• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Lata 90. Złote czasy domorosłych fałszerzy amatorów

Michał Sielski
1 stycznia 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 
Podrobioną "dwudziestkę" trzeba było dobrze wygnieść, by przypominała sfatygowany oryginał. Podrobioną "dwudziestkę" trzeba było dobrze wygnieść, by przypominała sfatygowany oryginał.

Kontynuujemy cykl o drobnych cwaniaczkach z przełomu wieków. Pisaliśmy już o kombinatorach, którzy jeździli komunikacją bez biletów, o sposobach na darmowe rozmowy telefoniczne, a także o tych, którzy zajmowali się tzw. krojeniem i koceniem. Dziś wspominamy podrabiane w pokojach akademickich pieniądze i drukowane na domowym sprzęcie znaczki na bilety miesięczne. Takim "biznesem" zajmowały się nastolatki.



Czy kiedykolwiek próbowano ci zapłacić podrobionym banknotem?

W latach 90. nikt jeszcze nie marzył o elektronicznych kartach, które będzie można ładować przez internet i bez wychodzenia z domu kupować dowolny bilet miesięczny czy semestralny. Młodzież i dorośli, którzy chcieli korzystać z biletów okresowych, musieli regularnie naklejać na nie znaczki - odpowiednie dla każdego miesiąca.

Znaczek na przeciętny bilet kosztował kilkadziesiąt złotych. Na dłuższych trasach były oczywiście najdroższe, a to zrodziło pokusę, której niektórzy szybko ulegli.

Znaczki na bilety miesięczne drukowali studenci?



Zawsze był ktoś, kto znał kogoś, kto znał... Im mniej "ktosiów" po drodze, tym cena była niższa i bardziej zbliżona do 50 proc. wartości biletu
Pocztą pantoflową szybko rozeszła się wieść, że bilety na znaczki miesięczne można kupić taniej "w okolicach akademików". Wprawdzie nikt nie chodził pod domy studenckie i nie wypytywał przypadkowo napotkanych studentów, czy mają może znaczki, ale - jak to w tamtych czasach - zawsze był ktoś, kto znał kogoś, kto znał... Im mniej "ktosiów" po drodze, tym cena była niższa i bardziej zbliżona do 50 proc. wartości biletu.

Działało to przez wiele miesięcy, ale im bardziej proceder stawał się powszechny, tym szybciej można było spodziewać się tego, że zostanie ukrócony. Kontrolerzy biletów zostali bowiem dokładnie poinstruowani, czym różnią się podróbki od oryginałów, i zaczęli je masowo zabierać, przy okazji wystawiając mandat i spisując dane osób nimi się posługujących. Kolejną konsekwencją było wezwanie na komendę policji przy Nowych Ogrodach, gdzie oczywiście większość zeznawała, że kupiła znaczek, czekając w kolejce na początku miesiąca. A warto wiedzieć, że w punkcie we Wrzeszczu na przełomie miesięcy kolejka miała nawet po kilkadziesiąt osób i oczywiście do każdej z osób na jej końcu podchodził(a) kobieta/mężczyzna w bliżej nieokreślonym wieku, proponując odsprzedanie tańszego znaczka na bilet, który przez pomyłkę został kupiony dwa razy przez męża/żonę.

Mitycznego małżeństwa oczywiście nigdy nie odnaleziono, a "wszyscy wiedzieli", że znaczki były drukowane w akademikach we Wrzeszczu. Czy tak było w rzeczywistości? Policja postawiła wtedy zarzuty tylko płotkom. Ale w efekcie szybko wprowadzono hologramy zamiast znaczków, więc nie dało się już ich drukować i wycinać na domowym sprzęcie.

Pieniądze ze zwykłej drukarki rodziców



Banknoty z domowych drukarek stały się w latach 90. plagą niemal w całej Polsce. Banknoty z domowych drukarek stały się w latach 90. plagą niemal w całej Polsce.
Znaczki to jednak czubek góry lodowej chałupniczej działalności poligraficznej w tamtych czasach. W latach 90. podrabiano też pieniądze. I pewnie niektórzy wyobrażają sobie teraz sceny z filmów sensacyjnych, w których zorganizowane grupy przestępcze wykradają specjalne bele papieru, mają nowoczesny sprzęt i koniecznie przekupionego byłego pracownika Mennicy Państwowej, który zna całą technologię i poprawia detale w skomplikowanej maszynerii, by uzyskać doskonały efekt "klawuchy", czyli podrobionej gotówki.

Banknoty 100-złotowe oczywiście dokładnie prześwietlano pod specjalnymi lampami. Ale 10- i 20-złotowych nikt nie sprawdzał
I może tak też było, ale swego czasu prawdziwą plagą były podrobione na... domowych drukarkach niższe nominały. Banknoty 100-złotowe oczywiście dokładnie prześwietlano pod specjalnymi lampami itd. Ale 10- i 20-złotowych nikt nie sprawdzał. To sprawiło, że młodociani spryciarze wpadli na pomysł, by drukować je na domowych drukarkach.

Ktoś miał nieco lepszy sprzęt i spróbował. Problemem był jednak odpowiedniej grubości i szorstkości papier, którego z oczywistych względów nie można było kupić w sklepach. Po odpowiednim wygnieceniu podrobione 20-złotówki praktycznie nie różniły się jednak od mocno zużytych oryginałów. Trzeba przy tym pamiętać, że sfatygowane pieniądze nie były wtedy niczym szczególnym, bo zdecydowaną większość transakcji - także dużych - dokonywano w gotówce. Dlatego nikt nie dziwił się, że zwykła dwudziestka jest podniszczona.

Do czasu, gdy ktoś przesadził z zaangażowaniem, bo przy zbyt mocnym miętoszeniu farba zaczynała odchodzić na zgięciach i banknot zaczynał wyglądać jak zabawka z planszowej gry Eurobiznes. Właśnie to spowodowało, że nastolatki je upłynniające zaczęły wpadać, gdy okazało się, że kolejne banknoty pojawiają się w osiedlowych sklepach, a nawet wśród sprzedawców jagód przy kaszubskich drogach.

Tym razem policjanci stanęli na wysokości zadania i po nitce do kłębka doszli do organizatorów tego niecnego procederu, a dokładnie zbrodni, bo taka jest kwalifikacja prawna podrabiania pieniędzy i nielegalnego wprowadzania ich do obiegu. Po wyważeniu drzwi wcześniej wytypowanego mieszkania okazało się jednak, że to nie wysłannicy sycylijskich rodzin, które chciały się osiedlić w Polsce, a... dwóch braci, uczęszczających do jednego z gdańskich liceów, którzy drukowali 20-złotowe banknoty na domowej drukarce niczego niewiedzących rodziców. Sprzedawali je głównie rówieśnikom - po 7 zł za sztukę.

Sąd był dla nich łaskawy. Po długim oczekiwaniu i zaskakująco szybkim procesie przyznali się do wszystkiego, wyrazili skruchę, a rodzice zapłacili sporą grzywnę (zapewne już prawdziwymi pieniędzmi). 17-latek i 18-latek dostali też jednak karę więzienia, którą zdecydowano się zawiesić na okres trzyletniej próby.

Bracia z Gdańska znaleźli jednak niejednego naśladowcę w całej Polsce...

Opinie (126) 6 zablokowanych

  • 20 złotych otrzymałem jako resztę w...aptece.

    • 3 0

  • teraz są złote czasy! (2)

    wystarczy kupić działkę od biskupa za grosze, a potem sprzedać za 14 milionów!

    • 12 3

    • Ale trzeba było za te grosze kupić ją prawie 20 lat temu...

      Zresztą, na tym jak przez to 15-20 lat poszły ceny ziemi do góry to już nie jeden się dorobił.
      Cztery lata temu mój kuzyn opchnął dom z 2000 roku po wujku i cioci w Rumii, gdzie oni za całość z działką i budową łącznie dali trochę ponad 300 tys. wtedy za 920 tys. czyli 3 krotną przebitkę. Teraz, to patrząc po ofertach podobnych domów w Rumii to mógłby spokojnie ponad milion zarządać.

      • 0 1

    • Papiesz i kremówki

      Wadowice kontra depresje i smutki

      • 0 0

  • Bilety kolejowe

    Blankiety biletów międzynarodowych (zielona okładka) wypisywane długopisem z docelową stacją np Barcelona, dla pewności warto było kupić legal bilet do granicy a później już za darmo.
    Zwolnienia L4 - zwykła kartka papieru z pieczątką.
    Świadectwa szkolne, indeksy, prawa jazdy, dowody rejestracyjne, książeczki żeglarskie, kursy zawodowe, wszystko można było kupić.

    • 5 2

  • Fajny byłby artykuł o dawnych cinkciarzach (1)

    i co teraz robią

    • 6 0

    • Siedzą codziennie do dziś ,w kawiarni na głównym mieście .nie cinkciarze ,najzwyklejsi oszuści ,bandyci ,na moich oczach podmieniali prawdziwe marki na pare kawałków gazet i niczego nie przeczuwających turystach ,) ,mówiąc szybko, szybko !!bo chyba ktoś nas obserwuje.w temacie artykułu: były lata 90-te,koncert Urszuli na długim targu,padał lekki deszcz,sprzedawałem piwo na ulicy ,wieczorem w domu przy liczeniu ,pare banknotów 20-to,złotowych puściło farbę,przez sekundę pomyślałem ,pewnie przez ten deszcz.potem,było zgłoszenie ,policja na piwnej i nie wykrycie sprawcy it.

      • 1 0

  • drobnych cwaniaczkach z przełomu wieków.....

    Wypisz wymaluj politycy przy korycie od lat 90, którzy wymieniają się tylko stołkami

    • 5 0

  • Logtem

    Do dzisiaj mają takie ciśnienie na kasę

    • 0 0

  • tez kiedys mi ktos wydał falszywa 20stke

    chcialem na dwrocu zapalcic, nawet nie zauwazylem, tam sie kasjerka zorientowala i postraszyla policją

    • 0 0

  • A po co dzis drukowac banknoty wystarczy ze nbp

    A po drukowac banknoty wystarczy ze NBP drukuje na skale masowa i rozdaje pis pieniadze

    • 0 0

  • Też się robiło

    Były czasy, teraz już nic nie zrobisz

    • 0 0

  • A Syn Prezydent Miasta Gdyni Marcin Cegielski

    Panie redaktorze Sielski dlaczego nie pisze Pan w omawianym temacie o najwarzniejszych faktach przeciez w pełnej krasie na handlu podrabianymi banknotami został złapany zaręke Marcin Cegielski syn byłej prezydent Miastasta Gdyni Franciszki Cegielskiej który za ten czyn dostał kare warunkowego umorzenia ze wzgledu na małą szkodliwość czynu. i co ja mam czytać ten artykuł baranem nie jestem prawo sędziowe tego już niema bo jest stosowane tylko do karania określonych jednostek społecznych pozostali nie ważne co by nabroili pozostaną bezkarni.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie zorganizowano Międzynarodowe Targi Gdańskie w 1947 roku?

 

Najczęściej czytane