• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kokaina w sklepie z tytoniem

Paweł Pizuński
31 stycznia 2011 (artykuł sprzed 13 lat) 
W przedwojennym Gdańsku było wiele trafik sprzedających papierosy i wyroby tytoniowe. Czy w tej prowadzonej przez pana Szmyta rzeczywiście przechowywano kokainę? W przedwojennym Gdańsku było wiele trafik sprzedających papierosy i wyroby tytoniowe. Czy w tej prowadzonej przez pana Szmyta rzeczywiście przechowywano kokainę?

Handel narkotykami absorbuje kryminalistów już od wielu lat. Nie zawsze zajmowały się nim grube ryby, zdarzało się, że i małe płotki.



20 października 1921 r. ostatnim klientem, który opuszczał sklep tytoniowy przy Matzkausche Gasse 5 (dziś to ul. Ławnicza), była młoda kobieta. Gdy wyszła, żona właściciela wymownie wskazała zegar. Była godzina dziewiętnasta. Trzeba było zamykać sklep, więc pan Szmyt wyszedł na pogrążoną w wieczornym półmroku ulicę. Rozejrzał się dookoła, po czym powoli zaczął opuszczać żaluzję, która całkowicie zasłaniała okno wystawowe.

Później Szmyt ponownie wszedł do sklepu i zamknął na klucz drzwi wejściowe. Przez chwilę pokręcił się jeszcze za ladą i pomyślał, że trzeba zamknąć drugie drzwi. Wychodziły one na sień trzypiętrowej kamienicy, na parterze której sklep się mieścił. Właśnie ruszył w ich kierunku, gdy nagle zgasło światło i ktoś drzwi te otworzył. Zapanował półmrok, po czym snop światła ręcznej latarki omiótł wnętrze sklepu. Pan Szmyt dostrzegł dwóch mężczyzn, z których jeden, wyższy, miał twarz zasłoniętą maską, drugi, o twarzy rasowego buldoga, patrzył na niego półprzytomnie. Szmyt nie był przestraszony. Pomyślał, że to któryś ze znajomych robi mu żarty. Już chciał podejść do kontaktu, by zapalić światło, gdy nagle dostrzegł wycelowany w siebie rewolwer. Teraz dopiero lęk odebrał mu mowę. Zanim zdążył zareagować, czyjaś ręka pchnęła go z taką siłą, że upadł na podłogę.

Usłyszał przeraźliwy krzyk. To jego żona siedziała skulona w kącie sklepu i darła się wniebogłosy.

- Zamknij się! - krzyknął do niej napastnik z maską na twarzy. Na próżno. Pani Szmyt nadal krzyczała. - Jeśli nie przestaniesz, zabiję cię! - krzyknął bardziej zdecydowanie i kobieta na chwilę ucichła.

Wtedy pan Szmyt uznał, że nadszedł właściwy moment, by pomyśleć o ucieczce. Wstał z podłogi i ruszył w stronę drzwi wychodzących na sień, ale zanim tam dotarł, dopadł go napastnik z twarzą buldoga. Ponownie powalił go na podłogę, a wówczas pani Szmyt postanowiła skorzystać z okazji. Dostrzegła, że żaden z intruzów nie patrzy w jej stronę, ruszyła więc w stronę drzwi, które wychodziły na sień, ale zanim tam dotarła, zatrzymał ją napastnik z maską na twarzy. Kobieta zaczęła wołać o pomoc, lecz ten powalił ją na podłogę, narzucił jej żakiet na głowę i zaczął dusić.

Teraz uciekać postanowił Szmyt. Rzucił się w stronę drzwi wychodzących na sień, ale dopadł go napastnik bez maski. Rękojeścią rewolweru zaczął walić go po głowie, a jedno z uderzeń było tak silne, że sklepikarz na chwilę stracił przytomność. Osunął się na podłogę, a kiedy oprzytomniał, znowu rzucił się w stronę tamtych drzwi. Tym razem mu się udało. Wybiegł na pusty, pogrążony w ciemnościach korytarz. Od ulicy odgradzały go teraz już tylko jedne drzwi. Ktoś zaryglował je od wewnątrz grubym drągiem. Szmyt wyrwał go i chociaż znowu poczuł mocne uderzenie w głowę, wybiegł na ulicę. Tuż za nim podążał napastnik z maską na twarzy, ale gdy dostrzegł spore zbiegowisko ludzi zaalarmowanych krzykami pani Szmyt, rzucił się do ucieczki. Właściciel sklepu był wolny.

* * *

Zamaskowanego napastnika zatrzymano chwilę później, gdy biegł środkiem Hundegasse (dziś to ulica Ogarna). Aresztował go wachmistrz Schraeder z gdańskiej policji, który przypadkiem tamtędy przechodził. Uciekinier nie stawiał żadnego oporu. Bez sprzeciwu dał się zakuć w kajdanki, dobrowolnie też zdjął maskę z twarzy.
Gorzej było z ujęciem drugiego ze sprawców napadu. Nikt ze zgromadzonych gapiów nie widział, by uciekł ze sklepu, uznano więc, że siedzi tam nadal. Policjanci z "Szupo" (od Schutzpolizei, czyli policja porządkowa) zaczęli wzywać go z ulicy, by się poddał, ale odzewu nie było. Wtedy pan Szmyt wszedł do sklepu w asyście kilku szupowców. Oprócz przerażonej pani Szmyt w środku nie było nikogo.

- Nie domyślacie się, gdzie mógł się schronić? - zapytał Szmyta jeden z policjantów.
- Nie wiem - Szmyt wzruszył ramionami.
- Może w piwniczce? - odezwała się pani Szmyt. Doszła już trochę do siebie.
- Gdzie jest wejście?
- Za kontuarem - Szmyt wskazał zamykaną na niewielki skobel klapę w podłodze, tuż przy ścianie.

Zszedł na dół z dwoma "szupowcami". Rozejrzeli się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Wydawało się być puste. Już zamierzali zawrócić, gdy Szmyt domyślił się, gdzie mógł się ukryć ten z twarzą buldoga. W kącie rozległego pomieszczenia stała sterta papierów, które nagromadziły się w sklepie przez lata. Wskazał na nią palcem i szupowcy podeszli bliżej.

- Wyjdź stamtąd! - krzyknął jeden z nich, ale odpowiedzi nie było. - Wyjdź człowieku, bo każę strzelać! - krzyknął dowódca szupowców.

Teraz dopiero sterta poruszyła się i napastnik z twarzą buldoga wystawił ręce na zewnątrz. Krótko potem wyprowadzono go ze sklepu z rękoma w kajdankach.

* * *

Obu bandytów od razu odstawiono do aresztu śledczego, ale przesłuchano ich dopiero nazajutrz. Ten w masce na twarzy nazywał się Robert Benthur i mieszkał przy Heilige-Geist-Gasse (dziś to ul. Św. Ducha). Kiedyś był blacharzem, ale gdy po wojnie miał trudności ze znalezieniem pracy, zajął się handlem meblami. Interes nie szedł najlepiej, więc przed rokiem sklep zamknął i od dłuższego czasu szukał pracy.

Pracy poszukiwał też drugi ze sprawców. Nazywał się Hermann Müller i pochodził z Kołobrzegu. Tuż przed napadem był jednym z pensjonariuszy więzienia w Białogardzie, gdzie odsiadywał wyrok za włamanie do sklepu złotniczego. Kiedy kilka dni przed napadem niejaki Hildebrand wezwał go telegramem do Gdańska, uciekł natychmiast. Sądził, że czeka na niego praca na statku, o którą od dłuższego czasu zabiegał, ale kiedy dotarł na miejsce, powiedziano mu, że ma pomóc Benthurowi coś odebrać od Szmyta. Nie wiedział, o jaką rzecz chodzi.

Co do Benthura, to ten nic z początku mówić nie chciał. Raz zasłaniał się niepamięcią, innym razem twierdził, że w sklepie znalazł się przez przypadek. Dopiero po dłuższym czasie przyznał, że przy okazji jednego interesu sklepikarz oszukał go i teraz chciał wyrównać rachunki. Chodziło o kokainę - towar, który nie tylko dużo kosztuje, ale też dobrze się sprzedaje. Wystarczyło tylko mieć odpowiednie dojścia i stosunki.

Dojścia i stosunki miał Szmyt, Benthur zaś miał towar. Całe 10 kilogramów kokainy kupił od pewnego marynarza i dał go Szmytowi. Sklepikarz obiecał szybko zapłacić mu za narkotyk, jednak czas mijał, a Benthur zapłaty nie otrzymał. W końcu zaczął się denerwować. Uznał, że Szmyt chce go oszukać, postanowił więc odzyskać towar, zanim pani Szmyt przeszmugluje go nocą do Polski. Chociaż był już kilkakrotnie karany, to jednak za specjalistę od napadów się nie uważał. Wolał w tej sprawie skonsultować się z Hildebrandtem.

Kim był Hildebrandt, którego Benthur uważał za eksperta od odbierania skradzionych towarów? Dla wielu ludzi w Gdańsku był człowiekiem, który miał nie po kolei w głowie. Mieszkał u swojej kochanki, pani Wenzel, w mieszkaniu, które znajdowało się w tej samej kamienicy, w której swój sklep miał pan Szmyt. Dzięki temu znał dokładnie zwyczaje sklepikarza.

* * *

Policja chciała aresztować Hildebrandta zaraz po napadzie, ale było za późno. Zniknął gdzieś i nikt, nawet pani Wenzel, nie wiedziała, gdzie należy go szukać. Co do Szmyta, to ten zaprzeczał, by historia, którą opowiedział Benthur, była prawdziwa. Twierdził, że kasa z dziennym utargiem był jedyną rzeczą, która zwabiła napastników do sklepu, a nie jakaś tam kokaina, której on nawet na oczy nie widział. A przemyt do Polski? Zeznał, że nigdy się nim nie trudnił i powtórzył to podczas procesu Benthura i Müllera w dniu 5 kwietnia 1922 r.

Nieoczekiwanie poparł go w tym względzie rzecznik policji. Z trybuny dla świadków oświadczył, że policji nic nie wiadomo, by Szmyt zajmował się przemytem, nikt go więc o nic nie mógł oskarżyć. Skazano tylko Benthura i Müllera. Za napaść z bronią w ręku obaj dostali po pięć lat więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (10) 6 zablokowanych

  • fajny artykul..

    chcemy wiecej!!

    • 33 7

  • jak widac wedlug pana Pawla historia naszego regionu to historia prusacczyzny (4)

    • 8 28

    • Nie regionu tylko Gdańska. Co wstydzisz się historii "swojego" miasta? (2)

      • 12 5

      • (1)

        Z ciekawości... Czy nick "Danzing" coś znaczy, czy to tlko nazwa własna?

        • 7 3

        • dyskoteka po niemiecku

          • 5 1

    • zeby przypomniec

      980 - przyjeta data założenia miasta
      1308 - 1454 Krzyzacy , po rzezi Gdańskiej
      1793 1807 Prusacy po II rozbiorze
      1807 1814 Wolne Miasto

      1814 - 1919 prusacy , odbili miasto Francuzom
      1919 -1939 WMG
      1939 1945 Niemcy

      to dala przypomnienia prusakofilom , policzczie ile to miasto nalezalo do prusakow jak widac po panu Pawle (i nie tylko ) umieli zadbac oto zeby pozostawic slady swojej bytnosci

      • 1 4

  • Rzecznik narkusek

    "Nieoczekiwanie poparł go w tym względzie rzecznik policji. Z trybuny dla świadków oświadczył, że policji nic nie wiadomo, by Szmyt zajmował się przemytem.."

    Jak widać rzecznik lubił sobie czasem dziabnąć po nosie, więc musiał ratować swojego dealera : )

    • 12 1

  • To wszystko wina PO i tuska, którego dziadek służył w wermachcie.

    • 2 3

  • to byli zwykli szopenfedziarze jakby powiedzal Dunczyk

    szkoda miejsca w portalu do opisywania zlodzieji

    • 3 0

  • hahaha

    mogli by cene za gieta podac ciekawe ile wtedy 10kg kosztowalo ... to tak jak z coca cola ktora byla produkowana do wczesnych lat 20 wieku na bazie kokainy :)

    • 0 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak naprawdę nazywał się tytułowy bohater "Ballady o Janku Wiśniewskim"?

 

Najczęściej czytane