• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tragiczny finał konfliktu między oficerami

Michał Lipka
18 grudnia 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Historia kadry oficerskiej polskiej floty pełna jest czynów chwalebnych, ale na jej kartach są i takie, które przynoszą wstyd. Jednym z nich jest konflikt między komandorem Bogusławem Krawczykiem a admirałem Jerzym Świrskim. Dla młodszego z oficerów zakończył się on tragicznie...



Bogusław Krawczyk urodził się 15 maja 1906 roku. Po ukończeniu gimnazjum chciał studiować na Politechnice Warszawskiej, ale ostatecznie, głównie za namową brata, rozpoczął edukację w Oficerskiej Szkole Marynarki Wojennej, gdzie dał się poznać jako osoba o licznych uzdolnieniach i talentach. Znalazło to zresztą potwierdzenie w roku 1928, kiedy to ukończył szkołę z I lokatą, otrzymując z rąk prezydenta Ignacego Mościckiego szablę prymusa.

Po stażu we Francji młody podporucznik dostał skierowanie do Flotylli Pińskiej, a w roku 1931, po awansie na porucznika, ponownie skierowany został do Francji na specjalistyczne kursy w Szkole Floty Podwodnej w Tulonie.

Przez kolejne lata porucznik Krawczyk służył na poszczególnych okrętach wchodzących w skład Dywizjonu Okrętów Podwodnych. W 1936 roku awansował na kapitana marynarki oraz objął stanowisko zastępcy dowódcy na ORP "Wilk".

Z powodu wcielenia do linii dwóch nowych okrętów podwodnych OORP "Orzeł" i "Sęp" w Dywizjonie doszło do licznych przetasowań kadrowych, dzięki którym w marcu 1939 roku Krawczyk obejmuje dowództwo "Wilka".

Podczas kampanii wrześniowej "Wilkowi" przypadł rejon operacyjny, w którym silnie działało nieprzyjacielskie lotnictwo i jednostki zwalczające okręty podwodne. Warto tu podkreślić niezwykła postawę kapitana Krawczyka, który swym zachowaniem podtrzymywał załogę na duchu, dbając przy tym o wysokie morale. Jako jedyny "Wilk" meldował się o wyznaczonych porach i kwitował odbiór rozkazów. Podczas niezwykle ciężkich 12 dni polskiej załodze udało się postawić zagrodę minową i ujść cało z licznych ataków nieprzyjacielskich.

Wobec kolejnych uszkodzeń okrętu z polskiego dowództwa nadszedł rozkaz zezwalający Krawczykowi albo na internowanie w którymś z neutralnych portów, albo też podjęcie próby przebicia się do Anglii. Ambitny dowódca nawet przez chwilę nie zastanawiał się, którą opcję wybrać i od razu zdecydował o podjęciu rejsu do Anglii. Swój ostatni meldunek po przejściu cieśnin duńskich zakończył słowami: "Niech żyje Polska!". Po długim i pełnym niebezpieczeństw rejsie kapitan Krawczyk wprowadził "Wilka" do brytyjskiego portu. Na dowódcę i załogę spadł deszcz odznaczeń, tak polskich, jak i angielskich. Niebawem też doszło do spotkania załóg z OORP "Wilk" i "Orzeł" z kontradmirałem Świrskim, podczas którego doszło do pierwszego zgrzytu.

Admirał Jerzy Świrski to jedna z najważniejszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii polskiej floty. Dziś przyjęta i kreowana przez niego taktyka rozwoju polskiej marynarki wojennej ma tyle samo przeciwników co zwolenników. Często padają pytania o celowość budowy dużych okrętów typu "Orzeł" czy "Grom" dla tak zamkniętego i niewielkiego morza, jakim jest Bałtyk. I choć koncepcje admirała zakładały, że będą one odpowiedzialne za przecinanie dalekich szlaków morskich ZSRR, to wojna szybko i negatywnie zweryfikowała te założenia.

Podczas kampanii wrześniowej Świrski wraz z najbliższymi oficerami (a przy tym i ich rodzinami i dobytkiem) przez Rumunię przedostał się do Francji, a następnie do Anglii, gdzie decyzją Naczelnego Wodza objął na nowo swe obowiązki dowódcy floty. Oficerowie marynarki ocenili to negatywnie.

Gdy więc w grudniu 1939 roku wraz z generałem Sikorskim przybył na spotkanie z załogami okrętów podwodnych, doszło do znamienitego zdarzenia - dowódcy, mimo kilkukrotnego namawiania ich przez Naczelnego Wodza, odmówili podania ręki admirałowi Świrskiemu. Wyrazili w ten sposób swą dezaprobatę do jego działań: uważali Świrskiego za uciekiniera, który pozostawił swych marynarzy, a samemu, z całym dobytkiem i rodziną, bezpiecznie się ewakuował.

Admirał potraktował to jako osobistą zniewagę.

W tym czasie kapitan Krawczyk poprowadził "Wilka" na kilka patroli, które za każdym razem kończyły się wizytami w stoczni. Już wtedy dał się wyczuć rozdźwięk między załogą a dowódcą. Marynarze i oficerowie chcieli obsadzić pełnowartościowy okręt, natomiast kapitan Krawczyk starał się ze wszelkich sił bronić "Wilka", którego uważał za skrawek ojczyzny.

3 maja 1940 roku Krawczyk dostał awans na stopień komandora podporucznika i wyruszył do Szwecji z misją przyprowadzenia do Wielkiej Brytanii internowanych tam polskich okrętów podwodnych. Misja skończyła się niepowodzeniem, głównie ze względu na niechętne nastawienie władz szwedzkich. Admirał Świrski oskarżył jednak o niepowodzenie komandora Krawczyka, dodatkowo zarzucając mu niepanowanie nad załogą (faktycznie, podczas nieobecności komandora, część załogi "Wilka" wdała się w konflikt z żandarmerią).

Niebawem na Krawczyka spadł kolejny cios: zapadła bowiem decyzja, że "Wilk" stanie się okrętem ćwiczebnym, przesuniętym do rezerwy.

Czarę goryczy przelał rozkaz admirała Świrskiego, który rozkazywał Krawczykowi zdać swe obowiązki i udać się na dłuższy pobyt do Londynu.

Wobec coraz to nowych problemów i braku jakiegokolwiek zrozumienia czy chęci pomocy ze strony dowództwa, komandor Krawczyk zdecydował się na dramatyczny krok - w wieku zaledwie 35 lat strzałem z pistoletu odebrał sobie życie.

Był to szok nie tylko dla polskich marynarzy. Pogrzeb tego wybitnego oficera był wielka manifestacją uczuć, jakimi nie tylko Polacy, ale i marynarze z innych flot darzyli polskiego oficera.

Sprawa miała dalszy ciąg. Naczelny Wódz, generał Sikorski, podjął decyzje o odwołaniu ze stanowisk szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej RP, wiceadmirała Jerzego Świrskiego i jego zastępcy, komandora Karola Korytowskiego. Admirałowi zarzucono brak odpowiedniej polityki kadrowej oraz brak ustosunkowania się do problemów uposażeniowych załóg okrętowych.

W miejsce odwołanego Świrskiego Sikorski powołał komandora Tadeusza Podjazd-Morgensterna. Ale Świrski się nie poddał: odwołany admirał poprosił o pomoc... Anglików. Była to rzecz niespotykana w Wojsku Polskim, a jednak interwencja okazała się skuteczna. Do dziś dnia nie wiadomo, jakich argumentów użyli Anglicy, by przekonać generała Sikorskiego do zmiany decyzji. Nie mniej jednak wiceadmirał Świrski wrócił na swoje stanowisku, a komandor Morgenstern został jego zastępcą. Aczkolwiek nie na długo: po tragicznej śmierci Naczelnego Wodza wiceadmirał Świrski odzyskał swą dawną pozycję, pozbywając się Morgensterna i przywracając na swe dawne stanowisko komandora Korytowskiego.

Po raz kolejny niestety polityka i osobiste ambicje były ponad dobro zwykłych marynarzy.

Opinie (44) 3 zablokowane

  • Rozkaz to rozkaz. (3)

    A Polska jest jedna.

    Niebawem nadejdzie Pan Jezus i nastapi Z-Martwych-Wstanie.

    Allelujah!

    • 14 41

    • Jeszcze nie teraz

      Mam sasiadow wierzacych w Jahwe i nic o obecnym koncu swiata nie wiedza.Musisz Salamonie uzbroic sie w cierpliwosc.

      • 13 2

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • Ciekawe co będziecie mówili za 1000 lat?

      Ciągle że "niebawem" nadejdzie pan Jezus?

      • 2 1

  • Polskie piekło. (3)

    Prawda jest taka że jeden był z PiSu a drógi z PO.

    • 52 18

    • .

      A ty do szkoły nie chodzisz i masz "drógi" problem!

      • 10 2

    • Drugi czy "drógi" nie zmienia nic

      Prawdą jest że w "polskim piekle" wciąż pali ten sam diabeł.

      • 22 4

    • coś w tym porównaniu jest

      • 0 0

  • ROZGRYWKA

    Po śmierci Naczelnego Wodza było więcej rozgrywek w polskiej armii,ale to już jest temat na inny felieton

    • 33 0

  • Świrskich

    u nas dostatek. Nigdy nie zabraknie!!!!!!!!!!!!!!!

    • 55 3

  • Bardzo ciekawy artykuł.

    • 47 2

  • Świetny artykuł , oby wiecej takich

    j.w

    • 45 2

  • z tego Świrskiego to

    musiał być niezły świr.

    • 38 3

  • wszyscy je..... tego chciałem napisać świrnięci są nasi

    a rozgrywki personalne jak widać to nasza specjalność. kiedyś proszono Anglików o arbitraż a teraz proszą Amerykę i Unię E o pomoc przy zwrocie wraku

    • 34 0

  • Wyspa Wężów (2)

    Wyspa Wężów w Szkocji, to najlepszy przykład "polskiego piekiełka". Tam właśnie były "polskie obozy".

    • 28 1

    • CD

      Namiastka Berezy Kartuskiej

      • 7 1

    • Wyspa Wezow to bylo przedszkole w porownaniu z wojskowym obozem karnym Shinafoot.

      • 0 1

  • wiki (2)

    przepisane z wikipedi, nieładnie

    • 10 13

    • a podobno historyk ;-)

      • 0 3

    • A coz to jest Wikipedia?

      To jest wspolczesny zapis wydarzen historycznych. Po to zeby w razie potrzeby znalezc to czego szukamy. Za 20 lub 30 lat wszystkie wydarzenia historyczne beda zapisane w taki sposob. Wiec po co ten glupi komentarz?

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku Gdynia otrzymała prawa miejskie?

 

Najczęściej czytane