- 1 Pozostałości baterii mającej bronić portu (69 opinii)
- 2 O morderstwie na jachcie i upartej nudystce (31 opinii)
- 3 Tak organizowano Rajd Monte Carlo w Gdańsku (25 opinii)
- 4 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 5 24-letnia Aneta Kręglicka w 1989 roku (97 opinii)
- 6 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. (11 opinii)
27 lat temu Marek Kamiński zdobył biegun południowy
- Biegun, pod wieloma względami, był dla mnie bramą do innego świata - mówi dzisiaj podróżnik Marek Kamiński, który dokładnie 27 grudnia 1995 r. zdobył - jako pierwszy Polak - południowy biegun Ziemi. Wcześniej, w tym samym roku, zdobył biegun północny. Jego wyczyn został zapisany w Księdze Rekordów Guinnessa.
Tekst piosenki Leonarda Cohena
Jak z perspektywy czasu pamięta ten ostatni dzień?
- Dzisiaj dojdę na biegun - tak pomyślałem, gdy się obudziłem - wspomina Marek Kamiński. - Towarzyszyła mi w myślach piosenka "Famous Blue Raincoat" Leonarda Cohena, która zaczyna się od słów "It's four in the morning, the end of December" [Jest czwarta nad ranem, koniec grudnia - dop. red.]. Musiałem mieć wewnętrzną motywację, dlatego czerpałem ze słów, z poezji, piosenek, obrazów filmowych.
A tak w swoich dziennikach polarnik relacjonował moment "ataku" na biegun.
- A więc to dzisiaj. Prawie nie spałem w nocy, od północy do trzeciej leżałem na śpiworze, ubrany, przykryty kurtką puchową, zerkając na wiszący nad głową zegarek, czy to już (...).
Droga jest długa, prawie 38 km, najdłuższy dzienny dystans do przebycia. Planuję wyruszyć o godz. 5 (...).
Smutno mi, czy wszystko, co dobre, musi się tak szybko kończyć. Z powrotem do świata, do hałasu, zgiełku i szamotaniny (...).
1,4 tys. km w 53 dni
Jego samotny "spacer" przez Antarktydę trwał 53 dni. W tym czasie przeszedł 1,4 tys. km, w temperaturze od -12 do -30 st. C., nieustannie towarzyszyły mu białe ciemności i huraganowe wiatry dochodzące do 150 km/h.
Pomimo tych przeciwności Marek Kamiński zapisał się w annałach światowego polarnictwa. Wcześniej, w tym samym roku, razem z Wojciechem Moskalem zdobył też biegun północny. To zapewniło podróżnikowi wpis do Księgi Rekordów Guinnessa.
Brama do innego świata
- Biegun był dla mnie bramą do innego świata, szczególnie ten południowy. Zmienił moje życie na zawsze - przyznaje Marek Kamiński. - Nie wniknąłbym tak głęboko w siebie, nie poznałbym świata, gdyby nie te bieguny. To one pozwoliły mi organizować kolejne wyprawy i przy okazji wpływać na innych ludzi.
Podróżnik uważa, że wszystko, co robi, jest pokłosiem tamtych wypraw. Nawet to, że obecnie jego fundacja realizuje program budowania odporności psychicznej dzieci i młodzieży - Life Plan Academy.
W swoim prywatnym rankingu polarnik właśnie te dwie wyprawy na biegun stawia najwyżej. Na kolejnych miejscach są bieguny zdobyte z Janem Melą oraz wędrówka do miasta Santiago de Compostela.
W roku 1998 ukazała się książka "Moje bieguny. Dziennik z wypraw 1990-1998". W tym roku wyszło nowe wydanie wzbogacone o zapiski z podróży na "trzeci biegun", czyli Santiago de Compostela.
Fragmenty dzienników Marka Kamińskiego z ostatnich dni wyprawy na biegun południowy
22 grudnia (49. dzień wyprawy)
Oczywiście rano słońce zniknęło całkowicie, przyszły chmury i pogoda jest do bani. Znowu nie będzie słońca ani cienia. Do bieguna 154,1 km, możliwe, że jeszcze 4 dni (...) A więc przede mną kolejny, 5. dzień złej pogody (...).
Możliwe, że ze słońcem byłoby przyjemniej i więcej kilometrów, ale czy ma to w końcu aż takie znaczenie. Słońce i przyjemnie to jest na Hawajach, a tu jest Antarktyda. Świat brać trzeba, jakim jest, nie przejmować się, robić swoje (...).
Rozumiem może lepiej Shackletona, który zawrócił na mniej niż 100 mil przed biegunem. 100 mil to bardzo, ale to bardzo daleko, naprawdę (...).
Zadek mam zatarty i od paru dni kłuje, jakbym niósł trociny w kalesonach. Pewnie dlatego, że już od ponad miesiąca nie zmieniałem gatek. Powoli zmieniają kolor i stają się, zresztą wiadomo jakie (...).
I proszę, zrobiłem 27,0 km, a do bieguna zostało 127,1 km. Marku, nie jest źle, jeśli jutro zrobisz 27,1 km, do bieguna zostanie równe 100 km. 100 km do bieguna! Jeśli jutrzejszy dzień się skończy, może, może zostaną jeszcze 3 dni (...).
Nie wiem, skąd wytrzasnąć siły na następne dni, ale trzeba wierzyć i iść. Jak to się dzieje, że jeszcze idę, że potrafię iść cały dzień. Co mnie pcha albo raczej co mnie ciągnie. Ach, jak bardzo chciałbym się dobrze wyspać, tak aby się ani razu w nocy nie zbudzić. Wieczorem zasnąć i rano wstać. Proste, ale tu, gdzie jestem, to niemożliwe.
23 grudnia (50. dzień wyprawy)
Włączam Argos co 2 godziny przez cały dzień, antena wystaje z pulek, wysyłam komunikaty. Chcę przez święta być z Wami, z rodzicami, Anetą, Basią, Dorotą, Ewą i Jurkiem, z Gdańskiem, przyjaciółmi, znajomymi, tymi, którzy o mnie myślą (...).
Czasem lewa stopa przypominała mi o sobie, ale ja starałem się o niej nie pamiętać. Chociaż trudno zapomnieć, kiedy rano i wieczorem zmieniam opatrunki, wygląda na to, że coś zaczyna gnić. Niewesoło to wygląda. Sprawdzam pozycję, przeszedłem prawie 30 km, no nieźle, to jest naprawdę coś. Do bieguna jeszcze 97,9 km (...).
24 grudnia (51. dzień wyprawy), Wigilia
Wigilia Bożego Narodzenia. Noc zimna, ale niezła. Słońca ani widu, ani słychu. Nawet w nocy nie było, bo poczułbym. Na dworze white-out (...).
Ostatnia paczka batoników, czekolady, ostatnia rolka papieru toaletowego, ostatnia butelka paliwa, ostatni film w aparacie. Ostatnie 100 km, wszystko się kończy (...).
A więc doczekałem się, jest Wigilia. Przez cały poranek ani krztyny słońca, za to wiatr duł prosto w twarz. Zakładam maskę, ale mimo to policzki pieką. Nie dość, że nie ma słońca, to ten się przyplątał. Nic specjalnie nie widać, szaro, wieje, chociaż Wigilia mogłaby być lepsza. Ale nie jest, więc się nie przejmuję, tylko idę i sikam na tę pogodę. Tak, sikam dziś dość często, może dlatego, że jest zimniej (...).
Obiecuję sobie dziś wystawną kolację wigilijną, choinkę i prezenty. Kolacja będzie się składać z normalnej porcji: pemmikan, makaron, suszone warzywa i olej sojowy. Do tego dodam makaron z drugiej porcji, zjem jeden batonik i 1/7 tabliczki czekolady. Pomyślę o wszystkich bliskich mi osobach, zaśpiewam kolędę i pójdę spać, bo rano o 6:15 trzeba wstać i ciągnąć dalej (...).
26 grudnia (53. dzień wyprawy)
A więc to dzisiaj. Prawie nie spałem w nocy, od północy do trzeciej leżałem na śpiworze, ubrany, przykryty kurtką puchową, zerkając na wiszący nad głową zegarek, czy to już (...).
Droga jest długa, prawie 38 km, najdłuższy dzienny dystans do przebycia. Planuję wyruszyć o godz. 5 (...).
Co mnie tam czeka? Jest mi tak dobrze, cudownie spokojnie, w zgodzie z całym światem, a co będzie tam? A może tak naprawdę ważne jest, żeby iść i iść, nie cel jest ważny, a droga (...).
Smutno mi, czy wszystko, co dobre, musi się tak szybko kończyć. Z powrotem do świata, do hałasu, zgiełku i szamotaniny (...).
Zycie tu jest proste, każda rzecz i czynność mają swój sens, służą temu, aby przeżyć i żyć, i radować się życiem samym, takim, jakie ono jest. Powoli przychodzi pora, żeby się zbierać w drogę, ten ostatni raz (...).
Opinie wybrane
-
2022-12-27 13:37
Dzięki za artykuł
Warto pamiętać o tak niezwykłych wyczynach naszych Rodaków
- 57 9
-
2022-12-27 11:07
Fajny artykul o fajnym czlowieku. (5)
- 69 23
-
2022-12-28 13:57
tjaaa..
Ciekawe kto mu zdjęcia robił.
- 0 1
-
2022-12-27 13:20
nudy nudy nudy
- 3 13
-
2022-12-27 12:57
Kiedyś żeby zdobyć sławę to trzeba było wynaleźć lek (2)
albo napisać arcydzieło. W latach dziewięćdziesiątych wystarczyło pochodzić po śniegu na biegun a teraz wystarczy wrzucać filmiki na YT i tiktoka
- 12 28
-
2022-12-27 18:20
"wystarczylo pochodzic po sniegu". Kurde no to do dziela! Nawet jeden DOBRY filmik na YT zrob?
Pan maruda sie odezwal.- 8 0
-
2022-12-27 13:47
Parę skleconych linijek tekstu niczym nie różni się od filmiku na YT.
Zawsze sławni byli "twórcy" bezużytecznych dzieł. Zresztą założę się że sam znasz więcej poetów, malarzy i innych darmozjadów niż wynalazców leków :)
- 4 7
-
2022-12-27 12:27
Moje Bieguny
Mam to szczęście, że jako młody adept sztuki drukowanej poznałem Pana Marka przy druku książki "Moje Bieguny" która drukowana była w ówczesnym Wydawnictwie Stella Maris. Jako pracownicy dostaliśmy po egzemplarzu. Książkę mam do dzisiaj. Niezły kawał historii - szacun dla człowieka.
- 48 17
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.