• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kuźnie morskich kadr na okrętach, których... nie było

Michał Lipka
15 kwietnia 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Rzadkie zdjęcie ORP Gryf, cumującego przy sopockim molo. Rzadkie zdjęcie ORP Gryf, cumującego przy sopockim molo.

W każdej Marynarce Wojennej świata szczególny nacisk kładzie się na praktyczne przygotowanie przyszłych oficerów. Jednym z istotnych elementów takiego szkolenia są rejsy, podczas których podchorążowie mają możliwość zapoznania się z różnymi warunkami atmosferycznymi panującymi na morzu. Nie inaczej było w polskiej flocie tuż po zakończeniu działań wojennych. Jednym z podstawowych problemów, jaki się jednak wtedy pojawił był... brak odpowiedniego okrętu szkolnego.



Trudną sytuację starano się doraźnie rozwiązać poprzez podniesienie bandery wojennej na żaglowcu "Dar Pomorza" w dniu 21 października 1945 roku, ale wojskowa służba tej pięknej jednostki nie trwała zbyt długo, bo już 7 listopada kapitan ż.w. Kazimierz Jurkiewicz z powrotem przejął ją w imieniu floty handlowej.

Przyszli podchorążowie szkolili się zatem na nielicznych jeszcze wtedy okrętach bojowych i na żaglowcu ORP "Iskra", który w lipcu 1948 roku powrócił do Polski. Jednakże wobec coraz większego zainteresowania Oficerską Szkołą Marynarki Wojennej problem okrętu szkolnego stał się niezwykle palący. I tu spotykamy się z ciekawą postacią, jaką niewątpliwie był komandor podporucznik Robert Mietelica.

Nie oddają honorów? Ostrzelać!

Ten urodzony w Odessie Polak, od samego początku związał swe życie z morzem. Szkołę Morską ukończył z wyróżnieniem, a następnie przez szereg lat pływał we flocie handlowej. Podczas II wojny światowej, po przejściu do floty wojennej, operował na Morzu Czarnym, biorąc udział m.in. w morskiej ewakuacji Odessy.

Wraz z Batalionem Morskim przybył na polskie wybrzeże, gdzie niebawem skierowano go do służby w polskiej flocie. Dał się tu poznać jako wymagający, ale przy tym pełen humoru i ułańskiej fantazji oficer. Dał temu przykład podczas spotkania z jednym z polskich statków, który "zapomniał" oddać należne honory okrętowi wojennemu. Komandor Mietelica, nie zawahał się ani chwili i wydał rozkaz... ostrzelania zapominalskiego ślepymi nabojami. Efekt musiał być piorunujący, gdyż honory zostały oddane przykładowo w ekspresowym czasie.

Widząc duży zapał ochotników przy jednoczesnych niezwykle ograniczonych możliwościach szkoleniowych, rozpoczął długie i żmudne starania u radzieckich przełożonych, mające na celu wyrażenie zgody na przebudowanie lub budowę zupełnie nowej jednostki szkolnej. Niestety czasy były takie, że bez zgody "wielkiego brata" żadna tego typu decyzja nie mogła zapaść. Niemniej jednak starania komandora Mietelicy zakończyły się sukcesem - ostatecznie postanowiono, iż Marynarka przejmie i przebuduje dla swoich potrzeb statek s/s "Opole".

Uzbrojenie symboliczne

Przyszły okręt szkolny został zwodowany w roku 1945 w stoczni Burmeister and Wain w Danii, jako jeden z wojennej serii jednostek typu "Hansa A". Nadano mu wtedy nazwę "Irene Oldendorff". Była to prawie 100-metrowa jednostka, wypierająca 4220 ton, której maszyna parowa o mocy 1200 KM osiągała prędkość 11 węzłów.

Statek niedługo jednak popływał pod niemiecką banderą, gdyż jeden z nalotów alianckich zatopił go w porcie. Po zakończeniu działań wojennych w ramach reparacji jednostka została przekazana Wielkiej Brytanii (gdzie pływała jako "Empire Contess"), która następnie przekazała ją Związkowi Radzieckiemu (gdzie doszło do kolejnej zmiany nazwy tym razem na "Omsk").

W ramach umów międzynarodowych i oczywiście "braterskiej" przyjaźni w 1947 "Omsk" wraz z grupą kilku innych statków przekazany został Polsce (co oczywiście znowu wiązało się ze zmianą nazwy tym razem na s/s "Opole"). Pomimo tylu zawirowań i zmian statek był w bardzo dobrym stanie i tym też należy tłumaczyć decyzję o jego przekazaniu flocie wojennej. Drobnicowiec skierowano do stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni w celu przeprowadzenia niezbędnej przebudowy. Trzeba tu zaznaczyć, że prace prowadzone pod kierownictwem inż. Wojciecha Orszuloka przebiegły niezwykle szybko i trwały zaledwie 152 dni! W tym czasie stworzono dodatkowe stanowiska do nawigacji morskiej czy też specjalne pomieszczenia szkoleniowe dla podchorążych. Jednostkę oczywiście również uzbrojono, choć miało to znaczenie głównie symboliczne, gdyż uzbrojenie składało się z dwóch dział przeciwlotniczych kal. 85 mm i 4 działek kal. 37 mm.

I nadaję ci imię... "Zetempowiec"

Po zakończeniu prac 10 lipca 1951 roku na okręcie podniesiono uroczyście biało-czerwoną banderę i nadano mu nazwę "Zetempowiec". Cóż, takie były niestety wówczas czasy... I tu spotykamy się z pewną ciekawostką, gdyż przed nazwą "Zetempowiec" nie występował zwyczajowy skrót ORP (Okręt Rzeczypospolitej Polskiej) tylko OS (okręt szkolny).

Już w pierwszym roku swej służby jednostkę skierowano na rejsy szkolne, początkowo co prawda na krótkie trasy, takie jak np. Gdynia - Hel - Gdynia czy też Gdynia - Świnoujście - wyspy duńskie - Gdynia, nie mniej jednak kolejne lata przyniosły już znaczącą zmianę i jednostka odwiedzała takie porty jak m.in. Tallin, Aleksandria, Portsmouth, Narwik, Konstanca czy Marsylia. Jak wspomina w swej książce kmdr ppor. Zbigniew Szczepanek, uczestnik kilku takich rejsów, nie raz dochodziło do nieco zabawnych sytuacji wynikających z ówczesnych czasów i sytuacji politycznej.

23 marca 1957 roku nazwę i sam status jednostki zmieniono i od tego czasu dawny "Zetempowiec" stał się ORP "Gryf", kontynuując tym samym historię swego przedwojennego poprzednika. Na okręcie przez szereg lat szkolili się przyszli oficerowie pokładowi i maszynowi, zdobywając swoje pierwsze morskie doświadczenia. "Gryf" odbył również liczne rejsy szkoleniowe czy też popularyzujące Marynarkę Wojenną (na jego pokładzie nie raz gościł "lud pracujący" czyli np. górnicy czy hutnicy).

Niejednokrotnie na jego pokładzie odbywały się narady sztabowe czy oficjalne wizyty zagraniczne. Niestety czas robił swoje, a zaplanowana modernizacja "Gryfa" ostatecznie się nie odbyła. W 1973 roku okręt odbył swą ostatnią podróż zagraniczną, a potem do roku 1976 szkolono na nim wyłącznie załogę okrętową. 9 lutego 1977 roku okręt przeklasyfikowano na bazę koszarowo-grzewczą i nadano mu nazwę "BK-5". Przez 11 lat jednostka ta zabezpieczała działania 41. Dywizjonu Okrętów Ratowniczych, kiedy to ostatecznie 25 października 1988 roku została skreślona ze stanu floty i sprzedana na złom. Warto jednak pamiętać o tym okręcie, gdyż był on pierwszym tak dużym w polskiej marynarce wojennej okrętem w powojennej historii, który przysłużył się szkoleniom przyszłych kadr morskich.

Budujemy trzy małe kutry

Gdy wycofano ze służby "Gryfa", sytuacja szkoleniowa ponownie uległa znacznemu pogorszeniu. Podchorążych kierowano na okręty znajdujące się w linii (np. na okręt hydrograficzny ORP "Kopernik" czy też okręt ratowniczy ORP "Piast"). Niebawem do służby miały wejść większe okręty szkolne ORP "Gryf (III)" i "Wodnik", ale zanim to się stało, szeregi naszej floty zasiliły kutry szkolne OS-1. Zadania stawiane przed tymi jednostkami były nieco odmienne, jak te stawiane np. przez ORP "Gryf".

W procesie szkolenia przyszłych oficerów, obok oczywiście znajomości taktyki i nawigacji, niezwykle istotna jest biegła znajomość manewrowania jednostką. Dlatego też na początku lat 70. zapadła decyzja o budowie trzech małych kutrów, które miały podchorążym ułatwiać naukę z zakresu wykonywania manewrów.

A może jednak rzygacze?

Projekt nie był nowy - gdańska stocznia Wisła w latach 1969-71 wybudowała dla floty ZSRR serię kutrów szkolnych projektu Bryza. Po drobnych modyfikacjach zdecydowano się właśnie na ten projekt i tak w latach 1974-1976 w skład naszej floty weszły OORP "Podchorąży", "Kadet" i "Elew". Były to niewielkie okręty (długość 28 metrów, wyporność 146 ton, prędkość 10 węzłów), ale do zadań, jakie przed nimi postawiono, nadawały się znakomicie. To na ich pokładach podchorążowie przechodzili prawdziwą szkołę manewrowania, ale także odbywali praktyki dowódcze, uczyli się operowania jednostkami w szykach, a także zagłębiali się w tajniki kalibracji morskich urządzeń. Kutry odbywały głównie rejsy manewrowe po Bałtyku, gdzie z racji swych tendencji do znacznych przechyłów, przez załogi były potocznie zwane... "rzygaczami". Niestety wraz z kolejnymi latami ich dalsza służba pod biało czerwoną banderą stawała pod coraz większym znakiem zapytania i cyklicznie były wycofywane.

W dniu dzisiejszym w Polskiej Marynarce Wojennej funkcje jednostek szkolnych pełnią wyłącznie dwa okręty ORP "Wodnik" oraz żaglowiec ORP "Iskra".

Opinie (20) 2 zablokowane

  • ?

    "Po zakończeniu prac 10 lipca 1951 roku na okręcie podniesiono uroczyście biało-czerwoną banderę i nadano mu nazwę "Zetempowiec". Cóż, takie były niestety wówczas czasy... " - ale o co chodzi? O to, że wtedy podnoszono uroczyście biało-czerwoną banderę? o nazwę? ???

    • 0 2

  • Dalszy ciag histori Mar Woj. RP

    Co sie stalo ztakimi okretami jak jedyny w swojej klasie ORP \Kablowiec ,ktory cumowal przy starej bazie nurkow czli OSRMW PRZY (Pagecie na Obluzu) jeszcze na dlugo przed powstaniem portu kontenerowego i nowej bazy nurkow.Cumowaly tam tez dwie jednostki -prawdopodobnie stacje demagnetyzacyjne ,o ile pamietam byl to m/in sw Jerzy -zadnej wzmianki o tych czasach ani slowa .zadnych pomiatek (zdfjec) nigdzie nie mozna znalezc historji np okretow ratowniczych -R21,R22.R234 i dalej kotrow ratowniczych R-33-R34-R35-R36-R37 pytanie?co sie stalo z tymi jednostkami jaki los je spotkal.Tam sluzyli ludzie cale pokolenia .Jak latwo wywalic ludzkie doswiadczania iprzezycia na smietnik -nawet nie historij tylko w jakis niebyt!!! Ci co dzis sluza za pare lat beda mieli taki sam zal i niesmak w imie nowych niby lepszych czasow Pozdrawiam

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku na Osieku otwarto Dom Dobroczynności?

 

Najczęściej czytane