- 1 Wieczny kłopot z dzielnicami: "na" czy "w" (483 opinie)
- 2 Zamiast Rębiechowa lotnisko na morzu (225 opinii)
- 3 15 lat temu otwarto powiększoną galerię Klif (139 opinii)
- 4 Tajemnicza baszta zostanie otwarta (71 opinii)
- 5 Nowe ściany starej kawiarni na Aniołkach (69 opinii)
- 6 Ważki jak szarańcza i ślepy Maksym z ZSRR (8 opinii)
Muszkatowa nalewka pani P.
Gdańsk słynął zawsze z różnorodności piw, nalewek i wódek. Można powiedzieć, że większość miejscowych gospodyń wytwarzała jakieś swoje specjały i całkiem legalnie je sprzedawała. Stopniowo kres temu położyły przepisy i regulacje, które zaczęły się pojawiać w XIX w.
Spośród licznych gdańskich napojów gorzelnianych "Muskatkunstwein" wytwarzany przez panią P. [wyjaśnienie od redakcji: wszystkie opowieści Pawła Pizuńskiego powstają na podstawie relacji sądowych i kryminalnych zamieszczanych w XIX-wiecznej gdańskiej prasie. W przypadku tej historii, opinii publicznej podano jedynie pierwszą literę nazwiska głównej bohaterki] cieszył się dużym wzięciem. Według danych urzędu celnego bywały dni, kiedy musiała mieć go na składzie nawet 600 litrów, tak duży był jego zbyt.
Pani P. wytwarzała i sprzedawała swój napój całkiem legalnie. Była w posiadaniu nieograniczonej koncesji na ten wyrób, nie musiała więc oferować go pokątnie. "Muskatkunstwein" sprzedawały liczne przekupki w Gdańsku i chwaliły sobie nawet ten produkt, było bowiem w mieście liczne grono koneserów, którzy w napoju tym się rozsmakowali. W handlu jest to najbardziej pożądane. Lepiej, gdy produkt ma może mniej liczne, ale za to stałe grono nabywców, niż kiedy sprzedaje się on raz w dużych, innym zaś razem w niewielkich ilościach.
To, co handlowcom się podoba, niekoniecznie musi podobać się urzędnikom. Z racji swej działalności pani P. zawsze miała z nimi do czynienia. Czepiali się wszystkiego i twierdzili jeszcze, że taki jest ich obowiązek.
- Pani P. się nie dziwi. Nowe prawo o artykułach żywnościowych wyszło - tłumaczyli jej w ratuszu - Musimy sprawdzać, czy działacie zgodnie z prawem.
- Ze trzydzieści lat my napój ten sprzedajemy i zawsze dobrze było, jak więc to może być, że nagle coś jest nie tak...?
- Przepisy wydano nowe, ostrzejsze.
- A po co komu te wasze nowe przepisy, jak dotąd dobrze było?
- Nowe przepisy są dla bezpieczeństwa klientów. Żeby nikt się nie otruł.
- Moim napojem nikt się jeszcze nie struł, a niejednemu pomógł - odparła nadymając policzki. - Każdy, kto go pił może poświadczyć...
- Jak pani ten napój wytwarza?
- Jak to jak? Normalnie...
- Recepturę musi pani podać.
- Wasze niedoczekanie. Różni się mnie o to pytali i nie powiedziałam. To sekret firmowy jest.
- Ale nam zgłosić trzeba...
- Mowy nie ma...
- Pani nie rozumie... - odrzekł urzędnik ten najbardziej przemądrzały.
- Nie, nie rozumiem... - odparła zdenerwowana i wyszła mrucząc coś pod nosem.
Jakiś miesiąc później dostała pismo, z którego wynikało, że ma zaprzestać sprzedaży swego napoju pod nazwą "Muskatkunstwein". Do dokumentu dołączono jakieś orzeczenie. Pani P. zdenerwowała się jeszcze bardziej. Poszła na ratusz.
- Jak pani produkuje swój płyn? - zapytał urzędnik z wielkim wąsem i z drucianymi okularami na nosie. Na białą koszulę nałożone miał ciemne narękawki, a jego biurko przedstawiało się imponująco. Blat wielki jak stół od bilardu, wszystkie krawędzie rzeźbione, a z boku, po prawej stronie, stał pięknie zdobiony pulpit z miejscem na kałamarz, stalówki, obsadki i pióro.
- Nie zdradzę receptury - nasrożyła się pani P.
- Może pani patent zgłosić, to wyrób będzie prawnie chroniony...
- Zdradzić recepturę bym miała i jeszcze za to zapłacić? Dziękuje bardzo.
- Jak sobie pani uważa - urzędnik zdjął okulary i zaczął przecierać szkła - Tak, czy inaczej musi nam pani wyjawić przynajmniej składniki, z których płyn jest wytwarzany.
- Tyle powiedzieć mogę - pani P. podeszła bliżej. Pochyliła się nad blatem biurka - najpierw daję rodzynki i muszkat, do tego kwas gronowy, kwasek cytrynowy oraz cukier. Wszystkie te składniki zalewam najpierw wodą, a później spirytusem. - powiedziała niemal szeptem.
- Ile tego spirytusu?
- A to panie zależy, jak się pozostałe składniki połączą.
- To tak na oko pani dodaje? - urzędnik spojrzał na nią z niejaką konsternacją.
- Nie na oko. Wcześniej trza popróbować...
- No dobrze pani P. - przerwał jej urzędnik niejako zgorszony - Tak mniej więcej ile tego spirytusu pani daje?
- Jakieś 12 - 15 procent.
- Ile procentowego?- urzędnik otworzył jakiś wielki kajet, wziął pióro i coś zapisał.
- A no przeważnie 92.
- Znaczy to więc, że składniki są mieszane?
- No, a jak niby inaczej. Mieszane...
- Jeśli tak, to ludzi w błąd pani wprowadza.
- A niby to dlaczego?
- Produkcja czegoś, co nazywa się "Wein", lub "Kunstwein", powinna być oparte na fermentacji, a nie na mechanicznym mieszaniu.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że nie może pani sprzedawać tego napoju jako "Kunstwein". - odparł urzędnik za biurkiem wielkim, jak stół bilardowy
Pani P. wyszła z ratusza jeszcze bardziej zdenerwowana jak wcześniej. Miesiąc później dostała decyzję. Cały zapas "Muskatkunstweinu" miał być skonfiskowany.
Pani P. nie miała bynajmniej ochoty poddać się decyzji urzędników. Naraziłaby się wszak na duże straty, a poza tym, kto wie, czy nie musiałaby zaprzestać wytwarzania swego napoju. Utrzymywała się z tego od lat trzydziestu i szło jej całkiem nieźle. Dom odnowiła, pokoje pięknie umeblowała, służącą zatrudniła, a do tego stać ją było na kurację w Zoppot. Gdy dostała wezwanie do sądu, zirytowała się nie na żarty.
- Darmozjady! - powiedziała do syna, z którym wspólnie prowadziła zakład - Siedzą sobie za wielkimi biurkami w ciepłych gabinetach i o jednym tylko myślą...
- O czym mama? - zapytał syn.
- Myślą, żeby od biednych ludzi jak najwięcej pieniedzy wydusić - wyjęła z szuflady plik dokumentów - Chcą do sądu, to będą mieli sąd...
Z pliku dokumentów wybrała jeden. Koncesję na produkcję i sprzedaż "Kunstweinu".
Pierwsza rozprawa w sprawie "Muskatkunstweinu" rozegrała się przed gdańskim sądem ławniczym już we wrześniu 1901 r. i zakończyła się uniewinnieniem pani P. oraz jej syna. Nie był to jednak koniec sprawy. Urzędnicy z ratusza wnieśli odwołanie i 10 lutego 1902 r. przed II izbą karną w Gdańsku, odbyła się rozprawa odwoławcza.
Kluczowe miały być orzeczenia rzeczoznawców - lekarza okręgowego dra Hasse i chemika sądowego Hildebranda.
- Pod nazwą wina lub nawet sztucznego wina nie można sprzedawać czegoś co nie przeszło procesu fermentacji lecz jest wytworem zwykłego, mechanicznego zmieszania składników. - odrzekli obaj zgodnie.
- Czyli, że w przypadku "Muskatkunstweinu" możemy mówić o wykroczeniu przeciw prawu o handlu i obrocie artykułami spożywczymi? - zapytał prokurator.
Tak jest. Sprzedaż mieszaniny kilku składników pod nazwą "Kunstwein" nie jest niczym innym, jak tylko wprowadzaniem klientów w błąd.
Prokurator triumfował. Złożył wniosek o ukaranie oskarżonych grzywną w wysokości 100 marek lub też 10 dniami więzienia, domagał się też konfiskaty całego zmagazynowanego zapasu napoju. Mimo to sędzia orzekł uwolnienie oskarżonych od kary. W uzasadnieniu podał: "Oskarżeni nie wiedzieli, co należy rozumieć pod nazwą "Kunstwein", nie mieli więc świadomości, że wytwarzając swój napój, wprowadzają w błąd klientów i że dopuszczają się wykroczenia przeciw prawu o handlu i obrocie artykułami spożywczymi".
O autorze
Paweł Pizuński
- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.
Opinie (55) ponad 10 zablokowanych
-
2010-12-25 14:42
Najśmieszniejsze, że my za nich płacimy (1)
To z naszych podatków opłacana jest armia nikomu niepotrzebnych urzędników, a oni tworzą przepisy, zeby wydawali się potrzebni.
- 10 1
-
2010-12-25 18:02
to samo powiediałem babce
kierowniczce u urzedzie. stwierdzila ze jest szkalowana.
- 5 0
-
2010-12-25 15:39
nieważne co, aby zwaliło... (1)
to mówię ja, Flaszka.
Wesołych Świąt ;-)- 4 6
-
2010-12-25 21:08
wesołego siania nienawisci o "młody wykształcony"
ale spokojnie pozyjesz i na własnej skórze odczujesz do czego doprowadziłeś wraz z innymi "z dużych miast"- 1 4
-
2010-12-25 16:19
Czerwone wytrawne wino schłodzone jak piwo ,a nie jak radzą "eksperci "... (2)
do tego kaczka z odpowiednim nadzieniem i nawet wpisy galuksa czyta się życzliwie ,jakby to była esencja intelektu i dowcipu najwyższych lotów...Wesołych Świąt ! A teraz setka i odrobinę goloneczki....
- 3 4
-
2010-12-25 21:06
dla jednych Boże Narodzenie dla innych okazja do picia i kpin
- 0 0
-
2010-12-25 23:00
g@llux - i wszystko jasne
trafiles w sedno, chlopie (esencja intelektu i dowcipu najwyzszych lotow - nic dodac nic ujac) - Wesolych Swiat
- 1 0
-
2010-12-25 16:24
różnorodność
Jak jadę raz w roku wesołym autobusem na wycieczkę w Polskę, to panie wyciągają różne nalewki, króluje w tym Alicja, ma talent do nalewek. są przepyszne.
- 2 6
-
2010-12-25 18:04
jak to w gdansku to czemu wszystko po szwabsku ?????????????????? (1)
jak to w gdansku to czemu wszystko po szwabsku ??????????????????
- 7 7
-
2010-12-25 21:29
pomyśl dziecko
- 0 1
-
2010-12-26 05:39
nic sie nei zmienilo od tamtych czasow
osiagniesz sukces to zaraz przyjda ci z NIKU i walna domiar i znajda przepis zebys szybko za zlotowke sprzedal im swoja firme...
- 5 1
-
2010-12-26 15:27
a kogo na zakaske
kogo obrabuiali plotkami
- 2 0
-
2010-12-27 00:43
Już wtedy się urzędactwo panoszyło, a teraz jest jeszcze gorzej
Jakimś cudem jeszcze mamy co jeść, pomimo biurwactwa z UE.
Pamiętajcie, że gospodarka i naród rozwija się nie dzięki państwu, ale pomimo państwa.- 4 0
-
2010-12-27 01:13
Ja sam pędzem bimber
dodam sobie wapna, dodam sobie węgla i jak wypiję to się dobrze czuję.
- 3 1
-
2024-04-23 07:39
ta pani na zdjęciu po prawej wyglada jak Aleksandra Kosiorek
i jak tu nie wierzyć w reinkarnację :D
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.