- 1 Przymorze kiedyś i dziś. Porównujemy zdjęcia (145 opinii)
- 2 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 3 "Banany jedzą tylko dzieci bardzo bogate" (36 opinii)
- 4 Nietypowa willa prezesa banku nad miastem (55 opinii)
- 5 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. Część 2 (12 opinii)
- 6 Duży gmach w centrum powstał w 8 miesięcy (40 opinii)
Największa armada piracka na Bałtyku
Parokrotnie pisaliśmy już o piratach lub kaprach, których działalność związana była z Gdańskiem lub Morzem Bałtyckim. Aż dziwi, że nigdy dotąd nie wspomnieliśmy o Braciach Witalijskich, którzy stanowili największy bałtycki związek łupieżczy.
Ich historia rozpoczyna się 24 lutego 1389 roku. Tego dnia, w wyniku wojny domowej, szwedzka opozycja mająca wsparcie połączonych wojsk duńsko-norweskich, pokonała siły szwedzkiego króla Albrechta III, który trafił do duńskiej niewoli i znalazł się w lochach królowej Małgorzaty I, władczyni Danii i Norwegii.
W Sztokholmie, podobnie jak niebawem w całej Szwecji, pojawił się głód. Zanim jeszcze Albrecht został uwięziony, wynajął niezwykłą flotę, złożoną głównie z biedoty i przestępców, która miała dostarczać do obleganego przez Duńczyków Sztokholmu żywność. Początkowo nazywano ich braćmi wiktualnymi, lecz z czasem przyjęła się inna nazwa - Bracia Witalijscy.
Siły, jakimi dysponowali rozrastały się w szybkim tempie i niebawem - obok zaopatrzenia potrzebujących - zaczęli również napadać na inne jednostki żeglujące po Bałtyku.
Po zawarciu pokoju Bracia nie zaprzestali swych działań. Przestali zajmować się dostarczaniem jedzenia, a skupili się na działalności pirackiej. Początkowo posługiwali się listami kaperskimi, które sankcjonowały ich działania, ale z czasem przestali zwracać na nie uwagę. Napadali nie tylko na żeglujące statki, ale i na mieszczące się w pasie nabrzeżnym miasta.
Królowa Małgorzata nie mogąc poradzić sobie z coraz większą skalą działalności piratów poprosiła o pomoc króla Anglii Ryszarda II, który jednak dbając o swoją Royal Navy takiej pomocy odmówił.
Bracia Witalijscy poczynali sobie coraz odważniej - na Gotlandii zdobyli miasto Visby, które od tej pory stało się ich główną, ale nie jedyną bazą. W niektórych źródłach możemy odnaleźć informację, że jedna z ich baz mieściła się w leżącym na terenie dzisiejszej Polski porcie w Rowach.
Warto sobie zadać pytanie, dlaczego nawet tak potężna organizacja jak Hanza, nie mogła rozprawić się z piratami? Bo Hanza, choć niezwykle bogata i wpływowa, reprezentowała interesy najbogatszych warstw społeczeństwa. Tymczasem Bracia Witalijscy cieszyli się dużą popularnością wśród rybaków i biedniejszych mieszkańców wybrzeży, gdyż często zachowywali się jak filmowy i ten historyczny Janosik. Część zdobytych kosztowności przekazywali najuboższym, a ci w zamian rewanżowali się informacjami o koncentracjach i ruchach flot poszczególnych państw.
Bracia Witalijscy odnosili największe sukcesy, gdy przewodził im Klaus Störtebeker. O jego miejscu urodzenia krążą legendy (tak samo jak i jego późniejszych działaniach łupieżczych). Podobno od młodzieńczych lat napadał na możnych, by część zdobyczy oddawać biedakom. Czy taka jest prawda? Tego dziś jednoznacznie nie jesteśmy w stanie określić. Jedynym znanym powszechnie faktem jest jego niezwykła odporność na wszelakie trunki - nie sposób było go upić. To właśnie pod jego dowództwem Bracia byli postrachem na Bałtyku i żadne państwo nie było w stanie dorównać sile ich floty.
Ale los pirata jest zmienny. Pierwszy cios nadszedł od strony Krzyżaków - rycerze pod dowództwem Wielkiego Mistrza Konrada von Jungingena (starszego brata Ulricha, który został Wielkim Mistrzem kilka lat później, a swego żywota dokonał pod Grunwaldem) dokonali desantu na Visby, zdobywając je i przyczyniając się do powolnego upadku Braci Witalijskich.
Piraci próbowali działać dalej w mniejszych grupach, ale wtedy obudziła się Hanza. Tym razem w ostatniej bitwie pod Helgolandem, w 1401 r., nie pozostawiono żadnych wątpliwości - wszyscy znaczni przywódcy Braci zginęli lub zostali skazani na śmierć.
O losie Störtebekera i Braci Witalijskich opowiada polska szanta, śpiewana przez zespół Cztery Refy.
"Störtebeker i ojciec Michael,
Piraci dwaj z kupieckich kies wysysali krew
Na morzu, a nie na lądzie.
Aż się odwrócił od nich Pan Bóg
I skazał ich na klęskę i na hańbę
(...)
Kat, co go zwali Rosenfeld,
Piaskowym kołem długo ostrzył miecz A potem głowy ścinał.
Rozsznurowane trzewiki miał
I we krwi ciepłej brodził aż do łydek.
(sł. Janusz Sikorski)
Po bitwie pod Helgolandem niedobitki próbowały jeszcze stawiać opór, ale ostatecznie w 1432 roku Bracia Witalijscy oficjalnie ulegli rozwiązaniu.
Co w ramach podsumowania? Wszyscy mają swych piratów, do najsłynniejszych niewątpliwie zaliczymy tych karaibskich, ale żeby tak zapomnieć o naszych bałtyckich, to chyba się nie godzi...
Opinie (21) 1 zablokowana
-
2015-08-20 09:46
nie szanta
Szanta to marynarska pieśń używana podczas pracy na nieistniejących już żaglowcach handlowych. A polskich szant nie było nigdy. Dziś mamy do czynienia z folkowymi interpretacjami tych historycznych pieśni, lub ze współczesnymi piosenkami morskimi i żeglarskimi. Polecam lekturę choćby "Pieśni spod żagli" Wadowskiego.
- 2 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.