- 1 Wieczny kłopot z dzielnicami: "na" czy "w" (488 opinii)
- 2 Dzielnica z ciekawą historią i starą wystawą (22 opinie)
- 3 Nowe ściany starej kawiarni na Aniołkach (70 opinii)
- 4 15 lat temu otwarto powiększoną galerię Klif (140 opinii)
- 5 Ważki jak szarańcza i ślepy Maksym z ZSRR (8 opinii)
- 6 Następcy Haffnera wchodzą cali na biało (6 opinii)
"Żywe torpedy" w Polskiej Marynarce Wojennej
Kamikaze, czyli "boski wiatr" - walczyli dla cesarza Japonii, ale niewiele brakowało, by w polskiej flocie także pojawiły się takie jednostki. Uratowało nas jednak zapóźnienie technologiczne.
Na reakcję polskich obywateli nie trzeba było długo czekać. W krakowskim "Ilustrowanym Kuryerze Codziennym" pokazał się list trzech młodych Polaków - Władysława Bożyczko i braci Leona i Edwarda Lutostańskich - wzywających do gotowości poświęcenia swego życia w obronie ojczyzny, służąc w szeregach... żywych torped, samolotowych bomb lub min lądowych.
Apel spotkał się z dużym oddźwiękiem i poparciem obywateli, którzy lawinowo zaczęli zgłaszać się do nowych formacji, mimo że... takich w ogóle nie było! List, który publikowała prasa, był tak dużym zaskoczeniem dla wojskowych, że początkowo nie wiedziano, co w ogóle z tym zrobić.
Polska Marynarka Wojenna, która w okresie międzywojennym nie była w stanie wyprodukować w kraju ani jednej rodzimej torpedy morskiej (opierała się wyłącznie na zakupach zagranicznych), nie miała odpowiedniego sprzętu, który mógłby zostać użyty w tego typu misjach. W Kierownictwie floty zdawano sobie jednak doskonale sprawę, że tak dużego entuzjazmu i potencjału społecznego nie wolno zaprzepaścić. Dlatego każdy ochotnik otrzymał od szefa Broni Podwodnej PMW komandora porucznika Eugeniusza Pławskiego imienny, oficjalny list z podziękowaniem za okazaną patriotyczną postawę i prośbą, aby czekać na wezwanie do stawienia się w jednostce wojskowej. Według nieoficjalnych informacji do września 1939 roku swój akces do "żywych torped" zgłosiło przeszło półtora tysiąca ochotników! A zgłaszali się niemal wszyscy - młodzi i starzy, wykształceni i nie, mężczyźni i kobiety. Z kandydatami, jak widać, nie było problemów, gorzej ze sprzętem, którym marynarka nie dysponowała!
Tu też spotykamy się ze sprzecznymi relacjami. Pomijając już sam wygląd owej broni, który w zależności od relacji albo był powiększoną torpedą ze stanowiskiem dla operatora, albo łódką z podwieszoną torpedą, aż po miniaturową łódź podwodną wyposażoną w wyrzutnie torped i nie będącą niczym innym jak pomniejszoną wersją pełnomorskich okrętów podwodnych, pojawiał się problem samego wyszkolenia. Niektórzy z ochotników wspominają, że oprócz listu z floty otrzymali również zaproszenie do Gdyni celem dalszego, bardziej już zaawansowanego szkolenia. Taka grupa mogła liczyć ok. 80 osób.
Kolejnym aspektem było samo wykorzystanie ochotników - marynarka chciała bardziej wykorzystać ich w działaniach dywersyjnych. W Sztabie Generalnym miała nawet powstać specjalna komórka zajmująca się tego typu działaniami. Życie jednak szybko zweryfikowało te plany i już podczas wojny niektórych z ochotników wcielono do... oddziału Pułku Strzelców Podhalańskich (sic!), który miał podejmować szereg działań dywersyjnych (po klęsce wrześniowej członkowie tego oddziału zasilili szeregi AK), innych wcielono do Armii Pomorze, gdzie mieli prowadzić działania w rejonach morskich i rzecznych, a jeszcze inni różnymi ścieżkami po dotarciu do stolicy brali udział w jej obronie.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że Niemcy doskonale orientowali się w polskich planach i obawiali się ich. Dlatego też ograniczyli do minimum ruchy swych większych jednostek po wodach Zatoki Gdańskiej. Tuż po zakończeniu działań wojennych, Gestapo intensywnie szukało i wyłapywało wszystkich ochotników-kandydatów do żywych torped.
Pomimo powszechnego dostępu do wszelkiego rodzaju archiwów, nie jesteśmy dziś w stanie jednoznacznie określić, jak bardzo i czy w ogóle zaawansowane były badania nad polskimi "żywymi torpedami". Czasem spotkać można opinię, że cała ta akcja miała mieć charakter jedynie propagandowy, którego celem było wzmożenie czujności u przeciwnika. Pewne jest jednak, że nad tą niezwykłą formacją, czy istniała, czy nie, zawsze będzie roztaczała się pewna aura tajemniczości.
Opinie (101) 8 zablokowanych
-
2011-12-28 11:26
Trudny język polski
Cytat: "(...) miniaturową łódź podwodną (...) nie będącą niczym innym jak pomniejszoną wersją pełnomorskich okrętów podwodnych".
Zdanie tautologiczne, bo miniatura to przecież pomniejszona wersja czegoś pełnowymiarowego. Użycie anachronizmu "łódź podwodna" przez specjalistę od historii polskiej marynarki wojennej także nie wygląda najlepiej, a obnaża tylko kłopot ze skonstruowaniem zdania podwójnie złożonego.- 2 2
-
2011-12-27 09:20
!!! (2)
Wspaniały artykuł! Więcej takich! Z wielką uwagą śledzę wszystkie.
- 25 5
-
2011-12-28 02:43
Doktorant Lipka (1)
Pośledź też to:
- 0 0
-
2011-12-28 02:43
Doktorant Lipka
Pośledź też to:
fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=23&t=6797- 0 0
-
2011-12-27 14:00
Moje marzenie... (2)
żeby Wszyscy nasi politycy tak się za kraj poświęcili!
- 15 1
-
2011-12-27 21:17
Każdy ma takich polityków
na jakich zasłużył.
- 3 0
-
2011-12-27 17:12
no co ty
to my mamy walczyć o własne więzienie
- 1 1
-
2011-12-27 14:50
Ciekawe czy w dzisiejszych czasach gdzie o prace jest ciezko trzeba bylo by miec (1)
studia w CV i moze jeszcze jakis fakultet :D
- 6 1
-
2011-12-27 17:12
dwa języki
- 2 0
-
2011-12-27 11:43
Działania nieregularne
potrafią skutecznie zniechęcić agresora.
- 8 0
-
2011-12-27 11:26
To jest jakiś pomysł na obecną zabiedzoną marynarke,10 tysięcy żywych torped i nie ma mocnych
- 17 1
-
2011-12-27 10:58
W sumie, to mnie nie dziwi, w każdej armii postawionej pod ścianą pojawiają się radykalne środki walki: Japończycy taranujący okręty, żywe torpedy japońskie, czy niemieccy piloci, którzy pod koniec wojny mieli taranować klucze bombowców. Inna sprawa, że zawsze mnie interesowało dlaczego nie inwestowaliśmy w miny i snajperów, tanie to, a potrafiłoby zatrzymać armię o przewadze technicznej.
- 16 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.