któremu mogła widzieć wszystko, co działo się na klatce.

Kilka dni przed zabójstwem Agnieszka Wytryszek gotowała obiad dla domowników. Z powodu gorąca miała otwarte okno w kuchni. Jak to miała w zwyczaju, często przez nie wyglądała. W pewnym momencie jej uwagę zwrócił mężczyzna w średnim wieku spacerujący pod blokiem. Kobieta dokładnie zapamiętała, że był ubrany w zapinaną czarną koszulę i czarne spodnie.

Na pytanie zdumionych śledczych, jak mogła zapamiętać tyle szczegółów, bez mrugnięcia okiem wyznała, że dokładnie się delikwentowi przyjrzała przez wizjer, gdy dwukrotnie wjeżdżał windą na siódme piętro i dzwonił do drzwi Małgorzaty Ogórecznik, a potem wychodził z bloku sam, gdyż jej nie zastał w domu.

Na kolejne pytanie milicjantów, w jaki sposób zapamiętała tak dokładnie rysy twarzy podejrzanego stwierdziła, że przyjrzała mu się jeszcze dokładniej dnia następnego, gdy odwiedził sąsiadkę i wspólnie wychodzili z mieszkania. Tym razem miał na sobie niebieską koszulę przeplataną złotą nicią.

Równie ważne okazały się kolejne informacje przekazane przez sąsiadkę. Okazało się, że starsza pani usłyszała, jak Małgorzata Ogórecznik wypada z okna i zauważyła ją, jak leży na chodniku pod blokiem. Widziała też schodzącego zaraz potem schodami mężczyznę. Ten sam mężczyzna przez chwilę stał nad umierającą i szybko odszedł na widok nadbiegających sąsiadów.

Mimo tak dokładnych poszlak sprawa stanęła w miejscu. Śledczy nie mogli namierzyć adoratora Małgorzaty Ogórecznik. I tym razem z pomocą śledczym przyszła pani Wytryszek. Rodzina zmarłej poprosiła ją, aby uporządkowała rzeczy i posprzątała mieszkanie. Mimo że wcześniej milicjanci przeszukali dokładnie mieszkanie zmarłej, w trakcie robienia porządków sąsiadka znalazła reklamową gazetkę jednego z trójmiejskich biur matrymonialnych, a w niej kartkę zapisaną odręcznym pismem: "Byłem u Ciebie lecz Cię nie zastałem. Byłem o 10 rano i w piątek też o 10 rano. Przyjdę o 19 lub o 20. Proszę bądź w domu. Stanisław T."

Tym razem milicjanci szybko namierzyli mieszkającego na Śląsku Stanisława Troskę. Po kilku dniach podejrzanego aresztowano i przewieziono do Gdańska.

32-latek o urodzie młodego Krzysztofa Krawczyka był mniej udanym klonem słynnego Jerzego Kalibabki, który ponoć uwiódł 2 tysiące kobiet, a wiele z nich okradł i oszukał. Troska poznawał kobiety za pośrednictwem biur matrymonialnych. Podrywał je patentem na "słuchanie płyt i samochód". Znajomości trwały od kilku dni do kilku tygodni. Mimo dobrej pracy, jaką się chwalił, chętnie korzystał z zasobów finansowych nowo poznanych "narzeczonych".

Śledczy spróbowali znaleźć motyw, dlaczego podrzędny podrywacz i oszust matrymonialny zabił jedną ze swoich partnerek zamiast po prostu zniknąć, jak to miał w zwyczaju. Okazało się, że Troska sięgnął po nóż, gdy - w jego odczuciu - została urażona jego męska duma. Podrywacz nie sprostał wymaganiom nowej kochanki. Gdy został wyśmiany - zabił.

Podczas śledztwa i procesu morderca szedł w zaparte i wszystkiemu zaprzeczał. Przyznał się jedynie do tego, że napisał kartkę (a i to dopiero po zbadaniu jej przez biegłego grafologa), ale zapewniał, że wysłał ją listem, a u ofiary nigdy nie był. Troska wyprzedził nieco siermiężną epokę PRL twierdząc, że ofiara popełniła samobójstwo, rozcinając sobie nożem gardło, a następnie wyskakując z okna po przejściu całego pokoju z otwartą raną.

Sąd Wojewódzki w Gdańsku nie dał jednak wiary ani tym, ani innym zeznaniom mordercy. Troska został skazany na karę śmierci, którą potem Sąd Najwyższy zamienił na 25 lat więzienia. Na wolność wyszedł najprawdopodobniej w 2010 r.

***


Wszystkie dane osobowe zostały zmienione. Nie podano także dokładnej lokalizacji i dziennej daty wydarzenia.

Opinie (49) 2 zablokowane

  • czytam w 2020 r. :)

    pewne rzeczy się nie zmieniają, no może pozna nazwą milicji na policję, gdyby wścibska sąsiadka nie znalazła ogłoszenia i nie skojarzyła faktów, nasi bystrzy funkcjonariusze dość prozaiczną sprawę standardowo wrzuciliby do worka z umorzonymi z powodu niewykrycia sprawcy

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywa się najstarszy dom mieszkalny w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane