• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Atak na szofera i "niedorzeczności taryfowe" w komunikacji miejskiej w Gdyni

Jarosław Kus
14 października 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
Najnowszy artykuł na ten temat Ważki jak szarańcza i ślepy Maksym z ZSRR
Autobus gdyńskiej komunikacji miejskiej marki General Motors Truck, kursujący na linii nr "3" do domu zdrojowego w Sopocie. Obok autobusu stoi kontroler biletów. Autobus gdyńskiej komunikacji miejskiej marki General Motors Truck, kursujący na linii nr "3" do domu zdrojowego w Sopocie. Obok autobusu stoi kontroler biletów.

Niedorzeczności taryfowe w komunikacji miejskiej były jedną z tych spraw, które absorbowały mieszkańców Gdyni w 1931 r.



Dziś, "na progu sezonu w branży kolonialnej", odwiedzamy Gdynię. Zupełnie nie przejmujemy się tym, że październik roku 1937 przysparza przykrej niespodzianki w postaci nowego, niezbyt fajnego rozkładu jazdy pociągów.

Nie przeszkadza nam też nieciekawa atmosfera panująca w mieście, w którym rozpoczął się strajk pracowników blacharskich ("strajkujący domagają się przestrzegania ośmiogodzinnego dnia pracy i ustalonych stawek płac").

Na szczęście wszystkie te niedogodności zrekompensuje nam miejscowa kuchnia obfitująca w "tłuste i dobre (...) pomorskie masło" oraz ryby - i to nawet takie, których nadal nie nazwano.

Brak rodzimej nomenklatury owoców morza nie przeszkadza jednak Polakom w nawiązywaniu kontaktów z narodami, które swe ryby już dawno ponazywały. Wśród nich znajdują się Szwecja (która "pragnie silnej Polski na morzu".

Fakt, że Szwedzi wspierają projekt o nazwie MS Polska, to miła odmiana od czasów Potopu*.

Jest też Japonia, która z kolei chce dla Polski budować nowoczesne motorowce.

Do tego międzynarodowego grona dołączają też Amerykanie, mogąc jednak zaoferować gdynianom jedynie... swą obecność na kartach gdyńskiej kroniki wypadków samochodowych.

To dowód na to, że w dziedzinie "salto mortale" i także Polaków wciąż można jeszcze wiele nauczyć.

Ale jesienią roku 1937 w Gdyni dochodzi do wypadków nie tylko komunikacyjnych, takich jak chociażby nieszczęśliwe zdarzenie z udziałem "znanej lekkoatletki" p. Roztockiej, spowodowane brakiem "należytego porządku na boisku" gdyńskiego stadionu miejskiego. Co ciekawe, choć wypadek "wywołuje konsternację na boisku"... w żaden sposób "nie przyczynia się do zaprowadzenia porządku na stadionie". Czyżby Polak wcale nie był mądry po szkodzie?

Lecz to właśnie wypadków drogowych jest coraz więcej, bo rosnąca popularność automobilizmu robi swoje. To nie pierwszy raz, gdy powraca kwestia uporządkowania drogowego chaosu na gdyńskich ulicach: wydaje się, że najlepszym sposobem na to jest uruchomienie sprawnej i niezawodnej komunikacji zbiorowej.

Bo przecież "straszenie szofera" to chyba niezbyt dobre rozwiązanie...

Ważne jednak, by gdyńską komunikację pozbawić wszystkich tych "niedorzeczności taryfowych", które skutecznie zniechęcają ludzi do korzystania z transportu publicznego.

Lecz oprócz promowania transportu zbiorowego warto też postawić na bardziej ekologiczne formy podróżowania: zachęcie do korzystania z rowerów nie może jednak towarzyszyć zgoda na bezkarne korzystanie z cudzej własności...

Rower ma jeszcze tę jedną zaletę, że z jego siodełka znacznie łatwiej dostrzec chociażby "rzadkie zjawisko zorzy polarnej", tym bardziej że przecież "ostatni raz widziano zorzę polarną na naszym wybrzeżu w roku 1931".

"Promieniejącą zorzę przepięknym kolorem amarantu" mogą również obserwować harcerze, pod dowództwem generała Zaruskiego** na pokładzie "Zawiszy Czarnego", przemierzający Bałtyk.

Niestety trudno powiedzieć, czy tyle samo szczęścia mają też uczestnicy "ostatniego tegorocznego rejsu statku "Tannenberg": najprawdopodobniej jednak zajęci strzelaniem z armaty zorzy i tak by nie zobaczyli.

Pożegnanie z fasonem? A nie lepiej na tę okazję zjeść pączek? Z marmoladą...

* - Wojna polsko-szwedzka w latach 1655-1660, którą w swej powieści rozsławił Henryk Sienkiewicz.
** - Mariusz Zaruski (1867-1941) - pionier polskiego żeglarstwa i wychowania morskiego, generał brygady Wojska Polskiego, taternik i współtwórca Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 226 z 30 września 1937 r. i nr 230 z 5 października 1937 r. oraz "Dziennik Bydgoski" nr 225 z 30 września 1937 r. i nr 229 z 5 października 1937 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej oraz Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (25)

  • Już na pierwszy rzut oka widać, że GM to solidna maszyna. Dzięki za świetny artykuł.

    • 0 0

  • Genialny artykuł (1)

    Sama przyjemność. Dzięki ogromne. A z tym szoferem to jazda na maxa, 4 miesiące w zawiasach za strzelanie do bezbronnego, uciekającego przed świrem człowieka.

    • 11 0

    • Teraz lepiej ...

      Teraz nierozpoznalby sie na nagraniu

      • 1 0

  • Zorza Polarna.

    Czyli "globalne ocieplenie" zaczęło się w 1937?

    • 1 0

  • Dzisiaj "opiekunowie" rowerów też się hazardują ale raczej w 7777 no i noski pudrują bo to takie amerykańskie. Każdy złodziej to śmieć.

    • 0 0

  • (1)

    "niezbyt fajny" - skąd ten twór? Co to e ogóle znaczy i z jakiego języka pochodzi

    • 4 4

    • Też zwróciłem

      na ten twór uwagę.

      • 0 1

  • Pan w mundurze obok autobusu niekoniecznie musiał być kontrolerem biletów - mógł być konduktorem w tym pojeździe (1)

    Jeśli były wprowadzone bilety miesięczne, to może i je "kontrolował". Ale jednorazowe - sprzedawał. W Polsce gdzieniegdzie w autobusach pośpiesznych (miejskich) bilety sprzedawano jeszcze w latach 1970-72 ! I robił to konduktor. Na liniach pospiesznych, nie w zwykłych. Zwykły bilet kosztował 1,50 zł, ulgowy 0,50 zł. Ale na autobus pospieszny - 3 zł (nawet na jeden przystanek), a na całą długą trasę - 4 zł. Konduktor sprzedając bilet zaznaczał na polach z mini-cyferkami, od którego do którego przystanku właściciel biletu jedzie. Tak więc przed zakupem trzeba było powiedzieć, na który przystanek się jedzie. Pewnie pod koniec lat 60-tych też tak to działało. I może tak pracował pan ze zdjęcia w latach 30-tych.

    • 4 0

    • Jak byłem w Sankt Petersburgu w 2014 roku to takie konduktorki były jeszcze w tramwajach.

      Po wejściu pasażera do tramwaju od razu podchodziła "babuszka" z biletami. Już dokładnie nie pamiętam ceny, chyba 25 rubli za przejazd.

      • 1 0

  • (1)

    Obecnie niedorzecznością jest to, że cała aglomeracja trójmiejska do tej pory nie ma wspólnej taryfy biletowej. Nawet kraje trzeciego świata nie mają z tym problemów, tylko oczywiście w Polsce, niedasizm.

    • 32 2

    • A moim zdaniem ta wspólna taryfa to absurd i windowanie cen. Jedziesz 5 przystanków u siebie ale dokładasz się jeżdżącym z miasta do miasta. Jedyne co ma sens to maksymalnie uproszczony zakup biletów w lokalnej komunikacji. Płacisz kartą za X przystanków, wyskakuje paragonik z unikalnym kodem QR i dziękuję, dobranoc. Ja chcę tanio i dobrze, a nie jakąś komunę na której upasie się 10 pośredników. Powinno się także dopuścić licencjonowane przewozy pasażerskie busami i dać im możliwość korzystania z przystanków. To uregulowałoby rynek i ceny bardzo szybko bo obecnie wszystko popada w ruinę i źle się skończy.

      • 4 1

  • Tak jak dzisiaj atakuje się przekop mierzei (2)

    Albo tunel pod Świną albo cpk bo to inwestycje niewygodne dla innych krajów - mamy powtórke co kilka lat czy dekad, więc powinniśmy już wiedzieć, o co chodzi tym narzekającym

    • 6 10

    • A czy przez ten przekop przejdzie i dalej do portu w Elblągu, ale bezpiecznie, jednostka o zanurzeniu choćby 1,5 metra ??

      • 3 2

    • tak tak CPK jest okej

      • 2 3

  • Stare autobusy były piękne...

    • 6 1

  • Wtedy chociaż pacjenta szanowali w szpitalu.

    "Doznał złamania dwóch żeber, po opatrzeniu w szpitalu, został odwieziony do domu"
    A teraz? Ze złamaną nogą wystawia Cię na korytarz dostaniesz wypis i Może Pan iść do domu....

    • 11 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak obecnie nazywa się dawny węzeł Leningradzki?

 

Najczęściej czytane