- 1 Pozostałości baterii mającej bronić portu (71 opinii)
- 2 O morderstwie na jachcie i upartej nudystce (34 opinie)
- 3 Tak organizowano Rajd Monte Carlo w Gdańsku (25 opinii)
- 4 Przymorze kiedyś i dziś. Porównujemy zdjęcia (145 opinii)
- 5 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 6 To niesamowite znalezisko ma... 600 lat (17 opinii)
Historia powojennej przetwórni ryb na Polskim Haku
Polski Hak, czyli półwysep położony w widłach Motławy i Martwej Wisły, zmienia się na naszych oczach nie do poznania. Zaniedbany do niedawna teren przeobraził się w plac budowy, z którego wyrasta osiedle mieszkaniowe. Gdańszczanin Krzysztof Wasilewski postanowił podzielić się rodzinną historią, która dotyczy Polskiego Haka w pierwszych latach po wojnie. Wuj czytelnika założył tam bowiem przetwórnię ryb. Poniżej prezentujemy artykuł napisany przez pana Krzysztofa.
Zobacz także:
Polski Hak - 500 lat historii ujścia Motławy do Wisły
Osadzeni tam oficerowie mieli do dyspozycji bibliotekę, w której były dostępne również przeróżne podręczniki techniczne. Adam korzystał z nich, robiąc sobie odpisy w brulionach. To właśnie tam zapoznał się z podstawowymi zasadami przetwórstwa rybnego.
Droga do Polskiego Haka
W marcu 1945 r. odzyskał wolność i pieszo udał się do Gdańska, dokąd ze Lwowa przyjechała do niego żona Zofia. W ruinach domu towarowego Waltera Edelsteina, na rogu al. Grunwaldzkiej i ul. Jaśkowa Dolina we Wrzeszczu postawili kiosk spożywczy.
Do kiosku przyszedł pan L. (niestety, jego nazwiska nie pamiętam). Powiedział, że prowadzi przetwórnię ryb i zaproponował wujowi sprzedaż puszek rybnych swojej produkcji. Wuj ostrożnie przyjął w komis pięć puszek. Zanim udało się którąkolwiek sprzedać, wystąpił u nich bombaż, czyli wydęcie denka puszki konserw wywołane wzrostem ciśnienia gazów wewnątrz. Wuj zdjął puszki ze sklepowej półki i schował pod ladą.
Gdy pan L. przyszedł ponownie, wuj oddał mu puszki i powiedział, że byłby zainteresowany sprzedażą, ale dobrego produktu. W rozmowie okazało się, że pan L. wie o niepożądanej fermentacji w puszkach, ale nie wie, w jaki sposób temu zapobiec. Wuj, wykorzystując wiedzę pozyskaną w oflagu, dał mu "wykład", jakie błędy mogły zostać popełnione w procesie produkcji.
- Widzę, że jest pan fachowcem. Czy nie zechciałby pan ze mną współpracować? - zapytał pan L.
Panowie doszli do porozumienia i jako wspólnicy pozyskali zrujnowane obiekty na cyplu Polskiego Haka, przy ul. Sienna Grobla 18.
Polski Hak wcześniej
Na cyplu w widłach Martwej Wisły i Motławy istniał od średniowiecza blokhauz [niewielka wojskowa, ufortyfikowana budowla - dop. red.], a później szaniec. Po rozbiórce szańca w 1842 r., na jego miejscu urządzono park. Na przylegającej do parku parceli - która obecnie nosi adres ul. Sienna Grobla 16, 17 i 18 - Carl Devrient uruchomił w 1856 r. stocznię.
Po pożarze w 1883 r., na terenie stoczni powstały nowe obiekty i to najprawdopodobniej wtedy wybudowano sporą, drewnianą halę o charakterystycznie ściętym narożniku od strony Motławy. Pojawia się ona na planach Gdańska już w 1897 r. Natomiast na słynnym planie Buchsego, sporządzonym w latach 1866-1869, została później dorysowana. Poza dorysowaniem hali, przekreślono tu krzyżykami infrastrukturę parku i linię brzegową cypla za halą.
Kiedy te zmiany naniesiono, tego nie sposób ustalić, ale w latach 1901-1904 wykonywano Kanał Kaszubski (niem. Kaiserhafen). Aby umożliwić bezkolizyjne przepłynięcie z Motławy do nowego kanału, Polski Hak trzeba było skrócić. W ten sposób hala znalazła się na samym cyplu i po zlicytowaniu majątku Devrienta w 1890 r. dalej wykorzystywana była do celów stoczniowych, do 1914 r. przez konsorcjum pod kierownictwem inż. Asmusa Wilhelma Johannsena.
Komu i do czego służyła ta hala w czasie I i II wojny światowej? Tego nie udało mi się dowiedzieć. Wiadomo mi jedynie, że od 1922 r. właścicielem terenu był Komisariat Generalny RP, od którego obiekty na cyplu dzierżawił w latach 1922-1934 Polski Klub Wioślarski w Gdańsku. Z tego okresu znane są zdjęcia zabudowań, wykonane z samolotu w 1929 r., na których widać szeroką halę przemysłową - z wywietrznikami na dachu i o ściętym narożniku od strony Motławy - oraz krótszy, dwukondygnacyjny budynek, przy którym w 1924 r. odbywało się uroczyste otwarcie przystani klubu. Hala na cyplu doskonale nadawała się do przechowywania długich łodzi.
Pewne informacje możemy uzyskać z archiwalnych map. Na planie z 1933 r. oznaczono naszą halę literą "A", piętrowy budynek "B", niewielkie budynki "C" i "D", do niedawna istniejący budynek "E" oraz cztery podłużne obiekty w północno-wschodnim narożniku.
W 1944 r. w Wielkiej Brytanii został wydany plan, na którym zaznaczono na czerwono obiekty ważne ze strategicznego punktu widzenia. Na planie oznaczono obiekty "A", "C", "D" i "E", nie ma natomiast obiektów "B", "F", "G", "H" oraz "I". Czerwonym kolorem opatrzono również położony nad Wisłą, spory budynek, oznaczony literą "J". Uważam, że to mogła być niemiecka szkoła obrony przeciwlotniczej.
Adam na Polskim Haku
W albumie rodzinnym mam kilka zdjęć z prac remontowych hali. Szacuję, że prace te mogły być wykonywane w 1946 r. Z opowiadań wuja pamiętam, że cement potrzebny do prac budowlanych pozyskiwało się wtedy na lotnisku w Pruszczu Gdańskim. Jeszcze w czasie wojny Niemcy zgromadzili tam cement w pryzmach. Możliwe, że pierwotnie były one nakryte plandekami.
Z powodu opadów wytworzyła się na powierzchni składowiska gruba na ok. 20 cm warstwa skamieniałej skorupy, która skutecznie powstrzymywała przenikanie wilgoci w głąb pryzm. Stacjonujący na lotnisku żołnierze radzieccy sprzedawali cement, pozyskiwany spod tej skorupy. Jej wysokość umożliwiała nawet wjechanie pod nią ciężarówką.
Ze zdjęć wynika, że zakres prac remontowych był imponujący. Wykonano nowe, murowane ściany zewnętrzne. Konstrukcja dachu wraz ze słupami nośnymi pozostała. Jednak obcięty na dole, podwójny słup sugeruje, że niektóre elementy zostały wymienione. Obiekt udało się wyremontować i wyposażyć w potrzebne urządzenia. Ryby były odbierane bezpośrednio z kutrów i transportowane ręcznie do hali.
Widoczny na zdjęciach, wspaniały jesiotr wpadł w 1947 r. do sieci Wincentego Zygnerskiego i Stefana Rumińskiego z Drewnicy, po czym został dostarczony do przetwórni na Polskim Haku. Dumnym z połowu rybakom zrobiono kilka zdjęć. Odbitki dwóch zdjęć razem z jesiotrem trafiły do wuja. Kopię trzeciego ujęcia R. Fronik zamieścił w swoim przewodniku-informatorze "Wybrzeże od Braniewa do Helu", wydanym w 1947 r., z nieścisłym podpisem: "Rybka z jezior mazurskich".
O tym, że poza przetwórstwem ryb zajmowano się także remontem kutrów świadczy zdjęcie wykonane na brzegu Martwej Wisły. Ten warsztat szkutniczy z pewnością korzystał z pozostałej stoczniowej infrastruktury. Dwa ostatnie zdjęcia z albumu przedstawiają Adama z rodziną na terenie przetwórni. Pozują oni do zdjęcia przy charakterystycznie ściętym narożniku hali od strony Motławy, z infrastrukturą Stoczni Gdańskiej w tle, a dalej, za halą, z widokiem na wyspę Ostrów.
Przychodząc do Gdańska wuj miał nadzieję, że to będzie doskonałe miejsce do prowadzenia biznesu. Niestety, powojenna władza miała inne koncepcje gospodarcze. Urząd skarbowy skutecznie wytłumaczył udziałowcom, że powinni zaprzestać swojej działalności. Jeśli dobrze pamiętam, już w 1948 r. wuj zatrudnił się jako "gryzipiórek" w państwowej firmie, a niektóre cenniejsze przedmioty ukrył przed komornikiem w mieszkaniu siostry. W 1957 r. kupił dom w Zakopanem i prowadził mały pensjonacik.
O ile wiem, przetwórnia została przeobrażona w spółdzielnię, by po pewnym czasie funkcjonować jako Zakłady Rybne Gdańsk, a zakończyła działalność jako baza Spółdzielni Rybackiej "Jedność Rybacka". Hala o charakterystycznie ściętym narożniku istniała jeszcze w 2011 r. Przypuszczalnie remont z 1946 r. nie był jedynym, ale swój zasadniczy kształt zachowała od 1883 r., czyli przez 128 lat.
Opinie wybrane
-
2022-03-26 20:42
Artykuł świetny! Doskonałe zdjęcia! (4)
To tylko pokazuje, że zwykli ludzie po 45 chcieli po prostu żyć i pracować, a nie bawić się w Żołnierzy Przeklętych, terroryzując ludność cywilną, czekać na III Wojnę Światową.
Mój dziadek miał sklep, bodaj z tapetami?, tam gdzie dziś Szydłowski ma hotel we Wrzeszczu. Otworzył w 48 po ucieczce przed władzą z innego miasta, ale tutajTo tylko pokazuje, że zwykli ludzie po 45 chcieli po prostu żyć i pracować, a nie bawić się w Żołnierzy Przeklętych, terroryzując ludność cywilną, czekać na III Wojnę Światową.
Mój dziadek miał sklep, bodaj z tapetami?, tam gdzie dziś Szydłowski ma hotel we Wrzeszczu. Otworzył w 48 po ucieczce przed władzą z innego miasta, ale tutaj też bodaj po 2 max 3 latach komornik z domiarem puścił ich z torbami. Przyleźli do mieszkania i pruli materace. Dziadek pracował potem w różnych przedsiębiorstwach państwowych. Za prywatne już się nie brał, jak dziadek Dulkiewicz (po skosie ulicy byli sąsiadami) na władze specjalnie nie narzekał, choć gdyby nie celowe rujnowanie ludziom biznesów, byłby bogatym człowiekiem (w poprzedni mieście miał kamienicę i dwa sklepy, w Gdańsku do pewnego momentu też nie było źle, a popyt na cokolwiek b. duży).
Pozdrawiam!- 77 40
-
2023-09-12 17:55
Historyk
Gdyby nie ci żołnierze ,to dzisiaj gadał byś po rusku a twoje dzieci leżały teraz w okopach na ukrainie
- 0 0
-
2022-03-27 11:12
Chcieli zyć i pracować na chwałę sowietom resorciaku? Wyrywajac paznokcie i katuąc w ubeckich piwnicach...
- 9 9
-
2022-03-27 10:51
Twój dziadek potrafił się urządzić. Za okupacji współpracował i wykonywał ślepo polecenia okupanta niemieckiego a za komuny współpracował z UC, SB i wszystkim tymi którzy pozwalali mu żyć wygodnie. Ciekawe czy spał spokojnie?
- 10 8
-
2022-03-27 09:52
Ormo?
Dziadzio się uspołecznił w UB?
- 13 10
-
2022-03-26 19:59
O takich historiach chce czytac. O pionierach i Robinsonach na ruinach Gdanska. (1)
Klaniam sie w pas.
- 74 5
-
2022-03-27 11:55
Tak
W gąszczu artykułów gdzie w każdym prawie nachalna reklama takie opowieści to perełka
- 7 0
-
2022-03-26 18:21
(2)
To jest bardzo smutny fakt, ze mieszkajac nad morzem ryby sa dla nas kosztownym rarytasem. Opisana historia rodzinna, przy okazji zas potwierdza, ze bycie przedsiebiorca w naszym kraju zawsze bylo trudnym kawalkiem chleba. Nie ma to jak etacik, chocby skromny.
- 105 3
-
2022-03-27 13:02
Ten (1)
Z urzędu skarbowego to może miał na nazwisko Morawiecki czy Kaczyński ?
- 7 2
-
2022-03-28 10:42
tak ale wówczas mieli inne nazwisko np. Kalkstein, tak samo jak niegdyś pani madeleine Albright zwana kiedyś marie Jana Korbelová, po wojnie była moda na zmianę żydowsko brzmiąceych nazwisk
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.