• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Diabeł gdański ze Śląska rodem

Paweł Pizuński
19 stycznia 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
Cela tortur i kat przy pracy. Cela tortur i kat przy pracy.
Tortur wodnych używa nie tylko CIA. Pojenie wodą praktykowano już w średniowieczu.  Tortur wodnych używa nie tylko CIA. Pojenie wodą praktykowano już w średniowieczu.
Błędy katowskie się zawsze się zdarzały, pokazuje to także satyryczna historyjka autorstwa francuskiego rysownika Jules'a Depaquit pt. Kat zbyt żwawy, czyli błędy się zdarzają. Błędy katowskie się zawsze się zdarzały, pokazuje to także satyryczna historyjka autorstwa francuskiego rysownika Jules'a Depaquit pt. Kat zbyt żwawy, czyli błędy się zdarzają.

Jan Briger pochodził ze Śląska i ponoć był rzeźnikiem. Ktoś powie - fach jak każdy inny - ale w tym przypadku główny atrybut tego zawodu - nóż rzeźnicki - miał dla sprawy z 1494 roku kluczowe znaczenie.



Jan Briger ponoć już od wczesnej młodości przejawiał niezdrowe skłonności do przemocy i gwałtu, trudno jest jednak wymienić zbrodnie, których wtedy się dopuścił. Dopiero gdy zabity został jego ojciec, byli tacy, którzy obwiniali go o to morderstwo. Plotki takie zaczęły szerzyć się po całym mieście, ale Briger łatwo odwrócił od siebie podejrzenia. Najpierw lamentował z powodu straty ojca, a później obiecał nagrodę każdemu, kto wskaże mordercę. Krótko potem złośliwe plotki ucichły, a Briger opuścił Śląsk.

Przeniósł się do Gdańska i tu przez dłuższy czas sprawował się nienagannie. Ożenił się nawet z pewną posażną wdową i zdawało się, że w końcu ustabilizuje się. Niestety.

Po kilku latach popadł w złe towarzystwo i zaczął nadmiernie się obżerać. Roztył się od tego strasznie, pił coraz więcej, namiętnie też grywał w kości. Skutek był taki, że roztrwonił majątek swój i żony. Nic dziwnego, że kobieta robiła mu z tego powodu piekielne awantury. Całe przedmieście twierdziło nawet, że żona chciała wyrzucić Brigera z domu. Nie zdążyła. Tuż po jednej z awantur bardzo zaniemogła, po czym nieoczekiwanie zmarła.

Briger bardzo rozpaczał. Po pogrzebie żony rozchorował się ponoć nawet, ale w żałobie długo nie wytrwał. Wkrótce ożenił się powtórnie.

Po okolicy zaczęła krążyć plotka, że nie jest on człowiekiem, lecz wcielonym diabłem. Mówiono, że już wcześniej dokonał kilku podpaleń na przedmieściach i że planował wzniecenie wielkiego pożaru w centrum Gdańska, bo spodziewał się mieć przy tym nie lada jaką satysfakcję. Tak plotkowano na przedmieściach, ale w samym mieście niewiele o tym wiedziano.

* * *

Gospodę, którą prowadził Henryk zwany Saksończykiem, znały wszystkie szumowiny w mieście. O samym właścicielu niewiele można było powiedzieć. Chyba tylko to, że był mrukiem i że pochodził z Saksonii. Mówiono też, że był nadzwyczaj bogaty, ale to, czy była to prawda, wiedział tylko on sam, bo swym bogactwem przed nikim się nie obnosił, stronił też od towarzystwa. Mieszkał i ubierał się skromnie, a stan jego posiadania był tak nieokreślony, jak nieokreślona była zawartość dwóch wielkich kufrów, które stały w izbie przylegającej do gospody.

W dniu, a raczej w nocy, kiedy został zabity, jego żony w Gdańsku nie było. Kilkanaście dni wcześniej wyjechała na pielgrzymkę do miejsc świętych, by modlić się za duszę swego pierwszego, niedawno zmarłego męża. W gospodzie był tylko Saksończyk i młoda służąca, która podawała gościom jadło i napoje.

Oboje znaleziono rankiem, po wyłamaniu ciężkich, obitych żelazem drzwi. Leżeli na środku głównej sali z podciętymi gardłami, ale nikt nie potrafił powiedzieć, kto mógł ich zabić. Póki co znany był tylko motyw zbrodni. Zdradzały go wyważone wieka dwóch kufrów i przetrząśnięta zawartość wszystkich innych sprzętów.

Wszczęte śledztwo z początku nic nie dało. Ustalono tylko, że sprawca zbrodni posługiwał się bardzo ostrym nożem i że władał nim z dużą wprawą, skoro cięcia były mocne i pewne. Przesłuchano stałych bywalców gospody, ale ci niewiele mówili. Goście, którzy późnym wieczorem opuszczali gospodę twierdzili tylko, że właściciel dość wcześnie zasnął na swoim zydlu w kącie sali, drzemała też dziewczyna, która podawała do stołów. Czyżby więc mordercą był któryś z ostatnich gości gospody?

Próbowano ustalić, kto jako ostatni opuszczał lokal, ale nie było to łatwe. Feralnego wieczora ruch był tam spory i tylko jeden z mieszkańców pobliskiej kamienicy zauważył, że dopiero około północy drzwi gospody były zamknięte. W końcu jeden ze stałych bywalców lokalu przyznał, że z karczmy wyszedł grubo po dziesiątej. Pamiętał, że siedziało tam jeszcze dwóch innych ludzi. Jednym z nich był rzeźnik, Jan Briger.

* * *

Przybysza ze Śląska aresztowano następnego dnia, ale wcześniej miał miejsce incydent, który pogrążył go bardziej, niż zeznania wspomnianego świadka. Otóż późnym popołudniem, w dniu, gdy zbrodnia została odkryta, wróciła z zakupów nowa żona Brigera. Gdy powiedziała mu, że ludzie wymieniają go wśród podejrzanych o dokonanie zbrodni na Saksończyku, wpadł w szał. Dobył noża i gonił ją po całym mieszkaniu, ale na szczęście kobiecie udało się wybiec z domu i schronić się u sąsiadów.

Pojawił się też inny jeszcze dowód winy Brigera. Jeden z jego sąsiadów zeznał, że rzeźnik był mu winien 50 grzywien w złocie i że cały czas miał kłopoty ze spłatą długu. Aż do poranka, gdy odkryto zbrodnię. Około godziny 6 rano Briger przyszedł do niego i oddał mu 25 starych, dobrych węgierskich florenów. To wystarczyło, by rzeźnika zatrzymać i poddać przesłuchaniom.

Z początku do niczego nie chciał się przyznać. Twierdził, że jest niewinny, a wszystkie wysuwane przeciw niemu oskarżenia opierają się na plotkach wrogich mu ludzi. Pomogły dopiero tortury. Kiedy zaczęto go chłostać, rozciągać i przypalać, przyznał się nie tylko do zabicia właściciela gospody i jego służącej, ale też i do innych zbrodni.

Potwierdził, że to on, jeszcze na Śląsku, zabił swojego ojca. Dlaczego? Bo ojciec "był już za stary". Później, już w Gdańsku, zabił też żonę. W jaki sposób? "Zadusił ją pocałunkiem". Czy planował wzniecenie wielkiego pożaru w Gdańsku? Tak, chciał to zrobić. Dla własnej satysfakcji. Miał nadzieję zobaczyć, jak ludzie będą biegać i lamentować, zaś klechy nie będą wiedziały co czynić z sakramentami. Ogień chciał wzniecić w święto Bożego Ciała, bo wiedział, że wszyscy mieszkańcy miasta wyjdą na ulice, by wziąć udział w procesji. Przypuszczał, że nikt nie zauważyłby nawet, gdyby rozszalał się ogień. Po to, by pożar trudniej było ugasić, Briger miał zamiar podłożyć ogień w kilku punktach miasta jednocześnie. Zgromadził pakuły, pochodnie i bierwiona, ale pożaru nie wzniecił. W przeddzień rozchorował się nagle, a poza tym zauważył też, że domy były zbyt dobrze pilnowane. Nie byłby pewno nawet w stanie niepostrzeżenie podłożyć ognia.

* * *

Dzieje każdego przestępstwa to dzieje obyczaju. Każda zbrodnia jest w jakimś sensie ilustracją epoki, w której została dokonana. Tyle że tak naprawdę, to zbrodnia, jakiej dopuścił się Jan Briger, mogła wydarzyć się w każdej epoce. Podobnie bezsensowne morderstwa popełniane były zarówno wcześniej, jak i później, bo tłumnie odwiedzane karczmy i chwiejący się na nogach amatorzy alkoholu istnieli od zawsze. Wyjątkowa mogła być chyba tylko kara, jaką zamierzano wymierzyć Brigerowi. Temu, że nigdy nie została ogłoszona, winna była zbytnia nadgorliwość kata.

Nieszczęsnego rzeźnika niechybnie czekała śmierć. Kiedyś było to pewne, jak amen w pacierzu. Tyle, że takiego jak on zbrodniarza nie można było tak sobie zwyczajnie powiesić. Za zbrodnie, jakie popełnił w pełni zasługiwał na to, by kat odpowiednio zohydził mu wyprawę na drugi świat. Sędziowie zaczęli już nawet debatować nad sposobem zaostrzenia kary. Myśleli o rwaniu członków szczypcami w drodze na szafot, o przypiekaniu kończyn i o łamaniu kołem, ale zanim w ogóle doszło do wymierzenia kary, Brieger zmarł. Wyzionął ducha podczas "przesłuchów", w trakcie łamania kołem. Był rok 1494 rok.

Na podstawie "Der Stadt Danzig historische Beschreibung" Rajnolda Curickego.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (6) 1 zablokowana

  • kat

    kat to "dobra instytucja" i nawet miała by w naszych czasach wzięcie; a sponsor też by się znalazł. na "przesłuchach" atrakcją na pewno byli by PISowczyki- to było by CLOU programu.

    • 5 14

  • gdański diabeł

    Ciekawy artykuł... z niecierpliwością czekam na książkę

    • 7 0

  • Jeśli Kat to tylko ten z Kostrzewskim (1)

    Pozdrawiam fanów.

    • 8 0

    • popieram patrzac w Szydercze Zwierciadło

      • 2 0

  • to własnie jest niemieckie dziedzictwo w Gdańsku

    Same szumowiny jak napisał autor o czysto niemieckich nazwiskach.

    • 9 10

  • Ciekawe...

    Bardzo ciekawy artykuł z niecierpliwością czekam na następne. Bardzo ciekawi mnie życie dawnych gdańszczan i mojego kochanego miasta.
    Pozdrawiam autora

    • 8 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co to za ulica w Gdyni?

 

Najczęściej czytane