• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Autem przez bramę Auschwitz. 81. rocznica brawurowej ucieczki z obozu śmierci

Szymon Zięba
24 czerwca 2023, godz. 18:00 
Opinie (182)
Kazimierz Piechowski na zdjęciu obozowym i współcześnie, w 2017 roku. Kazimierz Piechowski na zdjęciu obozowym i współcześnie, w 2017 roku.

Wraz ze współwięźniami włamał się do obozowego magazynu w Auschwitz, w którym przechowywano uzbrojenie i mundury SS-mannów. Po przebraniu się w uniformy swoich oprawców, czterej mężczyźni wsiedli do zaparkowanego niedaleko magazynów samochodu i uciekli z obozu zagłady. W czerwcu mija 81 lat od brawurowej akcji przeprowadzonej przez Kazimierza Piechowskiego, związanego z Gdańskiem żołnierza, inżyniera i stoczniowca.







Jak Kazimierz Piechowski dostał się do niewoli?



Znałe(a)ś historię brawurowej ucieczki z obozu śmierci?

Kazimierz Piechowski urodził się w 1919 roku w Rajkowach w powiecie tczewskim. W listopadzie 1939 roku, wkrótce po anektowaniu terytorium Polski przez Niemcy i Związek Radziecki, podjął wraz z kolegą z drużyny harcerskiej próbę przekroczenia granicy z Węgrami.

W ten sposób zamierzał przedostać się do Francji i wstąpić do formowanego tam wojska polskiego.

Niestety, zaledwie kilka kilometrów przed granicą, śmiałkowie zostali schwytani przez niemiecki patrol i przekazani w ręce Gestapo.

Po brutalnym przesłuchaniu, w czasie którego znęcano się nad nimi fizycznie i psychicznie, Niemcy zdecydowali o deportowaniu zatrzymanych do obozu koncentracyjnego w Auschwitz.

Dwa lata w przedsionku piekła



Jak każdy osadzony w niemieckim lagrze, Piechowski był świadkiem nieludzkiego okrucieństwa: zmuszania więźniów do niewolniczej pracy, głodzenia ich, nieudzielania im pomocy medycznej, ich sadystycznego torturowania, wreszcie mordowania i palenia ich zwłok w piecach krematoryjnych.

Piechowski był też świadkiem apelu, podczas którego św. ks. Maksymilian Kolbe ofiarował swoje życie za współwięźnia i dobrowolnie zgodził się na śmierć przez zagłodzenie. Te potworne doświadczenia nie złamały jednak oporu Piechowskiego, który bezustannie myślał o ucieczce i podjęciu walki z okupantem.



Przebranie w ss-mańskie mundury



20 czerwca 1942 roku, więzień z Pomorza dokonał wraz z trzema towarzyszami niedoli najbardziej spektakularnej ucieczki w historii tego największego z niemieckich obozów koncentracyjnych. I to właśnie dzięki niemu śmiała akcja nie zakończyła się w krytycznym momencie zdemaskowaniem uciekinierów.

Auto Steyr 220. Takim pojazdem Piechowski uciekł z obozu. Auto Steyr 220. Takim pojazdem Piechowski uciekł z obozu.
Tego dnia, Kazimierz Piechowski, Stanisław Jaster, Eugeniusz Bendera oraz ks. Józef Lempart włamali się do obozowych magazynów, w których przechowywano uzbrojenie i mundury SS-mannów. Po przebraniu się w uniformy swoich oprawców, czterej więźniowie wsiedli do zaparkowanego niedaleko magazynów samochodu i nierozpoznani przez nikogo dojechali do punktu kontrolnego.

Zimna krew i znajomość niemieckiego



Pilnujący szlabanu SS-manni ani drgnęli na widok podjeżdżającego samochodu. Wbrew przewidywaniom Piechowskiego i jego towarzyszy, brama nie została otwarta. Było niemal pewne, że za chwilę SS-manni zażądają okazania stosownych dokumentów i ucieczka w ostatniej chwili spali na panewce.



Przebrany w mundur oficerski, siedzący na fotelu obok kierowcy Piechowski zachował jednak zimną krew i wykorzystał swoją biegłą znajomość języka niemieckiego. Zamaszyście otworzył drzwi samochodu, a następnie ostentacyjnie okazując pagony na mundurze zrugał stojącego obok SS-manna i nakazał mu podniesienie zapory. Zaskoczony Niemiec wykonał wydany "rozkaz" bez żadnej dyskusji.



Więzienie za walkę z okupantem



Po ucieczce z obozu koncentracyjnego, Piechowski wstąpił w szeregi Armii Krajowej, w szeregach której walczył przeciwko Niemcom niemal do końca II wojny światowej. Z tego powodu, już po zakończeniu wojny, został aresztowany przez władze stalinowskiej Polski i skazany na 10 lat więzienia, z których odsiedział 7.

Msza pogrzebowa odbyła się 22.12.2017  w kościele pw. św Józefa w Tczewie. Urnę z prochami pochowano na cmentarzu parafialnym.  Msza pogrzebowa odbyła się 22.12.2017  w kościele pw. św Józefa w Tczewie. Urnę z prochami pochowano na cmentarzu parafialnym.
Po zakończeniu odsiadki, udało mu się wznowić przerwane pobytem w więzieniu studia na Politechnice Gdańskiej i zdobyć tytuł inżyniera.

Następnie podjął zatrudnienie w przemyśle stoczniowym, gdzie pracował aż do osiągnięcia wieku emerytalnego. W 2003 roku została wydana jego książka pt. "Byłem numerem... historie z Auschwitz", w której z najdrobniejszymi szczegółami opisał wspomnienia z obozu koncentracyjnego.

Kazimierz Piechowski zmarł w Gdańsku w wieku 98 lat.

Jak ucieczkę wspominał Kazimierz Piechowski? Fragment wywiadu z miesięcznika "Pamięć.pl"



O ucieczce z obozu śmierci, Piechowski opowiadał miesięcznikowi "Pamięć.pl". Wywiad znaleźć można na stronie Instytutu Pamięci Narodowej.

Kazimierz Piechowski przed bramą KL Auschwitz, 31 maja 2017.  Kazimierz Piechowski przed bramą KL Auschwitz, 31 maja 2017.


Jak wyglądał plan ucieczki?

W maju 1942 roku przyszedł do mnie Gienek i ze smutkiem powiedział, że nasi w Politische Abteilung, obozowym gestapo, powiedzieli mu, że jest na liście do gazu. Byłem w szoku. To był jedyny kolega, na którego liczyłem. Zapytał, czy sądzę, że można stąd uciec. Ciągle mówił o swoim synu Ryśku, którego chciałby zobaczyć. Wiedziałem, że ucieczka z obozu centralnego była absolutnie niemożliwa i nie chciałem z nim o tym rozmawiać. Drążył mnie przez trzy dni. Wiedział, że znam niemiecki. W końcu się zgodziłem. Bendera powiedział, że może skombinować samochód. Dowiedziałem się, gdzie w magazynach jest składnica mundurów. Gienek dorobił klucz do garaży i miał przygotować samochód. Moim zadaniem było zostawić niezabezpieczony właz do kotłowni w dniu ucieczki, byśmy mieli dostęp do magazynu. Nie mogliśmy tylko przewidzieć tego, co stanie się na ostatnim szlabanie. Postanowiliśmy uciekać w sobotę, gdyż tylko wtedy esesmani w magazynach pracowali do godziny 12 i wyjeżdżali mit seine Fräulein - jakbyśmy to dziś powiedzieli - na weekend.

Ucieczka oznaczała represje wobec pozostałych w obozie więźniów. Co zamierzaliście zrobić, aby do nich nie doszło?

To był majstersztyk: mając w pamięci słowa Fritzscha, wpadliśmy na pomysł, że musimy stworzyć fałszywe komando pracy. Jeśli ucieknie - nie będzie kogo ukarać. Na terenie obozu wszelki transport odbywał się zaprzęgiem ludzkim. Było wiele tzw. Rollwagenkommando, a najmniejsze musiało być czteroosobowe. Gienek zwerbował Józka, ja zaś szukałem chętnego do naszej ucieczki między znajomymi harcerzami, do których miałem zaufanie. Alek Kiprowski z Tczewa i Zbyszek Damasiewicz odmówili. Zgodził się dopiero Staszek Jaster.

Nadszedł 20 czerwca 1942 roku...

...Rano wyszliśmy zwyczajnie z naszym komandem do pracy. Korzystając z okazji usunąłem śrubę uniemożliwiającą otwarcie włazu w kotłowni. O dwunastej kapo wprowadził nas z powrotem do obozu, co zostało odnotowane w księdze przy bramie Arbeit macht frei. Na strychu niedokończonego bloku powtórzyliśmy plan ucieczki. We czterech podjechaliśmy rolwagą pod bramę Arbeit macht frei, ja z żółtą opaską vorarbeitera (brygadzisty).

Melduję: "Rollwagenkommando, Vorarbeiter 918 i trzech więźniów". Mimo ogolonych głów ze strachu włosy stały nam dęba. Szczęśliwie frajer esesman nie sprawdził w księdze, czy nasze komando istnieje. Przepuścił nas. Doszliśmy do garażu. Gienek został, a my weszliśmy do magazynu i zaopatrzyliśmy się w mundury i broń. Założyłem mundur Untersturmführera, a nie sierżanta, jak podała Danuta Czech w Kalendarzu wydarzeń w KL Auschwitz. Na nasz znak Gienek podjechał pod magazyn. Zdjął więźniarską czapkę i przepisowo się zameldował. Dostrzegł go strażnik z wieżyczki, ale nie zareagował - byłem już w mundurze SS. Gienek wszedł do budynku. Przebrał się. Koledzy w tym czasie załadowali broń do bagażnika auta. Za pierwszym zakrętem zasalutował nam esesman. - Widzisz Kazek, wszystko gra - uśmiechnął się Gienek.

Jechaliśmy dalej. Nareszcie widzimy szlaban. Z lewej stolik, przy nim esesman, z prawej buda ze strażnikiem. Obaj uzbrojeni. Mamy do nich jakieś dwieście metrów. Szlaban na dole. Jeszcze się nie przejmujemy. Sto metrów. Szlaban na dole. Nie wiem, jak koledzy, ale ja się bardzo zdenerwowałem. Pięćdziesiąt metrów. Szlaban na dole. Dwadzieścia metrów. Szlaban ciągle na dole. Gienek redukuje na jedynkę, podjeżdża. Stanął. Esesmani nadal nie podnoszą szlabanu. Wtedy, muszę przyznać, popełniłem błąd. Na parę sekund uwierzyłem, że to koniec naszej eskapady. Umówiliśmy się, że w razie niepowodzenia na terenie obozu nie walczymy, ale likwidujemy samych siebie. Na chwilę poszybowałem myślami do mamy, na pożegnanie. W decydującym momencie nawaliłem!

Ale jednak się udało. Poczułem mocne uderzenie w kark i za prawym uchem syczący głos siedzącego za mną zakonnika: - Kazek, zrób coś!. - Ocknąłem się. Otworzyłem drzwiczki samochodu i wypuściłem w kierunku strażnika wojskową wiązankę. Nie wystarczyło. Wyskoczyłem z samochodu, energicznie oparłem dłoń na kaburze. Podskoczył do korby. Szlaban w górze. Na to tylko czekaliśmy. Salutują nam. Wyjeżdżamy...

Podawane są sprzeczne informacje, dotyczące właściciela oraz wyglądu samochodu. Czy to był wóz SS Haupsturmfűhrera Paula Kreuzmanna?

Kreuzmann miał swoje auto, ale nie tym uciekaliśmy. Nasz Steyr 220, kabriolet, był w dyspozycji szefostwa obozu. W trakcie ucieczki miał podniesiony dach. Jeszcze w czasie wojny zaczęła krążyć fama, że wysłaliśmy do Rudolfa Hőssa list, w którym dziękujemy za użyczenie samochodu i przepraszamy go za kłopot. To były bajki. Niczego nie wysłaliśmy.

Fragment wywiadu, w którym z Kazimierzem Piechowskim rozmawia Maciej Foks, pochodzi z numeru 6/2012 miesięcznika "Pamięć.pl". Archiwalne numery miesięcznika można przeczytać w Bibliotece cyfrowej.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (182)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Kto przebywał w latem 1920 roku w budynku będącym dzisiejszą siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Orłowa?

 

Najczęściej czytane