• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czego jeszcze nie wiemy o Westerplatte

Marek Gotard
4 listopada 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Andrzej Drzycimski ze swoim najnowszym dziełem - monumentalną historią Westerplatte. Andrzej Drzycimski ze swoim najnowszym dziełem - monumentalną historią Westerplatte.

Takiej książki o Westerplatte jeszcze nie było. To dwa tomy i ponad 800 stron historii, prawie 200 zdjęć, szczegółowe kalendarium, rozbudowany wykaz Westerplatczyków, historia kurortu, Wojskowej Składnicy Tranzytowej i jej obrony. To pierwsze tak metodyczne i kompleksowe opracowanie dziejów WST na podstawie wszelkich dostępnych badaczowi źródeł. Przed Andrzejem Drzycimskim, autorem książki "Westerplatte", nikt wcześniej tego nie zrobił.



Marek Gotard: Powiedzmy to od razu. To pozycja naukowa. Masowego odbiorcy, którego niektórzy autorzy wabią chwytliwymi sloganami w stylu "czy mogliśmy wygrać Powstanie Warszawskie" lub "czy warto było dogadać się z Hitlerem i razem ruszyć na Związek Radziecki" może nie zainteresować. O historii lubimy bowiem opowiadać w sposób emocjonalny.

Andrzej Drzycimski: Powiem może rzecz obrazoburczą, ale niestety cierpimy na brak krytyki naukowej. Doskonale rozumiem konstrukcję intelektualną, w której ktoś stawia tezę i wprowadza ją do publicznego obiegu. Gdy jednak nie widać w takiej pracy odpowiedniej metodologii, możemy traktować ją tylko jako intelektualną dysputę "czy mogło być tak, a nie inaczej", a nie poważną pracę. Pisarze, dziennikarze, publicyści kierują się emocjami, ale bez styczności z człowiekiem ich nie ma, a więc nie ma i tekstu. Wystarczy tu wspomnieć chociażby Melchiora Wańkowicza czy Ryszarda Kapuścińskiego. Napisali rzeczy wielkie, pełne emocji, często mające wpływ na nasz ogląd historii.

To, co do tej pory zapadło nam w pamięć w historii Westerplatte, to przede wszystkim relacje. Ostatni obrońcy WST odeszli przecież całkiem niedawno. Ta historia jeszcze kilka lat temu opowiadana była przez nich osobiście. Nikt nie poważył się o krytykę lub weryfikację tych relacji. Pana książka także je teraz niejako porządkuje.

W przypadku Westerplatte mamy do czynienia z bardzo rozbudowaną stroną relacyjną. I to był też problem dla autora. Często na jedno wydarzenie mieliśmy kilka wersji. Przecież żaden z obrońców nie miał do czynienia z pełnym oglądem wydarzeń, w których uczestniczył. Po 1945 roku, gdy w Polsce nastał nowy ustrój, Westerplatczycy doświadczyli bardzo szybko też, w jaki sposób pewne rzeczy należy "pamiętać" i jak przedstawiać. Pisząc książkę chciałem dokładnie poznać ich sposób myślenia. Wielu z nich znałem osobiście, obrońcy zostawili też po sobie prawie 1000 listów, pisali do siebie, często zwracali się też do swojego dawnego dowódcy, kpt. Dąbrowskiego. Jego wspomnienia są wyjątkowo cenne, to człowiek, który znał wagę słowa. I do tego przebogate archiwalia. Z tego wszystkiego musiałem wypreparować maksymalnie dokładny zapis wydarzeń z siedmiu wrześniowych dni 1939 roku.

Co zwraca uwagę w tym dziele, to bardzo bogata bibliografia. Ilość materiałów źródłowych do których Pan dotarł jest po prostu imponująca. Ile lat zajęło zapoznanie się z nimi i ich opracowanie?

Tematyką Westerplatte zajmuję się już ponad 30 lat. Początkowo chciałem jeszcze raz jak najdokładniej opracować siedem dni obrony. Zrozumiałem jednak, że Westerplatte nie da się zrozumieć bez dogłębnego poznania okresu przedwojennego. I zacząłem tę historię zgłębiać mniej więcej od 2008 roku. Kosztem ówczesnej pracy zawodowej. Zaangażowałem też własne środki. Uznałem, że to po prostu trzeba zrobić. Że musimy dokładnie poznać i opracować dzieje naszego chyba najważniejszego oprócz "Solidarności" symbolu. Do niektórych materiałów, znajdujących się w polskich archiwach, a dotyczących Westerplatte nikt przede mną nie zaglądał, a znalazłem tam fascynujące rzeczy. Na temat Westerplatte zachowały się u nas wręcz metry bieżące akt, wcześniej nie przebadane. Mamy chociażby mapy czy prawie pełny zestaw rozkazów od pierwszego z 20 stycznia 1926 roku do 31 sierpnia roku 1939. Dla historyka był to wręcz wyborny materiał. W momencie kiedy "dotknąłem" tych archiwaliów poczułem, że to przygoda mojego życia. Że na Westerplatte możemy spojrzeć zupełnie na nowo.

O przemianach dawnego, leniwego a potem zdegradowanego kurortu w jedyną w swoim rodzaju redutę w ówczesnej Europie, do tej pory praktycznie nic nie wiedzieliśmy. A jest to również niezwykle ciekawa opowieść.

To było niezwykle ważne miejsce dla II Rzeczpospolitej z jedynym polskim oddziałem wojskowym funkcjonującym poza granicami kraju. W połowie lat 30. dowództwo zrozumiało, jak ważną rolę, nie tylko polityczną, ale militarną czy strategiczną odgrywa nasza składnica. Westerplatte stało się wówczas soczewką, która skupiała wszystkie problemy z jakimi borykała się Liga Narodów i Polska w relacjach najpierw z  Wolnym Miastem Gdańskiem, później z III Rzeszą. Wtedy też rozpoczęła się niezwykła operacja przekształcania magazynów, których początkowo pilnowało 88 ludzi z bronią strzelecką, często niepiśmiennych, bez zębów, nie przedstawiających większej wartości bojowej, w doskonale zorganizowaną i uzbrojoną redutę, bronioną przez elitarny oddział ponad 200 żołnierzy. Specjalnie selekcjonowanych, spełniających bardzo wysokie standardy, doświadczonych w boju, wiedzących, jak bronić się w pełnym okrążeniu czy posługiwać się ciężką bronią. Umocnienia na Westerplatte nie były jakieś nadzwyczajne. To standardowe placówki ziemne, wartownie ze wzmocnionymi piwnicami i koszary, w których wykorzystano konstrukcje sprawdzane na doświadczalnych poligonach. Niemcy nie "rozgryźli" rozwiązań zaprojektowanych przez wybitnych, ówczesnych polskich saperów. Ta gigantyczna praca przyniosła wymierne efekty. Już pierwszego dnia, podczas nawały ogniowej, obrońcy nie dali się zaskoczyć, uruchomili kolejne kręgi obrony, a wytaczając armatę, już po pierwszym strzale, precyzyjnie likwidowali niemieckie punkty ogniowe. Po pierwszym szturmie ok 60 proc. kompanii szturmowej atakującej WST nie była zdolna do dalszych działań.

Przez Westerplatte, od 1926 roku do 1 września 1939 roku przewinęło się łącznie ok. 2 tys. żołnierzy i pracowników cywilnych z różnych stron ówczesnej Polski. Czy to materiał na kolejne badania, może książkę?

Pisząc "Westerplatte" położyłem wiele na szali, a wątków na temat Westerplatte, które można eksplorować jest dużo. Chociażby taki, jak ten jeden z najważniejszych epizodów rozpoczynania II wojny światowej traktowała propaganda, zarówno niemiecka w czasie samego konfliktu, a także jak wyglądała recepcja Westerplatte w czasie PRL-u. Skład żołnierzy, którzy przewinęli się przez WST to materiał także na pracę socjologiczną.

Aż nie chce się wierzyć, że "metodologicznie" tę historię poznajemy dopiero teraz.

To wielka satysfakcja, ale i odpowiedzialność, że ktokolwiek będzie teraz o Westerplatte pisał, będzie musiał sięgnąć do mojego "Westerplatte". Mam nadzieję, że kiedyś zadzwoni telefon, z pytaniem czy będę mógł pomóc rozwinąć jakiś wątek, znajdujący się w książce. Powiem "oczywiście - zapraszam!", bo takich jest tam sporo i stanowią one pole do popisu dla kolejnych badaczy. W monografii ograniczyłem się tylko do zaznaczania kolejnych wątków, na które są stosy dokumentów. Ta praca udowadnia, że wbrew pozorom Westerplatte nie jest w żadnym razie tematem zamkniętym. To obszar, z którego może powstać jeszcze niejeden doktorat. Mamy obecnie szansę, by do światowego obiegu wprowadzić obudowane naukowym warsztatem dwa symbole, Westerplatte i Solidarność. Oba narodziły się w Gdańsku. Tu zaczęła się obrona naszej wolności i tu zakończyła o nią walka. Dlatego też po etapie "wystawienniczym", z jakim mamy do czynienia w przypadku historii Solidarności, czas na naukową pracę nad jej dziejami. Takie opracowanie też powinno powstać, by tym symbolom nadać odpowiednią rangę.

Andrzej Drzycimski - dziennikarz i historyk, działacz opozycji w okresie PRL. W latach 1990-94 był rzecznikiem Lecha Wałęsy, najpierw jako przewodniczącego NSZZ "S", a później Prezydenta RP. Badaniu historii Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte poświęcił 30 lat pracy badawczej.

Wydarzenia

Spotkanie z Andrzejem Drzycimskim. Promocja książki Westerplatte

Miejsca

Opinie (31)

  • (2)

    Gdzie można nabyć wymienione w artykule dzieło?

    • 22 2

    • przyjdź na spotkanie z autorem pewnie będziesz mógł nabyć (1)

      • 6 1

      • Obawiam się że zanim przejdę ponad 2000 km to może być już po spotkaniu. Bardzo dziekuję za podpowiedź.

        • 3 2

  • Szczere wyrazy szacunku i uznania dla Autora !

    Niestety w ostatnich czasach dominuje literatura bardziej o sensacyjnym posmaku, niż dobra literatura mogąca określić się naukową.
    Po książkę na pewno sięgnę.

    Należy jeszcze zaznaczyć, iż Autor określa agresora mianem "Niemców" a nie jak obecnie często można spotkać tzw. "faszystów" Jest to warte podkreślenia, gdyż obecnie mamy raczej do czynienia w publikacjach z faszystami a nie Niemcami.

    W mojej ocenie ma to służyć odkejeniem odpowiedzialności wojennej od narodu niemieckiego, przerzucając to wszystko do worka z napisem "Faszyście", który leży tuż obok skrzynki z napisem "Polskie obozy śmierci".

    Jeszcze raz gratulacje, za opracowanie tak szczegółowej monografii uwzględniający cały kontekst historyczny.

    • 22 3

  • Proszę o wyjaśnienie,

    pracy odpowiedniej metodologii (czy aby nie chodziło o metodykę ?)
    oraz
    Aż nie chce się wierzyć, że "metodologicznie" tę historię poznajemy dopiero teraz.

    (czy nie chodziło o: metodycznie opisaną / naukowo opracowaną ?)
    Za słownikiem PWN:
    Metodologia:
    1. «nauka o metodach badań naukowych stosowanych w danej dziedzinie wiedzy»
    Metodyczny:
    1. «dotyczący metody lub metodyki czegoś, zwłaszcza nauczania»
    2. «prowadzony zgodnie z jakimiś zasadami lub z planem»
    3. «postępujący konsekwentnie według pewnej metody lub jakiegoś planu».

    W obu przypadkach chodziło Państwu o postępowanie wg określonego planu, schematu (np.: chronologicznie) czy o badanie, która z metod prowadzenia badań/opisu będzie lepsza do ukazania treści ?

    Proszę o wyjaśnienie (może ja źle rozumiem, w końcu nie kończyłem elitarnego liceum ani nie pobieram wynagrodzenia za słowo pisane).

    Autorowi gratuluję determinacji w odszukiwaniu i zgłębianiu materiałów źródłowych.

    • 12 7

  • Gratulacje dla autora i wydawcy.

    • 24 8

  • Cześć i chwała bohaterom !

    • 46 2

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Budowę Wielkiej Alei, dziś noszącej miano Alei Zwycięstwa, zainicjował w II połowie XVIII wieku:

 

Najczęściej czytane