- 1 Dzielnica z ciekawą historią i starą wystawą (22 opinie)
- 2 Wieczny kłopot z dzielnicami: "na" czy "w" (488 opinii)
- 3 Zamiast Rębiechowa lotnisko na morzu (227 opinii)
- 4 Nowe ściany starej kawiarni na Aniołkach (70 opinii)
- 5 Tajemnicza baszta zostanie otwarta (71 opinii)
- 6 15 lat temu otwarto powiększoną galerię Klif (140 opinii)
Trójmiejscy partyzanci "Łupaszki"
Od ubiegłego roku Instytut Pamięci Narodowej przygotowuje się do poszukiwania grobu Danuty Siedzikówny "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka", podkomendnych majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", straconych w gdańskim więzieniu w 1946 r. Niedawno prasę obiegła informacja o pojawieniu się ważnego dokumentu, który umożliwi lokalizację miejsca pochówku bohaterów.
Po przybyciu major Szendzielarz podporządkował się w strukturach organizacyjnych ostatniemu komendantowi okręgu wileńskiego AK, podpułkownikowi Antoniemu Olechnowiczowi ps. "Pohorecki" (1905-51), który realizował wytyczne generała Stanisława Kopańskiego, szefa sztabu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Olechnowicz mieszkał w tym czasie w Gdyni przy ul. Czołgistów (dziś al. Marszałka Józefa Piłsudskiego).
Zgodnie z decyzjami podjętymi przez "Pohoreckiego" i "Łupaszkę", wileńska organizacja AK przeszła do bardziej zakonspirowanej formy walki podziemnej. Oprócz sabotażu i dywersji dużą rolę miała odgrywać akcja propagandowa.
Pieniądze miały zdobywać uzbrojone patrole dywersyjne. Partyzanci rozproszyli się i ukryli w potoku repatriantów. Pozostawali ze sobą w kontakcie i mieli do dyspozycji lokale konspiracyjne tzw. "meliny". Zygmunt Szendzielarz często korzystał z lokalu przy ul. Liczmańskiego w Oliwie.
W listopadzie 1945 r. doszło do spotkania w jednej z restauracji w Oliwie przy ul. Grunwaldzkiej, w którym wziął udział major. W grupie dawno nie widzianych towarzyszy broni, przy alkoholu, zaczęły się wspominki i śpiewanie partyzanckich pieśni. Nie spodobało się to przebywającym w lokalu żołnierzom Ludowego Wojska Polskiego. Wybuchła sprzeczka, ktoś wezwał patrol wojskowy, który aresztował uczestników spotkania.
Na szczęście wojskowi nie zorientowali się, że aresztowali jednego z najbardziej poszukiwanych ludzi przez radzieckie i polskie służby specjalne. Wszyscy uczestnicy spotkania szybko znaleźli się na wolności.
Walnie przyczynił się do tego strój samego "Łupaszki", który - jak wspomina świadek - "zwracał uwagę wyjątkowym niedopasowaniem i niechlujnością. W obszernych, za dużych spodniach majora zmieściłby się jeszcze jeden człowiek jego postury. Z kolei kusa, wyświechtana na połach i łokciach marynarka wyglądała jak zdjęta z młodszego brata. Obrazu dopełniały buty, które wyglądały nie tylko jak gdyby nigdy nie widziały nie tylko szewca, ale i szczotki do butów".
Po tym zdarzeniu major Szendzielarz uznał, że Trójmiasto jest zbyt niebezpieczne i zakamuflował się w majątku w okolicach Sztumu.
Patrole w akcji
Zorganizowane patrole dywersyjne "Łupaszki" zaczęły działać na terenie Trójmiasta. Pierwszym z nich dowodził Feliks Selmanowicz "Zagończyk" (1904-46). Dowódcą drugiego był Józef Bandzo "Jastrząb" (1923). Trzecią grupę prowadził znany z odwagi i zdecydowania Zdzisław Badocha "Żelazny" (1923-46).
Główną bazą patrolu "Zagończyka" był Sopot. Lokale konspiracyjne w kurorcie mieściły się przy ul. Mickiewicza 45, w mieszkaniu Leszka Krzywickiego ps. "Leszek". Tu mieściła się "drukarnia" wileńskiej brygady. Dzięki będącemu w posiadaniu partyzantów powielaczowi produkowano tam m.in. ulotki i odezwy, które potem rozrzucano w różnych miastach Polski.
Przy ul. Mickiewicza 27 z kolei mieszkał Mikołaj Sprudin pracujący w przedsiębiorstwie Film Polski. Wyrabiał on dla żołnierzy "Łupaszki" zdjęcia dowodowe, które potem wklejano do podrobionych dokumentów.
Kolejne lokale konspiracyjne znajdowały się również w mieszkaniu państwa Wasiłojć przy ul. Grunwaldzkiej 25 i w mieszkaniu Tadeusza Wazgo "Tadzika" przy ul. Wybickiego.
Akcji ekspriopiracyjnych, jak nazywano zdobywanie pieniędzy dla oddziału, dokonywano nie tylko w Trójmieście, ale i na całym Pomorzu i Warmii. Ruchliwość, szybkość i nieprzewidywalność sprawiały, że partyzanci z patroli dywersyjnych stali się solą w oku UB. Zabierając pieniądze na miejscu akcji pozostawiano pokwitowania sygnowane podpisem "Łupaszki". Rekwirowano nie tylko pieniądze, ale i samochody, w których przebijano numery i przemalowywano tablice rejestracyjne, a czasami zmieniano kolor pojazdu.
Towarem deficytowym była broń. Rozbrajano milicjantów, wojskowych i urzędników państwowych, którzy nosili ją przy sobie.
Skoku na urząd pocztowy przy ul. Armii Czerwonej (obecnie ul. Opata Jacka Rybińskiego) w Oliwie dokonano 16 marca 1946 r. "Jastrząb" zabrał wówczas 80 tysięcy złotych. Z miejsca akcji "łupaszkowcy" odjechali samochodem wcześniej "zarekwirowanym" we Wrzeszczu.
W Sopocie 21 marca 1946 r. patrol pod dowództwem "Jastrzębia" napadł na sklep Polskiego Monopolu Spirytusowego przy ul. Rokossowskiego 37 (Bohaterów Monte Cassino). W wyniku tej akcji zarekwirowano 400 tysięcy złotych, na miejscu pozostawiono pokwitowanie następującej treści: "Zabrano z Monopolu Spirytusowego 350 tysięcy i z szuflady 50, razem 400 tysięcy. Dowódca oddziałów partyzanckich Łupaszko".
Sześć dni później podczas rekwizycji w urzędzie pocztowym we Wrzeszczu przy ulicy Grunwaldzkiej, gdzie zarekwirowano 10 tysięcy złotych, doszło do tragedii. "Jastrząb" wspominał to tak: "Kasjer zmartwił się, że nie ma żadnych świadków, ale powiedziałem mu, że wystawimy pokwitowanie, a nasze pokwitowania są już znane. Niedużo było tych pieniędzy, ale jak wyszliśmy, kasjer wybiegł za nami i zaczął krzyczeć: "Bandyci!". Podczas odwrotu uciekający przypadkowo natknęli się na patrol wojskowy, który chciał ich wylegitymować. Rozpoczęła się strzelanina podczas której jeden z partyzantów Zdzisław Fijałkowski "Pędzelek" został ranny. Uciekając schronił się w ruinach kamienicy na rogu ul. Słowackiego i Staszica i stamtąd się ostrzeliwał. Kiedy skończyła mu się amunicja, ostatnim pociskiem popełnił samobójstwo.
Podczas akcji 31 maja w sopockiej dyrekcji Lasów Państwowych zarekwirowano 300 tysięcy złotych.
Aresztowania, ucieczki, egzekucje
W kwietniu oddziały "Łupaszki" rozpoczęły działania w Borach Tucholskich, a w Trójmieście zrobiło się niewesoło. Aresztowana została Regina Żylińska-Mordas "Regina", łączniczka majora Szendzielarza. "Regina" poddała się podczas przesłuchań i zaczęła mówić. Co więcej: została agentką UB i po kilku tygodniach została wypuszczona z więzienia.
Rozpoczęły się aresztowania. 7 lipca, o 1.15 w nocy, do drzwi drukarni przy ul. Mickiewicza 45 zapukali UB-ecy z pepeszami. Zatrzymali Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" i Leszka Krzywickiego "Leszka". W ciągu tygodnia na ul. Mickiewicza i w innych miejscach w ręce ubowców wpada wielu członków akowskiej konspiracji.
Aresztowania spowodowały, że partyzantka "Łupaszki" w Borach Tucholskich znalazła się bez łączności z dowództwem, bez zaplecza legalizacyjnego, finansowego i medycznego.
Partyzanci szukali kontaktu z dowództwem. Z misją do Trójmiasta 13 lipca wyruszyła Danuta Siedzikówna "Inka" (1928-46), 18-letnia sanitariuszka leśnego oddziału. Zostaje aresztowana 19 lipca o godz. 3.30 w nocy, w mieszkaniu sióstr Mikołajewskich we Wrzeszczu.
Podczas śledztwa "Inka" była torturowana, bita i poniżana. Do jej celi wpuszczano żony ubeków, którzy zginęli lub zostali ranni podczas walk z oddziałem "Łupaszki".
Mimo to śledczy z UB nie zdołali jej skłonić do mówienia.
Proces "Inki", który odbył się w Sopocie, był ponurą farsą. 3 sierpnia Danuta Siedzikówna została skazana na śmierć. Taki sam wyrok został wydany na Feliksa Selmanowicza, który podjął nieudaną próbę ucieczki z więzienia.
Jedynym ratunkiem mogła być prośba o łaskę do prezydenta Bolesława Bieruta, który zresztą lato 1946 r. spędzał w Sopocie. "Inka" odmówiła podpisania prośby, podpisał ją jedynie Jan Chmielowski, adwokat z urzędu. Bierut nie skorzystał jednak z prawa łaski.
W swoim ostatnim grypsie do siostry, "Inka" napisała: "Powiedzcie babci, że zachowałam się jak trzeba".
W zakładzie karno-śledczym przy ul. Kurkowej wyroki śmierci wykonywano w piwnicy. W niewielkiej sali o powierzchni dwóch pokoi w rogu stał stolik dla prokuratora. We wnęce z nieotynkowanej cegły zamontowano słupki o wysokości ok. 1,30 m., do których przywiązywano skazańców. Posadzka wykonana była z czerwonych kafli. Jej środkiem biegł rowek na spływającą krew.
O godz. 6.15 rano, 28 sierpnia, na sześć dni przed swoimi 18 urodzinami, "Inka" weszła do sali egzekucyjnej. Wraz z nią na egzekucję wprowadzany został Feliks Selmanowicz "Zagończyk". Oboje odmówili zawiązania im oczu opaską.
W drzwiach pomieszczenia stało kilkunastu ubeków, którzy przyszli specjalnie, żeby zobaczyć egzekucję. Wyzywali i lżyli skazanych. Prokurator wojskowy Wiktor Suchocki odczytał wyrok i wydał komendę: "Po zdrajcach narodu polskiego, ognia !". Siedzikówna krzyknęła: "Niech żyje Polska!". Seria z dziesięciu pepesz powoduje, że skazani osuwają się na podłogę. "Inka" wciąż żyje. Dowódca plutonu porucznik Sawicki dobija ją strzałem w głowę.
Oddziały "Łupaszki" pozostały na Pomorzu do listopada 1946 r. Część z nich połączyła się miesiąc wcześniej z 6 Brygadą Wileńską na Białostocczyźnie. Resztki oddziałów walczyły jeszcze do 1952 r. Major Zygmunt Szendzielarz i podpułkownik Antoni Olechnowicz zostali zamordowani w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie 8 lutego 1951 roku. Szczątki majora Szendzielarza zostały w ubiegłym roku odnalezione i zidentyfikowane na tzw. kwaterze na łączce Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.
W opracowaniu tego tekstu korzystałem z:
Dariusz Fikus: Pseudonim "Łupaszka": z dziejów V Wileńskiej Brygady Śmierci i Mobilizacyjnego Ośrodka Wileńskiego Okręgu AK,
Anna Kołakowska, U boku "Łupaszki". Rozmowa z por. Józefem Bandzo "Jastrzębiem",
Piotr Niwiński, "Łupaszka" w Sopocie
Piotr Szubarczyk, Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba ...Danuta Siedzikówna "Inka",
Tadeusz Wolsza, Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje.
Opinie (203) 10 zablokowanych
-
2014-06-05 22:17
No faktycznie bohaterzy napadający na Urzedy Pocztowe
co komu zawiniły urzedy pocztowe? Parodia. Jak można do czegoś takiego dorabiać jeszcze jakieś ideologie wzniosłe...
- 42 39
-
2014-06-05 17:23
Prosty kasjer miał rację (2)
Gdy krzyczał za nimi "Bandyci!"
Zagubieni w otaczającej ich rzeczywistości. Idole dzisiejszej roszczeniowej GUANiarzerii, która tylko narzeka na rząd, zamiast z pokorą stawiać samodzielne i mądre kroki, dziś małe, a za parę lat większe. Wielcy konspiratorzy, co to sobie popili i zaczęli w knajpie przy obcych wspominki z AK i pieśni... Komuna była ohydna, ale ten szum o tzw. żołnierzy wyklętych, a w rzeczywistości zwykłą banditierkę ukrytą pod wzniosłym hasłem, nie mającą niczego wspólnego z prawdziwymi żołnierzami, jest stanowczo przesadzony. Jak to w Polsce - ze skrajności w skrajność.- 97 157
-
2014-06-05 21:46
Chciałbym żebyśmy dożyli czasów, w których każdy wygadany jełop zachowałby swoje wynurzenia dla siebie zamiast się z nimi dzielić z innymi.
- 5 16
-
2014-06-05 21:16
tata ubek "wyjaśnił" i on "wie".
- 28 24
-
2014-06-05 16:33
Kazdy ma naturalne i niezbywalne prawo do zmarnowania sobie zycia... (1)
- 72 88
-
2014-06-05 21:44
Marnowali swoje życie żeby taki matoł mógł publicznie pisać co mu ślina na język przyniesie.
- 26 21
-
2014-06-05 21:15
dobry artykuł
dzieki Tomek ;)
- 29 37
-
2014-06-05 20:11
szkoda tych ludzi. A ubowskie pomiotlo zyje sobie dobrze, dlugo i zdrowo...
- 119 47
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.