• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Te statki nie miały szczęścia

Michał Lipka
2 lipca 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Marynarze od najdawniejszych czasów należeli do niezwykle przesądnych. W licznych przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach nie raz możemy usłyszeć o pechu, który ciążył nad niektórymi statkami i ich załogami. Dziś przedstawimy historię kolejnych dwóch takich pechowców...



Poskładany kompozytor

Na początku trzeba zaznaczyć, że niektóre polskie towarzystwa żeglugowe lub stowarzyszenia morskie, decydując się na zakup statku, wykazywały się - delikatnie mówiąc - daleko posuniętym brakiem wyobraźni.

Taka sytuacja miała miejsce w roku 1941, kiedy to armator GAL (Gdynia America Line w czasie wojny działało z brytyjskich portów) zdecydował się na nabycie jednostki znajdującej się w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego? Otóż de facto zdecydowano się na zakup... samego kadłuba! Budowę wspomnianego statku rozpoczęto w 1920 roku, ale przyszły nabywca szybko wycofał się z transakcji, wobec czego nieukończony kadłub niszczał przy nabrzeżu, kilkukrotnie zmieniając swych właścicieli. Zmiana takiej sytuacji miała miejsce w 1941 roku, kiedy to zapadła decyzja o jego nabyciu przez Polaków.

Ponieważ był to sam kadłub, brakowało w nim części najważniejszej - czyli maszyny. Tę zdecydowano się kupić w Kanadzie i wysłać ją drogą morską do amerykańskiej stoczni, która miała dokończyć budowę. Pech znowu dał o sobie znać i to dwukrotnie - najpierw podczas transportu została uszkodzona sama maszyna parowa.

Wybór stoczni również nie okazał się trafiony - częste przestoje w pracy i fuszerka niestety były na porządku dziennym. Ostatecznie 21 września 1941 na wykończonym (trzeba tu zaznaczyć, że ostateczne koszty zakupu i wykończenia jednostki znacznie przekroczyły te pierwotnie zakładane) statku handlowym podniesiono biało-czerwoną banderę i nadano mu nazwę "Paderewski".

Podczas pierwszego rejsu fatum znowu dało o sobie znać - "Paderewski" wchodzi na rafę na zachód od Kuby, po czym zostaje skierowany do stoczni Bethehm Steel Corporation w Nowym Jorku.

Po jej opuszczeniu wydawać by się mogło, że pech opuścił polską jednostkę - "Paderewski" spokojnie odbył trzy samotne, z racji swej niewielkiej prędkości, rejsy. Podczas jednego z nich, 11 czerwca 1942 roku, załoga "Paderewskiego" uratowała 35 marynarzy norweskiego statku "Pleasantville", zatopionego przez U-135.

Kapitan żeglugi wielkiej Jerzy Mieszkowski mógł z nadzieją patrzeć w przyszłość. Nie miał nawet przypuszczać, że czwarty rejs "Paderewskiego" miał okazać się zarazem jego ostatnim...

30 grudnia 1942 roku, ok. 23 mil morskich od Trynidadu, w burtę "Paderewskiego" uderzyła torpeda wystrzelona z U-214 dowodzonego przez kapitana Gunthera Reedera. Niemcy wystrzelili dwie torpedy, ale jedna po wcześniejszym wynurzeniu się na powierzchnię (co zauważyli polscy marynarze, ale wzięli ją za...wynurzającego się delfina) szybko zatonęła.

W wyniku ataku zniszczona została maszynownia, w której zginęły jedyne ofiary tego ataku - trzech marynarzy. Brak zasilania uniemożliwił nadanie sygnału SOS. Na rozkaz kapitana Mieszkowskiego rozpoczęto wystrzeliwanie rakiet licząc, że ktoś je zauważy i przybędzie na pomoc.

W tym czasie U-214 wynurzył się i rozpoczął ostrzeliwanie "Paderewskiego" z działa. Na pokładzie polskiej jednostki doszło do niewytłumaczonego zachowania - nie czekając na rozkaz kapitana, załoga zaczęła opuszczać pokład. Widząc, że wraz z marynarzami "ewakuowali" się już brytyjscy artylerzyści, mający obsługiwać działo pokładowe, wydał formalny rozkaz opuszczenia statku.

"Paderewski" zatonął w ciągu 2 godzin. Z załogi liczącej 41 osób zginęło trzech marynarzy. Na szczęście rakiety wystrzeliwane z pokładu zostały zauważone przez jednostkę rybacką, która asystowała rozbitkom do czasu podniesienia ich przez jednostki amerykańskie. W taki sposób definitywnie zakończył się pech "Paderewskiego".

Pechowy "krwawy Feliks"

W 1943 w kopenhaskiej stoczni Burmeister & Wain trwały ostatnie prace przy budowie drobnicowca mającego otrzymać nazwę "Adelaide Star". Choć budowany był dla Wielkiej Brytanii, to nigdy nie podniósł jej bandery, gdyż Dania została zajęta przez Niemców. To oni właśnie ukończyli tę jednostkę i wcielili do swej floty wojennej jako jednostkę pomocniczą pod nazwą "Seeburg".

Statek pływał jako niemiecki transportowiec oraz jako okręt baza do 2 grudnia 1944 roku, kiedy to, najprawdopodobniej w wyniku wybuchu miny, zatonął dwie mile od Jastarni. Wrak spoczywał spokojnie na dnie morza aż do początku lat 50. Wobec nieustannych skarg rybaków, którzy na wraku rwali sieci, postanowiono z wrakiem "coś zrobić".

I tu powstała idea lansowana silnie przez nowo powstałe Polskie Ratownictwo Okrętowe, aby wrak wydobyć i naprawić.

Mogłoby się wydawać, że jest to porywanie się z motyką na słońce - przecież wrak spoczywał na dnie już od kilku lat, ale... No właśnie, odradzająca się polska flota handlowa potrzebowała statków, a ten - choć zatopiony - był na wskroś nowoczesny.

Pięć lat po wojnie zdecydowano się na podjęcie próby odzyskania wraku. Można by tu długo opisywać same przygotowania - odmulanie, łatanie kadłuba, przygotowanie olinowania do podniesienia jednostki. Ostatecznie - po dwuletnich przygotowaniach - 6 czerwca 1954 roku nadbudówki statku wyszły z morza.

Wydobyty statek przeholowano do stoczni na remont, a 29 czerwca 1957 roku pod nową nazwą "Dzierżyński" rozpoczął swą służbę pod polską banderą. Niestety pech jednostki dał o sobie znać - po sześciu spokojnych latach, w 1963 roku statek zderzył się z greckim statkiem, a następnie wszedł na mieliznę w Skaldzie. Aby uniknąć zatopienia, jednostkę skierowano na mieliznę, gdzie w końcu statek przełamał się. Udało się uratować załogę wraz z ładunkiem, natomiast jednostki nie przywrócono już do służby pod żadną banderą.

Opinie (8) 2 zablokowane

  • Paderewski na zdjeciu to nie Paderewski z artykułu (4)

    Pan doktorant Lipka to moze jest dobry historyk, ale żeglugowiec z niego cienki. Zamieszczone zdjęcie statku Paderewski z pewnością nie przedstawia statku zbudowanego w 1920 roku i opisanego w artykule. Na zdjęciu pokazany jest statek z lat 60-tych o czym swiadczy sylwetka kadłuba. A to że nosi nazwę Paderewski to inna bajka ...

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za zwrócenie uwagi na tę pomyłkę. Zamieściliśmy poprawną ilustrację.

    • 18 2

    • Paderewski ze zdjęcia (2)

      Paderewski ze zdjęcia zbudowany został w 1960 roku w Jugosławii i do 19800 roku pływał w barwach PLO.

      • 9 0

      • W 1980 roku zostal sprzedany do

        Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego S.A (ChPTO).

        • 4 0

      • wow!!!!

        to jeszcze 19587 lat poplywa!!!

        • 1 2

    • Cały Lipka

      od razu widać, że statek z lat '60...

      • 5 0

  • Feliks Dzierżyński na tym zdjeciu wyglada raczej

    jak ten zbój pistoleciarz Jessi James z Dzikiego Zachodu.

    • 1 0

  • Bez fałszywej zawiści dokładam swoje cztery grosze. Pechowy był podobno i to od początku nasz ulubiony "Manifest Lipcowy". Spory, naprawdę spory ten statek miał swoje ukryte wady i swoje humory też - między innymi wibracje sporego silniczka powodowały na nim drgania długich skrzydeł mostka, tak, że trzeba je było wzmocnić u końców nieładnymi kratownicami. To i wiele innych rzeczy spowodowało, że zarówno stoczniowcy, jak i załogi zaczęły nazywać w końcu "eMeLa" "Klęską Wrześniową". Peerelowską Tajemnicą Poliszynela były też usterki na sławnym "Marszałku Budionnym", tym pierwszym polskim stutysięczniku.
    Niszczycielowi "Orkan" (skądinąd porządnemu z kościami okrętowi brytyjskiej budowy) przyniosła przed 70 laty pecha trumna ze zwłokami gen. Sikorskiego, którą z Gibraltaru do Anglii przewieziono właśnie na jego pokładzie. Okręt zatonął wraz z prawie całą załogą na początku października 1943 roku...
    A w ogóle o pechu na morzu można pisać stronicami, ale są ciekawsze rzeczy też.

    • 2 0

  • Pech, a może głupota

    My, jak my - pecha miewali też inni. Dość wspomnieć Ruskich z (atomowego) "Lenina", u których pewien kucharz użył raz do mycia naczyń wody z obiegu reaktora. Zapomniał biedniaga, że w taki przypadku będzie mógł użyć umytych w ten sposób naczyń za drobne 50 tysięcy lat...
    O Grekach, którzy podczas ostatniej wojny użyli w pewnej wiosce... MINY MORSKIEJ jako KOWADŁA - już nie wspomnę. Gościom na pewno należy się honorowa Nagroda Darwina, podobnie, jak Francuzom z niszczyciela "Maille-Breze", którzy bodaj w 1940 roku wzięli i... storpedowali sobie sami okręt. Tym Grekom bowiem mina w końcu wybuchła, bo któryś z domorosłych kowali z rozmachem walnął ciężkim młotem w zapalnik. Francuzi zaś - chcący lub nie - odpalili z chyba przedniego, ustawionego na zero aparatu torpedę i ta rąbnęła w tył pomostu, no i bum. Potem ten i ów mawiał, że dowódca "MB" miał szczęście, bo zginął. Gdyby był ocalał - to poszedłby z pewnością pod ścianę.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Od jakiego wyrazu utworzono nazwę Brzeźno?

 

Najczęściej czytane