• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zbrodnia młodej matki

Paweł Pizuński
6 czerwca 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
Młoda matka wrzuciła swoje dziecko do Kanału Raduni. Kilkadziesiąt metrów dalej znaleziono je już martwe. Młoda matka wrzuciła swoje dziecko do Kanału Raduni. Kilkadziesiąt metrów dalej znaleziono je już martwe.

Czy jesteśmy inni, niż nasi przodkowie? Do takich tragedii, jak ta, która wydarzyła się w Gdańsku w upalne lato 1858 roku, dochodzi, niestety, po dziś dzień.



Szósty sierpnia 1858 roku był tak ciepły, że białoskórnik Neumann (rzemieślnik garbarski specjalizujący się w wytwarzaniu cienkich, delikatnych skór na rękawiczki i odzież), zajął się praniem swych skór w kanale Raduni. Daleko nie miał, bo kanał płynął tuż obok jego działki, znajdującej się przy Podwalu Staromiejskim. W pewnym momencie dostrzegł kawałek tkaniny wiszący na wystającym z wody słupku. Zaintrygował go, więc przerwał na chwilę pracę. Podszedł bliżej, pochylił się, przyciągnął do siebie i zaniemówił. Spod tkaniny wystawała dziecięca nóżka.

Czym prędzej wydobył tobołek z wody. Tkanina okazała się niebieską koszulą męską z podwiniętymi do końca rękawami. Umieszczona była w wiklinowej skrzynce i kryła wewnątrz zwłoki kilkutygodniowego dziecka. Neumann natychmiast wezwał policję. Przybyły na miejsce sierżant Kammer najpierw zaniósł zwłoki na posterunek, a rankiem następnego dnia do lazaretu miejskiego.

- Poznaję to dziecko - stwierdziła akuszerka Logan, gdy tylko spojrzała na twarz noworodka. - Matka była tu z nim niedawno.
- Kiedy to dziecko się rodziło?
- W lipcu... - zajrzała do dziennika lazaretu - 16 lipca.
- A kiedy matka opuściła lazaret?
Logan znowu zajrzała do dziennika.
- Wczoraj...

* * *


Wilhelmina Kreft od 14 lat była sierotą. Urodziła się w Oliwie i tam też uczyła się w katolickiej szkole, ale pisać nie potrafiła wcale, zaś czytać tylko trochę. Później pracowała u restauratorki Böhnke jako służąca, ale nie cieszyła się najlepszą opinią.

Pierwsze dziecko urodziła w 1854 r., ale przeżyło ono raptem kilka tygodni. Krótko potem miała już narzeczonego. Od pewnego czasu spotykała się z jakimś żołnierzem i chwaliła się, że już niebawem wezmą ślub. O tym, że jest w ciąży, nie powiedziała nikomu. Panią Böhnke powiadomiła o tym dopiero 16 lipca 1858 r. Oświadczyła jej, że idzie rodzić do lazaretu, jednak dotarła tam z przygodami. W drodze, na ulicy Szerokiej, upadła i w efekcie dziecko urodziło się w pobliskiej kamienicy, dokąd zaprowadziła ją jakaś nieznajoma kobieta. Zaraz po tym, wraz z dzieckiem, przyjęta została do lazaretu.

Wyszła 6 sierpnia. Lekarz powiedział, że jest zdrowa i dziecko też, wzięła więc je na ręce i wróciła do pani Böhnke. Kobieta przyjęła ją zimno.

- Na służbę weźmie mnie pani? - zapytała Kreft.
- Z dzieckiem? Nieślubnym?!
- Ja bardzo proszę...
- Do października. Dłużej nie...

Kreft opuściła głowę.
- Ja dziecko oddam. Takiej pani w Sączkach. Ja za utrzymanie jej płacić będę...
- Stać cie na to? - Böhnke spojrzała na nią jakby łagodniej. - Ty dzieciaka daj lepiej do sierocińca...
- Nie przyjmą... - powiedziała niby spokojnie.
- Ty porozmawiaj z panem Pannenbergiem. Może przyjmie...
- No, nie wiem...
Próbuj... - odpowiedziała Böhnke sucho i szybko zamknęła drzwi.

Wilhelmina Kreft zeszła w dół po schodach i wyszła na ulicę. Poszła na Nowe Ogrody, ale nie do pana Pannenberga, zwierzchnika sierocińca, lecz do apteki Kämmerera.

Czy ja mogę dziecko tu na chwilę zostawić? - zapytała, kładąc je na ladzie. - Nie wiem, co zrobić. Źle się czuję.

Pracownicy popatrzyli na siebie zdziwieni.
- U nas się nie da. Panienka pójdzie lepiej do instytutu na Długie Ogrody - odrzekł Kämmerer.
- A jak tam trza iść?

Pan Kämmerer opisał drogę, ale Kreft pokręciła głową.
- To tak daleko, że ja nie dojdę. Źle mi jest - powiedziała.
- To niech panienka idzie gdzie i odpocznie. Jutro panienka dojdzie.

Kreft wzięła dziecko na ręce i odeszła. Po godzinie była już na Młyńskiej zobacz na mapie Gdańska, na kładce nad Kanałem Raduni.

Spojrzała w dół. Wody kanału były tutaj głębokie, a nurt wartki. Nie było możliwości, by ktoś wyratował się z topieli. Rozejrzała się wokół. Ulica była pusta. Owinęła dziecko w koszulę, włożyła do wiklinowej skrzynki i cisnęła do wody. Później długo stała wpatrzona w toń. Chciała się topić, w końcu jednak zrezygnowała. Po kolejnej godzinie była z powrotem u pani Böhnke.

- Co zrobiłaś z dzieckiem, nieszczęsna? - zapytała.
- Zostawiłam u tej kobiety w Sączkach... - skłamała.
- Czemu do pana Pannenberga nie poszłaś? - zmarszczyła brwi.
- Nie przyjęli mnie - znowu skłamała. - Ci ludzie w Sączkach są porządni. Pozwolili odpocząć i dali co zjeść... - odparła i więcej na ten temat nie rozmawiały. Trzeba było udać się na spoczynek.

* * *

Policja przyszła rankiem następnego dnia. Kazali jej się ubrać i zaprowadzili do aresztu, gdzie została przesłuchana. Przyznała, że dziecko postanowiła zabić, kiedy była w lazarecie. Przed sądem przysięgłych stanęła 31 stycznia 1859 r. Prokurator Gieblow domagał się kary śmierci.

Ta wyrodna matka z pełną świadomością utopiła własne dziecko. - grzmiał z trybuny. - Czy można dopuścić się potworniejszej zbrodni? - zawiesił głos. - Oskarżona działała z zamiarem utopienia niewinnej istoty i do tego uczyniła to z pełną rozwagą. Świadczą o tym słowa wypowiadane przez Wilhelminę Kreft podczas przesłuchań i jej spokój, a nawet obojętność przed i po dokonaniu zbrodni. Dlatego zwracam się do panów przysięgłych, by uznali ten czyn nie za zabójstwo, jak chce obrona, lecz za morderstwo. Świadome i zamierzone morderstwo - zaakcentował.

To prawda, że z przedstawionych dowodów wyłania się obraz strasznej zbrodni - obrońca, pan Breitenbach, mówił tonem dużo łagodniejszym. - Prawdą jest też, że oskarżona działała z zamiarem zabicia własnego dziecka i zamiar ten wyjawiła. Stanowczo jednak sprzeciwiam się dokonanej przez prokuratora kwalifikacji tej zbrodni. To nie było morderstwo, panowie! - przerwał na chwilę. - To było co najwyżej zabójstwo i przypuszczam, że większość sędziów przysięgłych to zrozumie. Oskarżona nie działała rozważnie i wynika to zarówno z jej własnych słów, jak i z zeznań świadków - znowu zrobił pauzę. - Poza tym jest też coś, na co nikt dotąd nie zwrócił uwagi. Mamy do czynienia z młodą, 24-letnią kobietą, która już w dzieciństwie została sierotą. Nie wiem, jak panom, ale mnie od początku było jej żal. Zawsze postępowała mało rozważnie, ale trudno się temu dziwić. To biedne dziewczę nie miało nikogo, kto przygotowałby je do życia... - skończył i przewodniczący sądu od razu zarządził przerwę.

Przysięgli udali się na naradę, po której ogłosili swój wyrok. Na pytanie, czy oskarżona popełniła morderstwo, odpowiedzieli negatywnie, odpowiedź pozytywna padła jednak na pytanie, czy dopuściła się ona zabójstwa.

- W takiej sytuacji - przemówił przewodniczący sądu - wyrok może być tylko jeden. Gdański sąd przysięgłych skazuje Wilhelminę Kreft na dożywotni pobyt w ciężkim więzieniu.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (48) 5 zablokowanych

  • strasznie smutna historia (7)

    w pewnym sensie obrazuje sytuację braku
    opieki społecznej dla potrzebujących i też
    ukazuje społeczne konsekwencje tego zjawiska

    • 50 8

    • najprościej zakazać środków antykoncepcyjnych - bo to grzech przecie! (5)

      a potem odtrącić jak przybłędę psa.

      to takie chrześcijańskie.... łazić w swieta do groty, wychwalać rzymskiego synka sprzed 2000 lat, opłakiwać plastikowe lalki wystawione w Wielkanoc...
      pozostając niewzruszonym na los żyjących - ludzi i zwierząt.

      • 13 1

      • ja bardzo popieram (3)

        używanie środków antykoncepcyjnych,
        w niektórych środowiskach powinne one
        być rozdawane za darmo, jeśli kogoś
        nie stać na utrzymanie dzieci, ni powinna
        osoba ich mieć

        • 4 2

        • wstrzemiezliwosc

          • 1 10

        • wstrzemiezliwosc (1)

          Przeciez mozna sie powstrzymac od popedu plciowego, a wtedy wszystkie problemy sa rozwiazane. Nie ma konsekwencji, nie ma grzechu antykoncepcji
          Wystarczy krotka modlitwa

          • 2 14

          • ANTYKONCEPCJA to nie grzech

            człowieku antykoncepcja to podstawowe
            zasady higieny i najlepsza metoda planowania rodziny;
            ale owszem, niektórzy ludzie żyją w sposób aseksualny
            zachowując wstrzemięźliwość i mają do tego prawo

            • 3 0

      • tak, zakazali jej używania środków antykoncepcyjnych w 1854 roku! :-P

        • 0 0

    • tak to bywa w pruskim, protestanckim miescie

      • 0 1

  • Błąd w tekście? (9)

    Jeżeli Neumann "daleko nie miał, bo kanał płynął tuż obok jego działki", to może nie chodzi tu o Radunię (Kanał Raduni), a o Małą Radunię, czyli boczny kanał przemysłowy, płynący przez Stare Miasto do 1945 r., odgałęziająca się od (Kanału) Raduni przy Na Piaskach między Elżbietańską i Korzenną, a uchodzący do niej z powrotem na Osieku, przy Wiadrowni. Mała Radunia płynęła właśnie przez podwórka budynków przy Podwalu Staromiejskim. Jeśli chodzi o miejsce zbrodni, to ul. Młyńska (historycznie właściwie Wielkomłyńska) przechodziła przez oba kanały, jeśli jednak Kreftowa chciała utopić dziecko potajemnie, to łatwiej jej było tego dokonać nad Małą Radunią, właściwie mrocznym, pewnie cuchnącym kanałem, niż nad zawsze pełną ludzi właściwą Radunią

    • 21 2

    • dobry jesteś Mestwin

      Gratuluje wiedzy i logiki :)

      • 4 2

    • Jeszcze przeciw Kanałowi Raduni

      przemawia to, że zwłoki dziecka musiałyby być zmasakrowane po przejściu przez łopaty głównego koła Wielkiego Młyna (wtedy przecież pracującego pełną parą), które znajdowało się parę metrów poniżej wspomnianej kładki. Tymczasem na Małej Raduni najbliższy młyn poniżej (Wielko)Młyńskiej znajdował się na Osieku (ten sam, który przetrwał do bardzo niedawna), więc Neumann spokojnie mógł wyłowić na Starym Mieście zwłoki dziecka.

      W ogóle straszna szkoda, że zasypano po wojnie te wszystkie boczne odnogi Raduni, a przecież oprócz Małej Raduni był jeszcze relikt fosy Prawego Miasta wzdłuż Podwala Staromiejskiego, który dodatkowo się rozgałęział przed Targiem Rybnym. Mielibyśmy prawdziwą małą Wenecję w Gdańsku... Pewnie ich stan sanitarny był niezbyt ciekawy, ale co za problem oczyścić i udrożnić. No ale w 1945 r. były niestety ważniejsze rzeczy do odbudowy. I tak się cieszę, że nie mamy w Gdańsku drugiego Kaliningradu czy choćby Elbląga...

      • 9 1

    • Zrobila to w miejscu widocznym na zdjeciu

      proste

      • 0 2

    • Nie ma błędu w tekście. (5)

      Zapomnieliście Państwo uwzględnić fakt, że opisane w artykule zdarzenie miało miejsce w 1859 r. Od tamtego czasu zmienił się, i to znacznie, bieg gdańskich ulic i bieg Kanału Radunii - minęło przecież 150 lat! Poza tym pisząc ten tekst musiałem kierować się tym, co zapisano w relacji z procesu, a tam wyraźnie użyto określenia "Radaunenkanal" (czyli Kanał Radunii) i "Muhlengasse", czyli Młyńska. Mimo to bardzo dziękuję za tę wypowiedź. Jest dla mnie bardzo cenna.
      Pozdrawiam bardzo serdecznie

      • 1 0

      • Ależ Radaunenkanal to nie Kanał Raduni! (4)

        Panie P.P., przecież Niemcy przed wojną praktycznie nigdy tak nie określali tego cieku! Dla nich to była zawsze po prostu Radaune, ewentualnie "Nowa" dla odróżnienia od właściwej rzeki. Taka identyfikacja pojawia się wprawdzie dziś, lecz jest to wtórne tłumaczenie z polskiego; ze znanych mi autorów używa tego określenia Keyser w Baugeschichte Danzigs, no ale on też właśnie pisał po wojnie. Niech Pan sprawdzi jakąkolwiek przedwojenną mapę; przy czym zwracam uwagę na kafemannowski plan z 1920 r. (dostępny na http://www.mapy.eksploracja.pl/pomorze/Plan_der_Stadt_Danzig_1920.jpg), na którym "Radaunenkanal" to ...dawna fosa wzdłuż Podwala Staromiejskiego. I to mogłoby być szukane przez nas miejsce zbrodni, skoro Neumann pracował przy Podwalu właśnie, tyle że problem wtedy byłby z Młyńską, która kończyła się parę metrów na wschód od kładki na tym kanale (Kreftowa musiałaby stać na samym Podwalu).

        Reasumując, źródłowe określenie "Radaunenkanal" potwierdza właśnie słuszność moich zastrzeżeń, a odczytywałbym je nie jako konkretną nazwę własną, lecz jako rzeczownik pospolity - jakiś "kanał Raduni", który identyfikuję z największym prawdopodobieństwem właśnie z Małą Radunią.

        • 1 0

        • Chylę nisko czoło.

          .

          • 0 0

        • Całkiem chybiony argument

          • 0 0

        • Błąd w założeniu Panie Mestwin. (1)

          Plan z 1920 r. jest chybionym argumentem. Do końca XIX w. trwało wyburzanie fortyfikacji miejskich. Prace te częściowo zmieniły bieg cieków wodnych, a też i ulic. Radzę przejść się do Archiwum. Znajdzie tam Pan plany starsze niż ten z 1920 r.

          • 0 0

          • Moment moment.

            "Do końca XIX w. trwało wyburzanie fortyfikacji miejskich"

            Bez przesady, to był bardzo krótki proces. Plan Stübbena wchodzi w życie 1895, w tym roku rozpoczynają się prace rozbiórkowe i 1896 są już praktycznie zakończone (Brama Karowa pada jeszcze w 1895).

            "Prace te częściowo zmieniły bieg cieków wodnych, a też i ulic."

            Jezu, ale gdzie fortyfikacje nowożytne, a gdzie Młyńska? Siatka ulic między Katarzyną a Osiekiem jest, jak dowodzą najnowsze badania archeologiczne (M. Kasprzak, "Wyniki badań na stanowisku przy ulicy Podwale Grodzkie w Gdańsku", XIII Sesja Pomorzoznawcza, 2003, z. 2) w podstawowym zakresie rodowodu wręcz przedkrzyżackiego! Jeśli chodzi o cieki, to Nowa Radunia nie zmienia swojego biegu od Krzyżaka. Owszem, były być może w XV w. zmiany w zakresie miejsca wprowadzenia wód Nowej Raduni w fortyfikacje Starego Miasta, również ujściowy odcinek cieku został (poniżej Rybaków - ale jeszcze w XVII w.) skierowany w dawną fosę Starego Miasta, jednak w okolicach Wielkiego Młyna nic się nie działo przynajmniej od czasów komtura von Bassenheim! Sieć mniejszych, bocznych kanałów podlegała owszem zmianom, ale raczej tylko przez zasypywanie niepotrzebnych - tak w. XIX w. zniknęły m. in. relikty fos zamku i Osieka.

            "Radzę przejść się do Archiwum."

            Dziękuję, bywam. Ze swojej strony oprócz zespołu plankamery polecałbym również zasoby Działu Kartografii PAN BG.

            "Znajdzie tam Pan plany starsze niż ten z 1920 r."

            Ale nawet w internecie bywają starsze. Proszę bardzo: http://www.mapy.eksploracja.pl/pomorze/Plan_der_Stadt_Danzig_1809.jpg. I niech Pan tu znajdzie jakieś różnice w stosunku do planu wydawnictwa Kafemann w położeniu Młyńskiej, Podmłyńskiej, Nowej Raduni, fosy wzdłuż Podwala i Małej Raduni (poza likwidacją łącznikowego kanału między Targiem Drzewnym a Młyńską).

            • 0 0

  • nienawidzę historii...

    ale to był ciekawy artykuł! :)

    • 17 11

  • ludzie, popatrzcie na siebie (4)

    Prokurator: "Ta wyrodna matka z pełną świadomością utopiła własne dziecko. - grzmiał z trybuny. - Czy można dopuścić się potworniejszej zbrodni?"

    a postawa społeczna:

    "- Na służbę weźmie mnie pani? - zapytała Kreft. - Z dzieckiem? Nieślubnym?!"

    można dodać stanowisko kościelne na ten problem i ambonowy epitet "bękart"

    • 36 12

    • (3)

      czepiaj sie lepiej swoich braci co czolgami rozjezdzaja palestynskie dzieci

      • 6 7

      • nie mam braci

        • 2 2

      • rodziła się w Oliwie i tam też uczyła się w katolickiej szkole, ale pisać nie potrafiła wcale, (1)

        widac poziom katolickiej"nauki"

        • 2 4

        • komunista. Nie bylo lepszych szkol od katolickich

          • 4 1

  • Gdańsk miał kiedyś klimat... (3)

    A jakie są teraz przed nami perspektywy? Niedługo ruszy u nas wielka spalarnia śmieci dla całego Pomorza. Gdańsk będzie poprostu miejscem do którego wywozi się swoje śmieci. A gdańszczanie będą wdychać opary ze śmieci Kaszubów, Kociekawiaków i innych

    • 12 17

    • o, fajnie wiedzieć, gdzie pojadą moje śmieci

      • 1 0

    • Spalania TAK, ale koło rafinerii

      a nie między blokami Gdańska-Południe

      • 1 2

    • Ty Ciulu...... Jak budowali krematorium na Srebrzysku to też wszystkim mialo śmierdzieć palonymi zwłokami....
      Nie te czasy...nie ta technologia.....nie ten umysł.....

      • 7 1

  • nikt nie pomógł sierocie

    tylko zatrzaśnięte drzwi dla panny z dzieckiem nieślubnym. A później oburzenie religijnej gawiedzi nad wyrodną matką. Kołtuneria i hipokryzja. Dużo się nie zmieniło....

    • 47 7

  • I do tego jeszcze te nazwiska (3)

    Neumann, Logan, Wilhelmina Kreft, sierżant Kammer, Kämmerer i Breitenbach...
    Zakładam że nazwy ulic pewnie były wtedy też inne niż Długie Ogrody czy Młyńska, co?

    • 10 8

    • Nie mylisz sie ,to bylo niemieckie miasto,a w nim mieszkali niemcy.

      • 4 4

    • nie tylko niemcy

      było sporo żydów
      i tak oto mamy potomków tych par

      • 0 3

    • a ja jestem dumna z mojego

      niemiecko-gdańskiego nazwiska
      i bardzo do niego przywiązna !!!

      • 6 1

  • Gratulacje.

    Wreszcie naprawdę ciekawie napisany artykuł na trojmiasto.pl

    • 13 2

  • ślubne - nie ślubne
    chrzczone - nie chrzczone
    błogosławione - nie błogosławione
    świecone - nie święcone

    powyższe stwierdzenia sa ch*ja warte i tak na prawdę nic nie wnoszące.

    • 22 2

  • wszystko super ale co z ochrona danych? (1)

    "Wilhelmina Kreft od 14 lat była sierotą." to przeciez prababka mojego kumpla

    • 13 6

    • no to już kumpel ma wjazd na chatę

      • 5 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku trafił do Gdańska obraz "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga?

 

Najczęściej czytane