- 1 Zaśmiecone gdyńskie westerplatte (62 opinie)
- 2 Zapomniany minister i jego gdyńska historia (45 opinii)
- 3 Jeden z pierwszych w Polsce "bliźniaków" (74 opinie)
- 4 Upiorne syreny i największe pożary w Sopocie (33 opinie)
- 5 Następcy Haffnera wchodzą cali na biało (6 opinii)
- 6 Idź na spacer śladem linii Gdynia - Kokoszki (81 opinii)
Maurycy Ferber patronem gdańskiego tramwaju? Faktycznie, był wybitną osobowością, ale przez tego paliwodę Gdańsk obłożono papieską klątwą.
Trwa głosowanie na patronów gdańskich tramwajów. Jednym z kandydatów jest Maurycy Ferber, który, jak dotąd, zebrał około 330 głosów poparcia. Liderujący
Maurycy, urodzony w 1471 roku jako dziesiąte dziecko kupca i ławnika Johanna Ferbera - późniejszego burmistrza Gdańska, posiadał aż w nadmiarze cechy przypisywane swej rodzinie - wysokie mniemanie o sobie, gwałtowność charakteru i upór. W 1498 r. wywołał wielki skandal towarzysko-obyczajowy, zaręczając się z młodziutką Anną Pilemann. Pochodziła ona z rodziny równej zamożnością i pozycją społeczną, jednak wrogo ustosunkowanej do Ferberów.
Krewni dziewczyny - wśród których główną rolę grali Suchtenowie i Feldstette'owie - stanowczo sprzeciwili się projektowanemu małżeństwu. Do dziś trudno ustalić, czy Anna była początkowo przychylna Maurycemu, a potem zmieniła zdanie pod wpływem perswazji wujów, czy też - jak utrzymywali ci ostatni - wcale nie była zainteresowana, a Maurycy wymusił na niej zaręczyny, grożąc, że w przypadku odmowy "zrobi coś tak strasznego, że jeszcze po 10 latach będzie się o tym mówić w mieście". Dość, że rodzina postarała się dla Anny o nowego narzeczonego, którym został syn burmistrza Henryka Suchtena. Maurycy Ferber skarżył się w tej sprawie do rady miejskiej i początkowo uzyskał korzystny wyrok, jednak rodzina panny wniosła sprawę do sądu biskupiego, który z kolei odmówił Maurycemu praw do ręki dziewczyny.
Młody Ferber nie pogodził się z porażką i udał się aż do Rzymu, gdzie złożył apelację do sądu papieskiego. Rozpoczął się długi i głośny proces. Gdy rzymski sędzia wezwał na świadków rodzinę Angermünde, a ci nie pojawili się w Rzymie, w 1500 r. cały Gdańsk obłożono klątwą kościelną. Zakazano odprawiania nabożeństw, udzielania sakramentów i bicia w dzwony, kościoły zostały zamknięte, co wywołało niezadowolenie mieszkańców. Był to wątpliwy sukces Maurycego Ferbera, który, zabiegając o swoje sprawy osobiste, nie cofnął się przed działaniem na szkodę rodzinnego miasta i choćby z tego powodu nie zasłużył, moim zdaniem, by być patronem czegokolwiek w Gdańsku.
Ostatecznie nie udało mu się zresztą poślubić Anny, która w 1504 r. została żoną młodego Suchtena. W sprawę wmieszał się wtedy nawet król Aleksander Jagiellończyk, który zabronił Ferberowi odwoływać się w tej sprawie do cesarza i papieża.
Zetknąwszy się z wysokimi dostojnikami kościelnymi, Maurycy zapragnął zostać jednym z nich. Pojechał do Italii, gdzie wstąpił na studia prawnicze, został doktorem praw i szambelanem papieskim. Przez krótki czas piastował stanowisko proboszcza kościoła Najświętszej Marii Panny w Gdańsku i z tym wiąże się jego jedyna zasługa dla miasta. Na własny koszt wzniósł nowy budynek plebanii przy kościele, o czym do dziś przypomina zachowany kartusz z herbem Ferberów i datą 1517. Kilka lat później został biskupem warmińskim. Był to trudny czas dla kościoła katolickiego, mocno zagrożonego w związku z wystąpieniami Lutra i jego uczniów. Zasługą Maurycego Ferbera było utrzymanie katolicyzmu na Warmii, otoczonej ze wszystkich stron przez ziemie protestanckie. W perspektywie wieków przyczyniło się to do silniejszych związków Warmii z Polską, ale o tym w XVI wieku z pewnością jeszcze nie myślano.
Daleko bardziej znaczący w dziejach Gdańska był jego osiem lat starszy brat, Eberhard Ferber, choć i jego trudno oceniać jednoznacznie. W młodości, stosownie do ambicji rodzinnych, przygotowywany był do życia rycerskiego i przebywał na dworze książąt meklemburskich. Kilka lat później wziął udział w ataku floty hanzeatyckiej na Flandrię. Poślubiwszy w Gdańsku posażną pannę, miast zająć się rodzinnymi interesami, przyłączył się do księcia pomorskiego Bogusława X w pielgrzymce do Ziemi Świętej i w 1497 r. u grobu Chrystusa został ponoć pasowany na rycerza.
Po powrocie do Gdańska zaczął robić karierę polityczną jako ławnik, rajca, a w końcu burmistrz. Jego zasługą było ujęcie po kilkuletnich staraniach przywódcy rozbójniczej bandy, Szymona Matterna (przeczytasz o nich w artykule Krwawi bracia na gdańskim gościńcu). Nawiązał kontakty z dworem Zygmunta Starego, brał udział w kilku zjazdach dyplomatycznych. Reprezentując Gdańsk na forum Hanzy, przeciwstawiał często interesy miasta dążeniom dominującej w Hanzie Lubeki, proponując nawet, by liga hanzeatycka uznała króla polskiego za swego protektora. W uznaniu zasług, Zygmunt Stary podniósł Eberharda w 1515 r. do godności szlacheckiej.
Ważnym dokonaniem Eberharda Ferbera był udział Gdańska w ostatniej wojnie z Krzyżakami i skuteczna obrona miasta, które w listopadzie 1520 r. zostało oblężone przez zaciężne oddziały niemieckie (później wiązano z tym wydarzeniem legendę o trzech świńskich łbach, wystrzelonych z armaty w kierunku wrogich pozycji). Były to już ostatnie lata jego potęgi: przeciwnicy, wśród których były zarówno od dawna zwaśnione z Ferberami rody patrycjuszowskie, jak i mniej zamożni mieszczanie, oskarżyli go o nadużycia, pozbawili urzędu i wygnali z miasta. Zajęty likwidacją państwa krzyżackiego Zygmunt Stary interweniował na korzyść swojego faworyta dopiero w 1526 r. Eberhard zrezygnował jednak z powrotu na stanowisko burmistrza i pozostał w Tczewie, gdzie dzierżył z królewskiego nadania starostwo.
Potomkowie Eberharda żyli i piastowali w Gdańsku wysokie stanowiska niemal do końca XVIII wieku. Wśród wielu związanych z nimi pamiątek można wymienić renesansową kamienicę przy ul. Długiej 28 (wzniósł ją syn Eberharda), wielkie epitafium z 1656 r. w Bazylice Mariackiej (przeczytasz o nim w artykule Zagadka spadajacego dziecka), którym jeden z prawnuków Eberharda uczcił pamięć zmarłego brata, czy funkcjonującą jeszcze do 1945 r. nazwą zajazdu "Trzy świńskie łby" w Lipcach.
Wielopokoleniowy ród Ferberów z pewnością zapisał się w dziejach Gdańska, jednak wśród jego członków trudno wskazać osoby, z którymi nie wiązałyby się jakieś kontrowersje. Pewnie dlatego przedwojenni gdańszczanie nadali jednej z ulic Wrzeszcza nazwę "Ferberweg" (dzisiejsza ul. ks. Miszewskiego), rezygnując ze wskazania konkretnej postaci, która mogłaby zostać w ten sposób uhonorowana. Może podobnie powinno się postąpić z gdańskimi tramwajami?
O autorze
Marcin Stąporek
- autor jest publicystą historycznym, prowadzi firmę archeologiczną. Pracował w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku i Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Gdańsku. Obecnie jest pracownikiem Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury.
Opinie (60) 6 zablokowanych
-
2011-01-10 09:26
drugie dno (3)
Ja tu widzę drugie dno. Gdańsk nie chce darmo knajpy reklamować i najął p. Stąporka (który pracował w różnych instytucjach, ale na jakim stanowisku? bo tyt. naukowego nie widzę. i potem będzie się można wykręcić - przecież to nie miasto napisało tylko zwykły obywatel - każdy mógł - a że przypadkiem pracuje w magistracie i o tym wspomniano bo to podniesie wiarygodność..? ) żeby kulturalnie wybił tą kandydaturę ludziom z głowy. Osobiście nie mam zastrzeżeń do tej nazwy jak i nie będę rozpaczał jeśli jej nie wybiorą, moim zdaniem - jak mówi p. Stąporek - Gdaniec jest bardzo dobry ale moja historia zatrudnienia nikogo nie przekona. peace
- 3 5
-
2011-01-10 10:57
(2)
tytuł naukowy to profesor
muzea ani urzędy wojewódzkie go ani nie nadaja ani do pracy nie wymagają- 1 0
-
2011-01-10 13:33
A dr doc hab to nie? (1)
- 0 0
-
2011-01-10 20:39
nie
skąd ty wymysliłeś dra docenta i tytuł naukowy? z filmu Barei?
- 1 0
-
2011-01-10 16:55
Ferberowie mieli w d. zwykłych mieszkańców Gdańska
i gardzili szarym tłumem. Głosujcie sobie sami ja mam Ferberów w d.
- 2 2
-
2011-01-10 13:31
A przemalujcie jeszcze Miszewskiego na Ferbera (-ów)
wszak to Ferberweg była ;)
- 1 3
-
2011-01-10 12:24
W sumie chłop miał pecha, jakby sie urodzil w dzisiejszych czasach to by nie mial problemu, wszystkie na lewo i na prawo daja ...
- 2 1
-
2011-01-10 09:21
oto protoplasta "światłego europejczyka':-) dla prywaty latał po obcych dworach i kalał własne gniazdo (4)
teraz chłopcem do bicia, następnym po Polsce, są węgrzy
ich socjaliści, odsunięci od władzy po 8 latach rujnowania kraju, też latają ze skargą na złego orbana gdzie się da i do kogo sie da- 9 4
-
2011-01-10 10:53
(3)
nie po obcych dworach, tylko do sądu kolejnej instancji
osobiscie też nie wiem po co, ale miał dwadziescia kilka lat i chodziło o kobietę- 1 0
-
2011-01-10 11:04
to dlaczego król aleksander "zabronił Ferberowi odwoływać się w tej sprawie do cesarza i papieża."? (2)
myślisz dosłownie
co prawda wtedy FB nie było, ale były inne sposoby komunikowania się
papież miał dwór, zdziwiłbyś się jaki:-)- 1 1
-
2011-01-10 11:27
skąd cesarz w tej historii, nie wiem (1)
Dobrze zrobił król Jagiellończyk, że uspokoił gwałtownika i pieniacza.
Niemniej burzliwa młodość maurycego mnie nie zraża, bywają gorsze błedy, a przynajmniej teraz jest o co sie spierać ;)- 3 0
-
2011-01-10 12:20
skoro nie wiesz co cesarz robi w tej historii, to znaczy że mało wiesz o dynastii jagiellonów
chodzi oczywiście o habsburgów
- 1 0
-
2011-01-10 09:11
klątwę na Polaków rzucił papież Marcin V (1)
za zwycięstwo nad zakonem krzyżackim w słynnej bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku. Klątwa ta nie została zniesiona do dzisiaj !
- 21 3
-
2011-01-10 10:34
No teraz wszystko jasne...
Klatwa trwa.-))
- 6 1
-
2011-01-10 09:58
a kto głosuje na tego jegomoscia??? pewnie flaszka....
bo kto inny
- 3 2
-
2011-01-10 09:33
nie bardzo rozumiem, jak papież miał zmusić narzeczoną do ślubu ;) (1)
ale obywatele RZeczpospolitej nie jeden raz okładani byli papieską klatwą
i msze były odprawiane ;)- 2 0
-
2011-01-10 09:53
(Instytucja zaręczyn) znana była już w Starym Testamencie (zob. Pwt 22,23). Wypracowało ją prawo rzymskie. Kościół przyjął je już w „gotowej formie", kierując się względami duszpasterskimi. Kodeks Kanonów dla wiernych Wschodu stwierdza, że zaręczyny w sposób godny pochwały uprzedzają zawarcie małżeństwa zgodnie z najstarszą tradycją Kościołów Wschodu i kierują się prawem partykularnym własnego Kościoła sui iuris (KKKW, kan. 782 § 1).
Mężczyzna i kobieta zamierzając zawrzeć ze sobą małżeństwo przez pewien czas przed ślubem uważani są za narzeczonych albo zaręczonych. Okres narzeczeństwa jest potrzebny, aby mogli się oni wzajemnie poznać i aby ich małżeństwo nie zostało zawarte lekkomyślnie. Za narzeczonych w ścisłym znaczeniu uważane są strony od^ chwili zaręczyn.
Były okresy w historii Kościoła, kiedy to zaręczyny odgrywały bardzo ważną rolę. Bywało, zwłaszcza na Wschodzie, że je łączono z błogosławieństwem kapłana. Stawały się one również źródłem przeszkód małżeńskich. Prawo germańskie uważało zaręczyny za 50 umowę, która dopełniona niejako przez późniejsze współżycie cielesne zastępowała umowę małżeńską i wówczas narzeczeni stawali się małżeństwem. Pogląd ten odrzuciła Kongregacja Soboru (po Soborze Trydenckim) w 1593 r., a następnie Leon XIII w 1892 r. Z biegiem lat zaręczyny nabrały tak wielkiego znaczenia prawnego i uległy tak wielkiemu sformalizowaniu, że musiało dojść do ich zaniechania (zob. Instrukcja Episkopatu Polski o przygotowaniu do zawarcia małżeństwa z 1986 r., n. 29).
Prawo kościelne w Polsce znało zaręczyny przynajmniej od XIII w., kiedy to legat papieski Jakub na synodzie we Wrocławiu w 1248 r. zarządził, aby zaręczyny miały charakter religijny i odbywały się w obecności kapłana. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. zaręczyny określał terminem „sponsalitia" (kan. 1017 § 1-2) i podał formę prawną umowy zaręczynowej, przejętą z Dekretu „Ne fernere" Kongregacji Soboru z 1907 r. Umowę tę - pod sankcją nieważności - należało sporządzić na piśmie; podpisywali ją: zaręczeni, ordynariusz miejsca lub proboszcz, albo w miejsce świadka urzędowego (ordynariusza miejsca lub proboszcza) - dwóch zwykłych świadków.- 2 1
-
2011-01-10 08:17
(3)
mnie to akurat zwisa, moim zdaniem mogli by ponadawac "imiona" i gołębiom bo one nie maja skrupułów s**** na kogokolwiek nie wazne czy to zwykly obywatel czy jakas szycha ;)
jakies takie dziwne to nadawanie imion, bo kumam samoloty rejsowe czy pociagi ale tramwaje ktore powinny jezdzic co 10 min?!?!? jakas bufonada i kretynizm.
to mapoprostu służyć nam mieszkancom a nie maja to byc jezdzace pomniki, a potem co? za 30 lat beda dalej wnieoplacalne remonty wciskac bo nie wyrzucą/sprzedadzą "HEWELIUSZA" przeciez to wizytowka Gdanska...- 42 6
-
2011-01-10 08:30
własnie, mogą nadawać imiona nawet gołębiom, ale nie jest to zła akcja, skoro zmusza do poznania historii (2)
- 5 5
-
2011-01-10 08:42
(1)
a co Ci powie samo nazwisko z boku tramwaju? nawet moim zdaniem bedzie to upakazajace dla tych osob.
gdyby na przystankach zamiast reklamy raz na jakis czas dawali sylwetke zasluzonego gdanszczanina to wtedy sa szanse, bo to z nudow czekajac na tramwaj by se czlowiek poczytal. a tak 35 nazwisk nie wiadomo co znaczacych.- 10 3
-
2011-01-10 09:14
Początkowo też uważałam to za idiotyczny pomysł, ale jednak zmusza do poznawania historii.
Sylwetki gdańszczan z opisem mogłyby by być drukowane na biletach na jakieś imprezy kulturalne.- 8 2
-
2011-01-10 09:04
"Faktycznie, był wybitną osobowością"
taaa, klecha i "wybitna postać", panie, stąporek
- 12 17
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.