• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

ORP Orzeł: od tchórzostwa do bohaterstwa

Michał Lipka
7 lutego 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
ORP Orzeł (III), kóry brał udział w rejsie poszukiwawczym swojego najsłynniejszego poprzednika. ORP Orzeł (III), kóry brał udział w rejsie poszukiwawczym swojego najsłynniejszego poprzednika.

To najsłynniejsza i zarazem najbardziej tragiczna historia okrętu podwodnego polskiej floty. To na nim bohaterska postawa załogi została zestawiona z tchórzostwem dowódcy. To ten okręt jako jeden z pierwszych zatopił niemiecki statek z wojskiem zmierzający do wybrzeży Norwegii. Wreszcie to on, jako jedyny, zatonął w niewyjaśnionych po dziś dzień okolicznościach.



ORP Orzeł w Gdyni



Po przykrych doświadczeniach z budowanymi we Francji okrętami, dowództwo polskiej floty zaczęło rozglądać się za innymi wykonawcami. Wybór padł na Holandię, która w tym czasie cieszyła się sporą renomą. Dodatkowo kraj zgodził się, by większość (przeszło 80 proc.) zapłaty za kontrakt została spłacona w polskich produktach rolnych. Pozostała kwota miała pochodzić z tzw. Funduszu Obrony Morskiej, czyli dobrowolnych składek wpłacanych przez wojskowych i  osoby cywilne.

Zdecydowano się na zamówienie dwóch jednostek. Projekt techniczny powierzono polskiemu inżynierowi pracującemu w Holandii - Kazimierzowi Leskiemu. Według założeń, nowe okręty podwodne miały być większe (typu oceanicznego) od jednostek typu Wilk, dużo od nich nowocześniejsze i szybsze, miały też móc długo operować poza swą bazą. Było to zgodne z forsowaną przez kontradmirała Jerzego Świrskiego koncepcją przeprowadzania działań na dalekich szlakach komunikacyjnych.

Uzbrojenie planowanych okrętów było imponujące - 12 wyrzutni torpedowych, 1 działo kal. 105 mm, 1 podwójne działko kal. 40 mm oraz podwójny karabin maszynowy kal. 13,2 mm. Zakładana prędkość wynosiła 20 węzłów na powierzchni i 9 węzłów pod wodą.

Stępkę pod pierwszy okręt położono 14 sierpnia 1936 roku. Budowa posuwała się szybko także 15 stycznia 1938 roku, podczas uroczystego chrztu jednostki nadając jej imię ORP Orzeł. Podczas samego wodowania doszło do nieprzyjemnego zdarzenia - zamarzły smary i okręt utknął na pochylni. Po kilku godzinach prób i dopiero po użyciu lokomotyw ORP Orzeł po raz pierwszy spłynął do wody. Niektórzy odebrali to jako nie najlepszy znak...

Niebawem wyznaczono komandora podporucznika Henryka Kłoczkowskiego na stanowisko dowódcy okrętu. Miał on opinię jednego z największych fachowców podwodnego rzemiosła - był absolwentem licznych krajowych i zagranicznych kursów podwodnego pływania, na jednostkach typu Wilk przeszedł wszystkie oficerskie stanowiska. Tuż przed przejęciem "Orła" dowodził ORP Żbik.

Rozpoczęto próby stoczniowe i wtedy po raz kolejny dał znać o sobie pech - podczas cumowania "Orzeł" uderzył w pomost łączący nabrzeże z pontonem cumowniczym. Warto podkreślić, że jednostką dowodził wtedy holenderski kapitan (wymogi stoczniowe - Polacy obserwowali w tym czasie wypełniane funkcje i uczyli się okrętu) a same uszkodzenia na szczęście okazały się powierzchowne. 2 lutego 1939 podniesiono uroczyście biało czerwoną banderę a trzy dni później "Orzeł" udał się w rejs do Gdyni. Choć jednostka pojawiła się w porcie już 7 lutego, oficjalnego i uroczystego powitania dokonano 10 lutego, w dniu Święta Marynarki Wojennej - wtedy też na kiosku "Orła" zamontowano pamiątkową tablicę informującą, że okręt powstał dzięki składkom Funduszu Obrony Morskiej.

ORP Orzeł - II wojna światowa



Gdy wybuchła wojna, "Orzeł", w przeciwieństwie do "Żbika", nie był w stanie od razu opuścić portu. Zaważyła na tym decyzja dowódcy, który w przeddzień pozwolił wszystkim podoficerom mieszkającym w Gdyni na nocleg w domach. Dopiero w okolicy godziny 7 rano znalazł się w morzu, gdzie zapoznano się z planem Worek. "Orłowi" przypadł do patrolowania wewnętrzny rejon Zatoki Gdańskiej od latarni w Jastarni po ujście Wisły. Wyznaczenie takiego obszaru z jednej strony wydawać by się mogło dziwne - występują tam liczne płycizny, co znacznie utrudniało manewrowanie. Polskie dowództwo planowało jednak przeprowadzenie ataku na większe jednostki nieprzyjaciela, jak na przykład pancerniki Schlesien i Schleswig - Holstein, ale niestety planów tych nie udało się zrealizować.

Pierwsze dni wojny upłynęły nad wyraz spokojnie - dowódca obserwował powierzchnię morza przez peryskop, a sam okręt nie był ani razu atakowany. 4 września pozorny spokój jednak się skończył, gdyż około godz. 15 nieprzyjacielski samolot wykrył i zaatakował Orła bombami głębinowymi. Był to pierwszy atak, jaki przeżyła załoga.

Jak się niebawem okazało, miał on wymierne efekty na losy okrętu, bo od tego czasu zaczęły zachodzić zmiany w zachowaniu komandora Kłoczkowskiego. Podjął on samowolną decyzję o opuszczeniu sektora bojowego i rejsie w rejon Gotlandii. Wśród załogi zaczął rozpowszechniać opinie, że wojna jest już przegrana i należy uważać, aby niepotrzebnie nie stracić życia.

Tego typu zachowanie należy jednoznacznie ocenić jako niedopuszczalne, zwłaszcza że dotyczyło osoby dowódcy, który zawsze powinien świecić przykładem. Niebawem komandor zaczął uskarżać się na bliżej nieokreśloną dolegliwość i zamknął się w swojej kajucie. Sytuacja była patowa - z jednej strony na okręcie był dowódca, który nie mógł dowodzić, z drugiej nie przekazał okrętu swemu zastępcy. Dodatkowo w wyniku bombardowania uszkodzeniu uległa sprężarka w maszynowni, a pokładowe naprawy nie dały rezultatu.

ORP Orzeł - Tallin



Na wysłane przez pierwszego oficera, kapitana Jana Grudzińskiego pytanie co robić dalej, Dowództwo poleciło wyokrętować Kłoczkowskiego w którymś z portów Szwecji lub Finlandii. Tak się jednak nie stało - decyzją dowódcy okręt skierował się w stronę estońskiego portu w Tallinie. Po przybyciu na miejsce kmdr Kłoczkowski udał się do szpitala... zabierając ze sobą wszystkie swoje prywatne rzeczy, łącznie z maszyną do pisania i strzelbą.

Zgodnie z prawem międzynarodowym, jednostka walczących stron w porcie neutralnym może przebywać wyłącznie 24 godziny. Po przekroczeniu tego czasu zostaje internowany. Dalej jest też zapis, że w przypadku gdy okręt spotka w porcie jednostkę cywilną drugiej ze stron konfliktu, ma prawo opuścić port dopiero w 24 godziny po wypłynięciu statku - miało to zapobiec ewentualnemu pościgowi i atakowi. Jak się niebawem okazało, w tallińskim porcie cumował niemiecki frachtowiec, który szykował się do rejsu. Kapitan Grudziński otrzymał zezwolenie na przedłużenie pobytu Orła o 24 godziny. Niebawem jednak na pokład wszedł silny oddział marynarzy, a dowodzący nimi estoński oficer poinformował zaskoczonych Polaków o internowaniu jednostki. Wobec zaskoczenia i znacznej przewagi wszelki opór był bezcelowy. Orła przeholowano w głąb basenu portowego i rozpoczęto jego rozbrajanie po wcześniejszym zabraniu większości map i dziennika pokładowego.

Już od pierwszych chwil polska załoga rozpoczęła przygotowania do ucieczki - marynarze zaczęli ochoczo "pomagać" w rozbrajaniu okrętu, w efekcie czego udało się na pokładzie zatrzymać kilka torped oraz m.in. nie dopuszczono do rozłączenia wałów śrubowych. Dzięki pomysłowości jednego z bosmanów udało się również wysondować dokładną głębokość basenu portowego. W nocy z 17 na 18 września przygotowania zostały zakończone i po obezwładnieniu estońskich strażników Orzeł powoli skierował się ku ujściu portu. Sytuacja stawała się niebezpieczna, gdyż początkowo zaskoczeni Estończycy otrząsnęli się i po zapaleniu dużych reflektorów rozpoczęli ostrzał Orła. Na szczęście spaliny diesla osłoniły nieco polski okręt. Niestety, u wyjścia z portu Orzeł utknął na podwodnej skale. Dopiero po kilkunastu minutach i wytężonej pracy silników oraz pomp udało się opuścić wreszcie port i bezpiecznie się zanurzyć.

Ucieczka Polaków wywołała liczne ataki wrogiej propagandy - załogę oskarżano o zamordowanie estońskich strażników (już niebawem okazało się to było to kłamstwo, gdyż obaj cali i zdrowi zostali wypuszczeni) i zatopienie radzieckiego statku, co było nieprawdą.

Uszkodzony okręt, pozbawiony dokładnych map i ze zmęczoną załogą, operował na Bałtyku aż do 7 października, kiedy to dowódca zdecydował o przejściu do Wielkiej Brytanii. 14 października 1939 roku, po kilkudniowym operowaniu w rejonie Skagerraku, ORP Orzeł nawiązał kontakt z Brytyjczykami i eskortowany przez HMS Valorous wszedł do portu Rosyth. Załoga mogła wreszcie troszkę odpocząć, a okręt skierowano do doku celem wykonania niezbędnych napraw.

Remont ORP Orzeł



Po remoncie "Orzeł" został włączony w skład II Flotylli Okrętów Podwodnych. Niestety na drodze do pełnego bojowego wykorzystania okrętu stanął brak pełnego uzbrojenia - nadal brakowało m.in. zamków do działa. Wobec tego zdecydowano się na powierzenie Orłowi funkcji okrętu eskortowego na wodach przybrzeżnych. Po dwóch takich rejsach Dowództwo II Flotylli zaproponowało kapitanowi Grudzińskiemu odbycie rejsu również w charakterze eskortowca, ale już na dalszych wodach - wobec zgody jednostkę skierowano wraz z konwojem do Bergen. Następnie Orzeł odbył cztery patrole bojowe na wodach norweskich. Piąty z kolei zakończył się wielkim sukcesem, z którego jednak sojusznicy nie wyciągnęli odpowiednich wniosków.

8 kwietnia 1940 oficer wachtowy wypatrzył na horyzoncie strużkę dymu. Po podejściu bliżej wezwanemu dowódcy udało się odczytać nazwę jednostki - Rio de Janeiro, i port macierzysty - Hamburg. Po wynurzeniu, wezwano statek do zatrzymania maszyn. Niemcy jednak nie posłuchali, wobec czego Orzeł strzelił salwę ostrzegawczą z karabinów maszynowych co zaowocowało zastopowaniem maszyn i spuszczeniem łodzi. Niemcy postanowili grać na czas, a radio przechwyciło wygnały wzywające pomocy - niebawem też na horyzoncie zaobserwowano szybko zbliżające się jednostki. Kapitan Grudziński ostrzegł jednostkę o odpaleniu torpedy, która ostatecznie chybiła. Dopiero za drugim razem statek został storpedowany, ale zatonął dopiero po trzeciej torpedzie. Jak się okazało był to zakamuflowany transportowiec wojska, które miało być użyte do walk w Norwegii. Niestety informacja o tym została całkowicie zlekceważona przez aliantów.

Orzeł odbył jeszcze kilka patroli na których szczególną uwagę zwracano na małe jednostki nawodne oraz samoloty nieprzyjaciela. 23 maja 1940 roku Orła skierowano na kolejny patrol na Morze Północne. Na początku czerwca radiostacja bazy wysłała na polski okręt rozkaz polecający zmianę sektora. W kolejnym rozkazie polecono ponownie zmienić mu rejon operacyjny, aż wreszcie nadszedł rozkaz odwołujący Orła do bazy. Gdy minął wyznaczony termin zaczęto się niepokoić - wysłano kolejny sygnał wzywający polski okręt do podania pozycji. Podobnie jak i poprzednie i ten pozostał bez odpowiedzi...

Oficjalnie w komunikacie z 11 czerwca 1940 roku Kierownictwo Marynarki Wojennej oficjalnie potwierdziło stratę ORP Orzeł. Do dziś nie wyjaśniono co stało się z okrętem i całą 62 osobową załogą - nie udało się również zlokalizować wraku, choć było już co najmniej kilka ekspedycji poszukiwawczych (w tym ta najsłynniejsza w której udział brał ORP Orzeł (III)). Najczęściej przytaczane hipotezy mówią o wejściu na minę, tragicznej pomyłce sojuszniczego okrętu podwodnego czy też niespodziewanym ataku lotniczym. Pośmiertnie całą załoga została awansowana na wyższy stopień a dodatkowo kmdr ppor Jan Grudziński odznaczony został Złotym Krzyżem Virtuti Militari.

Na koniec warto przyjrzeć się jeszcze kmdr Kłoczkowskiemu - estońscy lekarze szybko wypisali go ze szpitala, co tylko potwierdziło domysły o symulowaniu choroby.

Po zajęciu Estonii przez Związek Radziecki Kłoczkowski został aresztowany, a więzienie opuścił na mocy amnestii. Po utworzeniu w ZSRR Armii Polskiej wstąpił w jej szeregi i ostatecznie przedostał się do Anglii. Tam stanął przed Polskim Sądem Morskim - obciążały go spisane zeznania załogi "Orła" oraz wspomnienia tych, którzy nie zginęli wraz z okrętem (wcześniej zostali przeniesieni na inne jednostki). Ostatecznie Kłoczkowskiego skazano na 4 lata więzienia oraz degradację do stopnia marynarza - wyroku nie wykonano. Po wojnie osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1962 r.

Opinie (49) 6 zablokowanych

  • Na głównej jest..

    "75 rocznica zagnięcia ORP Orzeł"

    • 0 0

  • Czyż to nie jest dziwne ....

    ....że podczas tej " ucieczki "mimo ostrzału z kilkudziesięciu luf ani jeden pocisk nie trafił w tak wielki cel ?

    • 1 2

  • Orzeł

    Już nie ma nic.Nie ma Marynarki Wojennej, bo nie ma okrętów które by broniły kraju od strony morza.Ale istnieje Akademia M.W. na Oksywiu ,pytanie tylko po co?Ale mamy około 10 kontradmirałów, wiceadmirałów z godnymi zarobkami za piastowanie stanowisk.Nie ma Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni z około 200 liniowcami, nie ma PŻM w Szczecinie ,Dalmoru, PŻB, Gryfa i wielu innych.Wszystko zostało rozkradzione i sprzedane oficjalnie za marne grosze przez byłych dyrektorów, pierwszych sekretarzy komitetów PZPR z otoczką im podobnych złodziei.Sztab Marynarki Wojennej z Gdyni przeniesiono do Warszawki.Sic????!!!!Nawet wspaniała Szkoła Morska zamieniona została na Uniwersytet Morski gdzie "kształcą się" panienki w kierunku ekonomiczno zarządzającym.Ciekawe czym będą one zarządzać jak wszystko rozkradzione.Czy ktoś z w/w kiedyś za to odpowie? Nie!!

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (2 opinie)

(2 opinie)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co trzymała w dłoniach „Natasza” - dziewczyna z pomnika Braterstwa Polsko-Radzieckiego w Gdyni?

 

Najczęściej czytane