• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie strzelać do karczmarza

Paweł Pizuński
21 sierpnia 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Choć w strzelaninie pod karczmą na Oruni zginął jeden człowiek - jej właściciel, a sprawcę zatrzymano niemal natychmiast, to sąd uniewinnił go od zarzutów. Uznał, że rzeźnik Jana Karkowska działał w obronie własnej.



O tym, co zdarzyło się w lokalu Wilkego na Oruni, Lesky dowiedział się od żandarma Meyera. Zdyszany przybiegł na posterunek i powiedział, że niejaki Karkowska zabił karczmarza z zimną krwią, a później gdzieś się ulotnił.

Zupełnie co innego mówili stali bywalcy tego wesołego skądinąd przybytku. Jeden przez drugiego opowiadali, jak to obaj - Wilke i Karkowska - strzelali do siebie przed wejściem do karczmy. Leskyego najbardziej interesowała jedna kwestia.

- Kto pierwszy strzelił? - pytał każdego.
- Wilke pierwszy strzelił! - krzyknął wysoki, chudy osobnik z twarzą pełną czyraków. - Wyszedł z gospody za Karkowską i strzelił do niego.
- Głupi jesteś - odparł drugi. - To Karkowska zaczął pierwszy. Jak tylko wszedł do knajpy wariować zaczął. Wyjął pistolet i strzelił.
- Tak, tak. Masz rację. To on pierwszy strzelił... - podchwycił osobnik o ospałym wyrazie twarzy.
- Gdzie strzelił? - zapytał go Lesky.
- W sufit strzelił...

Zupełnie co innego zeznał sam Karkowska. Nazajutrz po strzelaninie pojawił się nagle w Oruni i zaczął wypytywać o Wilkego. Zmartwił się, gdy powiedziano mu, że tamten nie żyje, a jeszcze bardziej zmartwił się, gdy kazano go aresztować i doprowadzić do aresztu.

- Ja nie chciałem go zabić! To on pierwszy do mnie strzelił! - powiedział na posterunku łamiącym się głosem.
- Ciekawe. A mnie powiedziano, że to pan pierwszy strzelił - odparł Lesky.
- Kto tak mówił?
- Jak to kto?! Świadkowie!
- To nie jest prawda! Wilke wyszedł za mną z knajpy i strzelił w moim kierunku!
- Doprawdy? A kto wyjął w knajpie pistolet i wypalił do Wilkego?
- Nie strzelałem do Wilkego, ale w powietrze! To tak z głupoty... Wie pan komisarz, jak to jest, kiedy człowiek za dużo wypije - mrugnął porozumiewawczo.
- Nie wiem Karkowska, jak to jest. Kiedy zdarzy mi się wypić za dużo, to zaraz idę spać.
- Bo pan komisarz to mądry człowiek. Nie to, co ja... Na dodatek pecha mam. Cały ten dzień był dla mnie pechowy.
- A co się stało? Kot wam drogę zabiegł? A może pająka rozdeptaliście na dywanie? - Lesky spojrzał na niego z kpiną.
- Nie to. Na targu końskim byłem. Konia chciałem kupić, a zamiast tego wypiłem trochę z kolegami - zwiesił głowę, a plecy zgiął w pałąk. - Diabeł mnie podkusił, żeby iść do tej karczmy...
- To pecha mieliście, czy diabeł was podkusił? - Lesky zaśmiał się.
- Jedno i drugie panie komisarzu... Jak tylko wszedłem do tej knajpy, to jakby kusy we mnie wstąpił. Do tego tych dwóch nicponi spotkałem.
- Jakich znowu nicponi?
- Schmidta i Köhlera. Z nimi też musiałem wypić, boby się obrazili.
- Rzeczywiście, Karkowska. Nieszczęśliwy z was człowiek. Ewidentnie macie pecha i diabeł was kusi, a do tego nicponi w knajpie spotykacie. - Lesky pokiwał głową z politowaniem.
- Łatwo panu komisarzowi się śmiać, ale to naprawdę jest jakieś przekleństwo...
- Dużo wypiliście u Wilkego?
- Kilka szklanek piwa, a do tego dwie flaszki wina musującego.
- I wtedy przyszła wam ochota popisywać się pistoletem?
- Z głupoty go wyjąłem i strzeliłem na wiwat.
- Trudno więc się dziwić, że Wilke zdenerwował się.
- Z knajpy nas wyrzucił, a później powiedział do żony, by podała mu rewolwer.
- I wtedy strzelił do was?
- A jakże by inaczej. My przed knajpą staliśmy, a on wybiegł i zaczął strzelić na oślep. Schmidta w bok trafił i ten zaczął coś do niego krzyczeć. Wtedy Wilke jakby się zreflektował. "Nie do ciebie strzelałem. O tego drugiego łotra mi chodziło" - krzyknął i wycelował prosto we mnie. Na szczęście stałem już po drugiej stronie płotu, więc nie trafił.
- A zdążył w ogóle strzelić?
- A jakżeby nie. Dwa razy do mnie wygarnął, więc ja też strzeliłem. On nie trafił, a ja niestety tak... - podniósł głowę i spojrzał na Leskyego. Blady był jak ściana. - Nawet o tym nie wiedziałem, bo zobaczyłem tylko, jak Wilke zachwiał się, oparł o framugę drzwi, a później wszedł do karczmy. Nie wiedziałem, że go zastrzeliłem. Myślałem, że cofnął się za drzwi i że zacznie znowu strzelać, uciekłem więc z Köhlerem do miasta... - przerwał. Opuścił nisko głowę, a plecy znów zgięły mu się w pałąk.

- Jakoś mi się Karkowska nie chce w to wierzyć. Ci, którzy na tę twoją potyczkę z Wilke patrzyli, głowę dają, że to ty pierwszy zacząłeś strzelać. Na szczęście nie muszę tego rozstrzygać. Sędziowie i sądy są od tego. Niech oni decydują - Lesky wstał zza biurka i skinął na Meyera. - Prywatnie tylko ci powiem Karkowska, że żaden z ciebie pechowiec. Wątpię też, by diabeł chciał się mieszać w to twoje parszywe życie. Sam sobie jesteś winny. Ten twój pusty czerep sprawił, że wpakowaliście się w tę historię - kazał Meyerowi odprowadzić Karkowskę z powrotem do aresztu i jeszcze tego samego dnia przekazał sprawę sędziemu śledczemu.

* * *

Sprawę strzelaniny w gospodzie Wilkego próbowała rozstrzygnąć gdańska izba karna. Zgodnie z wolą sędziego śledczego Karkowska stanął przed jej obliczem w grudniu 1919 r. oskarżony o zabójstwo, ale obrońca najpierw obalił ten zarzut, po czym postawił wniosek, by oskarżonego uniewinnić. Twierdził, że Karkowska działał w obronie własnej.

Prokurator oczywiście zaprotestował. Stwierdził, że oskarżony sam sprowokował zajścia, których ofiarą padł Wilke.

- Karkowska jako pierwszy oddał strzał w karczmie i choć twierdzi, że strzelał w powietrze, to jednak dalsze działania Wilkego zostały sprowokowane tym właśnie głupim postępkiem. Karczmarz miał nie tylko prawo, ale i obowiązek bronić swego, bądź co bądź, domu. To on działał w obronie własnej...

- Kolega raczy żartować. To prawda, że Wilke miał rację, gdy wyprosił pijane towarzystwo za drzwi, ale później przesadził w środkach. Sam stał się bardziej agresywny niż ci, których z lokalu usunął. Po co wyszedł z karczmy z rewolwerem w ręce? Po co zaczął strzelać?

- Pan mecenas dziwne doprawdy podchodzi do kwestii strzałów, które w dniu 11 sierpnia padły na Oruni. Dla kolegi strzał, który Karkowska oddał w karczmie, był tylko głupim popisem, zaś strzały Wilkego do podpitych i agresywnych osobników były dowodem agresji. Kolega zdaje się twierdzić, że Wilke z samego założenia działał, by zabić, a Karkowskę i zapomina, że Wilke nikogo groźnie nie trafił, a Karkowska, który strzelił do Wilkego niby w obronie własnej, trafił za każdym razem. Pierwszą kulą ugodził Wilkego w rękę, a drugą wpakował mu prosto w serce.

Obrońca z prokuratorem dyskutowali tak z sobą przez dobrych kilka minut i przewodniczący sądu stracił w końcu cierpliwość. Poddał pod rozwagę wniosek o sądzenie Karkowska pod zarzutem nieumyślnego zabójstwa, a gdy sędziowie mieli wątpliwości co do wydania wyroku skazującego, zdecydował o przekazaniu sprawy sądowi przysięgłych.

* * *

Dla wielu proces rzeźnika Jana Karkowski przed sądem przysięgłych miał być ważnym wydarzeniem w dziejach miasta i dlatego 24 lutego 1920 r. z samego rana przybyli do sądu, by śledzić przebieg rozprawy.

Niestety, wszystkich czekał zawód. Nie dość, że zabrakło miejsc na sali rozpraw i co niektórzy musieli stać na korytarzu, to jeszcze do tego podczas procesu emocji było bardzo mało. Kluczową kwestią, nad którą przez kilka godzin debatowali przysięgli, była próba odpowiedzi na pytanie, kto strzelił pierwszy - Karkowska, czy też może raczej Wilke. By wyjaśnić ten problem przesłuchano 15 świadków i kilku rzeczoznawców, a wynik tego postępowania dowodowego był taki, że Karkowska został uniewinniony. Przysięgli uznali, że mimo wszystko działał w obronie własnej.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (4) 2 zablokowane

  • Miło

    się czytało. Widzę orunia nie od dziś należy do niebezpiecznych dzielnic:)

    • 13 3

  • Nie daje mi spokoju zamieszczony na (2)

    drugim od dolu zdjeciu zakład poprawczy dla chłopców. A czy byl takze zakład poprawczy dla dziewczynek. I jesli tak to za co one tam uczeszczaly?

    • 5 1

    • a co wychowywac bys takie chciał?

      • 1 1

    • Pewnie, że były. A szły tam za to samo za co chłopcy do takiego zakładu.

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak wyglądał pierwszy historyczny zapis nazwy miasta Gdańska?

 

Najczęściej czytane