• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Morska tragedia więźniów Stutthofu

Michał Lipka
26 października 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Tablica w Mikoszewie, upamiętniająca miejsce, z którego rozpoczęła się morska ewakuacja więźniów Stutthofu. Tablica w Mikoszewie, upamiętniająca miejsce, z którego rozpoczęła się morska ewakuacja więźniów Stutthofu.

Przez Stutthof i podległe mu podobozy przeszło ok. 110 tysięcy więźniów, z czego około 65 tysięcy zginęło. Jeden z ostatnich dramatów więźniów tego obozu rozegrał się na wodach Bałtyku.



Inicjatorem powstania obozu w Sztutowie był gauleiter Albert Forster, szef NSDAP w Wolnym Mieście Gdańsku. Dysponował on stworzonymi przez gdańskich hitlerowców listami Polaków, którzy tuż po wybuchu wojny mieli znaleźć się za drutami obozu. Po wybraniu miejsca i zatwierdzeniu planów budowy, prace konstrukcyjne rozpoczęły się w sierpniu 1939 r. Nadzorował je m.in. jeden z przyszłych komendantów obozu, major SS Max Pauly.

Pierwszy transport liczący ok. 150 więźniów, przybył do obozu 2 września 1939 roku. Choć praktycznie już od pierwszych dni Stutthof miał charakter obozu koncentracyjnego, to formalnie taki status nadano mu dopiero 7 stycznia 1942 roku, po wizycie szefa SS Heinricha Himmlera. Nie oznaczało to jednak, że wcześniej los uwięzionych tu był lekki. Nawet za najdrobniejsze wykroczenie groziła kara śmierci. Zmarłych chowano w zbiorowych mogiłach na terenie dzisiejszej Zaspy (w późniejszym czasie znaczną część zwłok poddawano kremacji).

Coraz liczniejsze transporty więźniów spowodowały tworzenie licznych podobozów Stutthofu, które powstawały m.in. w Gdyni, Gdańsku, Królewcu, Policach czy Słupsku. Niemcy nie zaniedbywali przy tym i samego obozu głównego, stale go rozbudowując. Najbardziej przerażające plany zakładały, że w obozie mogłoby jednocześnie przebywać nawet 100 tys. więźniów. Nigdy jednak nie zostały zrealizowane.

Reichsfuhrer-SS Heinrich Himmler podczas wizyty w Stutthofie w 1941 r. Reichsfuhrer-SS Heinrich Himmler podczas wizyty w Stutthofie w 1941 r.
Na początku 1945 r. hitlerowscy dygnitarze wiedzieli już, że wojna jest przegrana i że niebawem cały świat dowie się o ich zbrodniach popełnionych w obozach koncentracyjnych. Dlatego 14 kwietnia 1945 roku Himmler wydał rozkaz, by żaden z więźniów obozów nie dostał się żywy w ręce aliantów. Z tego powodu ewakuacja więźniów Stutthofu drogą morską, zaplanowana przez komendanta obozu majora SS Paula Hoppego, miała szczególnie tragiczny charakter.

Około 900 więźniów przetransportowano do Mikoszewa, gdzie załadowano ich na barkę, która miała udać się w rejs do Flensburga. Warunki panujące na starej i ciasnej barce były niezwykle trudne - blisko 300 więźniów zmarło, a ich ciała wrzucono do Bałtyku. Ci, którym udało się przeżyć, doczekali zakończenia wojny - 10 maja udało się ich przetransportować do Szwecji.

Tego szczęścia nie mieli więźniowie gdyńskiego podobozu KL Stutthof, którzy wcześniej trafili na kotwiczące na wodach Zatoki Lubeckiej statki - pływające więzienia "Cap Arcona" i "Thielbeck". Mimowolnie stali się częścią jednej z największych tragedii morskich ostatniego etapu II wojny światowej.

W tym momencie musimy na chwilę przerwać opowieść, aby przyjrzeć się ówczesnej sytuacji międzynarodowej.

Himmler, choć z jednej strony wydał rozkaz, aby żaden z więźniów nie dostał się w ręce aliantów, z drugiej strony uznał, że mogą oni stanowić jego kartę przetargową w negocjacjach ze sprzymierzonymi. Nie udało mu się jednak ukryć swych działań przed Hitlerem, który nie tylko zdecydował o pozbawieniu Himmlera wszystkich stanowisk, ale skazał go również na śmierć. Wyroku nie wykonano, bo Hitler zginął pierwszy.

Na zatopionym statku "Cap Arcona" zginęło ponad 6 tys. jeńców niemieckich obozów koncentracyjnych. Na zatopionym statku "Cap Arcona" zginęło ponad 6 tys. jeńców niemieckich obozów koncentracyjnych.
Wyznaczony na jego następcę admirał Karl Doenitz początkowo planował kontynuować wojnę, jako bazę dla niemieckiej administracji wybierając Norwegię, gdzie stacjonowały licznie wojska niemieckie. Zgodnie z planem Doenitza wojska znajdujące się poza Norwegią należało tam jak najszybciej przetransportować. Oczywiście na pokładach statków.

Alianci spodziewali się takiego obrotu sprawy, dlatego 2 maja 1945 roku rozpoczęli nadawanie drogą radiową i otwartym tekstem następującego komunikatu:

"Wzywamy wszystkie jednostki morskie pływające pod banderą III Rzeszy do natychmiastowego zawinięcia do portu. Wszystkie statki niemieckie spotkane na morzu po godz. 14, dnia 3 maja zostaną zbombardowane".
W tym czasie na wodach Zatoki Lubeckiej znajdowały się wspomniane już wcześniej statki pasażerskie, przekształcone w pływające więzienia: "Cap Arcona", "Thielbeck" i "Athen". Warunki były tu niezwykle ciężkie: pod pokładami królował odór rozkładających się ciał, a zmarłych więźniów po prostu wyrzucano za burtę. Niemcy znacznie ograniczyli racje żywnościowe więźniów, licząc na to, że większość z nich umrze z głodu. Chcieli jak najszybciej zatrzeć ślady swych zbrodni, a dodatkowo pomóc im w tym miało... alianckie lotnictwo.

Alianci, którzy wówczas już niepodzielnie panowali w powietrzu, wykryli stojące w Zatoce Lubeckiej statki, które nie posiadały międzynarodowych oznaczeń Czerwonego Krzyża, za to na ich rufach powiewały hitlerowskie bandery. Dodatkowo na ich pokładach zaobserwowano uzbrojonych żołnierzy.

Dla dowództwa alianckiego wniosek mógł być tylko jeden - jednostki te miały przetransportować do Norwegii oddziały wojskowe, co znacznie przedłużyłoby działania wojenne. Zapadła więc decyzja o ataku.

Tymczasem na pokładach statków ich kapitanowie raczej biernie oczekiwali na dalszy rozwój wypadków. Wszyscy poza jednym - kapitanem Nibmannem, dowódcą statku "Athen". Miał on na swym pokładzie blisko 2 tys. więźniów. Znał też treść komunikatu, który nadawali alianci. Pomimo sprzeciwu esesmanów pilnujących więźniów, kapitan Nibmann skontaktował się z komendantem miasta Neustadt i po otrzymaniu jego zgody wywiesił na masztach białe flagi i w ostatniej chwili przed nalotem wpłynął do portu.

Po godz. 14 nastąpił aliancki nalot. Samoloty RAF zasypały "Cap Arcona" i "Thielbeck" rakietami oraz pociskami z karabinów maszynowych. Na pokładach dochodziło do makabrycznych scen - ci, którzy nie zginęli od wybuchów czy kul, płonęli żywcem. Statki objęte pożarami zaczęły szybko tonąć. Pozostali jeszcze przy życiu więźniowie płynęli do zbawczego lądu, ale tam, zamiast ratunku, oczekiwali na nich esesmani, którzy otwierali ogień z karabinów maszynowych powiększając rozmiar tragedii. Nielicznym więźniom udało się przeżyć.

Niedaleko wspomnianych wcześniej jednostek dopełniał się również los statku "Deutschland" (pierwsze powojenne źródła podawały, że na jego pokładzie również znajdowali się więźniowie, ale okazało się to nieprawdą).

Niemiecki plan eksterminacji więźniów został częściowo zrealizowany rękami nieświadomych niczego aliantów. Możemy tu oczywiście zadawać pytanie kto powinien ponieść odpowiedzialność za jedną z największych bałtyckich tragedii. Z jednej strony Niemcy doskonale wiedzieli, co się stanie ze statkami, które nie podporządkują się brytyjskim żądaniom. Z drugiej strony, z relacji świadków wynika, że do znajdujących się w wodzie rozbitków strzelali nie tylko esesmani z brzegu, ale również i brytyjskie samoloty, co również było naruszeniem konwencji międzynarodowych.

Z dostępnych dziś źródeł możemy się dowiedzieć, że na obu zatopionych statkach zginęło około 7 tysięcy więźniów, wśród których byli ewakuowani z gdyńskiego podobozu KL Stutthof członkowie Szarych Szeregów ZWZ - AK Bogusław Adamczyk, Witold NickiStanisław Sułkowski.

Zaokrętowani na "Ahten" więźniowie, w tym również i ci ze Stutthofu, doczekali wyzwolenia przez wojska alianckie.

Na koniec warto tu jeszcze wspomnieć o jedynym statku, który przetrwał te wydarzenia, czyli o "Athen". Po zakończeniu wojny, w ramach wojennych reparacji, podniósł biało-czerwoną banderę i już jako "Ludwik Waryński" pływał pod nią do roku 1970, kiedy to przekształcono go w pływający magazyn.

Opinie (46) ponad 20 zablokowanych

  • Panie Michale, warto uzupełnić pewne fakty.

    Ocalałych, którzy dopłynęli do brzegu nie rozstrzeliwali wyłącznie SS - mani. To samo według świadków robili marynarze Kriegsmarine i uzbrojeni cywile. Co więcej, jest to również zbrodnia wojenna aliantów, ponieważ istnieją dokumenty, do których dotarli niemieccy historycy Detlef Garbe i Wilhelm Lange, z których wynika, że dzień przed atakiem Czerwony Krzyż poinformował aliantów o tym, że na Zatoce Lubeckiej znajdują się statki z więźniami obozów koncentracyjnych. Wszystko wskazuje na to że dowództwo aliantów zignorowało tą informację, gdyż jego priorytetem było niedopuszczenie do ewentualnej ucieczki do Danii i Norwegii oficerów SS i funkcjonariuszy NSDAP.

    • 13 0

  • Korekty (1)

    Parę korekt :
    1. Hitler nie skazal Himmlera na smierc - kazal go aresztowac.
    2. Statek Athen w polskiej flocie nazywal się "Warynski" a nie "Ludwik Warynski " Błąd ten powielają wszystkie informacje internetowe a wystarczy kupić pocztówki ze statkami na allegro - co polecam panu historykowi.
    Nazwę "Ludwik Warynski" nosil parowiec na Wisle.

    • 15 0

    • Gratulacje

      A właśnie miałam się upewnić dziękuję

      • 0 0

  • pamięć

    o tych znękanych ludziach nigdy nie zaginie...zawsze mam łzy w oczach gdy czytam o martyrologii ludności cywilnej...ona nic nie zawiniła , ale cierpiała najgorsze męki ...kiedy byłam mtodą dziewczyną przeczytałam wszystko na temat losów ludności cywilnej w czasie drugiej wojny ...pewnego razu czytając zasłabłam w tramwaju...powiedziałam-już wystarczy tych okropieństw...ale ból i mdłości z tej ostatniej lektury i dziś powracają...

    • 6 0

  • (1)

    Na szczęście teraz jest 500+ i już nie trzeba czytac

    • 0 3

    • Jakiś ty( a ) głupi (a )

      • 0 0

  • Mam wątpliwości odnośnie bohaterstwa kapitana "Athen". Z moich informacji, wynika że statek wpłynął do portu
    nie w wyniku jakiegoś mglistego oporu kapitana, tylko by tam weszli więźniowie "barek śmierci" (vide "Rejs Śmierci" Elżbiety Grot z 1993 r.) KL Stutthof, które 2 maja przycumowały do statków w Zatoce Lubeckiej. W zamiarze Niemców było "zaokrętowanie" jeszcze ich na statki (trzy inne "barki śmierci" które wyruszyły pod koniec kwietnia 1945 r. wylądowały w innych miejscach; jedna na Mon w Danii). Nocą 2/3 maja więźniowie, pod nieobecność eskorty SS przecięli cumy i puścili dryfem barki ku najbliższym plażom. Tam i tak ich doścignęli SS-mani - mordując przy pomocy miejscowych marynarzy ok. 200 schorowanych więźniów pozostających na barkach - resztę pognali do portu Neustadt, by załadować ich właśnie na "Athen".
    W czasie ataku RAF artyleria przeciwlotnicza "Athen" ostrzeliwała samoloty angielskie, prowokując, na szczęście
    mało skuteczny ostrzał ("tylko" kilka ofiar na statku); niebawem nadciągnęły brytyjskie jednostki uwalniając więźniów "barek śmierci" i tych na statku.
    W pracy Bohdana Suchowiaka "Neuengamme" Wwa 1979 autor (skądinąd skłaniający się do tezy o buncie kapitana "Athen") przytacza stenogramy wypowiedzi oskarżonych w procesie załogi SS KL Neuengame, z których jednoznacznie wynika, że Niemcy poważnie brali pod uwagę zmasakrowanie więźniów.

    • 0 0

  • Trochę z innej beczki

    Wystarczy tylko wspomnieć 'Gustloffa', 'Steubena' i resztę, a zaraz pojawia sie cała masa komentarzy na nie. Warto jednak zapamiętać, że 27.000-tonowa 'Cap Arcona' 'zagrała' w fabularnym filmie! Wystąpiła w roli 'Titanica', statku brz mała dwakroć od niej większego. Na tę okazję otrzymała czwarty komin. Film o jedynym rejsie 'Titanica' wciąż jest do obejrzenia tu i tam. RMS 'Titanic' mógł, nawiasem, obejść się tylko trzema kominami - czwarty dodano mu ze względów prestiżowych. Pod banderą NRD pływała przez pewien czas mniejsza i tylko jednokominowa 'Arkona', która o mały włos zostałaby statkiem... polskim. Zastąpiła sławną 'Przyjaźń Narodów' - liniowiec, który swego czasu zatopił na Oceanie samego 'A. Dorię'! 'Voelkerfreunfschaft', z pochodzenia Szwedka, o ile nic się nie zmieniło, służy do dziś, ale aktualnej jej nazwy nie pamiętam.

    • 0 0

  • Dobre pióro w Trójmieście

    Co za odświeżające uczucie, przeczytać tak interesujący i dobrze napisany artykuł!

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Ilu widzów mieściła pierwsza hala sportowa w Trójmieście?

 

Najczęściej czytane