- 1 Lody Miś były serwowane na ruinach zamku (88 opinii)
- 2 Siedem pchnięć, dziura w głowie od kuli i złamana ręka (21 opinii)
- 3 Po 80 latach dzwony wróciły do Gdańska (179 opinii)
- 4 Szukają szczątków legionisty na Westerplatte (66 opinii)
- 5 Zamiast Rębiechowa lotnisko na morzu (227 opinii)
- 6 Te zdjęcia obejrzysz przez specjalne okulary (8 opinii)
Krajobraz po katastrofie, czyli podróż do Gdańska w 1817 r.
Chociaż w naszym kraju Napoleon kojarzy się pozytywnie, jedno jest pewne - w Gdańsku cesarz Francuzów nie powinien mieć żadnych pomników. Zarówno oblężenia w 1807 oraz 1813 r., jak i kilkuletnie trwanie République de Dantzig - jednej z kilkudziesięciu siostrzanych republik utworzonych jako trybiki wielkiej wojennej machiny wojennej Napoleona - było dla miasta katastrofą.
Początkowe nadzieje i entuzjazm mieszkańców, którzy wciąż czuli się bardziej mieszkańcami Prus Królewskich niż poddanymi Hohenzollernów, zostały błyskawicznie wyplenione.
Rządy Francuzów, które łączyły się z olbrzymią kontrybucją, przymusem utrzymywania dużego garnizonu oraz blokadą kontynentalną, okazały się dla Gdańska gospodarczym kataklizmem. Po nieudanej kampanii rosyjskiej Gdańsk został ponownie oblężony w 1813 r., tym razem przez żołnierzy cara. Miasto niebywale ucierpiało na skutek kilkumiesięcznych walk: przez ostrzał i pożary zniszczeniu uległy całe kwartały, a tysiące mieszkańców zmarło od ran, głodu czy chorób.
Gdańsk, który powrócił w granice państwa Hohenzollernów, był już cieniem dawnej świetności. Warto podkreślić, że pomimo ciężkiego okresu zwierzchności francuskiej gdańszczanie sceptycznie podchodzili do powrotu pod czarne skrzydła pruskiego orła. Wtłoczono go w pruską matrycę, zniknęły dawne tradycje. Wiele starych rodów gdańskich straciło swoje znaczenie i fortunę. Część opuściła ojczyznę, inne zostały zastąpione przez nowych przybyszów.
Do takiego miasta przybył w 1817 r., zaledwie cztery lata po oblężeniu, kupiec Richard Bryan Smith. Brytyjczyk spędził kilka powojennych lat na kontynencie, zajmując się obserwacją odradzającego się handlu. Swoje spostrzeżenie zebrał w książce, którą opublikowano w Londynie w 1827 r. Wybierzmy się w podróż w czasie, towarzysząc Smithowi w jego pobycie nad Motławą.
Gdańsk, miasto ufortyfikowane
Jedną z pierwszych rzeczy, która zwróciła uwagę podróżnika, były gdańskie fortyfikacje:
- Gdańsk jest najpotężniejszym portem w Europie, całkowicie ufortyfikowanym za pomocą niezwykle wysokich wałów, między którymi znajdują się szerokie i głębokie fosy, zaś za nimi - kolejna linia umocnień. Najbliższa okolica jest pagórkowata, a baterie tam zainstalowane bądź ulepszone przez Francuzów mają opinię najlepszych w swoim rodzaju. Najmocniejsza znajduje się na Górze Gradowej, w miejscu, gdzie gród znajdował się jeszcze przed założeniem miasta. Umocnienia składają się z trzech części, tak wymyślonych, że osłaniają siebie nawzajem; jeżeli pierwsza będzie wzięta przez wroga, może być zniszczona przez drugą, a potem trzecią. Jeżeli zaś ostatnia zostanie zdobyta, garnizon może bezpiecznie uciec do miasta podziemnym korytarzem, bez obawy o nieprzyjacielski ogień (...).
Rzeczywiście, burzliwe lata przełomu XVIII i XIX wieku skłoniły władze do rozwijania miejskich umocnień. Prusacy zabiegali przede wszystkim o zabezpieczenie ujścia Wisły, z Wisłoujściem na czele. Z kolei francuscy fortyfikatorzy skupili się przede wszystkim na południowym odcinku.
Prace prowadził między innymi słynny inżynier François Nicolas Benoit Haxo. Jego dziełem jest fantastyczny relikt tamtych czasów, który przetrwał do dzisiaj: Fort Vauban, znany obecnie jako tzw. redita napoleońska. Fort został później wpleciony w pruski kompleks koszar. Dodatkowo wzniesiono liczne szańce oraz lunety.
Smith jednak był przede wszystkim kupcem oraz podróżnikiem:
- Najlepszy widok na tę fortecę rzekomo nie do zdobycia rozciąga się z wieży kościoła Mariackiego. Jest ona bardzo wysoka i można objąć wzrokiem niezwykle szeroką panoramę wyjątkowo pięknych okolic, aczkolwiek teren za kilka mil staje się dosyć płaski i nudny.
Koszmar wojny
Nawet kilka lat po zakończeniu konfliktu ślady po walkach były widoczne w pamięci mieszkańców oraz w samym mieście. Trwające jedenaście (nie trzynaście, jak utrzymuje w swojej relacji Smith) miesięcy oblężenie było katastrofalne w skutkach dla miasta. Wyspa Spichrzów została zdewastowana, bowiem decyzją generała Rappa umieszczono na niej zboże oraz magazyny wojskowe.
Wraz z setkami spichlerzy spłonęły zgromadzone zapasy. Oblegający znaczne zniszczenia zadali również Biskupiej Górce, która była ważnym punktem oporu. Ci, którzy pozostali w mieście, cierpieli z powodu niedostatku jedzenia, powodzi, chorób i działań wojennych. Duże straty ponieśli również obrońcy: podczas oblężenia zginęły dziesiątki tysięcy żołnierzy.
- Podczas trzynastu miesięcy, podczas których wojska koalicji oblegały miasto, fortyfikacje nie zniszczyły się za bardzo, pomimo wielokrotnego ostrzału. Jednak walki zebrały okrutne żniwo wewnątrz miasta, wśród domów i spichlerzy, zarówno w obrębie murów, jak i poza nimi. Wiele żywotów zakończyło się podczas tego okropnego czasu! Najprzedniejsze rodziny mieszkały w piwnicach, wówczas jedynym miejscu domu, które byłoby chociaż akceptowalnie bezpieczne, zaś większa część mieszkańców żyła w warunkach najgorszej nędzy. Zniszczenie niemal dwóch setek spichlerzy, w których trzymano zaopatrzenie dla miasta i garnizonu, bomby i odłamki, to wszystko spowodowało poddanie się Francuzów.
Przy okazji wspomnienia o ciężkich latach wojny Smith podejmuje temat liczby ludności:
- Populacja miasta była zawyżona przez podróżnych. Przed ostatnim oblężeniem obliczano ją na 40 tys. dusz mieszkających w obrębie murów miasta i podobną liczbę mieszkającą w przedmieściach. Te ostatnie zostały niemal doszczętnie zrównane z ziemią podczas ostatniej wojny i jedynie częściowo odbudowane. Myślę, iż założyć trzeba, że mieszka tutaj nie więcej niż 50 tys. ludzi. Jeszcze w 1817 r. miasto było poranione znakami ostatniej wojny: całe ulice stały w ruinach i pogorzeliskach wywołanych ogniem artylerii; każdy człowiek z sercem ubolewa tak wojnami, które powodują takie niewypowiedziane nieszczęście, którego doświadczyło niegdyś szczęśliwe miasto.
Brytyjczyk posiadał całkiem precyzyjne dane. Na początku XIX wieku w Gdańsku zamieszkiwało ok. 44 tys. ludzi, w 1817 r. było to nieco ponad 48 tys. Dla porównania, w połowie XVIII wieku według niektórych szacunków w Gdańsku mieszkało 70 tys. osób.
Wielka Aleja, czyli gdański Hyde Park
Wspominając zniszczenia miasta w 1813 r., nie sposób nie wspomnieć o Wielkiej Alei. Początek XIX wieku nie był szczęśliwym okresem dla tej najsłynniejszej gdańskiej promenady. Najpierw, w 1807 r., część drzew została ścięta przez Prusaków, obawiających się ofensywy francuskiej.
Chociaż w okresie République de Dantzig część lip posadzono na nowo, w 1813 r. po raz kolejny zielona aleja padła ofiarą walk. Tym razem w okolicy toczyły się ciężkie walki piechoty. Jednak szczęśliwie dla przyszłych pokoleń i po tym epizodzie postarano się o powrót drzew:
- Oliwa, wioska położona cztery angielskie mile od Gdańska, była i jest słusznie podziwiana przez wielu. Droga do niej wiedzie przy Wielkiej Alei - bardzo długiej promenadzie, zacienionej z każdej strony lipami. Podczas francuskiego ataku na miasto w 1807 r. aleja była sceną dla intensywnych walk i niemal każde drzewo nosi ślady po gwałtownej wymianie ognia. Jest to ulubiona promenada spacerowa tutejszych mieszkańców i można nazwać ją Hyde Parkiem Gdańska, zwłaszcza w niedzielne popołudnia. Droga prowadzi przez Wrzeszcz i Strzyżę: w obu znajdują się letnie rezydencje gdańszczan; mocno ucierpiały podczas wojny, ale w większości zostały odbudowane.
Smith porównał Wielką Aleję do londyńskiego Hyde Parku. Ten zielony teren był niegdyś miejscem polowań króla Henryka VIII. Dopiero Karol I zezwolił wszystkim chętnym na korzystanie z tego miejsca. Jednak dopiero w XVIII wieku Hyde Park zaczęto przekształcać w park z prawdziwego zdarzenia. Dzięki temu intensywnie rozwijający się Londyn zyskał atrakcyjne miejsce do organizowania spotkań, zebrań oraz... pojedynków.
W kolejnym artykule wraz ze Smithem zajrzymy do wnętrza najważniejszej gdańskiej świątyni.
O autorze
Michał Ślubowski
Popularyzator historii Gdańska, autor bloga Gedanarium i podcastu Historia Gdańska dla każdego oraz współautor podcastu Makabreski, poświęconego mrocznym historiom z przeszłości regionu.
Opinie (69) 6 zablokowanych
-
2021-04-13 08:29
Bardzo ciekawy artykuł
- 3 1
-
2021-04-12 20:55
Akurat wiekszości z nas przodkowie to nie rajcy gdańscy tylko Rochy i Marianny spod lasu za miedzą (2)
co nie umieli się podpisać i nie wiedzieli ile mają lat tak nawiasem mówiąc szlachto pomorska wielebnyja ;)
- 15 6
-
2021-04-13 08:01
A Ty skąd jesteś, skoro innym pochodzenie wypominasz?
- 2 0
-
2021-04-13 07:44
jestem dumny z moich przodków z dawnej wsi Wrzeszcz
- 2 0
-
2021-04-12 18:49
Co się czepiacie Napoleona (3)
skoro to prusacy zniszczyli miasto ?
- 20 3
-
2021-04-13 08:00
Miasto zniszczyli nie tylko prusacy - ale także Rosjanie.
- 2 1
-
2021-04-12 23:07
Folksdojcze lubią przeinaczać historię w taki sposób, żeby niemiec kojarzył się dobrze. Stąd cały pomysł i wymowa tego artykułu.
- 4 9
-
2021-04-12 20:00
co tam Napoleon, co tam Prusy, teraz jest Grzelak i Daszek-Trymel
a wcześniej Duch, Bielawski, Mieszkaniowicz i inne asy obwieszone medalami "solidarności" i nażarte opłatkiem.
- 4 2
-
2021-04-13 06:46
Niemiec zły , Francuz zły tylko Polak najlepszy (1)
tylko który ? ten co buduje tylko pomniki i dzieli naród a swoich uwłaszcza na pasństwowym majątku czy ten co buduje autostrady , lotniska i stadiony ?
- 1 7
-
2021-04-13 07:49
ten co buduje lotniska jest lepszy: Centralny Port Komunikacyjny brawo Jarek! A ci co dzielą naród, uwłaszczają się na państwowym majątku (sprzedaż Niemcom GPEC, Francuzom SNG czy Elektrociepłownię) a potem zasiadają w radach nadzorczych lub dostają europejskie posadki to mendy
- 5 0
-
2021-04-12 19:58
Teraz drzewa na Alei wszystkie bez wyjątku zeżarte jemiołą (4)
zresztą nie tylko tam, od Wrzeszcza po Główne Miasto i wszystkie parki.
Nie potrzebowaliśmy Napoleona, wystarczyła "solidarność" i "wolny" rynek na głupotę.- 24 9
-
2021-04-12 22:15
fakt - jemioła to plaga ale zarząd dróg i zieleni nic prawie z tym (3)
nie robi, a kolejne drzewa padają.
Jest jeszcze jeden probelm - ogromna ilość wron szarych, kawek które siedzą w tych drzewach i roznoszą to dziadostow dalej. 20-30 lat temu nie było takiej ilości tych ptaszysk.- 3 0
-
2021-04-12 22:16
Na początku lat 90tych pierwszy raz wronę szarą zobaczyłem w Szwecji (2)
Teraz te rzeczywiście jest sporo tych ptaków w Polsce
- 2 0
-
2021-04-12 22:25
w sumie niewiadomo dlaczego (1)
się tak nagle rozmnożyły w 3mieście, ale te "najwieksze wronowate' nie mają konkurencji i zagrożeń, a jedzenia sporo (śmietniki). Znam miasto gdzie poradzili sobie z gniazowaniem wronowatych w mieście bez zabijania.
- 1 0
-
2021-04-13 07:09
Jakie i jak?
Poważnie pytam.
- 0 0
-
2021-04-13 01:24
Ludzie to krwiożercze bestie
Jedyny gatunek który nie potrafi współistnieć lecz tylko dominować na ziemi. Gdyby tylko mogli podbili by wszechświat
- 3 1
-
2021-04-13 00:40
Super artykuł
Panie Michale
Uwielbiam Pana artykuły. Proszę pisać naszym kochanym Gdańsku ile się da- 7 5
-
2021-04-12 17:24
Wstep, brzmi jak opis przejmowania wladzy przez PIS hehe
Rządy PiS, które łączyły się z olbrzymią kontrybucją, przymusem utrzymywania dużego garnizonu oraz blokadą kontynentalną, okazały się dla Gdańska gospodarczym kataklizmem. Po nieudanej kampanii Gdańsk został ponownie oblężony, tym razem przez żołnierzy cara. Miasto niebywale ucierpiało na skutek kilkumiesięcznych walk: przez ostrzał i pożary zniszczeniu uległy całe kwartały, a tysiące mieszkańców zmarło od ran, głodu czy chorób.
- 26 30
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.