• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Łajdak i ladacznica

Paweł Pizuński
18 lutego 2011 (artykuł sprzed 13 lat) 
To przy Długim Moście (dziś Długie Pobrzeże) rozegrała się scena relacjonowana w opowieści Pawła Pizuńskiego. Fotografia wykonana ok. roku 1920. To przy Długim Moście (dziś Długie Pobrzeże) rozegrała się scena relacjonowana w opowieści Pawła Pizuńskiego. Fotografia wykonana ok. roku 1920.

Panie wykonujące najstarszy zawód świata od zawsze narażone były nie tylko na kontakt ze stróżami prawa, ale i przedstawicieli marginesu społecznego, co często kończyło się dla nich tragicznie. Nie inaczej było na początku XX wieku w Gdańsku.



Czy widziałeś już nowy serwis "Historia Trójmiasta"? Znajdziesz w nim wszystkie opowieści Pawła Pizuńskiego i wiele wiele więcej ciekawostek.

Jeśli ktoś przechodziłby nocą 11 października 1913 r. Długim Mostem w Gdańsku (bulwar nad Motławą, dziś nazywany Długim Pobrzeżem zobacz na mapie Gdańska), spotkałby dziwaczną parę. Oboje byli niechlujnie ubrani. Ona, kobieta bardzo szczupła o włosach i oczach barwy trudnej do określenia, wzrostu i wieku raczej średniego, była wstawiona. On, szatyn, wyższy od niej o pół głowy, z wąsem lekko podkręconym i twarzą pociągłą, wstawiony był jeszcze bardziej. Szli chwiejąc się i ledwo tylko weszli na Długi Most, zaczęli się kłócić.

Nietrudno było wyrobić sobie zdanie na temat charakteru i profesji tych dwojga. Wystarczyło ich posłuchać, co wcale nie było trudne, jeśli zważyć, że oboje krzyczeli. On wyzywał ją od ladacznic, ona nazywała go nierobem, nicponiem i szują. On zarzucał jej, że puszcza się z każdym, kogo spotka na ulicy, ona zaś radziła mu, żeby znalazł sobie jakąś robotę i nie zabierał jej pieniędzy.

- Ja cie w końcu chyba zabije łajdaku... - krzyknęła w pewnym momencie ona. - Nikt nie będzie mnie obrażać.
- Jak się w końcu nie zamkniesz, do Motławy cie wrzucę - odparł on.
- Spróbuj mnie tylko co zrobić, to policje zawołam chamie jeden!
- Policją dziwko mnie straszysz? Nie zdążysz nikogo zawołać, tak cie urządzę!
- Tylko tknij mnie, to zobaczysz! Szubrawiec...
- Spróbuj raz jeszcze, a zobaczysz, co się stanie!
- Szubrawiec!
- Ty naprawdę chcesz oberwać...
- Szubrawiec i łajdak...
- Dobra! Ty sama tego chciała.

Złapał ją wpół i choć ona broniła się, popchnął w stronę balustrady mostu.

- Co robisz głupku... Puść mnie - krzyknęła piskliwie, ale on nie słuchał. Usiłował podnieść ją do góry, by zepchnąć ją do wody, ale był albo zbyt pijany, albo też zbyt słaby, by dać sobie radę z broniącą się kobietą. Dlatego puścił ją i sięgnął do kieszeni. Wyjął nóż, otworzył go i niewiele myśląc, zadał cios. Kobieta zatoczyła się, opadła o balustradę i złapała za brzuch. Spomiędzy palców wypłynęła krew. Spojrzała na niego jakby zdziwiona i pewno upadłaby, gdyby jej nie podtrzymał. W ręku wciąż trzymał nóż.

- Widzisz, głupia - teraz już nie krzyczał. - Musiałaś mnie denerwować?

Oboje w jednej chwili jakby wytrzeźwieli...

* * *

Pani Brandt mieszkała w jednej tylko izbie w kamienicy przy Hundegasse (dziś to ul. Ogarna zobacz na mapie Gdańska). Już spała, gdy usłyszała nie tyle pukanie, co walenie w drzwi. Obudziła się natychmiast i w samej tyko koszuli nocnej podeszła. Nie otworzyła od razu. Najpierw upewniła się, kogo tam niesie o tak późnej porze. Ostrożnie uchyliła ażurową firankę i przez niewielką szybę w drzwiach wyjrzała na pogrążony w półmroku korytarz. Gdy zobaczyła twarz syna, przekręciła klucz w zamku.

- Czego chcesz bandziorze?! - zapytała, ale Paul Brandt nie należał do ludzi, którzy byliby skłonni komukolwiek się tłumaczyć.
- Odejdź od drzwi, kobieto! - rozkazał i kobieta usłuchała.

Paul Brandt wszedł, ale nie był sam. Niósł na plecach kobietę, która momentami traciła już przytomność.

- Coś ty utrapieńcu zrobił! - krzyknęła pani Brandt.
- Ty cicho bądź, bo ludzi pobudzisz. - odparł syn. - Ranna jest.
- Zabiłeś ją, draniu...
- Nie zabiłem. Ranna tylko jest... Opatrzyć by trzeba - odparł.

Położył kobietę na łóżku, z którego przed chwilą wstała matka. Rozpiął jej płaszcz i długą spódnicę. W tym czasie matka wyszła z izby, by wrócić po chwili. W dużym, blaszanym dzbanie niosła wodę, a w ręce trzymała płócienną chustę. Przyjrzała się ranie.

- Co ty jej zrobił, nicponiu!
- Nic jej nie będzie - odrzekł - Masz matka jakie pieniądze?
- Jedno ci tylko w tej pustej głowie! Pieniądze. Skąd ja miałaby je mieć
- Masz, nie gadaj... - podszedł do komody i otworzył jedną z szuflad. Gdy nie znalazł, czego szukał, sięgnął do drugiej.
- Tutaj nic nie znajdziesz... - powiedziała matka. - Lepiej myśl, co z tą biedaczką. Po lekarza trza posłać.
- Po co po lekarza?
- Trzewia wychodzą... - odpowiedziała.
- Bez lekarza się nie da? - teraz i on spojrzał na ranę. Spomiędzy rozciętych płatów skóry rzeczywiście wypływały wnętrzności.
- Chcesz, żeby zmarła...?
- No, nie... - odrzekł. - Wołaj matka lekarza...

* * *

Lekarz zjawił się już po godzinie i od razu nakazał przenieść ranną do szpitala. Jej stan był ciężki, ale nikomu się nie poskarżyła, zaś personel szpitala nic nie wiedział o zdarzeniu na Długim Moście. Z tego powodu Brandta póki co nikt nie niepokoił, ale on sam był utrapieniem dla wszystkich; zwłaszcza dla matki. Ponieważ potrzebował pieniędzy, szukał ich więc gdzie się dało. Przetrząsnął wszystkie szuflady w komodzie, a później też szafę i bieliźniarkę. Kiedy nic nie znalazł, zaczął grozić. Z początku używał tylko słów. Mówił na przykład, że znowu krwi będzie musiał utoczyć lub że udusi gołymi rękoma. Kiedy to nie pomogło, zaczął sięgać po nóż. Żądał pieniędzy, obracając go w dłoni lub też wykonywał znaczące gesty na gardle.

Matka znosiła to przez sześć dni, ale kiedy syn przyłożył jej w pewnym momencie nóż do piersi rzuciła się do ucieczki. Z krzykiem próbowała wybiec z mieszkania, ale Brandt zastąpił jej drogę. Uciekła więc przez okno, które na szczęście znajdowało się na parterze. Od razu poszła na policję i opowiedziała tam o wszystkim; zarówno o tym, czego sama zaznała, jak i o tym, co zdarzyło się na Długim Moście. Brandta nakazano aresztować, więc sam komisarz policji kryminalnej pofatygował się, by go zatrzymać. Jak się spodziewał, Paul Brandt nie zamierzał dobrowolnie się poddać. Zatarasował drzwi do izby i za nic na świecie nie chciał ich otworzyć. Znowu groził użyciem noża i ustąpił dopiero kiedy sprowadzono psa policyjnego.

Wyprowadzono go z kamienicy i poprowadzono do Baszty Kotwiczników (dziś swoją siedzibę ma tu urząd Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków). Tam go zrewidowano i przesłuchano, a tymczasem jego "narzeczona" wciąż leżała w szpitalu. Lekarze byli z początku dobrej myśli. Sądzili, że wróci do zdrowia w przeciągu 8 - 14 dni, a tymczasem minął miesiąc, a rana wciąż nie chciała się zabliźnić. Najpierw szwy puściły, później ropa zaczęła się zbierać, kiedy więc 2 grudnia 1913 r. Paul Brandt stanął przed sądem przysięgłych, ona wciąż jeszcze leżała chora. Teraz lekarze woleli już nie mówić, kiedy będzie zdrowa.

* * *

Brandtowi przedstawiono dwa zarzuty. Pierwszy dotyczył zadania rany, która zagrażała życiu, drugi zaś próby wymuszenia pieniędzy. Żądał dla niego 6 lat więzienia, ale sąd okazał się łagodniejszy. Skazano go na 4 lata i 13 tygodni więzienia, pozbawiono go też na pięć lat wszelkich praw honorowych wynikających z faktu bycia poddanym cesarza Wilhelma. Dla Brandta ta ostatnia część wyroku niewiele znaczyła, skoro z praw honorowych rzadko kiedy korzystał. W ogóle cały wyrok przyjął nad wyraz spokojnie. Trudno temu się dziwić. Wszak dla człowieka, który większość swego dorosłego życia spędził albo w więzieniu, albo też w domu poprawy, dodatkowe 4 lata nie czyniły większej różnicy.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (48) 7 zablokowanych

  • Myślałem, że to jakiś artykuł na kwietniową rocznicę. Ale i tak ciekawy tekst

    • 1 4

  • :)

    Uwielbiam te historie

    • 2 2

  • Teraz na trojmiasto.pl są nowe historie.. od 100 zł/h (1)

    • 2 3

    • ta o napisie i zlych graficiarzach?

      he he to dobiero zaklamywanie faktów.

      • 0 0

  • łagodny wyrok

    Mam nadzieję, że dziś dostał by chociaż z dychę.

    • 1 1

  • Błędy

    Uprzejmie proszę poprawić błędy językowe, bo utrudniają czytanie. Np. często brakuje Ę na końcu wyrazów (powinno być "zabiję cię" a nie zabije cie"). No i nie mówi się "chciał ją podnieść do góry", bo podnieść można tylko do góry. Pozdrawiam i czekam na następne ciekawe opowieści!

    • 3 1

  • siema jak dojechać z wałbrzycha do lasocina???
    jaki PKSy tam mają

    • 0 1

  • kiedys na samodzielne kobiety

    mowiono ladacznice. i teraz cala ta opowiesc wyglada calkiem inaczej.

    • 0 1

  • wyjasnienie do wyjaśnienia (2)

    własnie zwyczajowo sie tak mówi,
    zwyczajowo sie tez mówi wiele innych głupot

    bardziej chodziło mi o to że osoba pisząca - historyk - dobrze by było, żeby wyzbyła się zwyczajowego mówienia. Może lepiej by było nazwać to legendami a nie historią...

    a słowa "Nietrudno było wyrobić sobie zdanie na temat charakteru i profesji tych dwojga" - to znaczy jaka profesją zajmował się ów Pan...bo mi trudno zgadnąć, bo wydaje mi sie że był złodziejem, nie może też ladacznicą... :)

    opisał Pan przemoc w rodzinie... - i możliwe, że nadał Pan kobiecie profesję z sufitu...

    ps. bardzo bym chciała poczytać o historii naszych dawnych przodków, ale od zarania dziejów, pierwsze osady, rytuały, może cos znaleźliście, wykopaliście w tutejszych okolicach :-) to moja prośba, czytelnika, dziekuję

    • 1 1

    • (1)

      to nie byla zadna rodzina , byc moze twozyli pare , jedno jest pewne krytycznej nocy wspolnie spozywali alkohol .
      on byl zwyklym opryhem , drobnym zlodziejaszkiem
      ona prostytuowala sie - kiedys nazywano prostytutki ladacznicami
      jaka przemoc w rodzinie , zdarzenie kryminalne i tyle
      to wynika z texstu , tekst zostal napisanapisany na podstawie akt sadowych inaczej zaden historyk niemugl by sfabularyzowac tej historyjki i podac ja w przystepnej formie .nie strczylo by miejsca na zamieszczenie wszyskich zgromadzonych dokumentow w sprawie
      Doroto naucz sie czytac ze zrozumieniem , pan P.P. nie pisze historyjek z powietrza ,mozna mu zarzucic ze za bardzo grzebie sie w pruskich aktach sadowych ale to sa bardzo rzetelne dokumenty .

      • 0 0

      • DO STU DIABŁÓW!!!!

        OPRYH???? TO JAKIŚ SKRÓT???? do ciężkiej Anielki PISZEMY O P R Y C H ! ! !

        • 0 0

  • W latach 80-tych... (2)

    Doszło do tajemniczego zabójstwa w hotelu"Jantar",nie pamiętam czy ujęto zabójcę.Czy ktoś pamięta?

    • 0 0

    • Przepraszam,pod koniec lat siedemdziesiątych (1)

      • 0 0

      • ?????

        wiem że zamordowano prostytutkę w hotelu Lucky Hotels w Sopocie, ale proszę o szczegóły o Jantarze..

        • 0 0

  • kto myślał, że chodzi o prezydentów gdańska i sopotu?

    :)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W których miasta trwały główne protesty i demonstracje?

 

Najczęściej czytane