• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ciężki los policjanta

Paweł Pizuński
29 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 

Nie da się ukryć: wypili sporo. Każdy z nich zaliczył kilka szklanek piwa, ale było przecież też wino i wódka. Dużo sznapsu wypili? Diabli wiedzą.



Kiedy pijesz, nie liczysz przecież ile w siebie wlewasz. Flaszkę, dwie? Jaka to różnica? W piciu ważna jest wszak nie tyle ilość spożytego trunku, co bardziej efekt finalny, czyli stan upojenia. Kiedy humor ci się tylko poprawia i lekki szum w głowie czujesz, to wiesz, że dopiero się rozkręcasz. Zaczynasz się bawić i wiesz, że możesz jeszcze siedzieć. Wstajesz od stołu i do wyjścia się zbierasz, gdy na nogach trudno ci ustać, czkawka cię męczy i język się plącze. Czy będąc w takim stanie możesz powiedzieć ile wypiłeś? Nie! Nie wiesz tego ani ty, ani też kamraci, którzy z tobą pili.

W takim właśnie stanie Galle, Schulz i Klatt opuszczali lokal na An der Schneidemühle (dziś to ul. Tartaczna zobacz na mapie Gdańska). Biesiadowali z innymi przy jednym stoliku, ale z knajpy wyszli w trzech. Mieszkali wszak w Siedlcach, każdemu więc było po drodze.

Zasypana śniegiem ul. Św. Ducha na rycinie z początków XX wieku. Zasypana śniegiem ul. Św. Ducha na rycinie z początków XX wieku.
Na zewnątrz noc, na kalendarzu w szatni wisiała data 14 grudnia, na chodnikach śniegu po kostki i wiało od morza. Choć do domu daleko, to jednak humor im dopisywał. Pod ręce się wzięli i zaczęli śpiewać. Najpierw Galle zaintonował jakąś szantę, bo kiedyś na okręcie służył, później Schulz z hymnem grenadierów wyskoczył, a gdy skręcili w Altstädtischen Graben (dziś to Podwale Staromiejskie) Klattowi przypomniała się melodia, którą starzy przy żniwach na wsi śpiewali. Słowa "Mel se mel..." niosło po ulicy z takim pogłosem, że aż miło było słuchać.

Tak doszli do Holzmarkt (dziś to Targ Drzewny zobacz na mapie Gdańska). Wiatr w uszach szumiał, śnieg wielkimi płatami z nieba spływał, a pieśń po murach kamienic niosła się aż hej!

- Ciszej gałgany! - usłyszeli nagle czyjś głos nieopodal.
Przystanęli, rozejrzeli się i zobaczyli policjanta. Stał nieopodal wejścia do restauracji Alberta i gapił się na nich. Lekko przygarbiony, z wielkim wąsem i w błyszczącej pikielhaubie na głowie, do tego ubrany w ciepły, wełniany płaszcz z metalowymi guzikami, wysokie, czarne buty z wypucowanymi na glanc cholewami i szablę przy pasie.

- Ludzie chcą spać, więc mordy w kubeł! - wycedził przez zęby z marsem na twarzy.
Galle i Schulz przycichli, przestali śpiewać, gadać też im się odechciało i tylko cichcem jakieś uwagi między sobą wymienili.

Dworzec Gdański zimą 1917 r. Dworzec Gdański zimą 1917 r.
Co innego Klatt. Ani myślał się zamknąć, a ponieważ przypomniał sobie właśnie nową piosnkę ze wsi, więc zaczął nucić. Najpierw cicho, ledwo pod nosem śpiewał, później jednak coraz głośniej, a policjant patrzył poirytowany. W końcu wąsa przygryzł, czoło zmarszczył i szybkim krokiem ruszył w stronę pijanego.

Za kołnierz chciał Klatta złapać i na posterunek poprowadzić, ale tamten w bok uskoczył. Kilkoma susami przebiegł przez ulicę, przeskoczył przez pryzmę śniegu i pewno umknąłby, gdyby nie chwiejny krok i śliskie buty. Ledwo przez największy śnieg przebrnął, pośliznął się nagle, zachwiał i nosem w zaspę zarył.

- Nie uciekniesz mi! - krzyknął policjant z triumfem i pędem do niego doskoczył.
Za poły kurtki chciał go złapać, ale Klatt tak nogami wierzgał i rękoma w powietrzu wywijał, że nie sposób było do niego podejść. Gdy policjant z prawej go zaszedł, ten kopnął go w kostkę i niemal na ziemię przewrócił. Kiedy z lewej chciał go złapać, Klatt w kolano go zdzielił, a później pięścią w oko tak trzepnął, że aż krew pociekła. Nie było rady! Instrukcja służby patrolowej określała, że w przypadku tak zajadłego oporu stróż prawa ma prawo sięgnąć po szablę.

Pomogło! Kilka uderzeń płaską stroną klingi przywołało Klatta do porządku, poskutkowała też groźba wezwania wozu patrolowego i przybycie z pomocą żandarma z placu przed Teatrem Miejskim. Klatt uspokoił się, dał się nawet zakuć w kajdanki, dumny, że policjantowi przyłożył.

* * *


Wydawało się, że policjantowi Eycke nic poważnego się nie stało. Chodzić mógł, skakać też dałby radę, tyle że prawe oko mocno krwawiło. Chusta, którą do rany przykładał, krwią nasiąkła, a do tego ból pod powieką się nasilił. Był tak przejmujący, że ulgę przynosił tylko śnieg, który do rany przykładał.
Nie był w stanie aresztanta do Baszty Kotwiczników doprowadzić, oddał go więc pod nadzór kolegów, a sam do lekarza poszedł.

- Kto pana tak urządził? - zapytał tamten przemywając ranę.
- Pijak... - mrukną Eycke pod nosem - To coś poważnego?
- Owszem... - lekarz uważnie obejrzał ranę w świetle lampy umieszczonej na statywie - Ma pan ranę pomiędzy kością a gałką oczną. Jest dość głęboka, a do tego część powieki została oderwała... Czym ten młokos pana uderzył?
- Pięścią...
- Niemożliwe. Musiał mieć coś w ręce. - jeszcze raz przyjrzał się ranie.
- Rzeczywiście! Gdy ten łotr mnie uderzył, poczułem jakieś ukłucie. Zdaje się, że tamten wyjął coś z kieszeni. Może nóż?
- Raczej scyzoryk o krótkim ostrzu.

* * *


- Nie miałem przy sobie noża - stwierdził Klatt podczas rozprawy przed Izbą Karną, która odbyła się 20 marca 1902 r.
- Parę lat temu oskarżony brał udział w bijatyce w lokalu w Siedlcach. - sędzia zajrzał do akt. - W trakcie przesłuchania oskarżony zaprzeczał, jakoby miał przy sobie nóż, ale udowodniono mu, że było inaczej.
- To nie był mój nóż...
- Ale oskarżony zadał nim kilka ciosów... Podobnie jak teraz. Oskarżony niby nie miał nic w ręce, ale od ciosów oskarżonego pan policjant Eycke niemal by oko stracił.
- Ej tam, ciosów.... - skrzywił się Klatt. - Parę razy lekko uderzyłem i to wszystko...
- Jest na to paragraf. - przerwał mu przewodniczący sądu - Kodeks określa to mianem stawianie oporu władzy państwowej, a do tego dochodzi ciężkie uszkodzenie ciała...
- Pijany byłem...
- Pijaństwo nie jest usprawiedliwieniem, ani też okolicznością łagodzącą.
- Nie wiedziałem, co robię. Rozum mnie odjęło... - próbował się usprawiedliwiać, ale niewiele to dało.

Za niebezpieczne zranienie i za stawianie oporu przedstawicielowi władzy państwowej Klatt skazany został na dwa lata więzienia i cztery tygodnie aresztu.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (24)

  • Fajne :)

    • 51 1

  • Więcej, więcej

    W jednej chwili przeniosłem się w czasie, super tekst, po stokroć brawo, brawo!

    • 69 1

  • Więcej!!!!!!!!!

    • 38 2

  • Pizun jak zawsze w formie :)

    • 25 3

  • Super art :)

    • 23 1

  • lobię czytać te artykuły

    szkoda tylko ,ze takie krótkie

    • 25 1

  • (1)

    Ach ci polacy zawsze tyle pili

    • 14 10

    • Ha, ha, to prawda, pradziadzius opowiadal, ze

      jak szturmowal Westerplatte to zalatywalo od pol a czkow wodka na kilometr.

      • 3 11

  • fajnie to by było (1)

    gdyby na starówce można było przejechać się bryczką tak jak jest to w Krakowie czy Warszawie i na owej ilustracji z ulicy Świętego Ducha

    • 8 2

    • byla proba prywatna

      i niewypal straszny. Inna sprawa, ze koles jezdzil w t-shircie i kapeluszu kowbojskim ;)

      • 8 0

  • Ładnie napisane.

    Miła to dnia chwila ;)

    • 21 1

  • (1)

    Może chociaż prokuratura za tamtych czasów była niezawisła i sędziowei też a wyroki nie podpłacone

    • 17 3

    • niezawisly

      Twoj komentarz tez zapewne sponsorowany, propaganda pelna geba.

      • 1 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Którą z tych dzielnic przyłączono do Gdańska najwcześniej:

 

Najczęściej czytane