• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wielka Gdynia żyła teatrem i... śledziami

Jarosław Kus
20 października 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Policjant dyrygujący ruchem na ulicy Świętojańskiej w przedwojennej Gdyni. Widoczne samochody i kawiarnia Grand Cafe. Policjant dyrygujący ruchem na ulicy Świętojańskiej w przedwojennej Gdyni. Widoczne samochody i kawiarnia Grand Cafe.

Ponad 100 tys. osób mieszkało w Gdyni w 1937 r., co było nie lada osiągnięciem, zważywszy na młody wiek miasta.



Wielka Gdynia - jak ją coraz częściej nazywano - zapewniała gdynianom miejsca pracy, zakupów i wypoczynku. Nieco gorzej było z kulturą - na ilość imprez kulturalnych w mieście trudno było narzekać i nawet kin było pod dostatkiem, ale nie miała Gdynia szczęścia do sztuki teatralnej.

Wprawdzie od samego początku podejmowano próby stworzenia stałego teatru, ale z reguły kończyły się one niepowodzeniem. Trudno stwierdzić dlaczego, wszak Gdynię regularnie odwiedzały teatry objazdowe, które cieszyły się dość dużą popularnością. Jednak upływały kolejne lata, a w mieście wciąż brakowało teatru z prawdziwego zdarzenia.

O kolejnej próbie wyjścia z teatralnego impasu donosiła "Gazeta Gdańska" z 21 października pisząc, że "wzgardzona sromotnie Melpomena" postanowiła w końcu (ponownie) zawitać do Gdyni.

"Melpomena" przybrała tym razem formę "skromnego teatru kameralnego", który powstał z inicjatywy Stowarzyszenia Krzewienia Kultury Teatralnej w Gdyni.

Stowarzyszenie założyli uczestnicy "uruchomionego z polecenia Kuratorium Szkolnego kursu teatralnego dla pracowników kulturalno-oświatowych". Kurs wprawdzie zakończono w sierpniu, ale biorące w nim udział osoby były zainteresowane dalszą pracą na teatralnej niwie.

Aktor Jan Gruszczyński w operetce Paula Abrahama "Wiktoria i jej huzar", w stroju do roli Stefana Koltaya. Spektakl wystawiano w Krakowie. Aktor Jan Gruszczyński w operetce Paula Abrahama "Wiktoria i jej huzar", w stroju do roli Stefana Koltaya. Spektakl wystawiano w Krakowie.
Szefem nowego teatru został łódzki aktor Jan Gruszczyński, który miał już wcześniej w swej scenicznej karierze gdyński epizod, czyli występy w Teatrze Polskim z roku 1932 (Teatr Polski to jedna z wielu poprzednich prób zaszczepienia w Gdyni sztuki teatralnej).

To właśnie Gruszczyński oprowadzał dziennikarza "Gazety" po nowym przybytku Melpomeny. Siedzibą teatru był "niski barak, prawie że nie widoczny z ulicy" Piotra Wysockiego (obecnie część ulicy Antoniego Abrahama), która była w owym czasie "tylko po jednej stronie i to dość rzadko zabudowana". Niełatwo więc było trafić pod wskazany w ogłoszeniach adres, jednak po krótkich poszukiwaniach udało się odnaleźć plac "odgrodzony od ulicy płotem ze świeżych desek". O "teatralności" tego miejsca świadczyły jedynie afisze na płocie i "skromny napis na tablicy ponad wejściem", obwieszczający: "Stowarzyszenie Krzewienia Kultury Teatralnej".

Wewnątrz baraku znajdowała się "niewielka, niska salka", która była "czysta, świeżo wymalowana", miała "nową podłogę, 80 krzeseł" i... "mikroskopijną scenkę". Przy niej zamocowano "arcyskromne, tandetne kulisy" i "trzy sklepowe jupitery, które z wystawy składowej zawędrowały do teatru". W takich skromnych warunkach miała narodzić się nowa gdyńska scena kameralna... I chociaż jej twórcom nie można było odmówić samozaparcia i uporu (bo siedzibę teatru wykonali własnymi środkami), to droga do tego, żeby skrótu S.K.K.T. nie odczytywać jako "Stowarzyszenie Kompromitowania Kultury Teatralnej" była ciągle bardzo daleka.

Jak potoczyły się dalsze losy nowego teatru? Wystarczy powiedzieć, że "na powstanie w Gdyni teatru wielkiego, godnego Wielkiej Gdyni" gdynianie czekali kolejnych dwadzieścia lat, aż do roku 1959, kiedy to zainaugurowano działalność Sceny Objazdowej Teatru Wybrzeże, która po wielu przemianach przeobraziła się w istniejący do tej pory Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza.

Hala targowa w Gdyni. Zdjęcie z 1938 r. Hala targowa w Gdyni. Zdjęcie z 1938 r.
Znacznie więcej szczęścia do okazałej i solidnej siedziby miały gdyńskie ryby... to znaczy ich sprzedawcy.

Wznosząc bowiem "nowe hale targowe", zbudowano również "specjalny budynek dla handlu rybami żywymi w basenach i rybami morskimi". Wprawdzie miejscowych rybaków niepokoiły "stosunkowo wysokie opłaty za dzierżawę miejsc w nowej hali targowej", jednak handel rybami przenosił się z wolna do tego miejsca.

Być może już w nowej hali sprzedawano solone śledzie sprowadzane z okolic angielskiej miejscowości Yarmouth. Tutaj trafiały również śledzie świeże, póki co, również zagraniczne. Niestety, nie były to tanie śledzie holenderskie, na które limit przysługującego Polsce kontyngentu wyczerpał się, ale znacznie droższe - angielskie. Polskich śledzi na rynku wciąż niestety było zbyt mało.

Ponieważ "połowy krajowe jeszcze się nie rozpoczęły", z zagranicy (ze Szwecji) sprowadzano również i szproty. Sytuacja miała lada dzień ulec zmianie, bowiem gdyńscy rybacy "spodziewali się ukazania szprotów w najbliższym tygodniu".

Pojawienie się "w hali targowej dla ryb na rynku w Gdyni" "znacznych ilości ryb słodkowodnych i morskich" wywołało znaczące "ożywienie na targu rybnym", ale i spowodowało, że "ceny niektórych gatunków wykazały tendencję wzrostu".

Na obfite połowy nie mogli za to narzekać gdyńscy policjanci, którzy do swego "zielonego wozu policyjnego", jednej tylko nocy, "złowili" 12 pijaków. "Opojów" wprawdzie zwolniono z aresztu gdy tylko wytrzeźwieli, mieli jednak już wkrótce stanąć przed Sądem Grodzkim pod zarzutem zakłócenia porządku publicznego.

Ale czy można było mieć do nich jakiekolwiek pretensje? Wkoło było przecież tyle śledzi.



Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 244 z 21 października 1937 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (58) 2 zablokowane

  • zwróćie uwagę na... (3)

    ujawnienie danych złodzieji wraz z adresem :) to były czasy :)

    • 87 2

    • bez rodo hihi

      • 0 0

    • Powinni to wprowadzić teraz, wraz ze zdjęciem.

      W prawie przedwojennym, tez istniało coś takiego jak dobrę imię i jakoś to w niczym nie przeszkadzało.

      • 3 0

    • Donald Franz Tusk

      Bruksela.

      • 15 17

  • w Gdyni zawsze jechalo sledziem. Gdansk to jest wyzsza kultura i lepsza rozrywka (6)

    • 8 31

    • W Gdańsku głównie Szadółkami i Bolkiem o Motławie nie wspomnę.

      Wstyd panie. Wstyd.

      • 1 2

    • to pomyśl co może myśleć Warszawiak o Gdańsku :)

      • 1 1

    • (1)

      Wyższa kultura potomków chłopów zza Buga jedzących pierogi ruskie gotowane, okraszone przysmażoną na tłuszczu cebulą.

      • 9 2

      • A te 100 tys gdynian przed wojną to od Mieszka I tam mieszkało?

        Zastanów się co wypisujesz.

        • 4 1

    • A w Gdańsku flądrą, dorszem i Szadułkami.

      • 6 3

    • I wszyscy mają mordy niemieckie

      • 3 4

  • mój dziadek przed wojną w Gdyni zarabiał "astronomiczne" 500 PLN (5)

    pracując w porcie jako mistrz kowalstwa (oj to była kiedyś fachura - umiec obrabiac metal)
    Robił wszystko co port potrzebował - zawiesia, haki, pojemniki do załadunku węgla i tym podobne)

    Zarabiał wspomniane 500 PL na rekę ,jak wspominał robotnik miał ok 300 PL

    Porównując dzisiejsze ceny do tamtych mozna przyjąc że kiedyś 1 PL miał wartośc nabywczą ok 10 PLN (dzisiejszych)
    (nawet patrząc na cenę ryb wspomnianą w artykule)

    I tak doszedłem do wniosku że dzis i 70 lat temu ludzie zarabiają TO SAMO !!!!
    Taka sama siła nabywcza pęsji.

    Tyle nas kosztowała wojna i 50 lat rosyjskiej okupacji, że po 27 lat odbudowywania po niej Polski osiagneliśmy poziom przedwojenny.

    Dziadek nie dożył "nowej Polski" - zawsze dobrze wspominał tamten czas zyjąc w PRLu widział w jakiej ruskiej koloni mieszka
    Historia zatoczyła koło po 70 latach
    Dlatego mówie- odszkodowania za okupacje od Niemiec i Rosji sie nam należą i NIEWOLNO z nich rezygnować
    Obydwa narody i państwa - bandyckie

    • 17 7

    • (2)

      Bo Polska stała się kolonią taniej siły roboczej i prawdopodobnie już taką pozostanie na dziesiątki lat - pomimo ciągłego wzrostu PKB!

      • 4 0

      • Dokładnie, bo to PKB jest przecież wynikiem zachodnich korporacji (1)

        Model naszej gospodarki opiera się na taniej sile roboczej i to się nie zmieni tak długo, jak długo rząd nie będzie robił nic w kierunku uniezależnienia się od zachodniego kapitału.

        • 3 0

        • "uniezależnienia się od zachodniego kapitału" ha ha ha! ...rząd ha ha ha!

          • 1 0

    • 120 PL to może była srednia dla całej Polski, dziadek miał 500 PL za ciężką pracę jako mistrz

      kowalstwa.
      Przyjechał do Gdyni w 1922 roku z wielkopolski która była rozwinieta 2, razy lepiej niz "ruski zabór" na jego zachodzie i 3-4 razy niz kresy wschodnie (znowu "ruski rządzili")

      W Gdyni w porcie były BARDZO DOBRE zarobki porónywalne w sile nabywczej z tymi z .. Chicago !!!!
      Wiem bo jego brat pojechał dalej tj wsiadł na statek i wyemigrował.

      To dlatego ludzie sciagali do Gdyni z całej Polski - zarobki były 2 - 3 razy wieksze.
      Ale część nie miała kwalifikacji - j byli to ludzie ze wsi - analfabeci , tylko z agralnymi umiejętnosciami całkowiecie niepotrzebnymi w mieście.
      Tacy budowali gdyński Peking czy Meksyk z desek i blachy z portu...

      Dziadek tez nie był wykształcony -miał 4 klasy szkoły pruskiej i to mu wystarczyło do końca życia, dali go do kowala do terminu gdzie nabył "tajemnej wiedzy"(coś a'la informatyk dzisiaj)
      Kuc może kazdy sie by i nauczył ale lata zajmuje kucie czegoś co sie nie połamie.....

      Był potrzebny i Hitlerowi - rodziny nie wywieźli do gubernii bo był potrzebny przy naprawie u-botów....
      Niemiecki znał z dzieciństwa ze szkoły, folkslisty nigdy nie podpisał to z musu zrobili rodzine "angedeutsche"czyli naturalizacje z urzedu. Choc jedno z dzieci w 1941 zmarło z głodu.. a c*otka dostała w pysk od hitlerjungend na ulicyj za to że sie do mamy (mojej babci) odezwła po polsku - ta trauma pozostała w niej na zawsze -została niemową do końca zycia.
      Po wojnie z tego urzedowego zgermanizowania były problemy ale znowu...potrzebowano specjalistów.

      Wniosek - specjalistów potrzeba ZAWSZE, urzędnicy i podobni są zbędni ZAWSZE do zastąpienia innymi.
      Dlatego bądzcie specjalistami wzawodach potrzebych zawsze - dzis wspomniany informatyk, mechanik, lekarz a nawet hydraulik czy elektryk.
      To powtarzam moim wnukom, nie żadne politologie, scjologie, religioznastwo czy prawo administracyjne a KONKRETNY zawód.
      Dwóch synów jest w Norewgii i pomagają rodzinie
      Ale czy musza wyjeżdzać aby zarabiac godnie ?
      Odszkodowania załatwiły by ten probem -NIE WOLNO ODPUSZCZAĆ
      Wy tez pilnujcie tematu - domagajcie sie od rządu konkretnych działąń
      To w WASZYM interesie młodzi ludzie !!!!

      • 3 1

    • 500 to dużo

      500 zł to był dobry zarobek. Średnio zarabiało się 120 zł. Co i tak dawało większą siłę nabywczą niż dziś, bo koszty mieszkaniowe były nieporównywalnie niskie, a jedzenie tańsze (za 120 zł mogłeś kupić 300 kg dorsza, a za dzisiejszą niby-średnią krajową kupisz co najwyżej 170 kg)

      • 2 2

  • Bardzo faaaaajny artykul (6)

    Nie wiedzialem ze hala targowa stala juz w 1938 czyli przed najazdem hord niemieckich...
    Bardzo ciekawe fajnie sie czyta.
    I te wstawki z dawnych gazet... Jak z kapsuly czasu

    • 66 3

    • czemu mówisz jak ruska cebula? (3)

      • 1 2

      • ruska? (2)

        Co mają ruski do cebuli i tym bardziej do Gdyni?

        • 3 2

        • Młodzieżowe brygady pracy socjalistycznej, (1)

          które po wojnie działały i do których przymusowo powoływano młodzież z całej Polski = były formacją paramilitarną, a ich członków płci obojga wykorzystywano do ciężkiej pracy fizycznej. Młodzież pracowała na roli, na budowach, w kopalniach. Wielu z nich pozostało w miejscach przymusowych zgromadzeń. Brygady te uznać można za wzorzec późniejszych ochotniczych hufców pracy. Brygady pracowały np. przy budowie Nowej Huty, przy budowie portów, uprawach rolnych itp. Młodzież z brygad przymusowo uczestniczyła w "budowie" socjalistycznej Polski (lata 1950-1855).... I chyba stąd skojarzenia z "ruską cebulą" i mieszkańcami pochodzącymi ze wschodnich terenów kraju.

          • 3 1

          • ten twój wpis to jak z radiem Erewań

            • 1 0

    • bardzo niewiele

      • 4 2

    • Niewiele wiesz wobec tego...

      • 11 19

  • Śledzikiem wali tam dalej. (2)

    Dobrze, że nie muszę tam często jeździć. Prawdę mówiąc to wolę do Kościerzyny albo do Kartuz. Od śledzików wolę się trzymać z dala.

    • 6 21

    • Ja wolę Gdynię, Gdańsk to dla mnie zaszczane kamienice, brud, syf i brak inwestycji

      ogólnie z Warszawy jestem

      • 1 2

    • Śledzikiem wali tam dalej

      byles juz u lekarza? w trosce o zdrowie osob czytajacych,powinienes udac sie jak najszybciej.

      • 8 2

  • Ta dynamika. Dziś 90% inwestycji powstaje w Gdańsku (3)

    Rynek biurowców. I nie ma pomysłu, jak to zmienić.

    • 30 13

    • (1)

      Jakich inwestycji... CH i osiedla. Zakłady pracy są likwidowane jak stocznie czy ostatnio duży zaklad Mackowy.

      • 2 0

      • Skoro ludzie wolą kupować produkty dużych koncernów jak Bakoma, czy Danone, albo jeszcze lepiej, zagranicznych firm typu Muller zamiast wytwarzanych lokalnie, to nic dziwnego że zamykają...

        • 3 2

    • ziew

      • 1 5

  • dobre, więcej o Gdańsku i Gdyni oraz Sopocie (3)

    fajnie wracać do starych czasów

    • 22 1

    • (1)

      nie wiem, czy wiesz słoiku, ale przed wojną tylko Gdynia była polskim miastem - po co pisać o innych?

      • 3 7

      • Powiedz to bliskim pocztowców Poczty Polsliej w oczy

        Bydle

        • 4 0

    • Tym wpisem pokazałeś swoją " wielką" inteligencję

      • 0 1

  • smiech

    tylko dzisiaj nie wpuszczajcie do Gdyni tych ciemniakow z pisu bo Gdynia upadnie

    • 4 3

  • A potem przyszły te czerwone i brunatne komuchy i wszystko zniszczyły. (1)

    zmienili Polskę i Polaków na dziesiątki lat, bałagan, którego nigdy nie posprzątamy ani się nie podniesiemy.

    • 12 14

    • ta...

      te komuchy to akurat sporo Gdynię rozbudowały, a teraz te "super rządy" pobudowały co? Biedry i Lidle oferujące wynagrodzenia na poziomie 2000 zł za które możesz kupić 100 kg dorsza, a w 1935 r za średnie wynagrodzenie mogłeś kupić 300 kg. Życie jest droższe ponad 3 razy niż przed wojną!

      • 6 1

  • Jak to jest (1)

    1937 rok Hala Rybna węgorz św. cena 1 kg to 2 zł -3 zł
    2017 rok dziś 20 pazdziernik godz . 9.30 Hala Rybna węgorz św. cena 1 kg. to 100 zł

    JAK TO JEST

    • 11 1

    • I to przy zarobkach 120 zł [1935 r] i 3000 zł [2017 r]

      jw.

      • 6 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Na jaką nazwę Niemcy zmienili nazwę Gdyni w 1939 roku?

 

Najczęściej czytane