- 1 Wieczny problem z dzielnicami: "na" czy "w" (39 opinii)
- 2 Ważki jak szarańcza i ślepy Maksym z ZSRR (7 opinii)
- 3 Jeden z pierwszych w Polsce "bliźniaków" (80 opinii)
- 4 Następcy Haffnera wchodzą cali na biało (6 opinii)
- 5 Zapomniany minister i jego gdyńska historia (47 opinii)
- 6 Zaśmiecone gdyńskie westerplatte (78 opinii)
Silny wbrew swemu nazwisku
19 października 2012 (artykuł sprzed 11 lat)
Najnowszy artykuł na ten temat
Piętrusów na Westerplatte jednak nie będzie, ale linia 606 ruszy zgodnie z planem
O bohaterskiej obronie Westerplatte napisano już prawie wszystko, podobnie jak o oficerach i żołnierzach broniących Składnicy. Stosunkowo niewiele wspominano o jednym z oficerów, który wbrew swego nazwisku wykazał się wielką sumiennością i odwagą.
Mieczysław Słaby urodził się 9 grudnia 1905 roku w Przemyślu. Rozpoczynając naukę gimnazjalną wstąpił w szeregi harcerskiego klubu sportowego "Czuwaj Przemyśl", którego był członkiem przez przeszło 30 lat. Dostał się na medycynę na Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie; ukończył ją z dyplomem lekarza medycyny w 1933 roku. Przez dwóch latach powołano go do służby wojskowej.
Początkowo skierowano go do Pułku Piechoty Strzelców Lwowskich, a następnie przeniesiono do Pułku Strzelców Konnych w Dębicy. Podczas służby dał się poznać jako dobry lekarz i oficer co znalazło odzwierciedlenie w systematycznych awansach.
Kolejne przeniesienie, 4 sierpnia 1939 roku skierowało już kapitana Mieczysława Słabego do Wojskowej Składnicy na Westerplatte. Wobec nieuchronnego i rychłego konfliktu starał się on jak najlepiej zabezpieczyć zaplecze medyczne w placówce. Niestety, pod koniec sierpnia, na dworcu w Gdańsku, Niemcy zatrzymali zamówiony transport dla Składnicy, w którym znajdowały się m.in. sprzęt medyczny taki jak stół operacyjny, narzędzia chirurgiczne oraz materiały opatrunkowe. Mimo takiego obrotu sprawy kpt. Słabemu udało się zorganizować w koszarach punkt ambulatoryjny.
Pierwsze pociski, które 1 września spadły na Westerplatte, zniszczyły ambulatorium, wobec czego trzeba było zorganizować punkt opatrunkowy w suterenie koszar.
Szybko zabrakło środków znieczulających. Wraz z kolejnymi dniami rannych i kontuzjowanych nieustannie przybywało, a podstawowego zabezpieczenia medycznego nie było skąd dostarczyć.
Śmiało można powiedzieć, iż kapitan lekarz Słaby dokonywał cudów podczas improwizowanych operacji, gdy kurz i fragmenty sufitu spadały na niego i operowanych. O jego determinacji i chęci niesienia pomocy może świadczyć fakt i wobec braku narzędzi często posługiwał się... nożyczkami do paznokci i scyzorykiem (jak np. podczas wyciągania kuli postrzelonemu strzelcowi Franciszkowi Dominiakowi czy operacji na ciężko rannym poruczniku Leonie Pająku).
Świadkowie tych wydarzeń w swych wspomnieniach notują iż ranni leżeli niemal wszędzie na terenie tymczasowego ambulatorium, a kapitan robił co mógł, by ulżyć ich cierpieniom.
Z każdym dniem walk sytuacja się pogarszała. Brakowało bandaży (rannych opatrywano pociętymi w pasy prześcieradłami), o lekach przeciwbólowych już nawet nie myślano (operacje czy zabiegi wykonywane były na żywca), a widmo śmiertelnej gangreny stawało się coraz bardziej realne.
Kulminacja nadeszła z dniem 7 września, gdy do lekarza przyniesiono rannego, któremu nie można już było zatamować krwotoku, bo nie było czym. Widząc sytuację rannych major Henryk Sucharski podjął decyzję o kapitulacji.
Po dziś dzień jej okoliczności są dyskusyjne - amunicji wciąż nie brakowało, woli walki u obrońców też nie. Powszechnie uważa się, że to właśnie stan rannych był główną przyczyną poddania się.
W niektórych wspomnieniach możemy natrafić na informację, że kapitan Słaby w ostatniej chwili wytrącił z ręki pistolet kapitanowi Dąbrowskiemu, który na wieść o kapitulacji postanowił odebrać sobie życie. Na ile jest to prawdziwa informacja, a na ile zniekształcone przez czas wspomnienie obrońców, dziś nie jesteśmy już w stanie jednoznacznie ustalić.
Po kapitulacji rannych przetransportowanego do szpitala, a jeńców umieszczono w odosobnieniu. Niemieccy lekarze byli pod wrażeniem przeprowadzonych w warunkach polowych operacji. Naczelny lekarz niemiecki przybył do miejsca, w którym przebywali polscy jeńcy, by porozmawiać z kapitanem Słabym i wyrazić mu swe największe uznanie.
Niebawem jednak kapitana Mieczysława Słabego osadzono w Stalagu IA. Był to obóz dla podoficerów i szeregowców, a nie oficerów. Po dziś dzień nieznana jest taka decyzja ze strony Niemców. Najprawdopodobniejszym wytłumaczeniem była zapewne potrzeba zabezpieczenia medycznego osadzonych.
Po wojnie kapitan Słaby powrócił w rodzinne strony, gdzie awansowano go do stopnia majora i powołano do Wojsk Ochrony Pogranicza. Niedługo potem majora Słabego aresztował Urząd Bezpieczeństwa pod zarzutem przynależności do organizacji Wolność i Niezawisłość. Poddany bezwzględnemu i brutalnemu śledztwu, pozbawiany jakiej jakiejkolwiek opieki medycznej mocno podupadł na zdrowiu. Osadzony w więzieniu w Krakowie zmarł 15 marca 1948 roku, a jego ciało pochowano bez informowania rodziny.
Po prawie 50 latach sąd wojskowy zrehabilitował majora Mieczysława Słabego i oczyścił go ze wszystkich zarzucanych mu czynów.