- 1 Jeden z pierwszych w Polsce "bliźniaków" (26 opinii)
- 2 Upiorne syreny i największe pożary w Sopocie (12 opinii)
- 3 Idź na spacer śladem linii Gdynia - Kokoszki (68 opinii)
- 4 30 lat od tragedii autobusowej w Kokoszkach (222 opinie)
- 5 Nietypowa willa prezesa banku nad miastem (55 opinii)
- 6 Największe starcie gdańskiej "Gry o tron" (31 opinii)
Zbrodnia wykuta w kamieniu
W głębi sopockiego lasu , na grzbiecie wzniesienia rozdzielającego dwie doliny stoi wysoki na ok. 60 cm głaz z wyrytym napisem w języku niemieckim: "Leśniczy państwowy Waldemar Heusmann zm. 15 lipca 1919 r. zastrzelony przez kłusowników". Okoliczności śmierci leśniczego nie były dotąd znane, ale teraz udało się je wyjaśnić.
Leśniczy Waldemar Heusmann wyjął z szafy trójlufkę, przewiesił ją przez ramię i ruszył ku drzwiom wyjściowym leśniczówki.
- Gdzie ty idziesz? - zapytała żona.
- Do lasu idę na chwilę. Może na dziki się zasadzę... - odpowiedział.
- O tej porze? - zdziwiła się.
Heusmann spojrzał na zegarek. Było przed godz. 20.
- Takie moje obowiązki. Ludzie się skarżą. Dziki szkody na polach robią - odrzekł i wyszedł.
W rynarzewskiej leśniczówce pozostała żona Heusmanna, jego dwójka dzieci i rodzice, którzy właśnie przyjechali w odwiedziny. Po kolacji każdy zajęty był sobą. Dzieci szykowały się do snu, żona z pomocą matki Heusmanna sprzątała, a ojciec czytał gazetę. Nikt się nie zaniepokoił, gdy tuż po godz. 20 rozległa się w oddali seria trzech wystrzałów. Domownicy poczuli się zaniepokojeni, gdy zapadły ciemności. Heusmann nie wracał do domu i nie było go też nazajutrz z samego rana. Wtedy dopiero policja rozpoczęła poszukiwania.
Zwłoki leśniczego znaleziono w środę, 16 lipca, krótko po godz. 7 rano. Leżał martwy w gęstym sosnowo-bukowym zagajniku, ale policja kryminalna od razu ustaliła, że zginął w zupełnie innym miejscu.
Nieopodal często uczęszczanej przez spacerowiczów Drogi Nadleśniczych, pomiędzy 119 i 120 stanowiskiem myśliwskim znaleziono ślady krwi, zakrwawiony pień drzewa i oderwany ludzki palec nieopodal niego. Skoro nie należał on do Heusmanna, który zginął od postrzału w brzuch, to musiał to być palec któregoś ze sprawców zbrodni. Nigdzie w pobliżu nie odnaleziono też trójlufki Heusmanna, więc policja przyjęła roboczą wersję dramatu, który rozegrał się w lesie.
Krótko po wyjściu z domu leśniczy natknął się na ludzi, którzy kłusowali lub kradli drzewo w okolicy. Usiłował ich zatrzymać, ale tamci zaczęli stawiać opór, wystrzelił więc dwukrotnie w ich stronę i nawet ciężko zranił jednego z napastników w rękę, ale sam też został trafiony w brzuch. Rannemu lub zmarłemu Heusmannowi zabójcy zabrali broń, po czym zawlekli go do zagajnika, by utrudnić w ten sposób znalezienie zwłok.
Z Gdańska sprowadzono policyjnego psa. Szybko podjął on trop, ale zgubił go wkrótce i wrócił do miejsca, gdzie znaleziono martwego Heusmanna. Wtedy policjanci ruszyli po śladach krwi, które najpewniej należały do sprawcy zabójstwa, ale urywały się one nieopodal Świemirowa. Nic też nie dała wizyta w oliwskim lazarecie, gdzie - jak przypuszczano - mógł się udać ciężko ranny w rękę sprawca. Nikt tam nie pamiętał, by w ostatnim czasie przyjmowano pacjenta z roztrzaskaną dłonią.
Obiecujące były natomiast zeznania ludzi, którzy poprzedniego dnia po południu przechodzili w pobliżu miejsca zbrodni. Doskonale zapamiętali oni trzech młodych ludzi w wojskowych ubraniach, którzy kręcili się wtedy w okolicy. Jeden z nich miał prawdopodobnie broń, musieli to więc być kłusownicy. Policja zaczęła rozglądać się po okolicy, a w Świemirowie dosłownie zaroiło się od mundurowych. Szukali osobników podobnych do tych, których opisywali świadkowie i już po południu aresztowano pierwszego podejrzanego.
Otto Reinhard był robotnikiem, ale od pewnego czasu nie miał pracy. Ludzie przypomnieli sobie, że dość często widywano go w lesie, a na dodatek w dzień po zabójstwie zachowywał się dziwnie. Rozpowiadał po wsi różne rzeczy na temat zmarłego leśniczego i policjanci uznali, że o zdarzeniu, które rozegrało się w lesie musi wiedzieć znacznie więcej, niż okoliczni mieszkańcy.
Reinhard z początku nic nie chciał mówić. Twierdził, że w czasie, kiedy strzelano do Heusmanna był w domu, ale wystarczyło nim tylko trochę "wstrząsnąć", aby wyznał wszystko.
- Ja do Heusmanna nie strzelał... Mnie przy tym nawet nie było, jak to sie stało... - zapierał się.
- Kto więc strzelał. Gadaj wreszcie, bo żywy stąd nie wyjdziesz...
- To Kroll strzelał.
- Kto to jest ten Kroll?
- Kumpel z roboty. My razem poszli do lasu...
- Coście tam robili?
- Worki my przenosili...
- Co było w workach?
- Nie wiem... Jak Boga kocham, nie wiem...
- Kto jeszcze był z wami?
- Sehnke...
- Kto?
- Sehnke, też kumpel z pracy.
- Gdzie tamci są teraz?
- Nie wiem... Kroll gdzieś zniknął...
- A ten drugi?
- Nie wiem... Pewno u lekarza...
- Co mu sie stało?
- Leśniczy w ręke mu strzelił. Jak my go nieśli, to chwilami od zmysłów odchodził...
Krolla zatrzymano pod wieczór, a kilka godzin później znalazł się też Sehnke. Leczył zranioną rękę w szpitalu sióstr Diakonis w Gdańsku. Policjanci od razu zakuli go w kajdany i zabrali do więzienia sądowego, ale podobnie jak Kroll nic powiedzieć nie chciał. Twierdził, że nigdy w lesie nie kłusował, a o kontuzjowanej ręce mówił, że sam się przez przypadek postrzelił. Zeznawać zaczął, gdy go trochę postraszono i gdy uświadomiono mu, że na równi z Krollem odpowiadać może za morderstwo.
- Tego chcesz baranie!? Kat ci ten głupi łeb odrąbie i będzie po tobie! - policjant pochylił się nad nim jak sęp nad struchlałą ze strachu myszą. Widać było, że Sehnke ma dość wszystkiego.
- To nie ja strzelał. To Kroll wypalił... - wyksztusił w desperacji.
- Jak to Kroll? Przecież to u ciebie karabin widziano.
- Ja nawet przymierzyć nie zdążył, jak mi leśniczy pół ręki odstrzelił... To Kroll z pistoletu wypalił...
- Od początku gadaj jak to było!
- Boże... - jęknął odruchowo zasłaniając twarz. - Litości!
- Nie bój sie głupku! Jak prawde gadać będziesz nic ci się nie stanie...
- My pierwszy raz na lewizne poszli. W domu bieda. My nie mieli co jeść, to ja pomyślał, że dobrze będzie co z lasu przynieść...
- To ty namówił tych dwóch osłów?
- Krolla przede wszystkim, bo Reinhard broni nie miał. My tylko do pomocy go wzięli...
- Kroll miał pistolet?
- Tak.
- Kiedy wy natknęli sie na leśnego?
- My do domu już wracali, jak nas zatrzymał. Wyszedł nagle zza drzew i krzyknął "Ręce do góry!", więc ja zbaraniał. Nie pamiętam, co ja wtedy zrobił, ale zdaje mi sie, że leśny pomyślał, że chcę strzelić do niego i wypalił do mnie z fuzji.
- Ty mi tu głupot nie gadaj! - krzyknął policjant i Sehnke aż się skulił - Celować chciałeś do niego, ale leśny cię ubiegł...
- Ja nie chciał strzelać! Jak Boga kocham! Ja nie chciał strzelać!
- Dobra już dalej gadaj...
- Jak Heusmann wypalił, to ja tylko ból poczuł. W głowie mnie się zakręciło i ja tylko zobaczył jak Kroll wystrzelił z pistoletu, co go z wojska miał. Jak ja się ocknął, to leśny martwy już leżał. Wtedy zawlekli my go w te krzaki i czym prędzej do domu my poszli...
Opuścił głowę i zastygł tak na dłuższy czas. Gdy go wyprowadzano szedł posłusznie jak dziecko.
Sehnke i Kroll stanęli przed gdańskim sądem przysięgłych 3 listopada 1919 r. Obu zarzucano zabójstwo i obaj przyznali się do winy, więc proces nie trwał długo. Obrońca domagał się, by zarówno Sehnkemu, jak i Krollowi przyznać okoliczności łagodzące z uwagi na ciężkie położenie, w jakich znalazły się ich rodziny po wojnie, ale sędziowie odmówili.
- Wszyscy po wojnie są w trudnej sytuacji - zauważył prokurator. - Na rynku brakuje podstawowych produktów żywnościowych i każdy boryka się z różnorakimi kłopotami. Gdyby jednak każdy szedł z tego powodu do lasu polować na zwierzęta i strzelać do leśniczych, to wkrótce zabrakłoby zarówno tych pierwszych, jak i tych drugich. Na to nikt z nas się przecież nie godzi... - argumentował i przysięgli przyznali mu rację. Tyle, że nie zgodzili się na zaproponowany przez niego wymiar kary.
Prokurator żądał dla Krolla 15 lat, a dla Sehnkego 8 i pół roku ciężkiego więzienia, ale orzeczenie sądu brzmiało łagodniej. Kroll skazany został na 14 i 3 miesiące, a Sehnke na 6 lat i 3 miesiące ciężkiego więzienia.
O autorze
Paweł Pizuński
- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.
Opinie (54) ponad 20 zablokowanych
-
2011-06-21 18:05
Poca ten głaz, jednego Niemca mniej, a ilu Polaków zaboto?
- 1 9
-
2011-06-21 12:38
źródła (2)
Czy ktoś wie (może redakcja albo autor się wypowiedzą) jak jest z materiałami źródłowymi na podstawie których ta opowieść i podobne powstają?
Czy to wykracza poza sfotografowany w lesie kamień z napisami? Autor odnalazł materiały w gazetach z tamtego czasu, akta śledztwa/sądowe wyciągnął z archiwum, czy tylko puścił wodze fantazji?
Pytam, bo kilka late temu spędziłem kilka godzin na przeglądaniu mikrofilmów z gdańskich gazet tego okresu i żadnych artykułów o tym wydarzeniu nie znalazłem.- 4 1
-
2011-06-21 14:22
Relacje sądowe (1)
Żadnej z opisanych historii niestety nie wymyśliłem. Powstają na podstawie relacji z procesów sądowych. Ponieważ źródła archiwalne są zdziesiątkowane, relacje te pochodzą głównie z ówczesnych gazet niemieckich, chociaż czasami sięgam też i do rękopisów znajdujących się w zasobach Biblioteki PAN. Co do okoliczności śmierci leśniczego Heusmanna, to ówczesna prasa niemiecka dość dokładnie je przedstawiła. Jeśli Pan ich nie znlazł, to znaczy, że źle Pan szukał.
Pozdrawiam serdecznie.- 2 0
-
2011-06-21 17:13
Może gdyby to były prawdziwe gazety, a nie mikrofilmy, poszło by łatwiej. Dziękuję za odpowiedź.
- 0 0
-
2011-06-21 07:23
całe szczescie ze komunistyczna sfołocz nie zniszyła tego pomnika z przeszłości (2)
wiele innych pamiatek nie oparło sie bolszewickiej hołocie ze wschodu.
- 54 15
-
2011-06-21 15:48
Pomników z przeszłości nie niszczyła, tylko przyszłe i niedoszłe.
- 0 3
-
2011-06-21 14:31
bo komuniści wiedzą że w tej historii jest szeroki kontekst klasowy:
"My pierwszy raz na lewizne poszli. W domu bieda. My nie mieli co jeść, to ja pomyślał, że dobrze będzie co z lasu przynieść..."- 2 1
-
2011-06-21 15:05
Zakuli mu prawie odstrzelona dłoń??
- 0 0
-
2011-06-21 14:39
JakieŚ takie niemieckie.
Nie polskie.
- 3 2
-
2011-06-21 10:59
Leśniczy z Sopotu (1)
z okazji rocznicy śmierci kolegi należałoby chociaż znicz zapalić..............
- 5 5
-
2011-06-21 14:23
Nie ma solidarności zawodowej na Kaszubach
Klawisze z Kurkowej zapalili coś w Sztutowie kiedyś?
No właśnie...- 1 2
-
2011-06-21 13:10
Dobrze ze szkopa zalatwili.
toz to on pierwszy strzelal do prawdziwych polakow. Dobrze ze szkopa zalatwili.
- 7 11
-
2011-06-21 10:33
Syn tego leśniczego... (1)
...w czasie okupacji ponoć służył w SS i z tego co opowiadano szukał mordercy na własną rękę, ale ten jak się o tym dowiedział nawiał gdzieś w centralną Polskę i tyle go widzieli.
- 4 2
-
2011-06-21 11:17
ciekawe jak potoczyły się losy tych morderców
- 1 1
-
2011-06-21 11:12
DO Panzerkampfwagen
TY TĘPY NIEUKU.POCZYTAJ HISTORIĘ , DOWIEDZ SIĘ KIEDY NARODZIŁ SIĘ NAZIZM NIEMIECKI , PORÓWNAJ DATY , NABIERZ POKORY DO WŁASNEGO NIEUCTWA I DOPIERO WTEDY ZABIERAJ GŁOS NA PUBLICZNYM FORUM!!!
DZIĘKUJĘ AUTOROWI ZA CIEKAWY ARTYKUŁ.- 5 5
-
2011-06-21 06:33
bardzo fajne (1)
oby więcej takich opowieści
- 74 7
-
2011-06-21 10:58
Opowieść z życia wzięta.
Mieszkam w lasach Nadleśnictwa Dobrzejewice.Kłusownictwo jest tu rozwinięte niesamowicie,z "biedy" oczywiście,więc jest podobnie,no może jeszcze nie zastrzelono leśniczego.
- 6 0
-
2011-06-21 08:28
zapewne prawdziwi własciciele by do tego nie dpuscili,,,,,,,a sfołocz ze wschodu jak najbardziej bo to przeciez poniemieckie i trofiejne
- 2 4
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.