• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Skok 40-lecia. Tarpan zawiózł sejf nad morze

Tomasz Kot
26 lutego 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Media poinformowały o napadzie dopiero po zatrzymaniu sprawców. Media poinformowały o napadzie dopiero po zatrzymaniu sprawców.

W PRL-u sklepy jubilerskie były sezamami obfitości, symbolem bogactwa, mrocznym obiektem pożądania i marzeń o wielkim skoku złodziei wszelkiej maści. O rabunku jubilera w  1984 r. ówczesna prasa pisała, że to "skok 40-lecia" na Wybrzeżu.



Zarówno w czasach PRL, jak i w III RP, gros napadów na jubilera rozegrało się we Wrzeszczu, gdzie sporo takich placówek funkcjonuje. Zwykle miały one podobny przebieg.

30 grudnia 2010 r., tuż przed zamknięciem, do sklepu jubilerskiego "Lux" we Wrzeszczu wtargnęło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Sprawcy zastraszyli sprzedawczynię bronią, otworzyli gablotę i wrzucili do worka złotą biżuterię. Były tam m.in. obrączki, sygnety, pierścionki, łańcuszki. Wszystko o łącznej wartości ok. 80 tys. zł. Akcja trwała nie dłużej niż dwie minuty.

Czytaj także: Więcej szczegółów napadu na jubilera Lux

Z kolei 7 lipca 2010 r., w południe, do sklepu jubilerskiego przy al. Grunwaldzkiej weszło dwóch mężczyzn, którzy także mieli zasłonięte twarze, a na głowach czapki bejsbolówki. Jeden wyciągnął broń, którą sterroryzował dwie ekspedientki. Drugi młotkiem rozbijał witryny, a biżuterię pakował do worka. Zrabowana biżuteria była warta około 200 tysięcy złotych.

Czytaj także: Napadli na jubilera z młotkami

Zupełnie inaczej przebiegał skok w roku 1984 r.

Nocny włam

Była noc z soboty na niedzielę, z 25 na 26 lutego 1984 r. W telewizyjnym kinie nocnym wyświetlano angielski horror "Dwa oblicza zła". Widzów straszyła tajemnicza postać w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym i ludzie o zepsutych zębach. Być może dlatego mieszkający w pobliżu nie słyszeli, jak złodziej wyważa kratę okienną w przedsiębiorstwie handlowo-usługowym "Jubiler" przy al. Grunwaldzkiej 99/101 zobacz na mapie Gdańska (dziś mieści się tu filia banku Paribas), a potem wycina kawałek szyby i wchodzi do środka.

Sejf skradziony jubilerowi we Wrzeszczu ważył 670 kg. Sejf skradziony jubilerowi we Wrzeszczu ważył 670 kg.
Po wejściu do pomieszczenia rabuś wyłączył alarm, który okazał się urządzeniem włączającym się w bliżej nieokreślonych okolicznościach (późniejsze śledztwo wykazało brak instalacji stykowej i ogólnie złe zabezpieczenie placówki).

Złodziej bez problemu otworzył drzwi do tylnego wejścia. Na zapleczu sklepu czekali na niego wspólnicy, którzy podjechali pod drzwi skradzionym wózkiem transportowym. Wspólnicy załadowali na wózek znajdującą się u jubilera kasę pancerną o wadze 670 kilogramów i przewieźli do przygotowanego wcześniej samochodu.

Rano milicjanci, zaalarmowani o włamaniu, prócz wybitego kawałka szyby w witrynie i  niewielkiego odprysku lakieru z kasy, który technicy znaleźli na wózku transportowym, nie znaleźli żadnych śladów po złodziejach.

W kasie pancernej była biżuteria o wartości 15 milionów złotych i 200 tysięcy złotych w gotówce (urzędowa cena "malucha" wynosiła wtedy 310 tys. zł).

Milicja tropi tarpana

Prasa milczała o włamaniu, ale i tak wszyscy o nim wiedzieli. Ludzie szybko ochrzcili włamanie "skokiem czterdziestolecia w województwie gdańskim". Po pierwsze był to największy łup zgarnięty przez złodziei w województwie, po drugie nazwa ironicznie nawiązywała do 40-lecia PRL, które miało być obchodzone w lipcu 1984 r.

Sprawa traktowana jest poważnie. Śledczy rozpoczynają intensywne śledztwo. Komenda Główna MO przysyła do Gdańska koordynatora, który ma je nadzorować. Przesłuchiwani są wszyscy okoliczni mieszkańcy, obsługa pobliskich nocnych lokali i milicjanci, którzy tej nocy pełnili służbę patrolową w Gdańsku.

Śledczy natrafiają na trop. Podejrzewają, że kasa pancerna ze sklepu jubilerskiego została wywieziona dostawczym samochodem marki Tarpan, który miał stłuczone tylne światło pozycyjne. Takiego tarpana widziano tej nocy na ulicach Wrzeszcza. Milicjanci biorą się za wszystkich właścicieli tarpanów w ówczesnym województwie gdańskim. Przesłuchanych zostaje 1300 osób używających na co dzień pojazdu z Fabryki Samochodów Rolniczych Polmo w Poznaniu.

Tarpany były popularnymi autami nie tylko wśród rolników. Samochód tej marki wykorzystano do przewiezienia skradzionego sejfu. Tarpany były popularnymi autami nie tylko wśród rolników. Samochód tej marki wykorzystano do przewiezienia skradzionego sejfu.
Sześć dni nieświadomego bogactwa

3 marca, o godz. 6 rano, milicjanci wpadają do mieszkania przy ul. Lucyny Krzemienieckiej zobacz na mapie Gdańska, gdzie mieszka Janusz S., który jest właścicielem poszukiwanego pojazdu. Na pace samochodu technicy znajdują odpryski lakieru z szafy pancernej.

Następnego dnia aresztowani zostają 30-letni Tadeusz O. i 29-letni Zbigniew K., którzy kilka miesięcy wcześniej opuścili więzienne mury. Do aresztu trafia także Zenon K., czwarty z uczestników włamania.

To właśnie Tadeusz O. i Zbigniew K. okazali się mózgiem przedsięwzięcia. Plan obmyślili podczas odsiadki. Po wyjściu na wolność poszukiwali odpowiednich wspólników. Przez Zenona K. trafili do właściciela tarpana, który był im potrzebny do przewiezienia sejfu.

Pierwszej nocy, po wyniesieniu sejfu ze sklepu jubilerskiego złodzieje przewieźli go zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej. Kasę pancerną ukryli w pomieszczeniu pod schodami remontowanej od trzech lat szkoły muzycznej mieszczącej się przy ul. Partyzantów 7 zobacz na mapie Gdańska.

Odzyskane pierścionki wróciły do sklepu jubilerskiego. Odzyskane pierścionki wróciły do sklepu jubilerskiego.
Dopiero kolejnej nocy przewieźli ładunek do Brzeźna. W lasku nadmorskim zakopali go w przygotowanym wcześniej dole o głębokości 1,5 metra. To była dobra lokalizacja. Wówczas nie było mola, promenad spacerowych, parków. Piaszczysta ścieżka wzdłuż plaży, między wydmami a laskiem miała ok. metra szerokości, a na leśne dróżki mało kto się zapuszczał.

Rabusie zaplanowali, że gdy sprawa przycichnie, wydobędą sejf, przewiozą go w bezpieczne miejsce i dopiero wówczas otworzą. Ponieważ nie otworzyli sejfu, nawet nie przypuszczali, że przez sześć dni byli - jak na PRL - bajecznie bogaci.

Po ujęciu złodziei, lokalna prasa odtrąbiła sukces milicji. Uczestnicy skoku zostali skazani na kary więzienia od 5 do 9 lat pozbawienia wolności.

Opinie (24) 1 zablokowana

  • Wiecej takich artykułów, powinien być jakiś stały dział z lat 60-80.

    • 30 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak w PRL-u nazywała się al. Hallera?

 

Najczęściej czytane