• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Patron sopockiej ulicy zabity w pijackiej burdzie

Tomasz Kot
26 lutego 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

Obecna ulica Karlikowska zobacz na mapie Sopotuw Sopocie przez 46 lat nosiła imię Mariana Białkowskiego. Większość mieszkańców nie orientowała się, kim jest patron tej ulicy, poza tym, że był to "jakiś ubek". Okoliczności jego życia i śmierci były owiane mgłą tajemnicy. Wystarczy jednak zajrzeć do dokumentów i starych gazet, aby poznać historię jego dość przypadkowego zgonu.



W niedzielę 2 września 1945 r., około godziny 17.30, młodszy lejtnant Balin natknął się na ciało leżące na skraju lasku przy drodze wiodącej do Opery Leśnej w Sopocie. Czerwonoarmista przeszukał trupa. Znalazł przy nim zakrwawione dokumenty, a wśród nich legitymację Urzędu Bezpieczeństwa.

Do powiatowej siedziby UB w Sopocie przy ul. 1 maja 10 zobacz na mapie Sopotu (obecnie gmach sądu) było niedaleko. Balin doszedł tam w ciągu kilku minut i dostarczył znalezione dokumenty.

Kapitan Michał Łanino, kierownik sopockiego PUBP, pełniący tę funkcję zaledwie od pięciu dni, natychmiast udał się na miejsce znalezienia zwłok. Rozpoznał w nich 39-letniego sierżanta Mariana Białkowskiego, funkcjonariusza Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Gdańsku i mieszkańca Sopotu.

Podczas oględzin przy zwłokach znaleziono dwa niewystrzelone naboje i jedną łuskę od pistoletu TT, oraz dwie łuski pochodzące z automatycznego karabinka MP 44. Nieboszczyk ubrany był w rozpiętą skórzaną kurtkę i płaszcz. Białkowski miał na ręce zegarek, a w kieszeniach płaszcza klucze i dwie świece.

Następnego dnia, o godzinie 10, wykonano sekcję zwłok Białkowskiego, którą przeprowadził lekarz Akademii Medycznej prof. dr Hermann Stahr w obecności lekarza wojskowego doktora Juliana Rozencwajga. Lekarze stwierdzili ranę postrzałową za prawym uchem, strzaskaną lewą kość skroniową w miejscu rany wylotowej, ranę postrzałową pod lewym łukiem żebrowym, w wyniku której uszkodzona została wątroba. Oprócz tego denat miał jeszcze ranę postrzałową na lewym udzie oraz "częściowo odstrzelony" paluch prawej stopy. We włosach i w ustach znaleziono jaja larw muchówek. Muchówki jako pierwsze z owadów składają jaja w zwłokach. Dzięki powtarzalności ich cyklu biologicznego eksperci są w stanie określić czas zgonu, a nawet czasem określić, czy dana osoba zmarła w miejscu znalezienia zwłok. W konkluzji doktorzy stwierdzili, że śmierć nastąpiła w wyniku ogólnego wykrwawienia.

Ślad prowadzi do dwóch milicjantów

Sprawa uzyskała status priorytetowej. W ciągu kilku dni zatrzymano kilkanaście osób, następnych kilkanaście przesłuchano jako świadków, przeprowadzono liczne rewizje. Już 3 września aresztowano dwóch głównych podejrzanych: Czesława TutasiaEdmunda Brelockiego.

Obaj byli funkcjonariuszami sopockiej Milicji Obywatelskiej. Tutaś miał swoje lokum - mieszkał wraz z rodzicami i rodzeństwem przy ul. Obrońców Westerplatte 15 zobacz na mapie Sopotu. W trakcie rewizji znaleziono w jego mieszkaniu czarny, gumowy płaszcz, w którym świadkowie widzieli towarzyszącego Białkowskiemu mężczyznę.

Brelocki mieszkał w miejscu zatrudnienia - w koszarach dla funkcjonariuszy znajdujących się w kompleksie budynków sądowych przy ul. 1 maja. Jego kolega z koszarowego pokoju, który w dniu zabójstwa Białkowskiego leżał w łóżku z gorączką zeznał, że Brelocki wrócił do koszar około 2 w nocy 2 września. Świadek zapalił światło i mimo gorączki zauważył, że jest on zdenerwowany.

- Co jest? - zapytał chory.
- Cicho, Cicho. Zgaś światło - odpowiedział szeregowy Brelocki i natychmiast położył się do łóżka.

Ważną okazała się informacja, że Brelocki - podobnie jak jego kolega z pokoju - dysponował karabinkiem MP 44 i miał na swoim wyposażeniu dwa magazynki z pełną zawartością 64 naboi. Następnego dnia po zdarzeniu podmienił jednak magazynki: wziął pełny od sąsiada, zostawiając mu swój, w którym brakowało kilku naboi.

Łuski znalezione przy zwłokach okazały się identyczne z nabojami z magazynku Brelockiego. Dodatkowo podczas rewizji osobistej przeprowadzonej w koszarach okazało się, że przy prawej kieszeni spodni milicjanta znajdują się ślady krwi, a jego marynarka nosi ślady czyszczenia.

Stróże prawa z awansu społecznego

Edmund Brelocki miał 19 lat i pochodził z małej miejscowości w powiecie gnieźnieńskim. Był postawnym, dobrze zbudowanym młodzieńcem, jednak wciąż niemal dziecinnie naiwnym i momentami lękliwym. Nie był też przesadnie inteligentny, ukończył jedynie cztery klasy szkoły powszechnej.

O trzy lata starszy, niski, ciągle nerwowy i skłonny do agresji Czesław Tutaś również pochodził z okolic Gniezna. Na ówczesne warunki był jednak wykształcony, ponieważ miał tzw. małą maturę. W sopockiej MO oprócz pełnienia obowiązków funkcjonariusza zajmował się również daktyloskopią.

Obaj Wielkopolanie w milicji służyli od stycznia 1945 r. Do Sopotu skierowano ich w kwietniu. Obaj zajmowali się pokątnym handlem czym się dało. Kilka dni przed morderstwem Białkowskiego Tutaś sprzedał Brelockiemu pistolet TT, obrączkę i portfel. Brelocki poszedł nawet do swojego przełożonego, aby zarejestrować broń. Ten jednak odebrał mu ją, ponieważ milicjantom nie wolno było mieć prywatnej broni, w dodatku niewiadomego pochodzenia. Brelocki zażądał od Tutasia zwrotu zapłaty za pistolet. Sprzedawca obiecał jednak "załatwić" tę sprawę u przełożonych. W szafce Brelockiego w koszarach znaleziono potem kilka portfeli skórzanych, obrączki, zegarek i spore sumy pieniędzy.

Na tropie spisku

Podejrzani od początku byli intensywnie przesłuchiwani przez pięciu śledczych. Presja psychiczna, przemoc fizyczna, brak snu spowodowały, że podejrzani zaczęli mówić to, co ubecy chcieli usłyszeć. A ci za wszelką cenę chcieli wykryć spisek podziemia. Tym bardziej, że prasa już napisała, że morderstwo funkcjonariusza UB było dziełem uzbrojonych band Narodowych Sił Zbrojnych.

W krąg "spisku" włączeni zostają Kalikst Jaskuła, były kierownik wydziału śledczego KMMO w Sopocie i Antoni Stanisławski, następca Jaskuły na stanowisku.

Zdaniem śledczych Jaskuła, będąc członkiem NSZ, w porozumieniu z łączniczką zaplanował zabójstwo Białkowskiego, jako zapiekłego wroga podziemia i krystalicznie uczciwego funkcjonariusza UB. Współuczestniczył w spisku Stanisławski, któremu śmierć Białkowskiego miała otworzyć drogę kariery w UB. Do zadania wyznaczyli znanych sobie Brelockiego i Tutasia, którzy wciągnęli Białkowskiego w pułapkę i zabili.

Śledztwo skończyło się jednak nieoczekiwanie: 20 sierpnia 1946 r. Jaskuła, Stanisławski i pozostali aresztowani uczestnicy rzekomego spisku zostali oczyszczeni z zarzutów i wyszli na wolność. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia jedynie przeciwko Tutasiowi i Brelockiemu.

Z kolei wobec śledczych Łanino, Friedmana, Kalinowskiego, Wołkowa i Jabłońskiego przeprowadzono postępowanie w związku z podejrzeniem bicia i znęcania się nad podejrzanymi. Funkcjonariuszom nie stała się jednak żadna krzywda.

Kara i legenda

Proces przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Gdańsku odbył się na sesji wyjazdowej w Gdyni 23 września 1946 r. Sędzia Julian Wilf wydał wyrok 25 września: Czesława Tutasia skazano na dożywocie, natomiast Brelocki dostał karę 8 lat pozbawienia wolności. Zdaniem sędziów morderstwo było przypadkowe i spowodowane okolicznościami. Wojskowy Prokurator Rejonowy w Gdańsku wydał postanowienie o zastosowaniu przepisów amnestii: Tutaś miał spędzić w więzieniu 15 lat, natomiast Brelocki - 5 lat i cztery miesiące.

Lokalna prasa w krótkich notkach z początku 1947 r. o zakończeniu sprawy podała wersję, że dzielny funkcjonariusz UB Białkowski poległ od kul bandytów z NSZ i taka hagiograficzna wersja jego życiorysu zaczęła obowiązywać.

W propagandowej książce napisanej przez Jana Baczenkę i Rajmunda Bolduan, wydaną w roku 1969, przeczytać można, że przebywający służbowo w Sopocie sierżant Marian Białkowski poznał dwóch osobników: "Tana" i "Brela", którzy podstępem wywabili go w okolice Opery Leśnej i tam pozbawili życia. Obaj byli członkami nielegalnej organizacji NSZ. Dlatego od 1946 r. obecna ulica Karlikowska nosiła imię Mariana Białkowskiego, który pośmiertnie został odznaczony Orderem Odrodzenia Polski V klasy.

Jaka była prawda

Marian Białkowski pochodził z Warszawy. Do Komunistycznej Partii Polski wstąpił w 1925 r. w wieku 19 lat. Od 1931 r. mieszkał w Gdyni, gdzie pracował jako steward na statkach pasażerskich. Po wybuchu wojny wyjechał do Warszawy. Od 1942 r. był członkiem PPR.

Do UB wstąpił w 1945 r., 11 kwietnia przyjechał do Trójmiasta. Nosił się jak czekista w skórzanej kurtce. Do pensji ubeka dorabiał prowadząc ze wspólnikiem kiosk przy ul. Rokossowskiego 12 (dziś to ul. Bohaterów Monte Cassino). Na tym tle popadł nawet w konflikt z urzędnikiem sopockiego magistratu, niejakim Wysockim, który próbował go z zajmowanego miejsca usunąć, ponieważ miał tam powstać inny sklep.

Dzień przed śmiercią. czyli 31 sierpnia 1945 r., Białkowski został ukarany surową naganą z wpisem do akt za przywłaszczenie rzeczy podczas rewizji przeprowadzonej "bez zezwolenia władz zwierzchnich".

1 września Białkowski wziął zwolnienie lekarskie, choć pracował tego dnia w swoim kiosku. Ok. godz. 21 wraz z żoną Lucyną zamknął kiosk. Poszli do domu na kolację, na którą zaprosili wspólnika - Stefana Sumińskiego. Po posiłku, ok. godz. 23, Białkowski schował do kieszeni dwie świece i poszedł z Sumińskim do kiosku. Zaplanowali, że Sumiński spędzi w kiosku noc - robili tak zawsze, gdy w sklepie był towar. O drugiej w nocy Białkowski miał zmienić Sumińskiego. Wcześniej miał wrócić do domu. Nie wrócił. Żona pomyślała, że popija ze wspólnikiem w zamkniętym kiosku i tam będzie spał.

Około godz. 23 milicjant Czesław Tutaś założył czarny gumowy płaszcz i wyszedł z domu. Poszedł do miejscowej Niemki Marianne Lorentz, mieszkającej przy ulicy Czerwonej Armii 107 (dziś to ul. Armii Krajowej zobacz na mapie Sopotu). Przed kilkoma dniami milicjant zmusił 21- letnią Niemkę, aby została jego kochanką. W mieszkaniu zastał jednak tylko starą gospodynię i - ku swojemu zaskoczeniu - kolegę z milicji, szeregowego Edmunda Brelockiego. W tym samym czasie Marianne chowała się w łóżku gospodyni, która tłumaczyła, że młodej kobiety nie ma w domu.

Zrezygnowany Tutaś rzucił w kierunku Brelockiego: - Chodź zrobimy kontrolę, sprawdzimy czy knajpy pozamykane. Dziś żałoba narodowa.

Milicjanci skierowali się do restauracji "Pod Orłem", a następnie w kierunku ruin dworca. Drzwi do restauracji "Dworcowej" otworzył im jeden z właścicieli, przez bywalców nazywany "panem Pawełkiem". Zaprosił milicjantów do baru, gdzie postawił im parę kolejek wódki. Kilka stolików było zajętych. Na sali siedziało trzech cywilów w towarzystwie bywalczyń - pani Cesi i pani Celinki oraz samotny, zamyślony mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce przed którym stała flaszka wódki i zakąska. Białkowski.

Tutaś zaczął pouczać właściciela, że lokal powinien być zamknięty z powodu żałoby narodowej. Wywiązała się głośna wymiana zdań. Białkowski wstał od stolika i podszedł do sprzeczających się mężczyzn. Spytał Tutasia kim jest.

- Nie twój interes. Z UB jestem - rzucił Tutaś ze złością.
- A gdzie kolega pracuje, bo nie znam. Może wzajemnie się wylegitymujemy -w rękach Białkowskiego pojawiła się legitymacja Urzędu Bezpieczeństwa.

Mina Tutasiowi zrzedła i pokazał swoją legitymację milicyjną. Ubek zanotował nazwisko milicjanta w notesie, który schował do wewnętrznej kieszeni kurtki.

- Zgoda, zgoda, panowie, a Bóg wtedy rękę poda! Napijmy się! Ja stawiam - pan Pawełek próbował łagodzić sytuację.

Siedli, wypili, pogadali. O godz. 1.30 wyszli razem z "Dworcowej". Wtedy Tutaś się ożywił. Stwierdził, że przy ul. Wybickiego odbywa się zabawa, do której warto się dołączyć. Poszli w górę Monciakiem, potem ul. 1 maja, w kierunku Opery Leśnej. Minęli zabudowania, zaczął się lasek.

- Daleko jeszcze? - Białkowski zapytał idącego przodem milicjanta.
- Już niedaleko - odpowiada Tutaś.
- Daleko - niedaleko, muszę sobie ulżyć - wymamrotał pijany Białkowski.

Wszedł między drzewka, rozpiął płaszcz i kurtkę, opuścił spodnie i ukucnął pod drzewkiem. Wtedy przyskoczył Tutaś. Przyłożył pistolet do potylicy i strzelił. Białkowski upadł na plecy charcząc. Zdrętwiały z przerażenia Brelocki usłyszał jeszcze dwa kliknięcia tetetki, po których strzały nie nastąpiły - pistolet się zaciął.

- Strzelaj do niego. Bo zabiję jak psa! - Tutaś szarpnął kolegę za zawieszony na ramieniu karabinek.

Otumaniony Brelocki strzelił do Białkowskiego na oślep. Siła odrzutu spowodowała, że stracił równowagę. Upadł prosto na konającego, dłoń pokryła się krwią, odruchowo wytarł o spodnie. Tutaś przeszukał zwłoki: z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął notes z zanotowanym swoim nazwiskiem...

Dalsze losy więźniów

Początkowo obaj odsiadywali karę w Sztumie. Potem Brelocki trafił do więzienia w Iławie, a Tutaś do Barczewa.

Edmund Brelocki odsiedział całą karę, wyszedł na wolność 4 stycznia 1951 r. Za bramą więzienia ślad się za nim urywa.

Czesław Tutaś został warunkowo zwolniony z więzienia we wrześniu 1954 r., po 9 latach odsiadki. Wrócił do Wielkopolski, gdzie pracował jako drukarz. Ostatni ślad życia to jego prośba z 1 marca 1984 r. do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku o przesłanie mu zaświadczenia o zatrudnieniu w powiatowej komendzie MO w Sopocie. Potrzebne było mu to do podwyżki emerytury.

W 1964 r. MO i władze partyjne szukały żony i syna Mariana Białkowskiego, zapewne w celu uzyskania informacji do oficjalnego biogramu męża przygotowywanego przez PZPR. Zwrotka do wojewódzkiej komendy MO w Gdańsku nosi na odwrocie pieczątkę: "Brak zameldowania na terenie Polski".

Nazwiska obu milicjantów zostały zmienione

Opinie (79)

  • Coś tu nie tak. Szli na Wybickiego przez Operę Leśną? (1)

    Przecież Białkowski musiał wiedzieć gdzie jest Wybickiego, więc czemu kierował się do góry w stronę lasu a nie skręcili w stronę Gdańska?

    • 7 2

    • Czy musiał ?

      Napisali przecież, że w kwietniu 1945 roku przyjechał do Trójmiasta, a 2 września go załatwili.
      Niewiele miał czasu na poznanie miasta.

      • 0 0

  • byli ubecy nawet swoje ulice mieli (14)

    co to za kraj, kto ich dopuscil do wladzy?

    • 43 9

    • jak to kto? przodkowie wyborców po i członkowie kod.

      • 1 0

    • Czekam na historie innych karierowiczow z pzpr (5)

      Moze na poczatek o Geremku ktory po wojnie w wieku 18 lat wstapil do partii. Podobno zginal jadac z nadmierna predkoscia samochodem z mloda kobieta.

      • 22 24

      • (2)

        Lepsi ci, co za komuny siedzieli niczym myszy pod miotłami, i w najściślejszej, bo bezobjawowej konspiracji bohatersko zwalczali system.

        • 13 7

        • (1)

          Możesz podać jakiś przykład?

          • 2 1

          • tak, mogę

            Mogę i to niejeden. Dobrze o tym wiesz, że takie przykłady są

            • 1 1

      • nie doczekasz sie (1)

        Bo ten portal pisze o Trójmieście. Ale jak wejdziesz na jakąś prawicowa stronę to tam poczytasz i pokomentujesz

        • 17 4

        • ale Geremek akurat mial wiele epizodow zwiazanych w 3m

          nie wiem czy nie wiecej niz ten ub-ek ktory nie przezyl tu zbyt dlugo.

          • 11 3

    • ZSRR (2)

      "co to za kraj, kto ich dopuscil do wladzy?"
      ZSRR

      • 12 0

      • ZSRS, Związek Sowiecki, imperializm sowiecki, armia sowiecka... piszemy po polsku

        Chyba że dla Ciebie ta nieludzka ziemia to był "kraj rad".

        • 1 4

      • Lenin?

        • 5 1

    • Piekny ten Marian

      prawie jak tez Krzaklewski ze sląska

      • 4 0

    • moj ojcieec tez dostal takie odznaczenie jak na zdjeciu

      Teraz jest trojmiejskim deweloperem i mamy jedną willę nad morzem, basen kryty oraz 5 samochodów.

      • 12 5

    • troche za malo zeby nazwac to pijacka burdą

      raczej skrytobójstwo. Awantura jednak byla duzo wczesniej.

      • 4 1

    • moze lepiej napisac wprost ze bił ja i gwalcil

      "Przed kilkoma dniami milicjant zmusił 21- letnią Niemkę, aby została jego kochanką."

      • 29 0

  • Autor widocznie uważa ze skoro kobieta była Niemką to nie był gwałt tylko zmuszenie do bycia kochanką. (3)

    A ciekawe jak by to teraz gwałt zastąpić zmuszaniem do bycia kochanką:)

    • 43 6

    • Nie był to gwałt skoro ją regularnie odwiedzał

      poczytaj trochę książek po to by oswoić się ze słownictwem

      • 1 1

    • nie chcesz wiedzieć

      • 2 0

    • sądzę, że autor raczej chciał delikatnie nazwać sprawę i nie używać słowa gwałt; każdy i tak wie o co chodzi

      • 10 0

  • Wszystko jasne

    Widać jaki "kwiat" społeczeństwa wybiera pracę w policji i innych tego typu służbach.

    • 1 2

  • oto historia...

    Oto historia antenatów wcześniejszych i obecnych wladców gdańska, sopotu i gdyni. Prawdziwi czerwoni patrioci - obojetnie czy ze swastyką gwiazdą czy strzałą. Zawsze wierni Leninowi!

    • 7 0

  • Antenaci dzisiejszych sopociaków. (4)

    • 36 7

    • szczegolnie obecnych milicjantów (1)

      • 5 6

      • niestety, nie tylko

        Antenaci wcześniejszych i obecnych wladców gdańska, sopotu i gdyni. Prawdziwi czerwoni patrioci - obojetnie czy ze swastyką gwiazdą czy strzałą!

        • 3 0

    • I wszystko wiadomo ,jaką historie kryją w większości mieszkańcy Sopotu.

      • 5 3

    • Internauta bohater

      • 1 6

  • UB było obok obecnego sądu - ul. 1 Maja 12, a nie w obecnym sądzie (4)

    • 9 14

    • UB

      Teraz jest na Zoliborzu .

      • 1 1

    • Ostatni klocek w życiu UBeka

      Ale żeby nie pozwolić mu skończyć ? Paskudni Ci Milicjanci...

      • 8 0

    • Nos ma jak Hitler...

      Czyżby????

      • 0 0

    • a tam nie byla przypadkiem prokuratura wojskowa?

      • 4 1

  • Dla informacji autora notatki: nie Jan Baczenko tylko BABCZENKO. Powojenny szef Urzędu Bezpieczeństwa

    Publicznego w Kościerzynie, potem dziennikarz Dziennika Bałtyckiego. Rajmund Bolduan, brat Tadeusza, syn Teodora - też dziennikarz.

    • 2 0

  • ubecy

    I bardzo dobrze. O jedna lajze mniej.

    • 12 3

  • Ciekawe ile ten zamordowany pracownik UB miał na swoim sumieniu...

    ???

    • 15 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaką ulicą Gdyni w 1975 r. przejeżdżał ówczesny prezydent Francji Valéry Giscard d'Estaing?

 

Najczęściej czytane