• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Złodziej-artysta na gościnnych występach w Gdyni

Paweł Pizuński
14 marca 2011 (artykuł sprzed 13 lat) 
Widok z Kamiennej Góry na Gdynię w 1926 roku. Zdjęcie pochodzi z albumu Sławomira Kitowskiego "Miasto z morza i marzeń". Widok z Kamiennej Góry na Gdynię w 1926 roku. Zdjęcie pochodzi z albumu Sławomira Kitowskiego "Miasto z morza i marzeń".

Włamanie do sklepu bławatnego pani Anflikowej przy ul. Świętojańskiej w Gdyni zgłosiły pracownice, które 29 lipca z samego rana przyszły do pracy. Efekty działania włamywaczy dostrzegły już od progu. Koce rozłożone na podłodze, nieład na półkach, ogołocony z ubrania damski manekin na środku sali i brak wielu rzeczy w gablocie z biżuterią.



Gdańsko-polska granica w Tczewie. Podpis na zdjęciu głosi: "Niemieccy i polscy celnicy sprawiają wrażenie, że współpraca układa się serdecznie". Skan z francuskiego czasopisma z epoki - Grzegorz Fey. Gdańsko-polska granica w Tczewie. Podpis na zdjęciu głosi: "Niemieccy i polscy celnicy sprawiają wrażenie, że współpraca układa się serdecznie". Skan z francuskiego czasopisma z epoki - Grzegorz Fey.
Zadzwoniły na policję i po jakimś czasie zjawił się w sklepie młody człowiek ubrany w ciemny garnitur. Powiedział, że nazywa się Lipina, że zamierza przesłuchać cały personel, łącznie z szefową.

Szybko obejrzał sobie salę z tkaninami, rozległe pomieszczenie na piętrze z bielizną damską, pończochami i sztuczną biżuterią, a w końcu zszedł do piwnicy. Tutaj domyślił się, w jaki sposób złodziej dostał się do sklepu. Przez wyłamane okno wszedł do piwnicy, po czym przez niezabezpieczony otwór w ścianie dotarł do sklepu. Tutaj, by nie było słychać jego kroków, rozłożył koce na podłodze i zabrał się do roboty. Wybierał tylko wartościowe rzeczy - najdroższą bieliznę, najlepsze materiały i dużo sztucznej biżuterii. Na szczęście w kasie nie było pieniędzy, bo Anflikowa miała dobry zwyczaj wpłacania całego utargu na konto w banku.

Złodziej śladów pozostawił niewiele. Przez całą noc padało, naniósł więc sporo błota w piwnicy i leżał tam też nieduży łom, który mieścił się w kieszeni. Lipina nie potrafił wyjaśnić, dlaczego włamywacz pozostawił go w sklepie, nie wiedział też, czego szukał on w sąsiednim zakładzie fryzjerskim, skoro nie było tam nic, co nadawałoby się do kradzieży. Zagadką też było, w czym wyniósł swój łup ze sklepu, ale odpowiedź na to pytanie zjawiła się chwilę później, wraz z niskim, łysiejącym człowiekiem około pięćdziesiątki.

- Ponoć okradli panią... - jegomość powiedział od wejścia do Anflikowej.
- Nie tylko mnie okradli. Przepadł też towar, który wczoraj pan u mnie zostawił.
- No właśnie. W tej sprawie przychodzę. Co mojego zginęło?
- Nie wiem. Dopiero sprawdzamy. Wiem tylko, że pańskie walizy znikły.
- Boże Przenajświętszy! - podniósł ręce do góry - Jestem zgubiony...
- Przesadzasz pan, panie Eger. Poza tym policja prowadzi śledztwo. Może co znajdą...
- Przepraszam - przerwał Anflikowej Lipina - O jakich walizach państwo mówicie?
- O moich... - odrzekł Eger - Takie wielkie... Żółte.
- Skórzane?
- Nie panie. Tektura. Ale dobra. Solidna konstrukcja...
- Kim pan jesteś? - zapytał przybysza.
- Eger. Józef Eger. Towar po sklepach rozwożę.
- Skąd pan przyjechałeś?
- Z Łodzi.
- Kiedy?
- Wczoraj. Popołudniowym pociągiem. Dziesięć walizek towaru przywiozłem...
- Ile tych walizek zginęło?
- Dwie, które zostawiłem w składzie.
Lipina rozglądał się po sklepie, w końcu spojrzał pod nogi i podniósł coś z podłogi.
- Co to jest? - zapytał.
- Jak to co? Guziczek... - odpowiedziała Anflikowa.
- Skąd się tu wziął?
- Jak to skąd? Przecież to sklep z konfekcją - Eger wzruszył ramionami.
- No wie pan, panie Józefie! - Anflikowa wzięła guzik do ręki - Tutaj mamy tylko konfekcję damską, a ten tu to męski... Moje klientki nic takiego nie noszą... - wydęła wargi i wręczyła guzik Lipinie.

* * *

Posterunkowy Kuroń z posterunku granicznego w Tczewie czuł się źle. Od kilku dni bolał go ząb, a do tego jeszcze głowa. Chciał się zwolnić z pracy i pójść do lekarza, ale jego wniosek wylądował w koszu na śmieci.

- Wybijcie sobie Kuroń z głowy wolne - powiedział chorąży. - Widzicie, ilu ludzi trza odprawić?

Kuroń, rad nierad, wrócił do swych obowiązków, gdy nagle coś rzuciło mu się w oczy. W przechowalni bagażu ręcznego dostrzegł dwie wielkie żółte walizy i wtedy przypomniał sobie telefonogram, który chwilę wcześniej dotarł do strażnicy. Policja z Gdyni donosiła o włamaniu do sklepu przy ul. Świętojańskiej i o kradzieży żółtych walizek. Sprawę natychmiast zgłosił chorążemu, a ten poddał bagaż nadzorowi. Gdy jego właściciel zgłosił się po odbiór, od razu kazał go zatrzymać.

- To jest skandal, aby w cywilizowanym państwie w ten sposób obchodzono się z ludźmi! - protestował szykownie ubrany jegomość koło trzydziestki. - Odpowiecie za to!
- Uspokój się pan! - odrzekł chorąży. - Musim coś sprawdzić!
- Ale co pan chcesz ode mnie? Przecież papiery mam w porządku!
- To się jeszcze okaże. Proszę otworzyć obie walizki.
- Jakim prawem interesujesz się pan moim bagażem?
Jesteś pan na posterunku granicznym. Kontrola bagażu to nasz obowiązek!

Jegomość, który nazywał się Kazimierz Szymański, otworzył jedną z waliz. Wewnątrz była damska garderoba i trochę sztucznej biżuterii.
- Ciekawe! - zaśmiał się chorąży. - To pańska garderoba?
- Coś pan! Dla żony wiozę...
- Jakże to. Z papierów wynika, żeś pan kawaler.
- Ożeniłem się niedawno.
- Wydaje mi się, żeś pan zwędził te rzeczy. Właśnie dotarła do nas informacja o kradzieży.
- No wie pan! To już jest bezczelność. Zatrzymujesz mnie pan bez powodu i jeszcze kradzież mi zarzucasz? Jak pan śmie...! Wiesz pan kim jestem?
- Zdaje mnie się, żeś pan jest złodziej.
- Radzę miarkować słowa! Jestem artystą wielu scen w kraju i zaręczam, że takiej obelgi płazem nie puszczę.
- A to się jeszcze okaże. Póki co zatrzymać pana muszę. Do wyjaśnienia...

* * *

Jeszcze tego samego dnia artystę, recytatora i, jak się okazało, również śpiewaka, przewieziono do Gdyni. Wraz z nim przyjechał tam również jego bagaż, a gdy Lipina okazał go Anflikowej i Egerowi, ci od razu rozpoznali swoje rzeczy.

- I co pan na to, panie Szymański? - zapytał Lipina aresztanta.
- A to łajdak! - krzyknął tamten z oburzeniem - Melduję, panie władzo, że to sprawka niejakiego Krauzego. To on wpakował mnie w tę nieprzyjemną historię!
- Doprawdy?
- Tak jest. Padłem ofiarą oszustwa - twarz Szymańskiego przybrała wyraz tragiczny. - Wszystkie te rzeczy kupiłem legalnie od pana Krauzego z Sopotu. Może pan to sprawdzić.
- Istnieje w ogóle ktoś taki?
- Oczywiście. Może pan sprawdzić. Krauze dał mi swój adres. Podam go panu...
- Dobrze. Sprawdzimy. Póki co niech mi jednak pan coś opowie o sobie... - Lipina uśmiechnął się. - Jesteś pan, jak się dowiaduję, artystą...
- A tak, proszę pana. I to znanym. Jestem, proszę pana dyrektorem Trupy Polskich Artystów - oświadczył Szymański z dumą. - Mój występ w Ludwikowie oklaskiwała gromko cała sala. Bis dać musiałem...
- Coś mi się zdaje, żeś pan nazbyt skromny. - przerwał mu Lipina z dziwnym uśmiechem. - Co tam Ludwikowo! Ja słyszałem, żeś pan występował w Berlinie i w Paryżu...
- Tak...? - zdziwił się Szymański.
- Tak, szanowny panie. Dosłano nam właśnie z Poznania pańskie akta. Wynika z nich, że pana za granicą nawet nagradzali. Dziewięć wyroków za włamania i kradzieże to jest coś - cmoknął Lipina z uznaniem.
- To kłamstwo. Nigdy nie byłem karany...
- Doprawdy? Więc akta policyjne kłamią?
- Na to wychodzi...
- No dobrze. Zostawmy to więc. Wróćmy do ostatniego pańskiego występu. To był wyczyn... - Lipina pokiwał głową z uznaniem. - Żadnych śladów...
- Nie wiem, coś się pan uczepił - Szymański odzyskał pewność siebie. - Nie było mnie w Gdyni, więc kradzieży dokonać nie mogłem. Zresztą, jak sam pan stwierdził, nie masz pan żadnych dowodów...
- I tutaj pana zaskoczę. Nie powiedziałem, że nie mam dowodów. Czy kurtka, którą masz pan na sobie, należy do pana?
- A owszem...
- Można zobaczyć?
- Proszę bardzo - Szymański zdjął kurtkę.

Była szykowna, ale jej fasonem Lipina w ogóle się nie interesował. Skupił się na małych, skórzanych guzikach, na które się zapinała. Były wszystkie starannie przyszyte, brakowało jednak jednego. Przy wewnętrznej kieszeni.

Guzik pan zgubił, a my go znaleźliśmy...

Szymański jakby zaniemówił. Pokraśniał na twarzy i spuścił oczy.

- Nie zapytasz pan, gdzie? - Lipina wyjął z biurka mały, skórzany guziczek.
- Gdzie...? - zapytał Szymański ze złością.
- Na podłodze, w sklepie pani Anflikowej - odrzekł Lipina triumfalnie.

* * *

Artysta-recytator Kazimierz Szymański przyznał się do włamania do sklepu pani Anflikowej i wyjaśnił, jak się tam dostał. Wszedł przez okno w piwnicy, ale z początku pomylił drogę i zamiast do sklepu bławatnego, wszedł do zakładu fryzjerskiego. Błądził tam przez chwilę, w końcu znalazł jednak właściwe wejście, a żółte walizki jako pierwsze rzuciły mu się w oczy. Ich właściciela poznał dzień wcześniej na dworcu w Gdyni i śledził go, kiedy ten szedł do sklepu Anflikowej.

Szymański stanął przed sądem w październiku 1934 r., a ponieważ podejrzewano, że może on być niespełna rozumu, odesłano go na badania psychiatryczne. Przed sądem stanął ponownie trzy miesiące później, gdy lekarze stwierdzili, że z jego głową jest wszystko w porządku. Wyrokiem sądu w Gdyni Kazimierz Szymański skazany został na trzy lata pozbawienia wolności, ale pełnię praw obywatelskich póki co zachował.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (8) 1 zablokowana

  • :)

    więcej takich opowieści :)

    • 24 1

  • coś na miły początek tygodnia :)

    przy porannej kawie historia jakich wiele, ale opisana w bardzo ciekawy sposób :)

    • 20 0

  • sklep bławatny (1)

    fajnie...dzisaj juz takich nie ma

    • 17 1

    • A Bławatek albo masa innych z tkaninami to pies?

      • 0 0

  • już wtedy nazwisko krauze przewijało się w policyjnych kartotekach ;)

    • 9 8

  • super

    lubie takie historie.

    • 11 0

  • Wszystkie Kuronie to fajne chłopaki - bystrzaki

    • 8 2

  • SUPEREK WIĘCEJ TAKICH NOWALIJEK - MIŁY TYDZIEŃ SIĘ ZAPOWIADA

    • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (2 opinie)

(2 opinie)
20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co było produkowane w fabryce Pasanil?

 

Najczęściej czytane