• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pan Czesław z Sopotu. Wspomnienie Parasolnika

Tomasz Kot
1 listopada 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Parasolnik był pierwszą tak barwną postacią w przestrzeni publicznej Sopotu. Dziś podobnych przebierańców jest na pęczki. Parasolnik był pierwszą tak barwną postacią w przestrzeni publicznej Sopotu. Dziś podobnych przebierańców jest na pęczki.

Zanim narodził się Parasolnik, najpierw był Czesław Bulczyński, urodzony w Poznaniu 26 kwietnia 1912 roku. W okresie międzywojennym pracował podobno w cyrku braci Staniewskich. W czasie wojny trafił podobno do niemieckiego obozu. To obozowe przejścia miały sprawić, że Bulczyński stracił pełnię zdrowia psychicznego. W siermiężnych czasach PRL, brodaty facet, przebierający się za kobietę, wikinga albo piec, był jedną z głównych atrakcji turystycznych Sopotu.



Na pewno Bulczyński w jakimś cyrku pracował. Ale czy był to najlepszy w Polsce murowany cyrk braci Staniewskich, tego się już nigdy nie dowiemy. Parasolnik narodził się bowiem dopiero po wojnie w Sopocie.

Świniopas i gorszyciel

Czesław Bulczyński pojawił się w kurorcie najprawdopodobniej już w 1945 r. Jego pierwszym adresem w kurorcie było mieszkanie nr 3 w budynku przy ulicy 3 Maja 8, którego główną lokatorką była jego przyszła żona, Agnieszka Gryczyńska.

Czesław nie ma stałego meldunku. Zarabia na życie naprawiając parasole i garnki. Pomaga mu w tym Gryczyńska. Nie jest to jednak dochodowe zajęcie. Bulczyński ima się więc różnych zajęć: pilnuje świń w należącym do "Społem" gospodarstwie hodowlanym, a nawet podnajmuje pokój w mieszkaniu swojej przyjaciółki paniom lekkich obyczajów.

Zdarza się, że pod domem parkują samochody z panami czekającymi na panie. Panowie to na ogół przedstawiciele nowej komunistycznej władzy na wysokich stanowiskach. Tylko oni mogą jeździć służbowymi samochodami. Kiedy się pojawiają, z okien obserwują ich wszyscy sąsiedzi.

Szef "wesołej trójki"

W pewnym momencie Bulczyński wpada na pomysł, aby zorganizować objazdową naprawę parasoli. W tym celu wraz z Agnieszką objeżdża pomorskie miasteczka i wsie. Prawdopodobnie podczas tych wyjazdów do tandemu dołącza Stefania Eichendorf z Człuchowa.

Czesław wpada też na pomysł podniesienia kapitału spółki. 11 listopada 1947 r. cała trójka przyjeżdża z Sopotu do Ustki, aby naprawiać parasole miejscowym. O godzinie 14 Bulczyński z towarzyszkami włamuje się do nieczynnego o tej porze roku sezonowego lokalu "Czarodziejka", przy ul. Chopina 6.

Niedaleko lokalu mieszka jego właściciel, który z balkonu swojego mieszkania zauważa podejrzane ruchy w zamkniętej restauracji. Idzie sprawdzić. W lokalu zastaje trójkę złodziejaszków.

Choć Parasolnik był symbolem Sopotu, zdarzały mu się wyprawy także do Gdyni czy Gdańska. Choć Parasolnik był symbolem Sopotu, zdarzały mu się wyprawy także do Gdyni czy Gdańska.
Aresztuje ich i doprowadza do komisariatu MO w Ustce. Milicjanci przeprowadzają błyskawiczne śledztwo, a aresztowani przyznają się do wszystkiego. Stróże prawa idą do wynajętej przez przybyszy kwatery, gdzie znajdują liczne wcześniej skradzione rzeczy.

O zdarzeniu donosi "Kurier Morski" z 13 listopada 1947 r. w artykule: "Jak wesoła trójka naprawiała w Ustce parasole".

Pan załatwiacz
Po tym zdarzeniu nieszczęsny parasolnik i jego towarzyszka życia nie ryzykują już konfliktu z prawem. Ona prowadzi toalety przy plaży (niektórzy twierdzą, że jest "pisuardessą" w Grand Hotelu), on dalej naprawia parasole.

- Paaaaaarasolllleeeeeeee do reperaaaaacjeeeee! - wydziera się Bulczyński, przemierzając sopockie ulice i podwórka, otoczony gromadką przedrzeźniającej go dzieciarni, opędzający się od niej i obwieszony kolorowymi parasolkami.
Niski, szczupły, szczególnie u boku tęgiej żony, z czarną brodą. Bulczyński najmuje się też do stania w licznych w Polsce ludowej kolejkach za wszystkim. To pozostanie dla niego dość dochodowym zajęciem do końca PRL.

Dzięki temu wyrobi sobie doskonałe znajomości wśród sopockich sprzedawców. Po latach jest w stanie "załatwić" wszystko, czego w peerelowskich sklepach brakuje, szczególnie zaś to, co sprzedaje się spod lady.

Bulczyńscy mieszkają na poddaszu niskiego domku przy ul. Grunwaldzkiej 97. Mieszkanie, jak wspominają świadkowie, wyglądało ubogo. Dwa pokoje i kuchnia. Tapczany, szafa, książki, parasole i koty. Na dole działa sklep spożywczy.

Bulczyńscy mają trójkę dzieci. Wszystkie wyprowadzą się i wyjadą, gdy osiągną pełnoletność.

Rzeźba upamiętniająca Parasolnika stoi na górze Monciaka w Sopocie, nieco nad kościołem św. Jerzego. Rzeźba upamiętniająca Parasolnika stoi na górze Monciaka w Sopocie, nieco nad kościołem św. Jerzego.
Pojawiają się pogłoski o tym, że Bulczyński chodzi na komendę MO i donosi na ludzi. Niektórzy twierdzą, że współpracuje z bezpieką. Nieżyjący już architekt Bruno Wandtke machał na to ręką:

- Mój Boże, a o czym on by miał donosić. O tym, że biednie się żyje? - mawiał.
Celebryta Czesław

W latach 60. i 70. Czesław Bulczyński przebiera się i wychodzi na ulice Sopotu. Szybko staje się lokalną atrakcją, nie tylko w sezonie. Parasolnik w tych szarych czasach robi coś, o czym inni mogą tylko pomarzyć. Staje się do pewnego stopnia symbolem marzeń polskiego społeczeństwa o kolorowym, spokojnym życiu bez codziennych kłopotów ekonomicznych i ideologicznego jarzma.

Parasolnik przebiera się, jakby występował w cyrku. Na swoją scenę wybiera najtłumniej odwiedzane przez turystów i miejscowych miejsca: Monciak i molo. Paraduje po Sopocie jako piękna dziewczyna z długimi warkoczami, obfitym biustem, w sukience w kwiaty i z brodą. Innym razem jest pierrotem, Cyganem, lodziarzem czy eleganckim panem w meloniku i surducie.

Wystarczyło, że pojawia się na ulicy w blond peruce, w sukni z tiulu i koronek, a ludzie przystają rozbawieni. Jedni się z niego śmieją, ale większość uśmiecha się do niego. Przebrany w strój wikinga, w kolorowej spódniczce, w hełmie z wielkimi, odstającymi rogami zaczyna pozować do zdjęć na deptaku i na molo.

Otrzymuje za to datki różnej wysokości. Nie jest jednak nachalny. Jest tak niezwykły w tym, co robi i jak wygląda, że ludzie sami sięgają do portfela. Podobno swoje stroje sam projektuje i wykonuje, przerabiając starą garderobę. Rozmawia z turystami, opowiada anegdoty, przepowiada pogodę.

Parasolnik staje się sławny. Pisze o nim Wiech [publicysta i satyryk Stefan Wiechecki - dop. red.], w swoich felietonach, pisze sopocki pisarz Jerzy Afanasjew.

To prawdopodobnie jego teksty wykreowały i  stworzyły podwaliny pod legendę Parasolnika. To on pierwszy nadał mu literackiego sznytu. Pisarz dostrzegł w małym, odzianym na czarno lub przebranym w dziwne stroje człowieczku coś, czego nie dostrzegali inni. Kilka tekstów poświęconych "sopockiemu dziwakowi" pojawiło się w czasopismach o ogólnopolskim zasięgu - m.in. w "Przekroju", do którego Afanasjew pisywał felietony.

W roku 1963 Parasolnik pojawia się w pierwszym polskim filmie telewizyjnym nakręconym metodą ukrytej kamery. To "Kobiela na plaży" Andrzeja Kondratiuka.

Scena z filmu "Kobiela na plaży" Andrzeja Kondratiuka, w której znany aktor rozmawia na plaży właśnie z Parasolnikiem. Scena z filmu "Kobiela na plaży" Andrzeja Kondratiuka, w której znany aktor rozmawia na plaży właśnie z Parasolnikiem.
Cała scena trwa nieco ponad 20 sekund, a Bulczyński nie mówi w niej zbyt wiele i niespecjalnie z sensem. Na pytanie Bogumiła Kobieli, co sądzi o tegorocznym sezonie, Parasolnik odpowiada: "Bardzo dobrze". Tę samą odpowiedź aktor słyszy, gdy pyta Czesia o wypoczynek na plaży. Parasolnik występuje w białych, wielkich butach z zakręconymi czubami i dzwoneczkami, jasnych spodniach, koszuli z długim rękawem, na którą narzucone jest coś w rodzaju bezrękawnika. W ręku trzyma kapelusz, pod pachą teczkę (nosi w niej podobno wszystkie dokumenty i pieniądze). Patrząc czujnie na Kobielę przekrzywia głowę, potrząsa nią i kręci w obie strony.

"Chcesz pan kielicha?"

Czesiu Parasolnik staje się lokalnym bohaterem. Każdy chce się z nim napić. Wołają do niego: "Panie Czesiu! Chcesz pan kielicha?" On najczęściej chce. Przygodni kompani stawiają mu wódkę: "Pod Strzechą", w "Costarice", "Tempie", "Ludowej". Jeśli nie ma mu kto postawić, Bulczyński uczciwie zarabia na swoje sto gram. Gryzie i zjada szklanki. Mieli zębami szkło na drobny żwir i połyka. Tylko tak nie porani sobie przewodu pokarmowego.

Gdy wypije, robi się agresywny i kłótliwy, skory do swarów i wyzwisk. Wtedy zdarza się, że Parasolnik ląduje przed lokalem wyrzucony przez obsługę lub poturbowany przez równie pijanych, niedawnych współbiesiadników.

Autografy chirurgów na brzuchu

Parasolnik popisuje się też innymi sztuczkami. Jedną z nich jest połykanie metalowych przedmiotów: łyżeczek, widelców, sprężyn, agrafek, żyletek.

Bulczyński łyka je też czasami na trzeźwo, gdy odzywa się choroba psychiczna. Czasami udaje mu się połknięte przedmioty zwrócić. Najczęściej jednak pogotowie wiezie go do Akademii Medycznej, gdzie chirurdzy wyciągają mu z brzucha to, co połknął.

Tadeusz Foltyn, gdański artysta rzeźbiarz, autor rzeźby Parasolnika, która stanęła na Monciaku w Sopocie. Tadeusz Foltyn, gdański artysta rzeźbiarz, autor rzeźby Parasolnika, która stanęła na Monciaku w Sopocie.
Parasolnik ma cały brzuch w głębokich bliznach pooperacyjnych. Chwali się nimi często. Rozpina koszule i pokazuje szramy. Twierdzi, że są to autografy znanych gdańskich chirurgów: Kieturakisa, Dębickiego, Majeranowskiego, Urbana.

W Akademii Medycznej bywa tak często, że lekarze traktują go jak dobrego znajomego. Tłumaczy im, że połykanie przedmiotów to jego hobby z czasów, kiedy pracował w cyrku. Po zabiegach Parasolnik szybko dochodzi do siebie i żąda, żeby go natychmiast wypuścić. Na dowód tego, że jest zdrowy, staje na rękach na oparciach krzeseł, wykonuje rozmaite akrobacje.

Dwie szklanki wrzątku w Grandzie

Parasolnik coraz bardziej lubi błaznować. Czasami przychodzi do Grand Hotelu na "obiad". Teatralnie zastyga w wejściu, czekając, aż rozbawiona obsługa wskaże mu stolik. Zamawia tradycyjnie dwie szklanki wrzątku. Wyjmuje dwie kostki rosołu "z kogucikiem" i sypką herbatę zawiniętą w starą gazetę.

Wrzuca produkty do szklanek, po czym głośno siorbiąc, popija raz z jednej, raz z drugiej, nie wyjmując z nich łyżeczek. Łyżeczki podtrzymuje kciukiem, mały palec trzyma odchylony. Zagryza suchą bułką. Je bardzo powoli. Po wyjściu z restauracji wszystkim napotkanym mówi, że "był w Grandzie na parszywym obiedzie".

Element wywrotowy

Z biegiem czasu to, co robi Parasolnik, przestaje podobać się władzom.

Kiedyś dowiedział się, że po molu spaceruje delegacja radzieckich wojskowych. Przebiera się cały na czerwono, obwiesza podróbkami medali i idzie im na spotkanie.

Miarka przebiera się, kiedy podczas jednego z pochodów pierwszomajowych w stanie wojennym Czesio idzie wśród wiecujących jako "Pan Czesław" przebrany za biuściastą blondynkę z warkoczami.

Władze nie mają już zamiaru bawić się z Parasolnikiem.

Od 1982 r. Bulczyński razem z Peterem Konfederatem i krzykliwą panią mieszkającą nad "Ermitażem", w przeddzień święta klasy robotniczej są zatrzymywani i wywożeni do szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Tak dzieje się do końca PRL. Parasolnik ma już ponad 70 lat, nie ma siły, rzadko się przebiera.

Wielu sopocian pamięta go ze swojego dzieciństwa. Rozdawał cukierki kilku pokoleniom
dzieci. Inni twierdzą, że straszył je i gonił. Na pewno nie lubił, kiedy go przedrzeźniały.

Czesław Bulczyński umiera 9 listopada 1992 r. Na pogrzeb przychodzi dwadzieścia osób. Nie żyje już jego żona, nie ma też domu, w którym mieszkał. Wyburzono go kilkanaście lat temu. Dziś stoi w tym miejscu nowoczesna willa.

Grób Czesława Bulczyńskiego na cmentarzu komunalnym w Sopocie. Fotografia pochodzi z bloga  Kto-to-byl.blogspot.com  Grób Czesława Bulczyńskiego na cmentarzu komunalnym w Sopocie. Fotografia pochodzi z bloga  Kto-to-byl.blogspot.com
W 2001 r., w stulecie miasta, w górnej części Monciaka stanęła rzeźba Parasolnika autorstwa Tadeusza Foltyna. W 2012 r. zaniedbany grób Bulczyńskiego został odnowiony, a zamiast spróchniałego krzyża pojawił się nagrobek imitujący rozłożony parasol.

Opinie (145) 8 zablokowanych

  • pamiętam specjalnie jechaliśmy z Gdańska do Sopot aby przez chwilkę pobyć przy parasolniku...wprowadzał nas w cudowny nastrój...

    • 10 1

  • Wilokrotnie spotykałem "Pana Parasolnika"

    Raz pochukiwał jakby strasząc, innym razem się uśmiechał i częstował cukierkami. Dla mnie to była postać z bajki i bajkowo się zawsze czułem kiedy przechodziłem koło "jego domu" przy Grunwaldzkiej.

    • 11 0

  • A pamiętacie z lat 80/90 tę babcię zbierającą niedopałki? Każdego upatrzonego kipa w charakterystyczny sposób

    kilka razy okrążała, po czym podnosiła go jednym wprawnym ruchem i wsadzała do ust. Ciekawe co się z nią stało.

    • 6 2

  • Sopoccy dziwacy (4)

    Słynny GEORGE KANADA z rodowym sygnetem na małym palcu, w Grandzie snuł swoje opowieści dewizowym gościom, zawsze grzeczny. Pod koniec życia codziennie w Spatifie na kawie i orzeszkach.

    • 9 0

    • Ten (2)

      George Kanada to faktycznie kiedyś w Kanadzie mieszkał czy tylko go tak nazwano?

      • 0 1

      • Nigdy nie był w Kanadzie,jak trafiał do szpitala dla czubków a zdarzało mu się to chwalił się że obsikał konsulat Kanady stąd pewno ta ksywka.

        • 1 0

      • George Kanada

        Mieszkał w Kanadzie był właścicielem zamku i stadniny koni, kiedy pojawiał się w Sopocie po długiej nieobecności opowiadał że właśnie wrócił z Kanady gdzie toczy swoje boje z siostrą o spadek ów zamek i stadninę koni a tak naprawdę to przez te kilka miesięcy kiedy go nie było przebywał w szpitalu psychiatrycznym,George Kanada niestety nie wybudził się po operacji i zmarł to był gościu zawsze z klasą czysty schludny pachnący grzeczny z rodowym sygnetem i zawsze w ujmujący sposób prosił o wsparcie na herbatę żeby mógł posiedzieć sobie w ulu, poza tym fantastycznie opowiadał o astronomii myślę że to była jego wielka pasja.

        • 1 0

    • A co z Panem Vitkiem z Atlantydy ?

      ktoś wie ?

      • 2 0

  • Parasolnik

    Na żużel do Gdańska przyjeżdżał z kuferkiem w którym miał jedzenie i popitkę(gorzałę tez)

    • 2 0

  • Rzetelny artykuł. Prosimy o więcej..

    • 7 0

  • To były oryginały, takich dzisiaj nie ma i nie będzie.

    • 6 0

  • A ja bym chętnie poczytała o Georgu Kanadzie. To też był model specjalny....

    • 4 0

  • Peter Konfederat (1)

    Nadal pisze wiersze. Nerwowy choć kochany. Marzy o muszkiecie choćby atrapie.

    • 2 0

    • Tak naprawdę to nazywał się Andrzej Tanajewski.

      • 0 0

  • Z tekstu wynika że żona parasolnika miała długa czarna brodę

    • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku zamknięto basen na Polance Redłowskiej?

 

Najczęściej czytane