• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pożar na M/S "Konopnicka". Rocznica największej katastrofy w powojennej historii stoczni

Michał Sielski
13 grudnia 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
MS Konopnicka przy nabrzeżu Stoczni Gdańskiej, podczas prac wykończeniowych. MS Konopnicka przy nabrzeżu Stoczni Gdańskiej, podczas prac wykończeniowych.

13 grudnia 1961 r. na statku m/s Maria Konopnicka w Stoczni Gdańskiej zginęło 22 pracowników. Mogliby zostać uratowani, ale w stoczni uznano, że wycięcie otworu w burcie jeszcze pogorszy sprawę. A może chodziło o to, by nie zniszczyć jednostki przeznaczonej dla ZSRR?



Artykuł archiwalny

M/S Maria Konopnicka to budowany w latach 60. drobnicowiec, tzw. dziesięciotysięcznik. Dla ówczesnej władzy mało było rzeczy ważnych, ale jedna pozostawała niepodważalna: plany. Plany trzeba było realizować, najlepiej co najmniej w 150 proc., aby podkreślić swe zaangażowanie we wsparcie władzy ludowej. Kto planów nie realizował - nie miał szans na poparcie partii, choćby w sprawie awansu na brygadzistę.

Plan to podstawa

Niektórzy prześcigali się więc w realizacji planów, choć oczywiście nie swoimi rękami. Z pewnością należeli do nich zarządzający Stocznią Gdańską. 13 grudnia 1961 roku M/S Maria Konopnicka był już po próbach morskich, ale wrócił do stoczni, by go doposażyć i poprawić usterki.

Do zakończenia prac pozostały już tylko trzy dni. 16 grudnia statek miał być przekazany armatorowi. Usterek - choć głównie drobnych - była cała masa, więc oddanie statku w terminie było niemożliwie. Ale nie dla dyrekcji stoczni. Powiedzenie "wszystkie ręce na pokład" zostało wprowadzone w życie całkowicie dosłownie. Do pracy skierowanych zostało 300 robotników.

Spłonął żywcem

Jak to zawsze przy podobnych zrywach bywało, nikt prac nie ogarniał, nadzór był fikcją. Liczył się tylko czas. Tragedia zaczęła się przy rurociągu, który dostarczał paliwo do agregatu prądotwórczego. Jedna z ekip odłączyła rurociąg, by poprawić nieszczelne spawy. Nie wiedział o tym inny stoczniowiec, który chciał ponownie włączyć prąd, by pracować i odkręcił zawór z ropą. Ropa zalała jednego ze spawaczy, który spłonął żywcem. Wylewała się jednak dalej, płonąc w kolejnych pomieszczeniach.

Pracownicy zaczęli uciekać, zamykając za sobą drzwi i śluzy. Statki są tak budowane, by zamykane sekcje pozwoliły zatrzymać pożar. Tym razem śluzy zatrzymały nie tylko ogień, ale i ludzi. Odcięły drogę ucieczki 22 pracującym pod pokładem robotnikom.

Schronili się w maszynowni. Tam nie było pożaru, ale nie było też wyjścia. Mimo tego stoczniowców można było uratować.

Młotem kadłuba nie przebili...

Najpierw przyjechali strażacy. Późno, bo nikt nie potrafił im wytłumaczyć, gdzie cumuje statek. W końcu jednak dotarli na miejsce. Tylko, że nie mieli właściwego sprzętu: nie tylko aparatów tlenowych, a nawet ognioodpornych ubrań. W efekcie nie mogli wejść do zadymionego statku.

Uwięzieni stoczniowcy nie poddawali się. Walili młotami w kadłub - do dziś nie wiadomo czy po to, by wskazać ratownikom miejsce, w którym przebywają, czy mieli nadzieję, że może uda się im wydostać.

- Miałam wtedy 11 lat, a w maszynowni schronił się mój ojciec Klemens Zieliński. Przez długie godziny czekano na decyzję z Warszawy: czy wyciąć dziurę w poszyciu. Gdy nareszcie nadeszła, było już za późno. Podobno mój tata jeszcze oddychał, gdy w końcu ich wyciągnęli. Nie przeżył - mówi pani Cecylia.

Jacek Kaczmarski napisał wzruszającą piosenkę o tej katastrofie. Powstał o niej także film.



To były inne czasy...

Nie uratował się żaden z 22 stoczniowców. W tamtych czasach nie bardzo wiedziano jeszcze gdzie wycinać dziury w poszyciu. Nie tłumaczy to jednak opieszałości dyrekcji gdańskiej stoczni. Przez lata ludzie mówili potem, że decyzji nie podjęto, bo statek miał być przekazany ZSRR.

Władze stoczni tłumaczyły, że z cięcia kadłuba zrezygnowano, bo dopływ tlenu do wnętrza statku mógłby jeszcze podsycić pożar.

- Było jakieś śledztwo, ale to były inne czasy, nikt się nie przejmował jak teraz. Dopiero w 2004 roku przed stocznią odsłonięto tablicę pamiątkową. Nikt nawet nie wymienił na niej nazwisk, a różne źródła podają, że było tam 21 lub 22 osoby - dodaje pani Cecylia.

Od tamtej pory na każdym budowanym statku oznacza się miejsce na zewnętrznej części kadłuba, które w razie czego może być rozcięte i służyć jako otwór ewakuacyjny.

M/S Maria Konopnicka do końca swoich dni była pechowym statkiem. Po pożarze przez rok była remontowana, a potem przez 17 lat pływała we flocie Chipolbroku na Dalekim Wschodzie. Później użytkowali ją Chińczycy, nadając nowe imię - Yixing. 30 października 1980 roku statek całkowicie spłonął podczas postoju w Szanghaju.

Opinie (150) 7 zablokowanych

  • Pozar na languscie (2)

    Dn 4 maja 1989 roku na terenie stoczni im komuny paryskiej w gdyni tez doszlo do katastrofy na statku langusta dyrekcja czekala 3 godziny na decyzje o wykuciu dziury w statku dla ratowania ludzi,nawet dyrekcja nie powiadomila szpitala ,i nie bylo w gasnicy piany a winnych objela amnestia po dlugim czasiie zaczeli ratowac ludzi 3 osoby zginely na miejscu.Komu sie udalo schowali sie w chlodni, 5 maja mial wyplynac na probny rejs.

    • 6 0

    • (1)

      wiem coś na ten temat byłem w ta
      ej chłodni w tedy byłem najmłodszą ofiarą tego pożaru pracowałem na W-1

      • 1 0

      • Nie wiem czy byłeś najmłodszy

        Byłem tam również wówczas, odbywałem praktyki jako uczeń ZSBO, klasa elektryczna. Ledwie się wydostałem z niskich pokładów. Miałem wtedy 17 lat.

        • 1 0

  • Wieczne odpoczywanie racz im dac Panie (8)

    To są prawdziwe ofiary debilizmu kierownictwa zakładu pracy. Ile takich bebilnych decyzji pozbawiło życia pracowników w Polsce?

    • 217 12

    • żal

      brawo brawo .. typowy katolik.... na początku "obrządkowe" bzdury w tytule, a potem "debilizm" "debile"

      • 2 4

    • Debilizm podejmowanych decyzji trwa nadal,a nawet się rozwinął. (2)

      Kto zliczy ofiary niewydolności służby zdrowia i dyktatury NFZ.Urzędnicy kontra lekarze,a chorzy.... tak jak ci stoczniowcy walą w ścianę i nie wszyscy się uratują.
      W imię "czego" to wszystko?

      • 28 3

      • w imię bardzo dobrze opłacanych stołków w uni (1)

        • 14 9

        • nie w Unii a w naszym polskim piekiełku.

          Polska nie dojrzała do kapitalizmu. Tych którzy do niego doprowadzili - to oni tak naprawdę sprzedali Polskę. Wiadomo było, że polacy nie dojrzeli do kapitalizmu bo mało który to widział i że się pozabijamy za każdym groszem w pogoni za dobrami doczesnymi. No i powolutku nas ugotowali w tym garnku. Teraz dzięki temu jesteśmy chinami europy - najgłupszy naród w eurokołchozie.
          Jesteśmy słabi i żeby jednego z drugim przekupić wystarczy 100zł premii żeby się przeciwko rodzinie obrócił.
          W kuluarach pracownicy dowolnej firmy czy tam na dowolnym szczeblu sami gieroje wierzgają mordami na wierchuszkę, ale się żaden nie postawi bo się boi że wyleci od koryta / z pracy i nikt się za nim nie wstawi.

          DZIEL I RZĄDŹ - TAK DALIŚMY SIĘ ZAŁATWIĆ.

          Teraz to już trzeba by dosłownie rewolucji żeby wyje**ać w kosmos rządzących i te wszystkie pieprzone korporacje i ustanowić ten kraj na nowo. a na to finansowo i moralnie nikogo nie stać i nikt nie ma jaj żeby to poprowadzić

          • 17 3

    • Tacy

      Tacy są nadal-do następnej katastrofy.

      • 4 0

    • Na stoczni crist też nikt nie przestrzega BHP (1)

      Było już tam parę wypadków i każdy ma to gdzieś liczy się tylko duży przerób aby było szybko , tanio i byle jak

      • 15 0

      • Stosy trupów

        Maritim tak samo "pośiada" bhp-owca na cały etret, Przyjezdz od wypadku do wypadku

        • 9 0

    • teraz jest tak samo, czekamy na następną przygodę

      • 9 8

  • m/v "Yixing", ex "Konopnicka"

    Dawno temu plywajac jeszcze w PLO czytalem, ze ex "Konopnicka" zatonela w swojej ostatniej podrozy do stoczni zlomowej w Ch.R.L. Nie bylo w tamtym artykule mowy o pozarze.
    Tak i na temat pozaru statku w czasie budowy krazylo wiele wersji. Mialem wtedy tylko 8 lat, ale zginal tam tato mojej kolezanki ze szkoly, to sie nasluchalem.
    Sorki za brak polskich znakow, ale pisze z burty norweskiego statku.

    • 3 1

  • dlaczego niejaki kosycarz sygnuje nie swoje zdjęcia (3)

    przeciez zgodnie z oficjalnymi twierdzeniami tenże kosycarz nie mógł wykonać tej fotki. No chyba że dla UB

    • 2 4

    • (2)

      to nie jest zdjecie ze stoczni, ani z portu Gdynia. To jest stary Kosycarz, nie Maciej.

      • 1 0

      • chodzi o Zbigniewa

        wszak w 1961 nie było go na Wybrzeżu. Swoją drogą to mamy rok 2016 a nie 2011 / to do redaktra/

        • 0 0

      • Oczywiście że Zbigniew Kosycarz, a statek stoi w Gdyni przy Nabrzeżu Szwedzkim

        • 0 0

  • (1)

    Strażacy nie mają aparatów tlenowych tylko powietrzne. Z tlenem do pożaru?

    • 0 2

    • APARATY TLENOWE

      Ratownictwo górnicze do dzisiaj korzysta z aparatów tlenowych. To nieco poważniejsza nauka. Tak na marginesie tlen nie jest gazem palnym, a jedynie warunkującym spalanie większości materiałów.

      • 0 0

  • Od takich wpisywaczy jak wyżej zachowaj nas panie!!!

    I tak jak od powrotu komuny
    kaczka orła nie pokona!!!

    • 0 2

  • wycinanie poszycia nie jest niczym niezwykłym!

    obecnie każdy statek ma na burcie otwór technologiczny przeważnie (3x4metry), zasklepiany po zakończeniu prac wewnątrz.

    • 0 1

  • Na tym statku pływałem (7)

    w 1975 roku. Podczas remontu w stoczni Remontowej zapałiły się szmaty w siłowni .Byliśmy tak przestraszeni że uciekliśmy na keje nie sprawdzając co było przyczyną dymu. Statek miał złą sławe

    • 17 2

    • jakl to pływałeś (4)

      przeciez w artykule jest podane że statek był przeznaczony dla Zwiazku Radzieckiego i dlatego nie podjeto akcji ratowniczej bosie obawiano

      • 3 10

      • Jeśli był budowany jako M/S Maria Konopnicka, co doskonale widać na zdjęciu, a do tego ma polską banderę, to jaki id...ta pisze w artykule, że był przeznaczony dla Związku Radzieckiego???

        • 4 0

      • (2)

        jest też napisane ze po remoncie pływał we flocie Chipolbroku, a nie ruskiej.

        • 13 1

        • czyli zapisano bzdyry (1)

          byle JUDZIC ludzi przeciwko sobie

          • 7 4

          • Judzić? To takie antysemickie

            • 6 3

    • dobrze pamiętam to zdarzenie .Silnik główny był odstawiony w remoncie ,zasilanie było z lądu .Pełno kabli i róznych skrzynek powstawianych przez stocznie.i nagle poczuliśmy dym i smród spalenizny wystarczyło że ktoś powiedział pali się i wszyscy w nogi. A zapaliła się skrzynka metalowa z szmatami w maszynie na poziomie stanowiska manewrowego.Każdy miał przed oczami to co zdarzyło sie przed laty i nie chciał powtórki.

      • 5 0

    • Ja byłem wtedy za asystenta .Którym mechanikem ty byłeś?

      • 2 0

  • "W tamtych czasach nie bardzo wiedziano jeszcze gdzie wycinać dziury w poszyciu"

    tylu mieliśmy doktorów i profesorów, a jak co do czego, to? Naznaczone kredą/pomalowane miejsce wycięcia powinno być przygotowane podczas całej budowy/remontu.

    • 2 0

  • wystarczyło, aby paru rzutkich robotników w miejscu walenia młotami

    na własną rękę wycięli blachę kadłuba. Albo by ich rozstrzelano, albo by dostali ordery.

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku zbudowano żaglowiec, od 1930 znany jako "dar Pomorza"?

 

Najczęściej czytane