• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Cwaniaczki lat powojennych: zmartwychwstały oszust i samotrucicielka

Tomasz Kot
29 stycznia 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

Kradzieże, oszustwa, fałszerstwa zdarzają się pod każdą szerokością geograficzną zarówno w czasach dobrobytu jak i biedy. Są jednak tacy, którzy dla osiągnięcia celu nie tylko bardzo się angażują, ale i wchodzą tak mocno w nakreśloną przez siebie rolę, że sami się gubią w tym, co robią. Nie inaczej zdarzało się w powojennym Trójmieście.



26 października 1946 r. w wypadku samochodowym w Oliwie zginęła kobieta, której tożsamości nie udało się ustalić. O zdarzeniu napisała trójmiejska prasa codzienna.

Kilka dni potem na cmentarzu w Oliwie, na jednej z mogił wśród grobów żołnierzy sowieckich, pojawiła się drewniana tablica ze starannie wyrytym napisem: "Ś.P. Zenon Kalinowski, zginął śmiercią tragiczną w wypadku samochodowym dn. 26 października".

Tak się złożyło, że Zenon Kalinowski był poszukiwany przez warszawską milicję za liczne kradzieże, oszustwa i fałszerstwa. Ślady wiodły na oliwski cmentarz, zarządzono zatem ekshumację grobu, tym bardziej, że również rodzina poszukiwanego, która dowiedziała się o miejscu jego pochówku, zapragnęła przenieść szczątki krewnego do Warszawy.

Podczas ekshumacji okazało się, że w mogile spoczywają zwłoki sowieckiego żołnierza, podobnie zresztą jak w sąsiednich grobach. Zaintrygowani przedstawiciele prokuratury zlecili milicjantom wszczęcie śledztwa w tej sprawie.

Kalinowski nie był zameldowany na terenie Trójmiasta. Tropy doprowadziły funkcjonariuszy do Lęborka, gdzie poszukiwany mieszkał od jesieni 1945 r. do wiosny roku następnego. W Lęborku Kalinowski dzielił gospodarstwo domowe z również pochodzącą ze stolicy Janiną Estkowską, która także była notowana za oszustwa i kradzieże.

Milicjantom udało się ustalić dość dokładny wygląd poszukiwanego, łącznie z posiadanymi przez niego tatuażami. Ustalono również, że Kalinowski jest z zawodu malarzem pokojowym, co pchnęło sprawę naprzód.

Dalsze ślady "świętej pamięci" malarza zawiodły funkcjonariuszy do Wrzeszcza, na ulicę Leczkowa 21 zobacz na mapie Gdańska. Pod tym adresem mieszkał bezrobotny malarz Leon Malinowski, którego często odwiedzała kobieta o nazwisku Estkowska. W marcu 1947 r. milicjanci urządzili zasadzkę i aresztowali oboje, gdy Estkowska wybierała się na dworzec kolejowy z dużym bagażem.

Malinowski okazał się zmartwychwstałym Kalinowskim, który mimo pozostawania bez stałego zajęcia świetnie sobie radził w powojennej rzeczywistości. Bezrobotny malarz dokonywał kradzieży różnych rzeczy oraz skupował fanty od drobnych złodziejaszków. Potem Estkowska wiozła łupy do Warszawy, gdzie sprzedawała je na Bazarze Różyckiego.

Oboje mieli również inne talenty, m.in. zajmowali się fałszowaniem dokumentów. W mieszkaniu znaleziono zarówno niewypełnione druki, jak i gotowe już dokumenty.

Podczas śledztwa Malinowski przyznał, że już latem 1946 r. oficjalnie zmienił nazwisko i uśmiercił Kalinowskiego. Pomysł podsunęła mu umieszczona w gazecie notatka o wypadku samochodowym.

Zmartwychwstały malarz i jego partnerka trafili do więzienia. Nie bardzo wiadomo, jakie wyroki otrzymali i co się z nimi działo. Choćby dlatego, że tak do końca nie wiadomo, kim byli i jak się naprawdę nazywali. Kalinowski-Malinowski był bowiem w posiadaniu kilku dokumentów tożsamości na różne nazwiska. Estkowska nie była gorsza i legitymowała się dokumentami na nazwiska: Jarzębska, Zarzemska i Gadomska.

Ocet jako środek morderczy

2 maja 1947 r. doszło do wydarzenia, które zszokowało mieszkańców Trójmiasta. Około 10 rano przy ul. Olsztyńskiej 40 zobacz na mapie Gdyni (Działki Leśne) w Gdyni, do mieszkania magazyniera "Społem" o nazwisku Stefanow zapukało dwóch mężczyzn. Właściciela nie było w tym czasie w domu, albowiem udał się służbowo na Targi Poznańskie. W mieszkaniu przebywała tylko jego gosposia, 23-letnia Helena J.

Kobieta otworzyła drzwi, a wtedy mężczyźni wpadli do środka. Pobili i obezwładnili gosposię. Unieruchomili przewróconą na podłogę dziewczynę i przemocą wlali jej do ust ocet z butelki. Gosposia krztusi się, kaszle, wymiotuje i traci przytomność. Wtedy złodzieje plądrują mieszkanie kradnąc pieniądze, cenne przedmioty i ubrania.

Umykających z łupem złodziei widzą jednak sąsiedzi, którzy zawiadamiają milicję i pogotowie.

Nieprzytomna dziewczyna trafiła do gdyńskiego szpitala, gdzie lekarze przeprowadzili jej płukanie żołądka. W notatce prasowej reporter ówczesnej gazety donosił, że "stan otrutej, mimo szybko udzielonej pomocy lekarskiej jest bardzo ciężki".

Tło i przebieg rabunku zostały wyjaśnione kilka dni później po powrocie do Gdyni właściciela mieszkania i po szybkim ujęciu sprawców napadu. Okazało się, że całe zajście... zostało zaaranżowane.

Helena J. pracując dla magazyniera kilkakrotnie była świadkiem, jak ten przynosił do domu paczki otrzymane od brata z Anglii. Widząc też, że właścicielowi mieszkania powodzi się lepiej niż sąsiadom wykoncypowała, że może on posiadać spore zapasy gotówki, precjozów i ubrań.

Kiedy Stefanow wyjechał do Poznania, gosposia wpuściła do środka swojego brata i jego kolegę. Łupy nie okazały się jednak tak okazałe, jak złodzieje się spodziewali. Gdy sąsiedzi wszczęli alarm zaniepokojeni widokiem wychodzących z domu podejrzanych mężczyzn z tobołami, Helena J. wzięła kilka łyków octu i położyła się na podłodze, w oczekiwaniu na przyjazd milicji.

Szczęściem w nieszczęściu samotrucicielka wróciła do zdrowia. Trafiła jednak do więzienia wraz z kompanami nieudanej kradzieży. Złodzieje nie zdążyli nawet spieniężyć łupów. Niemal wszystkie łupy - oprócz gotówki - wróciły do właściciela.

Opinie (35) 4 zablokowane

  • Rocznica Żydowskiego mordu na Polakach

    29 stycznia 1944 r. sowieccy partyzanci, głównie narodowości żydowskiej, wymordowali co najmniej 38 polskich mieszkańców miejscowości Koniuchy w dawnym województwie nowogródzkim II RP. Mimo że IPN prowadzi już od kilkunastu lat śledztwo w tej sprawie, żadnego ze sprawców zbrodni do dziś nie rozliczono.

    W czasie II wojny światowej wieś Koniuchy, leżąca w ówczesnym województwie nowogródzkim a dziś na Litwie, zamieszkana była przez około 300 polskich mieszkańców. Miejscowość leży na skraju Puszczy Rudnickiej, gdzie od 1942 r. znajdowały się bazy partyzantów sowieckich. Przebywały tam też liczne zgrupowania ukrywającej się ludności żydowskiej, często zbiegów z gett, z których pod sowieckim nadzorem formowano oddziały bojowe.

    Komunistyczni partyzanci organizowali częste wypady do wsi, zabierając żywność, odzież, konie, sprzęty gospodarcze. Tamtejszą ludność, wspierającą polskie podziemie, traktowano jako kolaborujących z Niemcami wrogów.

    Rajdom zaopatrzeniowym towarzyszyły gwałty, pobicia i zabójstwa stawiających opór. Z tych powodów w Koniuchach utworzono oddział samoobrony, który przez pewien czas skutecznie uniemożliwiał partyzantom rabunek.

    29 stycznia 1944 r. nad ranem doszło do kolejnej napaści na wieś, będącej odwetem za brak woli współpracy ze strony jej mieszkańców. Tego dnia ok. 120 partyzantów sowieckich i żydowskich otoczyło miejscowość i przystąpiło do trwającego kilka godzin ataku.

    Drewniane zabudowania ostrzelane kulami zapalającymi i podpalane pochodniami szybko stanęły w ogniu. Uciekający w popłochu wybudzeni mieszkańcy ginęli od kul bądź w ogniu trawiącym ich domostwa.

    W czasach PRL o zbrodni w Koniuchach ze zrozumiałych względów nie można było głośno mówić ani jej badać. W 2001 r. Kongres Polonii Kanadyjskiej przekazał dostępne materiały historyczne do IPN, którego pion śledczy wszczął w tej sprawie śledztwo.

    Ustalono, że zamordowano co najmniej 38 osób, dorosłych i dzieci, nierzadko całe rodziny. Kilkanaście osób zostało rannych, spłonęły prawie wszystkie zabudowania. Według ustaleń Kongresu Polonii Kanadyjskiej liczba zabitych wynosiła ok. 130.

    Napadu dokonały radzieckie oddziały partyzanckie Śmierć faszystom i Margirio z Brygady Wileńskiej oraz Śmierć okupantowi z Brygady Kowieńskiej. Większość oddziału Śmierć okupantowi tworzyli Żydzi i żołnierze Armii Czerwonej zbiegli z obozów jenieckich. Dowódcami byli Jakub Penner i Shmuel Kaplinsky.

    W powszechnie dostępnych relacjach i wspomnieniach żydowskich uczestników tamtych wydarzeń pacyfikacja Koniuchów jest przedstawiana jako wybitna operacja bojowa, wymierzona w zdrajców i niemieckich kolaborantów. Według jednego z napastników, Chaima Lazara, jej celem była zagłada całej ludności łącznie z dziećmi jako przykład służący zastraszeniu reszty wiosek.

    Mimo że nazwiska uczestników zbrodni i zarazem autorów fałszujących prawdę historyczną wypowiedzi są znane od dawna, efektów prowadzonego przez IPN od ponad 10 lat śledztwa wciąż nie widać.

    Zbrodnia w Koniuchach była jedną z większych z szeregu podobnych akcji prowadzonych w latach 1943-1944 przez oddziały partyzantki sowieckiej w Puszczy Rudnickiej i Nalibockiej. Szacuje się, że w ich efekcie zamordowano w tym czasie nawet kilka tysięcy Polaków.

    W 2004 r. we wsi odsłonięto krzyż-pomnik, zawierający 34 nazwiska zidentyfikowanych ofiar.

    opr. Paweł Brojek
    źródło: naszawitryna.pl, ipn.gov.pl
    na zdjęciu: pomnik ku czci ofiar pomordowanych w Koniuchach, fot. powiat.koszalin.pl

    • 1 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywa się dom, w którym mieszkał niegdyś król Kaszubów?

 

Najczęściej czytane