• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Blacha z niszczycieli trafiła do pociągu

Michał Lipka
2 listopada 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
Jedno z najsłynniejszych zdjęć ORP Grom podczas prób morskich. Jedno z najsłynniejszych zdjęć ORP Grom podczas prób morskich.
Na jednostkach typu Orzeł wzorowano okręty podwodne zamówione we Francji. Na jednostkach typu Orzeł wzorowano okręty podwodne zamówione we Francji.
ORP Błyskawica - to na niej miały być wzorowane nowe polskie niszczyciele. ORP Błyskawica - to na niej miały być wzorowane nowe polskie niszczyciele.

O rozwoju polskiej floty przedwojennej powiedziano i napisano już prawie wszystko, ale mało kto słyszał o pomyśle budowy w Gdyni dwóch niszczycieli i zamówieniu we Francji okrętów podwodnych opartych na udanych jednostkach typu Orzeł.



Od chwili swego powstania, do wybuchu II wojny światowej, Warsztaty Portowe Marynarki Wojennej w Gdyni nieustanie się rozwijały. W latach 1935 - 1938, pracowali w nich najwybitniejsi konstruktorzy, którzy korzystali m.in. z pływającego doku o nośności 5 tys. ton. Wtedy też powstała specjalistyczna hala służąca do obróbki materiałów kadłubowych, zmodernizowano sieci energetyczne, hydrauliczne i grzewcze.

Wszystkie te działania przełożyły się na wodowanie niezwykle udanych koncepcyjnie i technologicznie jednostek, jak na przykład seria trałowców typu Jaskółka. Nie dziwi więc, iż planując dalszy rozwój floty, Kierownictwo Marynarki Wojennej postanowiło zlecić Warsztatom budowę dwóch nowoczesnych niszczycieli.

Plany nowych jednostek oparte były w głównym stopniu na niezwykle udanym projekcie niszczycieli typu Grom, zbudowanych w brytyjskiej stoczni White'a, która z resztą także teraz miała dostarczyć niektóre istotne elementy wyposażenia. Według podpisanej umowy pierwszy z okrętów miał wejść do służby w maju 1942 roku, a drugi pół roku później. W dowództwie floty ustalono nawet nazwy dla nowych jednostek - Huragan i Orkan.

Ich dane techniczne były prawie identyczne jak w niszczycielach, które powstały w brytyjskiej stoczni - obie jednostki przy wyporności przekraczającej 2200 ton miały mieć ok. 114 metrów długości, miały rozwijać prędkość przeszło 39 węzłów, a na ich uzbrojenie miało się składać siedem dział 120 mm, cztery działa kal 40 mm oraz dodatkowo liczna artyleria przeciwlotnicza i wyrzutnie bomb głębinowych.

Prace nad realizacją projektu były już mocno zaawansowane, gdy przerwała je świadomość rychłego wybuchu wojny. Blachy dostarczone już do Warsztatów Portowych przez hutę Batory wykorzystano do opancerzenia i przygotowania do walki marynarskiego pociągu "Smok Kaszubski", który wziął udział w kampanii wrześniowej.

Warto zaznaczyć, że proponowane nazwy dla niewybudowanych jednostek nie podzieliły ich losu. W okresie wojennym Polska Marynarka Wojenna przejęła od Francuzów niszczyciel typu Bourrasque, który nazwano "Ouragan" (nie była to szczęśliwa jednostka, gdyż przez niespełna rok służby pod polskim dowództwem większość czasu spędzała w stoczni remontowej), a następnie od Brytyjczyków nowoczesny niszczyciel typu M, który otrzymał nazwę "Orkan". Los dla tego okrętu również nie był łaskawy gdyż został storpedowany w pobliżu Grenlandii tracąc przy tym 178 członków załogi - uratowało się zaledwie 44 marynarzy).

Niezależnie od powyższych planów polskie dowództwo postanowiło również wzmocnić siły podwodne. W tym przypadku zapadła decyzja o zmodyfikowaniu projektu okrętów podwodnych typu Sęp - budowy miała podjąć się francuska stocznia Chantiers et Ateliers A. Normand w Hawrze.

Skąd taka decyzja, mimo nie najlepszych wspomnień z poprzednio budowanymi tam okrętami? Pomijając względy natury polityczno - ekonomicznej, które wzięły górę nad fachowością, trzeba przyznać, że Warsztaty Portowe Marynarki Wojennej nie były przygotowane do budowy okrętów podwodnych.

Podobnie jak w przypadku niszczycieli projektowane okręty podwodne nie różniły się zasadniczo od swych jednostek bazowych. Miały to być jednostki przeszło 86-metrowe, uzbrojone w 12 wyrzutni torped. Znacząca zmiana zaszła w uzbrojeniu pokładowym - zrezygnowano bowiem z działa okrętowego, w zamian za to wzmacniając artylerię przeciwlotniczą.

Kwestią dyskusyjną, podobnie jak w przypadku Orła i Sępa, była celowość wprowadzania tak dużych jednostek na niewielki i płytki Bałtyk, gdzie wartości bojowe okrętów nie mogły być w pełni wykorzystywane.

Umowę na budowę podpisano w październiku 1938 roku, a pierwszy z dwóch zamówionych okrętów miał być gotowy w 1941 roku. Ironią losu jest fakt, że oprócz licznych podzespołów polskich, brytyjskich i szwedzkich, peryskopy i aparaty podsłuchowe miano zakupić w... Niemczech. W niektórych opracowaniach można natrafić na informacje czysto fantastyczne mówiące o tym, że okręty Orzeł mod (jak się je czasem nazywa) miano wyposażyć w wodnosamoloty lub małe amfibie rozpoznawczo - desantowe, ale są to informacje, które nigdy nie uzyskały żadnego potwierdzenia.

Niestety, podobnie jak w przypadku budowanych w Gdyni niszczycieli, dalsze prace nad polskimi okrętami podwodnymi przerwała wojna. Niemcy zdobywając poszczególne tereny we Francji ostatecznie zdobyli również i stocznie wraz z pochylniami. Do dziś nie wiadomo co stało się z wpłaconymi przez Polaków na poczet budowy pieniędzmi.

Opinie (34) 4 zablokowane

  • Ten "Smok Kaszubski" to było coś ciekawego, mimo iż zwykłe uszkodzenie torów mogło go skutecznie unieruchomić. Niestety wojna to nierówna walka - zawsze ktoś jest przegrany. Decyzje o budowie czy przejęciu okrętów były słuszne, coś się działo - mieliśmy kontakt z innymi maszynami, technologiami. Bardzo wciągający i ciekawy tekst - warto historię regionu ale i całego kraju przypominać. Bo sama w końcu podzieli los tych okrętów. Pozdrawiam

    • 12 1

  • :)

    biorąc pod uwagę poziom jaki obecnie prezentuje nasza marynarka wojenna nie pozostaje nic innego jak tylko przypominać jej piękną historię :)

    • 23 0

  • (2)

    Pan Michał w obecnych czasach to zbyt wiele sobie nie pobada ...:o)

    • 13 2

    • chyba tylko rozkład i rozpad mu pozostał :D

      • 1 1

    • Pan

      Lipka to normalny przepisywacz , wstyd i żenada !!

      • 3 2

  • (6)

    Panie Michale, nie używa się określenia: wodnosamoloty. Powinno się użyć nazewnictwa: wodoloty.

    • 5 35

    • Dobre :)

      To na pewno żart, bo nikt nie jest tak głupi, żeby pomylić wodnosamolot z wodolotem :)

      • 11 2

    • no comment (1)

      pozostawię bez komentarza brak znajomości w rozróżnieniu wodolotu od wodnosamolotu :)

      • 6 0

      • żarcik jak żarcik - a ile uśmieszków wzbudził :)

        • 3 1

    • Po

      prostu wodny samolot i wiadomo łoco chodzi !!!

      • 2 0

    • HYDROPLAN lub WODNOPŁAT (1)

      dziękuję za uwagę.ps. jak się nazywa helikopter/smigłowiec type sea hawk.wodnośmigłowiec?

      • 1 0

      • chyba c-hawk

        • 0 0

  • Nie

    piszcie o tym temacie że mało kto wiedział , te sprawy były już publikowane , nie róbcie z Polaków takich ciemniaków , wielki wstyd !!!

    • 14 1

  • Misiek (4)

    kolejny dobry artykuł!

    • 6 5

    • hihihi (3)

      no proszę, może dzięki tym publikacjom Pan Doktorant znajdzie swą upragniona miłość ;) ale żeby fankluby zakładać...nonono :p

      • 2 1

      • przyjaciele (2)

        muszą trzymać się razem;)

        • 1 0

        • (1)

          Tylko nie piszcie sobie wzajemnie potulnych recenzji własnych artykułów i książek jak to bywa w nauce ostatnio.

          • 1 0

          • a widzisz tu jakąś potulną recenzję?

            • 1 0

  • Tak w tym temacie już wszystko napisano ale pan doktorant musi sobie nabić publikacje, więc przepisuje stare książki i wkleja (1)

    fotki z Wikipedii...

    • 13 8

    • A co, przecież musi wykazać jakieś "publikacje" w dorobku naukowym :). PS. Kiedy obrona??? Chemy doktora, a nie doktoranta.

      • 1 0

  • Panie Lipka polskie okręty podwodne we wrześniu nie były kwestią dyskusyjną w płytkim Bałtyku, gdyż jak wojna pokazała tego (3)

    typu okrety też tu odnosiły sukcesy!! Natomiast nasze okręty podwodne w 39 roku stały się bezużyteczne wskutek genialnego pomysłu archaicznego dowództwa marynarki, aby im przydzielić i kazać bronić jakieś debilne sektory. I tak oto straciły swój główny atut jakim jest manewrowość i zaskoczenie i stały się z myśliwego zwierzyną!!! A i tak dzięki wielkim umiejętnościom i waleczności polskich marynarzy zaden z nich nie został przez wroga zatopiony a dwa nawet uciekły do Anglii....

    • 14 4

    • veto (1)

      nie zgodzę się z Tobą - autor w artykule nie neguje jako takich okrętów podwodnych - poddaje w wątpliwość budowanie dużych jednostek oceanicznych jakimi niewątpliwie były Orzeł i Sęp. Mniejsze jednostki na pewno były by o wiele bardziej mobilne. Oczywiście bezsporna kwestia pozostają założenia operacyjne planu Worek i wyładowania zapasowych części zamiennych. Nie mniej jednak zgadzam się z Autorem - mniejsze jednostki podwodne były by lepsze

      • 4 3

      • Yamato -

        w czym te mniejsze jednostki miały być lepsze poza czasem alarmowego zanurzenia ?

        • 1 1

    • Jakie okręty "tego typu" odnosiły na Bałtyku sukcesy? Chyba tylko sowieckie (mniejsze od naszych) w ostatnich dniach wojny, ale Niemcy nie mieli juz wtedy srodków do obrony swoich szlaków ewakuacyjnych. Przez całą wojnę radziecka mw się NIE LICZYŁA i była pochowana w portach. Ich taktyka i skuteczność - żadna(poza końcem wojny). Sami Niemcy też nie zaliczyli na Bałtylu wielkich sukcesów na konto swoich ubotów. Co do bezmyślnego sposobu wykorzystania naszych op - pełna zgoda.

      • 1 0

  • (1)

    tylko znawca gazetowy slyszał o za "dużych" okrętach podwodnych - bałtyk to morze trudne ze wg na warunki pod wodą min duże różnice w zasoleniu, więc ukryć się tu może każdy dobry dowódca - to system dowodzenia, komunikacja i rozpozanie a nie wielkość decydowały o sukcesach

    • 4 1

    • mówisz tak jak kmdr Kłoczkowski swego czasu - "wystarczy że okręt zejdzie głęboko i będzie cicho a będzie nie wykryty" BREDNIE!!!! mały okręt jest bardziej zwrotny niż większy i nie ma tu nic do rzeczy wyszkolenie czy talenty dowódcy i załogi. moim zdaniem mniejsze jednostki mogłyby się pokusić nawet na czatowanie na niemiecki pancernik stojący w gdańskim porcie. Jest to oczywiście sprawa dyskusyjna ale moim zdaniem Autor ma rację - na bałtyk potrzebne były mniejsze jednostki a nie tak wielkie jak okręty holenderskie...

      • 2 0

  • O czym my mówimy???

    My zamówiliśmu DWA okręty, a ile budowali w tym czasie szkopy????Dziś jest to samo! Obudźmy się! Żaden Anglik, Francuz, Amerykaniec (Niemiec Hihihi!), nie kiwną palcem, by nam pomóc w razie draki.

    • 5 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywała się brama, która stała w miejscu Zielonej Bramy w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane