• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Niewinny zabójca z Oruni

Paweł Pizuński
26 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Orunia, ok. 1910 roku. Skrzyżowanie ulic, które dziś noszą nazwy Podmiejska i Raduńska. Orunia, ok. 1910 roku. Skrzyżowanie ulic, które dziś noszą nazwy Podmiejska i Raduńska.

Trudno byłoby wyobrazić sobie bardziej wulgarną i ordynarną twarz. Gdyby sędziom kazano wydawać wyroki tylko na podstawie wyglądu, Friedrich Lietzau z Oruni z pewnością dostałby co najmniej dożywocie.



Szczęka szeroka, wysunięta do przodu, jak u buldoga, usta wąskie, jakby cały czas były zaciśnięte, oczy małe, szare, prawie bez wyrazu. Z postury Lietzau na dożywocie też pewno byłby zasługiwał. Bary szerokie, łapska długie, jak u orangutana, dłonie wielkie niczym łopaty do ładowania węgla, no i ten wzrost. Ze dwa metry z pewnością sobie mierzył.

Na przesłuchanie do prokuratury przywieziono go 30 października 1902 r. Miał kajdanki na rękach i butę wypisaną na twarzy. Gdy posadzono go na krześle po przeciwnej stronie biurka, szeroko rozstawił nogi, ręce skrzyżował na piersiach i obrzucił prokuratora Zaleskiego wyzywającym spojrzeniem.

- Jestem niewinny... - powiedział i zastygł w bezruchu, jakby oczekiwał, że urzędnik po przeciwnej stronie biurka wstanie z krzesła, zdejmie mu kajdanki i puści wolno, przepraszając uprzednio. - Ja tylko się broniłem.
- Tak? Świadkowie mówią co innego..
- Kłamią.
- Jaka więc jest prawda? - Zaleski uśmiechnął się uprzejmie.
- To Gelwitzki z kompanem na mnie się rzucili...
- Od początku proszę zacząć.... - przerwał mu Zaleski.

Litzau nie zrozumiał.

- Od jakiego początku?
- Od momentu, kiedy przyszliście do gospody.
- Aha... - rozluźnił się. Opuścił wzrok, ręce złożył na kolanach i nawet się uśmiechnął. - W domu nie było co robić, więc o wpół dziesiątej poszedłem do gospody Grotha. Zamówiłem wódkę i piwo Tulpchen, a ponieważ mój brat już tam był, przysiadłem się do niego.
- Z lokalu też razem wyszliście?
- Tak. Matka do domu wołała, więc trza było iść.
- Gdzie spotkaliście Gelwitzkiego...?
- Czekał z tym drugim na promenadzie. Stali oparci o drzewo i papierosy palili. Zaczepili nas, choć my nic do nich nie mieliśmy.
- Wcześniej nie kłóciliście się?
- Skądże. Ja ledwo ich znałem. Z Gelwitzkim kilka razy może jakie piwo wypiliśmy i to wszystko.
- Dlaczego więc was zaatakowali?
- A bo ja wiem.... - wzruszył ramionami. - Gelwitzkiemu odbiło... Rzucił się na mnie z pięściami, później złapał coś w rękę i grzmotnął mnie tak, że gwiazdy zobaczyłem. Na ziemię upadłem, a wtedy on z nożem na mnie się rzucił. Dźgnąć mnie chciał, ale sam na ostrze się nadział...
- To niemożliwe.
- Dlaczego? - Lietzau aż się poderwał.
- Lekarz przeprowadził sekcję zwłok. Wykluczone jest, żeby Gelwitzki sam sobie poderżnął gardło.
- No... - zmieszał się. - Dokładniej mówiąc, to było trochę inaczej... Jak on na mnie szedł z tym nożem, to ja złapałem go za rękę. Chciałem mu ją wykręcić, ale on się wyrwał i chyba wtedy wbił sobie nóż w gardło.
- W której ręce Gelwitzki trzymał nóż?

Litzau się zastanowił.

- W prawej.
- Więc też się nie zgadza - Zaleski zmierzył go wzrokiem, po czym sięgnął po akta.

Przez chwilę wertował kartki, aż w końcu znalazł właściwą stronę. "Ostrze noża wbite zostało w lewą stronę gardła z taką siłą, że przecięło chrząstkę chroniącą krtań" - odczytał i spojrzał na Lietzaua.

Tamten opuścił wzrok.

- Gelwitzki sam się dźgnął.... - powiedział cicho i zamilkł.
- Mówiłem. To jest niemożliwe - Zaleski odłożył akta. - Możliwe jest natomiast, że to wy zadaliście mu cios jego własnym nożem - przerwał i przeszył tamtego wzrokiem. - ...z pełną świadomością skutków, jakie może to wywołać... I jeszcze jedno. W spodniach mieliście nóż. Znaleziono na nim ślady krwi Gelwitzkiego. Skąd się wzięły?

Lietzau poprawił się w krześle.

- Jak było po wszystkim, włożyłem rękę do kieszeni i dotknąłem noża.... - odpowiedział po chwili.
Główny trakt Oruni na początku XX wieku. Główny trakt Oruni na początku XX wieku.
Zalewski wstał z krzesła i wolno podszedł do okna. Dzień był pochmurny, dżdżysty i smutny, podobnie jak ludzie, którzy szli ulicą.

- Co mieliście Lietzau na myśli, mówiąc do kolegi, że z Gelwitzkim tak załatwiliście sprawy, że zdrowy w Oruni już się nie pojawi?
Tamten drgnął.

- Ja to powiedziałem?
- Tak... - Zaleski podszedł do biurka i sięgnął po akta. - Nazajutrz rano.
- O śmierci Gelwitzkiego mówili w całej wsi, więc widocznie mi się wymknęło...
- Może i byłoby to jakieś wyjaśnienie... - Zaleski zawrócił w stronę okna. - Jest tylko jeden problem. W chwili, gdy zdanie to padło, nikt w Oruni nie wiedział, co przydarzyło się Gelwitzkiemu... Poza tym jaką "sprawę" mieliście na myśli? - odwrócił się gwałtownie i wlepił w tamtego wzrok.

Lietzau spuścił głowę. Wyglądał, jakby liczył deski podłogi, ale dłonie mu się trzęsły.

- Mam tutaj zeznania pewnego żandarma, który widział was w knajpie Grotha - ciągnął dalej Zaleski. - Powiedział, że piliście piwo w czwórkę. Przy jednym stoliku siedzieliście z bratem, Gelwitzkim i z robotnikiem Klattem.
- To nie tak było. Oni dosiedli się do nas....
- To nie ma znaczenia, kto do kogo się dosiadł.... Ważniejsze jest to, co nastąpiło później. Żandarm twierdzi, że zaczęliście się z Gelwitzkim kłócić...
- Nieprawda!
- Świadek zeznał, że widział to wyraźnie. Ponoć szczękaliście na siebie zębami jak psy... - Zaleski aż poczerwieniał. - Tak czy inaczej z lokalu wyszliście razem, a później Klatt i Gelwitzki wrócili. Stanęli przy barze, rozmawiali chwilę, po czym znowu wyszli... - pochylił się nad tamtym. - To wy, Lietzau na nich czekaliście, prawda? - patrzył, jakby chciał przebić tamtego wzrokiem.

Lietzau siedział na krześle zgarbiony, z głęboko schyloną głowę. Milczał.

- Wiem nawet, gdzie to było. Most Inselsbrücke jest na promenadzie. Wokół drzewa i krzaki, z oddali nic nie widać, zwłaszcza nocą. To tam, wraz z bratem na nich się zaczailiście...
- Brat nie miał z tym nic wspólnego...
- Być może, ale był tam z wami - Zaleski znowu sięgnął po akta. - Mam tutaj zeznania Klatta. Zupełnie inaczej opisuje to, co zaszło między wami. Przeczytam wam fragmenty, choć być może nie powinienem. - wyjął z poszytu właściwą kartę, zmierzył wzrokiem tamtego i zaczął czytać. - "Tuż za mostem zobaczyłem Paula Lietzaua. Skinął na mnie, sądziłem więc, że chce mi coś powiedzieć. Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy zobaczyłem, jak Gelwitzki uderzył Friedricha Lietzaua pięścią w twarz. Nie wiem, dlaczego to zrobił.... - Zaleski przerwał, przebiegł wzrokiem kilka wersów dalej i znowu zaczął czytać. - Bracia Lietzau rzucili się na Galwitzkiego i ten krzyknął, bym mu pomógł. Kiedy podbiegłam, Paul od razu uciekł, ale Friedrich rzucił się na mnie. Miał nóż w ręce, zamachnął się, zranił mnie w rękę, dałem mu więc kilka razy złożonym nożem po głowie. Uciekł, ale zatrzymał się w zagajniku 50 kroków dalej. Pomogłem Galwitzkiemu podnieść się z ziemi. Myślałem, że nic mu nie jest, ledwo jednak przeszliśmy kilka kroków i on zaczął rzęzić. Przeprowadziłem go przez ulicę i pomogłem mu dojść schodami do mostu przez Radunię, ale wyczułem, że jest z nim niedobrze.... - Zaleski przerwał.

Odłożył akta i spojrzał na Lietzaua, ale tamten milczał uparcie. Dopiero po chwili podniósł głowę.

- Jestem niewinny... - wyszeptał.
* * *

Klatt doprowadził Gelwitzkiego do domu robotnika Steltnera i posadził na schodach przed wejściem. Zapukał do drzwi, poprosił o ręcznik i wodę, by opatrzyć koledze ranę, ale odprawiono go z kwitkiem. Pobiegł po pomoc do miejscowego lekarza. Doktor Böaheim, owszem, wstał z łóżka i uchylił drzwi, ale wyjść z domu nie chciał. Poradził, by zaprowadzić Gelwitzkiego do lazaretu, po czym zamknął drzwi i wrócił do łóżka.

Chcąc nie chcąc Klatt zawrócił w stronę domu Steltnera, ale nie zdołał tam dotrzeć. W połowie drogi dostrzegł braci Lietzau i choć ci wołali go, to uciekł czym prędzej do znajomych. Bał się, że podzieli los kolegi. W rezultacie Gelwitzkim zainteresowano się dopiero nad ranem, gdy na pomoc było już za późno. Najprawdopodobniej zmarł w czasie, kiedy Klatt szukał pomocy.

* * *


Braci Lietzau zaaresztowano krótko po znalezieniu Gelwitzkiego. Przed sądem stanęli 10 grudnia 1902 r. pod zarzutem zabójstwa. Żaden z nich nie przyznawał się do winy. Twierdzili, że to oni zostali zaatakowani i że tylko się bronili, zaś Friedrich robił wszystko, by uwolnić brata od wszelkich zarzutów. Twierdził, że Paul z całą sprawą nie miał nic do czynienia.

Sąd jednak zadecydował inaczej. Kierując się zeznaniami Klatta, przysięgli doszli do wniosku, że Paul Lietzau brał pewien udział w zajściu i skazali go na pięć tygodni więzienia. Nie znaczyło to jednak, że po opuszczeniu sali sądowej trafił do więzienia. Odzyskał wolność, ponieważ sąd zaliczył mu w poczet kary pięć tygodni aresztu śledczego.

Co do Friedricha Lietzaua, to ten miał mniej szczęścia. Chociaż od zarzutu zabójstwa został uwolniony, to jednak uznano go winnym zranienia ze skutkiem śmiertelnym i skazano na cztery lata więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (12) 1 zablokowana

  • Piękny tekst.

    a co do opisanych "faktów" to wszędzie i w każdym czasie ludzie sobie krzywdę sprawią.

    • 30 2

  • (1)

    Orunia ma niektóre kamienice tak piękne,że na głównym mieście takich nie ma. Tak samo na Łąkowej też są perły architektury. Dział "historia" na tym portalu to strzał w dyche. Historie,legendy...

    • 77 1

    • Wyglada na to, ze pozostana tylko na fotografiach, ochrona zabytkow ogranicza sie glownie do papierologii:(((

      • 12 0

  • Wiadomo, Orunia tam zawsze można dostać nożem (5)

    I tak zostało do dziś

    • 27 35

    • (1)

      A znasz kogoś kto dostał? :/

      • 9 4

      • ja znam

        Mojego brata syn otrzymał cios, w 2009 roku. Wyszedł cało po trzech dniach w szpitalu. Znam też sporo innych przypadków ale niekoniecznie z nożami, bo na Oruni mieszkam od 1971 roku.

        • 9 0

    • Jw

      A w jakiej dzielnicy tacy bezmózgowcy jak Ty się rodzą?

      • 9 5

    • skrzyżowanie Raduńska/Podmiejska budynki są strasznie dziś zaniedbane porównując ze zdjęciem (1)

      • 17 0

      • Minęło 106 lat

        A remontów zbyt wiele nie było.

        • 5 0

  • Już wtedy

    "gendery" biegały z nożami. "Kiedy podbiegłam...", braciszek niezdecydowany w orientacji sexualnej.

    • 4 8

  • Czy to nie podmiejska u mało miejska?

    • 2 1

  • Ciekawe niby jak stwierdzili w 1902r, że

    to była krew Gelwitzkiego. Trochę science, ale też trochę fiction. Szkoda.

    • 3 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Przy jakiej ulicy znajduje się Dom pod Murzynkiem?

 

Najczęściej czytane