• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie samym śledziem człowiek żyje, czyli gdańska kuchnia 400 lat temu

Piotr Rowicki
15 listopada 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
Śledzie jedli wszyscy: biedacy, bo nie było ich stać na mięso, bogaci, bo dni postnych było znacznie więcej niż dziś. Śledzie jedli wszyscy: biedacy, bo nie było ich stać na mięso, bogaci, bo dni postnych było znacznie więcej niż dziś.
Co ciekawe, w XVII wieku za "lepsze" mięso uznawano wieprzowinę. Wołowina była bardziej rozpowszechniona, ale też uznawana za mniej smaczną. Co ciekawe, w XVII wieku za "lepsze" mięso uznawano wieprzowinę. Wołowina była bardziej rozpowszechniona, ale też uznawana za mniej smaczną.
Gdańsk ma ponad 700-letnie tradycje browarnicze. Kiedyś w mieście działało nawet kilkanaście browarów, dziś najbliższy, czyli Browar Amber należący do Andrzeja Przybyło (w środku), znajduje się w Bielkówku koło Kolbud. Gdańsk ma ponad 700-letnie tradycje browarnicze. Kiedyś w mieście działało nawet kilkanaście browarów, dziś najbliższy, czyli Browar Amber należący do Andrzeja Przybyło (w środku), znajduje się w Bielkówku koło Kolbud.
Na srebrną zastawę mogli sobie pozwolić jedynie najbogatsi, ale zamożni gdańszczanie nie oszczędzali na tego typu zbytku. Na srebrną zastawę mogli sobie pozwolić jedynie najbogatsi, ale zamożni gdańszczanie nie oszczędzali na tego typu zbytku.

Gdyby współczesnemu mieszkańcowi Gdańska dane było przez jeden dzień zakosztować specjałów, które spożywali jego siedemnastowieczni przodkowie, byłby bardzo zaskoczony bogactwem, różnorodnością i pomysłowością ich kuchni. Niewykluczone, że potrzebowałby też kilku tabletek na rozstrój żołądka...



Trzeba powiedzieć wprost, w XVII wieku, mieszczanie w grodzie nad Motławą, jadali dużo i niezdrowo. Co nie znaczy, że źle. Nikt wówczas nie słyszał jeszcze o cholesterolu i jego zabójczym wpływie na zdrowie, nikt nie stosował diet, nie istniały fitness kluby a poranne bieganie było uważane za typowy objaw opętania przez złe duchy.

Jeśli chodzi o jedzenia mięsa, to wołowina była bardziej rozpowszechniona i uważana za mięso gorsze niż wieprzowina. Jatki znajdowały się między innymi przy kościele Najświętszej Marii Panny i wracając z porannego nabożeństwa można było nabyć, jeszcze parujący kawałek krwawego udźca. Jadano również cielęcinę i baraninę, a wśród bogaczy od lat trwała moda na dziczyznę. Lasy wokół miasta pełne były głuszców, cietrzewi, jarząbków, bekasów, kuropatw, kaczek a także grubszego zwierza, wśród których najwyżej ceniona była sarna.

Najbardziej rozpowszechnionym sposobem przygotowania mięsa była pieczeń. I musiała to być pieczeń wyborna, jeśli wspomni się o ilości przypraw, których kucharze dodawali: pieprz, rozmaryn, anyżek, gałka muszkatołowa, szafran, cynamon, imbir, gorczyca. Sprowadzane z zamorskich krajów przyprawy korzenne miały ponoć cudowne właściwości, nie tylko oczyszczały krew, zaostrzały dowcip, a nawet poprawiały męskie siły witalne toteż dodawano ich całymi garściami. Do sosów używano cytryn, migdałów, octu, wina, miodu, tworząc wielosmakowe kompozycje. Tak przyrządzona pieczeń stanowiła danie główne posiłku, ale nie jedyne.

Przebojem przystawek był pasztet z gęsich wątróbek. Gdańskie foie gras smakowało zapewne o niebo lepiej niż dzisiejszy strasburski odpowiednik, wszak w XVII wieku nikt nie wpadł na pomysł, żeby karmić gęsi za pomocą metalowej rury i modyfikowanych genetycznie pasz. Oprócz pasztetu, zagryzano chętnie ozorami wędzonymi, zarówno wołowymi jak i wieprzowymi, mile widziane były galarety i oczywiście niezmiennie kiełbasy. Dla zaostrzenia smaku używano chrzanu z octem, oliwą i śmietaną, oliwek, ogórków świeżych i solonych. Natomiast dość rzadko figurowały w gdańskim menu zupy, uważane były za potrawę dla ludzi chorych, choć raczej nie na żołądek, bo były bardzo tłuste i zawiesiste, popularny był rosół z kurcząt a także polewka rybna.

Ryby dominowały w dni postne, które wypadały wówczas o wiele częściej niż dziś i o wiele bardziej rygorystyczni ich przestrzegano. Śledzie i dorsze były powszechnym i codziennym pokarmem biedoty, jedzono je solone z beczki, wędzone lub pieczone. Mieszczanie o wyższym statusie materialnym pozwalali sobie na łososie, pstrągi, karpie i szczupaki przyrządzane na różne, czasem wymyślne sposoby.

Szczytem wykwintności w bogatym domu były ostrygi, jedzone na surowo skropione sokiem z cytryny lub gotowane w winie.
Ważne miejsce w codziennym jadłospisie zajmował nabiał, masło i ser biały były powszechne ale tylko w bardziej zamożnych domach, podobnie ser żółty, duże ilości żółtego przysmaku sprowadzano z Holandii.

Z chlebem było dokładnie odwrotnie niż dzisiaj. Razowy, ciemny uważany był za gorszy i jadła go biedota. Pszenne bułki i chleby, majętni gdańszczanie uważali za najwłaściwsze i najlepsze pieczywo. Stragany piekarzy były bardzo liczne i z zaopatrzeniem nie było żadnego problemu, wystarczyło wyjść na ulicę i natychmiast było się zaczepianym przez domokrążne sprzedawczynie, które całymi dniami wędrowały z koszami pełnymi pachnącego towaru.

Jeśli już jesteśmy po sutym obiedzie, po pieczeni w sosie, tłustych mięsiwach, przystawkach, serze i pieczywie, warto rozejrzeć się za czymś do picia. Mieszczanie intuicyjnie wyczuwali, że najlepszym trunkiem na trawienie jest piwo. Gdańskie browary to cała epopeja, o której można by opowiadać godzinami. Najsłynniejszy ich produkt to piwo jopejskie, znane w całej Europie. Produkowane od 1449 roku, przypominało w konsystencji gęsty, piwny syrop, podobny do dzisiejszego portera. Nazwa pochodzi od drewnianego czerpaka jopy, używanego w procesie warzenia piwa do zalewania słodu gorącą wodą.

Piwo jopejskie produkowały liczne browary. Z najwyższej jakości słynęło piwo z browaru Jana Heweliusza, które leżakowano w piwnicy ratusza Starego Miasta. Inni znani producenci tego piwa to: Alte Danziger Brauerei E. Rodenacker przy Hundegasse 11/12 (obecnie ul. Ogarna), Jopenbierbrauerei G.F.A.S.Steiff (Browar Piwa Jopejskiego) przy Holbengasse 2 (ul. Na Piaskach), Bierbrauerei Richard Fischer przy Weichselstraße 2 (ul. Starowiślna) w Nowym Porcie, Danziger Aktien-Bierbrauerei przy Labesweg 6-7 (ul. Lelewela) we Wrzeszczu.

Uważano, że piwo jopejskie ma właściwości lecznicze, a nawet służyć może celom wyższym. Na jednym z zachowanych kufli z 1593 roku napisano: "Kto wychyli mnie tuzin razy, ten otrzyma odpust od św. Rajnolda". No cóż, nie łatwo było otrzymać odpust od świętego Rajnolda, ale warto przynajmniej spróbować.

Jeśli komuś piwo nie smakowało, mógł raczyć się winem, które od początku XVII stulecia, zaczęło przebojem zdobywać gdański rynek. Wybór dzięki przybywającym niemal codziennie statkom był ogromny: hiszpańskie małmazje, portugalskie madery, włoskie ciężkie, włoskie deserowe, wykwintne bordeaux, wina reńskie.

Na brak odbiorców nie narzekały również gdańskie gorzelnie. Królową wśród wódek była wódka złota. Do dziś krążą o niej legendy a przygotowanie jej było "dziecinne proste". Wystarczyło wziąć 12 litrów mocnej anyżówki, 6 łutów anżeliki, 6 łutów korzeni tataraku, 2 łuty korzeni mistrzowca, 2 łuty korzeni dziewięćsiłu, 1 łut korzeni gencjany, 1 łut ziela pieprzowego, 1 łut driakwi, 10 łutów jagód, nieco korzeni waleriany, garść jerzmanki, winnej i świeżej ruty, 2,5 łutu kurkumy, 1 łut korzeni koromandelskich, trochę drzewa sandałowego i różanego, wszystko razem posiekać i zalać wódką, po odcedzeniu doprawić cukrem i blaszkami złota.

Po tym jednym tylko przepisie można sądzić, że gdańszczanie mieli wyjątkowo wysublimowany smak i nie pili byle czego, prawda był taka, że wódki gatunkowe, smakowe i likiery stanowiły tylko procent produkcji, najbardziej rozpowszechniona była wódka żytnia, co w zasadzie pokazuje, że cztery stulecia niewiele w mentalności zmieniły, przynajmniej w tej dziedzinie.

Abstynenci, których wytwory gdańskich browarów i gorzelni nie interesowały, po posiłku sięgali po herbatę i kawę. Te dwa dziś powszechne napoje dopiero odkrywano, pito je z umiarem i uważane były za napoje kobiece. Pierwsze kawiarnie i herbaciarnie publiczne pojawią się w Gdańsku dopiero na przełomie XVII i XVIII stulecia.

Za to nie oszczędzali sobie amatorzy słodkości, sztuka cukiernicza stała na wysokim poziomie, wspaniałe torty migdałowe jabłeczne, ciasta z owocami miejscowymi i egzotycznymi, a także owoce kandyzowane. Rada miejska z nieznanych powodów była w pewnym momencie przerażona gwałtownym rozwojem cukiernictwa i uchwaliła specjalną ustawę ograniczającą wyrób i sprzedaż, niektórych smakołyków. Można rzec, że gdańskie łasuchy przeżywały w związku z tym ciężkie chwile, które osładzały sobie pałaszując do woli domowe wyroby.

O autorze

autor

Piotr Rowicki

- z wykształcenia historyk, z pasji prozaik i dramatopisarz. Jego ostatnia książka - Fatum, to zbiór opowiadań kryminalnych, których akcja dzieje się w XVII wiecznym Gdańsku. Dla trojmiasto.pl opisuje życie w Gdańsku w jego złotym wieku.

Opinie (34) 6 zablokowanych

  • Smacznego :)

    • 27 0

  • bardzo ciekawe

    • 37 1

  • Taką ichną sarninkę...

    mniam :D

    • 22 1

  • Brawa dla autora !!!

    Nareszcie coś interesującego

    • 59 2

  • Dzięki za artykuł

    !!!!!

    • 27 0

  • dorsz dla biedoty:)

    fajny artykuł :)

    • 25 0

  • ale MC Donaldów nie mieli

    biedaki.....

    • 4 17

  • Widać na zdjęciu że Adamowicz dalej oblewa oddanie i likwidacje Gdańskiego browaru.... (2)

    Widać na zdjęciu że Adamowicz dalej oblewa oddanie i likwidacje Gdańskiego browaru....

    • 33 8

    • ale,

      to chyba nie za niego kadencji...tak czy siak też go nbie lubię;)

      • 4 0

    • Stefan W już wtedy się powoli na niego szykował ....

      • 0 0

  • Browarow zal! (3)

    Szkoda,ze ani jeden browar nie przetrwal w Gdansku do dzisiejszych czasow.Artykul rzecztalem z zainteresowaniem.Bardzo ciekawy,bardzo dobry.

    • 51 0

    • gdańskie browary przetrwały (2)

      tyle że działają teraz w Niemczech... ojczyźnie dawnych Gdańszczan

      • 2 2

      • moze masz na te browary (1)

        jakies namiary?

        • 2 0

        • Jeden jeszcze jest : "Brovarnia" w Hotelu Gdańsk...

          • 1 0

  • " bo dni postnych było znacznie więcej niż dziś." (5)

    w związku z czym koniunktura była słabsza, mniej kasy w obiegu, mniej dla kleru, więc ograniczyli liczbę dni postnych. Taka luźna myśl, w zasadzie humorystyczna. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby tak było w rzeczywistości.

    • 10 18

    • widze Palikot ci wypral mozg czlowieczku... (2)

      idz po porade do Biedronia.

      • 4 5

      • jak już to Bertrand Russel, Stanisław Lem, Richard Feynman itp.

        ;-)

        • 3 0

      • ps. nie czytam gazet, tv nie posiadam.

        • 1 0

    • dni postne były ustalane przez KK (1)

      w poniedziałek, środę, piątek i czasem sobotę. Rzecz w tym, że te dni postne top całkiem dobry pomysł. Umiar jeszcze nikogo nie zabił.

      • 3 1

      • z tym się skądinąd zgadzam.

        • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaki jest najstarszy budynek w Sopocie?

 

Najczęściej czytane