• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Złodziej w bożonarodzeniowy wieczór

Paweł Pizuński
25 grudnia 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
W nieistniejącym już budynku Landeshausu znajdowała się siedziba parlamentu prowincji oraz biura innych urzędów. W nieistniejącym już budynku Landeshausu znajdowała się siedziba parlamentu prowincji oraz biura innych urzędów.

Z kolejnej opowieści o kryminalnym Gdańsku przełomu XIX i XX wieku dowiadujemy się nie tylko tego, że kłamstwo nie popłaca, ale także że praca w Boże Narodzenie nie była czymś niezwykłym.



Był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Urzędnik pocztowy Hintz wyjrzał za okno Landeshausu (gmach już nie istnieje, dziś w tym miejscu jest policyjny parking, na skrzyżowaniu ul. 3 Maja i Nowych Ogrodów zobacz na mapie Gdańska). Ciemno już było, na ulicach śnieg i ani żywej duszy.

Wstał od biurka, zgasił światło w kancelarii i wyszedł na korytarz. Pomyślał, że znów jako ostatni wychodzi z pracy, ale nie - w gmachu był ktoś jeszcze. Cień jakiejś postaci dostrzegł w głębi korytarza. Powłóczysta szata, ociężały krok, jakiś tobołek trzymany oburącz. Myśl niedorzeczna zaświtała mu w głowie: święty Mikołaj? A może raczej jakiś duch nieczysty błąkał się po mieście i ludzi straszył? Może to ta kobieta, która jakiś czas temu wraz z dzieckiem z rozpaczy utopiła się w Motławie?

Tak go to zmroziło, że zamarł na chwilę i ręce do modlitwy złożył, ale zaraz przyszło otrzeźwienie. A która to zjawa straszy śmiertelników w takich chwilach? To raz. Poza tym płeć się nie zgadzała. Duch kobiecy melonika i spodni z pewnością by nie założył. To dwa. No i jeszcze jedno. Nikt nigdy nie słyszał o zjawie, która nuciłaby pod nosem. Marsz żałobny, albo inny, podobny kawałek może i tak, ale przecież nie szlagier z wodewilu.

To nie była zjawa tylko ktoś pałętał się po gmachu. Urzędnik, spóźniony interesant, a może raczej gość z pralni, bo tobołek z ubraniami miał w rękach.

Niemal równocześnie doszli do schodów. Hintz do tych po prawej stronie galerii, jegomość do tych po lewej. Na przestronny hol na parterze też zeszli prawie równocześnie, Hinz przyjrzał się tamtemu trochę lepiej. Czarny melonik, taki sam wełniany płaszcz i spodnie pod kolor. Do tego włosy modnie przystrzyżone, wąs lekko podkręcony, buty tanie, ale zadbane.

Na gońca, czy na kogoś z pralni jegomość mu nie wyglądał, więc pewno urzędnik lub też interesant jakiś. O tak późnej porze? Niemożliwe...

Milcząc doszli do portierni. Recepcjonistka, pani Truda, siedziała tam, gdzie zawsze. W przeszklonym pomieszczeniu opodal wyjścia, na starym, przykrytym kocem fotelu. Przy włączonej lampce coś na drutach robiła.

- Sweterek...? - zagadnął Hintz.
- Czapeczka. Dla wnuka.. - odłożyła na bok robótkę.

Zanim wstała Hinz doszedł do drzwi. Nacisnął klamkę, ale były zamknięte. Zerknął na zegar, który wisiał w holu, nad wejściem na galerię. Aż zaklął w duchu. Było wpół do jedenastej. Znów zasiedział się w pracy, więc pewno żona mu w domu głowę zmyje. Westchnął ciężko i ukradkiem spojrzał na jegomościa. Stał tuż za nim i nawet słowem się nie odezwał, tylko ukradkiem w stronę drzwi wyjściowych zerkał.

  • Wilhelm Alexander Meyerheim urodził się w 1815 r. w Gdańsku. Malował wiejskie pejzaże, miejską architekturę, portrety i ulubione przez siebie konie.
  • Wilhelm Alexander Meyerheim urodził się w 1815 r. w Gdańsku. Malował wiejskie pejzaże, miejską architekturę, portrety i ulubione przez siebie konie.
  • Wilhelm Alexander Meyerheim urodził się w 1815 r w Gdańsku. Malował wiejskie pejzaże, miejską architekturę, portrety i ulubione przez siebie konie.


- Otworzy nam pani? - zapytał Hinz z uśmiechem. Trochę poniewczasie, bo ta szła już w ich stronę z pękiem kluczy.
- Co nie mam otworzyć... - podeszła, wybrała właściwy klucz i umieściła go w zamku - Panu zawsze, panie Hintz... - dodała, okiem mrugnęła i otworzyła drzwi.

Hintz nawet się nie poruszył. Nawet pół kroku nie zrobił. Chciał na odchodnym coś miłego kobiecie powiedzieć, bo to święta przecież, a tu nagle ktoś go lekko w plecy trącił.

- Przepraszam.... - rzekł jegomość, który stał za nim, doszedł do drzwi i tyle go było widać.
Jak piskorz przez uchylone drzwi się prześliznął i już go nie było. Tylko oddalające się kroki na dziedzińcu było słychać.

- A temu co się tak spieszy? - mruknął pod nosem.
- Święta panie, to i każdemu do domu spieszno.

Racja! On też dawno już powinien być z rodziną... Odwrócił się na pięcie i prawie wyszedł, ale coś go tknęło. Nie w pełni uświadomione podejrzenia sprawiły, że zatrzymał się w pół kroku.

- A tamten to kto był? - zapytał wskazując oddalającą się postać.
- A bo ja wiem? - pani Truda rozłożyła ręce. - Myślałam, że z panem przyszedł
Hintz skinął głową i wyszedł na dziedziniec przed Landeshausem. Spojrzał przed siebie. W świetle latarni ulicznej dostrzegł jak tamten doszedł do ulicy i skręcił w stronę miasta. Widać spieszyło mu się, bo biegł niemal, a przecież na wilgotnym śniegu pośliznąć się łatwo. Dokąd on tak pędzi? - zadumał się i kalkulować zaczął. Jegomość urzędnikiem być nie mógł, to pewne. Inaczej kobieta w portierni pamiętałaby by go przecież. Spóźniony interesant? Też nie. Landeshaus od godziny był wszak zamknięty. Goniec? Jako się rzekło na takiego gość nie wyglądał. Pracownik pralni? Wykluczone!

Jeśli wcześniej Hintz miał tylko podejrzenia, tak teraz zyskał pewność. Gość, jeśli nie był szpiegiem, to przynajmniej złodziejem. Wcisnął kapelusz na oczy i pobiegł za nim.

* * *


Dopadł tamtego, gdy dochodził do budynku Dworca Głównego. Pewnie myślał, że koło Błędnika lub przy wejściu na perony zgubi ewentualny pościg. Wpadł jednak we własne sidła, bo na placu przed dworcem zawsze stał jakiś policjant i teraz też jeden się znalazł. Na żądanie Hintza zatrzymał mężczyznę i poprosił o papiery. Tamten zaczął coś kręcić: raz mówił że na pociąg się spieszy, a później, że żonka na niego czeka. Odgrażać się nawet zaczął, ale przyciśnięty do muru, od razu z tonu spuścił. Pokazał papiery, a później też i to, co miał w rękach. W tobołku było sześć marynarek, kapelusz, kilka koszul i parę innych rzeczy, a gdy gość kurtkę rozpiął, wypadło z niej jeszcze kilka ręczników i kwitariusz będący własnością landrata.

***


- I co pan szanowny na to? - zapytał niższy urzędnik prokuratury Zaleski, którego nazajutrz rano z magistratu ściągnięto.Tamten zmieszał się, ale tylko na moment, bo zaraz odzyskał rezon.
- Od pewnego starca w podarunku dostałem... - wycedził.
- Co pan bredzi, panie ... - Zaleski zerknął do papierów, które tamten mu podsunął. - Panie Bieletzky. Sądzę, że raczej ukradł pan to wszystko.
- No wie pan... - oburzył się tamten i pokraśniał na twarzy. - Nigdy nie dopuściłem się kradzieży. Jeśli pan znajdzie tego człowieka, to z pewnością poświadczy, że mówię prawdę.
- Doprawdy? - Zaleski spojrzał na niego z politowaniem. - A gdzie miałbym go szukać?
- Nie wiem. Nie zostawił adresu... - rozłożył ręce i uśmiechnął się cokolwiek bezczelnie. - O ile znam się na prawie, zadaniem policji i prokuratury jest dowieść mi winę, więc niech pan lepiej zacznie go szukać. Jeśli człowiek ten powie, że zmyślam to sam zażądam dla siebie najwyższej kary - zadarł głowę z godnością.
- Bardzo szlachetnie z pańskiej strony... - Zalewski odparł kąśliwie - Dobrze byłoby jednak, gdyby opowiedział pan wszystko od początku... i niech pan daruje sobie te wytwory fantazji.
Bielecki poprawił się w krześle, wydobył z kieszeni cygaretkę i zapalił.
- No więc, jak mówiłem już tamtym z policji, na Neugarten spotkałem jakiegoś starca, Poprosił mnie, bym pomógł mu nieść pakunek z jakimiś rzeczami. Obaj weszliśmy do Landeshausu i tamten nagle gdzieś zniknął.
- Zniknął?
- Właśnie... - wzruszył ramionami - Odebrał ode mnie pakunek, poprosił, bym zaczekał chwilę i jakby w powietrzu się rozpłynął. Zostawił mnie na schodach, później jednak zjawił się ponownie i wręczył mi te rzeczy - wskazał na tobołek.
- Która to była godzina?
- Nie mam pojęcia. Późny wieczór był... Tego jestem pewien. - zaciągnął się - Kiedy starzec dawał mi te rzeczy, zrobiło się spore zamieszanie i nawet nie zauważyłem, kiedy zniknął... - wypuścił z ust gęsty obłok niebieskawego dymu. - Nie bardzo wiedziałem, co z tym tobołkiem zrobić, więc kiedy wychodziłem z gmachu, chciałem zapytać tę kobietę w portierni, ale zapomniałem z tego wszystkiego...
- Ojej... To niedobrze - Zaleski zrobił zatroskaną minę i pokiwał głową niby to ze zrozumieniem. - Pechowiec z pana.
Bielecki znów się zmieszał.
- Nie wierzy mi pan?
- Ja może i tak, ale czy jakiś sąd w takie brednie uwierzy, w to wątpię - wstał z krzesła. - Niech pan coś lepszego wymyśli - dodał z uśmiechem i wyszedł, by zaraz potem spisać protokół.

* * *

Kupiec Johannes Bieletzky nie skorzystał z rady, jaką dał mu Zaleski. 8 lutego 1902 r. powtórzył przed sądem to, co wcześniej opowiadał na policji. Wątpliwe, by któraś z obecnych na rozprawie osób mu uwierzyła. Na pewno nie przewodniczący Izby Karnej, który nazwał jego opowieść bezczelnym łgarstwem.

- Gdyby oskarżony nie kręcił bezwstydnie i przyznał się do winy, sam wnosiłbym o złagodzenie kary. Wziąłbym pod uwagę fakt, że oskarżony pochodzi z dobrego domu i że jako ochotnik przez rok służył w grenadierach. Przymknąłbym nawet oko na to, że był już pan karany grzywną za sfałszowanie dokumentu. Jednak wobec tak niecnych kłamstw zaostrzę karę.... - wstał i uroczystym tonem ogłosił wyrok. - Uznaję pana, panie Bieletzky winnym pospolitej kradzieży i skazuję na dziewięć miesięcy więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (29) 1 zablokowana

  • (1)

    Piekna zabudowa starego Gdanska na pocztowce teraz jest parking hehe

    • 59 2

    • Trafna

      uwaga. Tylko po co to ,,hehe'' na końcu? Czyżby cieszył Cie obecny stan rzeczy?

      • 3 1

  • Wspaniała historia.

    Więcej takich! I zdjęć dawnego Gdańska!

    • 51 3

  • można było przywrócić Gdańsk do stanu sprzed zniszczeń (5)

    małymi kroczkami, budynek po budynku. turystów z forsą byłoby 5x tyle, oni nie przyjeżdżają oglądać Krewetki...

    • 86 7

    • Starówki, stare miasta, historyczne dzielnice... (1)

      żyją przez setki lat, a im starsze tym więcej w nich życia. nowe budownictwo w bardzo krótkim czasie zamienia się w slumsy i getta, architektura "na chwilkę". u nas wszystko trzeba zgnoić i na siłę uwspółcześnić.

      • 24 7

      • Mieszkam

        w takim gdyńskim gettcie ale się wynoszę tu nie ma czym oddychac i sami zadłużeni lokatorzy , wzięli siły na zamiary i klapa !!!!!!

        • 15 4

    • Daj przykład, w którym miejscu na świecie tak się dzieje. Przecież to chore i nieracjonalne. Nie jesteśmy przecież aż tak konserwatywnym społeczeństwem, zapatrzonym jedynie w "świetlane" czasy minione. Nie utwierdzajmy się w mitach o cudownych latach dwudziestych i trzydziestych. Jak sprawdzisz na starych pocztówkach widok na Złotą Bramę od strony Długiego Targu, to zobaczysz koszmarne kamieniczki. Jeszcze nigdy Droga Królewska nie wyglądała tak imponująco jak dzisiaj. Doceńmy to. Nie zamieniajmy jednak Gdańska w skansen. Ograniczmy rekonstrukcyjne zapędy do Głównego Miasta. Dla pozostałej części zostawmy bardziej praktyczną zabudowę. Współczesne obiekty użyteczności publicznej powinna cechować funkcjonalność i dostęp do światła dziennego. Historyzujące style architektoniczne słabo się do tego nadają. Beton, szkło i metal to świetne materiały. Równie ciekawe jak kamień, cegła, drewno i słoma. Mam ogromny żal, że nie udało się ocalić Cristalu i biurowca BPBK w ich pierwotnych formach. Za chwilę zburzymy "Olivię" lub nadamy jej nowy kształt. Dzisiaj, w pierwszej kolejności zadbajmy o to, co jeszcze jest oryginałem i naszym wkładem w rozwój naszego miasta.

      • 8 8

    • marzenia (1)

      Teraz zamiast pięknej starej zabudowy oglądają czarny bunkier który ją zasłonił.

      • 4 1

      • I jeszcze próbują wmówić, że ten czarny bunkier to arcydzieło. Ot, taka współczesna estetyka.

        • 5 1

  • W całej Europie starówki się rozbudowuje i powiększa. (5)

    Niestety pan Budyń ma inną wizję.

    • 47 11

    • budyń nie jest samodzielny, on tańczy jak mu grają. (1)

      podobnie jego elektorat

      • 16 6

      • Tak samo jak elektorat pisu

        ślepo zapatrzony w Jarosława...

        • 9 9

    • to wyleci w końcu na kopach!

      • 11 4

    • Sen

      Budynia to mieszkania , mieszkania dużo mieszkań ale dla siebie !!!!!!!

      • 21 3

    • Sam się wybrał?

      • 3 1

  • Z palca (3)

    Jak już ktoś napisał przy poprzednim materiale: "wysłane z palca".

    • 11 13

    • dodaj jeszcze, ż ektoś strzelał z ucha :P

      i że masz dziary.

      • 8 0

    • Chyba z twojego

      dwudziestego pierwszego palca ;)

      • 3 0

    • Ale urocze!!!!!!!

      • 0 0

  • że praca w Bożego Narodzenie?

    że praca w Bożego Narodzenie?

    • 6 1

  • tessa

    nie jestem rodowitą gdańszczanką, ale takie opowiastki z przyjemnością czytam; pochwalam ten pomysł; serdeczne pozdrowienia dla autora :-))

    • 15 3

  • Pytanie (1)

    Na początku opowiadania jest informacja o utopieniu się jakiejś matki z dzieckiem. Jest gdzieś jakaś szczegółowa informacja albo opowieść o tym incydencie ?

    • 15 1

    • Owszem. Zdarzyło się to we wrześniu 1901 r.
      Pozdrowienia.

      • 4 1

  • Popieram

    przywrócić architekturę Gdańska sprzed 1945 roku - odbudować piękne Główne Miasto w miejsce byle jakiej, często prowincjonalnej, zabudowy powojennej i rewitalizować to, czego jeszcze nie zdążono wyburzyć. Dawna gęstość zabudowy nie będzie przeszkadzać, jeżeli będą podziemne parkingi.

    • 9 0

  • Nawet Ebenezer Scrooge dawal w ten dzien wolne.

    • 2 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Ilu mieszkańców zamieszkiwało Wolne Miasto Gdańsk w 1920 r.?

 

Najczęściej czytane